Moderator
-Dlatego najpierw porozmawiamy z Alejandrem, może załatwi nam jakoś pozwolenie. No i zawsze znajdzie się sklep bez "ochrony".
William wyszedł z domu zamykając przy tym drzwi i idąc z towarem do jednej z ciemnych alejek czekając na jakiś klientów.
Właścicielka
Radio:
Odpalił za drugim razem, ale chodził dobrze jak na taki tani samochód.
Kuba:
Podszedł nieco bliżej Ciebie.
- Skąd masz tyle zioła?
Skwarek:
- W takim razie załatw te pozwolenie, bo bez tego wolę nie handlować koką.
- A czym byśmy się zajmowali poza kokainą? - Zapytał Colin.
Kazzix:
Stanąłeś w jednej z alejek, po kilkunastu minutach podszedł do Ciebie chudy ćpun.
- Dobry, ma pan coś na... Sprzedaż?
Świetnie, to rzeczywiście nieźle, jak na taką cenę. Pojechała do domu.
Moderator
-Haraczami, przemytem, prostytucją. Zajmowalibyśmy się tym na czym dałoby się zarobić pieniądze. Oczywiście po pewnym czasie wolałbym, abyśmy mieli kilka legalnych miejscówek. W końcu kiedyś będzie trzeba przejść na emeryturę.
-Zależy co chcesz... Mam tu Kokainę , Marihuanę i kilka innych rzeczy.
Właścicielka
Radio:
// Zmiana tematu. Zacznę.//
Skwarek:
- I sądzisz, że całą naszą gotówkę z napadu przeznaczymy na twój interesik? Nie sądzę, żeby to się nam opłacało. - Odparł Colin.
Kazzix:
- Ile masz tej kokainy?
Zwinął cały jego dobytek + gnata dilera, jego kokę i ewentualnie jego kasę po czym spie**olił do Doktorka przez uliczki, unikając dilerów czy gangsterów.
Właścicielka
Killer:
Zdobyłeś 200 gram kokainy, 300$ oraz Glocka 21.
// Zmiana tematu. Zacznę.//
-200 Gramów ale całego ci nie dam... Chyba że masz niezłą sumkę kasiory to będzie się można dogadać.
Właścicielka
Kazzix:
- Mhm... A za ile sprzedasz 20 gramów?
-125$, Najlepsza w mieście.
Moderator
-Po pewnym czasie mam na myśli wtedy kiedy będziemy zarabiać pieniądze. Poza tym nie każę wam wyrzucać swoich pieniędzy na moje pomysły. Zróbmy tak, spotkajmy się tutaj jutro, rano. A ja w międzyczasie pójdę z Victorią do Alejandra, porozmawiać o pozwoleniu, w porządku?
Właścicielka
Kazzix:
Ćpun pozytywnie się zaskoczył.
- Łoo, zajebiście! Biorę. - Zapłacił daną kwotę. - Powiem kumplom, żeby u Ciebie kupowali. Dobrze wiedzieć, że można kupić tanio i dobrze.
Skwarek:
- Niech będzie. Do zobaczenia. - Colin zabrał swoją walizkę i poszedł w swoją stronę, tak samo Marcus. Zostałeś sam z Victorią.
- To jak ,idziemy?
Właścicielka
Killer:
Po wyjściu z meliny trafiłeś znowu na slumsy.
Dał mu kokainę i czekał na kolejnych klientów.
Tym razem udał się gdzieś na drugi koniec Slumsów. Im dalej od Kolumbijczyków tym mniejsza szansa że zabije kogoś takiego. Z resztą, jak wkręci się odpowiednio kit to powinni w to uwierzyć. Kiedy był "już dostatecznie daleko", poszukał za dealerem ze schowaną Berettą do napadu.
Właścicielka
Kazzix:
Ćpun odszedł a następnego klienta znalazłeś godzinę później. Był to czarnoskóry, młody facet.
- Siema, ziomek. Jesteś od Żmii?
Killer:
Po chwili poszukiwań znalazłeś kolejnego dilera ubranego w bluzę z kapturem stojącego w ciemnej alejce.
Podszedł do niego, ni za blisko ni za daleko.
-Hejka. Co sprzedajesz?
William zdziwiony i lekko przewrażliwiony spytał
-A co? Jakiś interes masz?
Właścicielka
Killer:
- Zależy czego potrzebujesz. Mam metę i kokę.
Kazzix:
- Możliwe. Jeśli nie jesteś od Żmii... Przyda się nowy diler.
-Tak nie jestem od żmii i powiedzmy że zgodzę się na bycie dilerem.
-Koka. Ile dokładniej gram?
Właścicielka
Kazzix:
- Dobrze wiedzieć, a ile masz dokładnie towaru?
Killer:
- Mam trzysta gramów, a ile chcesz?
-Hm...pokaż. Nie wiem czy mnie w chu*a nie robisz.
Kiedy ten pokazał to skorzystał z okazji i wyciągnął gnata z ukrycia tak szybko jak umiał, a następnie podziurawił mu łeb 2 kulkami. Zwinność pozostała w prawej ręce i szybki dostęp do broni powinny go zabić nim ten by się zczaił o co kaman.
-200g kokainy , 200g marihuany trochę metamfetaminy i coś by tam się jeszcze znalazło na chacie.
Właścicielka
Killer:
Diler natychmiast padł martwy.
Kuba:
- Jakiego dostawcy ? - Spytał podejrzliwie. Zauważyłeś ruch w kieszeni.
Kazzix:
- Doskonale. Pójdziesz ze mną do naszych, dobra? Obgadamy interesy i inne szczegóły.
Radio:
Po paru minutach dojechałaś na teren slumsów.
Wziął jego fanty i udał się dalej, chowając broń.
Jeździła powoli ulicami, rozglądała się za handlarzami narkotyków. A nuż trafi się jakiś bezpański, którego Sombra mogłaby wziąć pod "opiekę"?
Poszedł za nim trzymajac ręce w kieszeni.
- Prywatnego, do jasnej cholery. Nie ma nic do Ciebie, żadnego Afroamerykanina, a tym bardziej, Czarnych Żmij, więc odwal się łaska, dobra? Jeśli chcesz, to proszę, zmyję się z tego terytorium i nasze drogi się rozejdą. Zadowolony?
Moderator
-Tak, idziemy.
Odpowiedział jej i poszedł do baru "Pod Palmą".
Właścicielka
Killer:
Twoja ofiara miała 200 gram koki oraz 100 gram mety. Znalazłeś też nóż motylkowy. Idąc nieco dalej znów znalazłeś dilera, który właśnie przekazał jakąś paczkę czarnoskóremu ćpunowi.
Radio:
Jest to jakiś plan. Znalazłaś jednego człowieka w białej bluzie podpierającego się o ścianę jakiegoś opuszczonego domu. To mógł być diler, trzymał jakieś paczki obok siebie.
Kazzix:
// Zmiana tematu. Zacznę.//
Kuba:
- Masz rację, to dobry pomysł. Ale po co miałbym się zgodzić, jeśli mogę wziąć sobie darmowy towar? - Wyjął szybkim kastet z kieszeni i nie dając Ci czasu na reakcję uderzył Cię w nos, zachwiałeś się i cofnąłeś. Napastnik zaraz znowu zaatakuje.
Skwarek:
// Zmiana tematu. Zacznę.//
Przygotował ponownie pistolet w ukryciu do napadu.
-Hej. Czym handlujesz?
Stanęła po przeciwnej stronie ulicy i obserwowała go ukradkiem z samochodu.
Właścicielka
Killer:
- Kokaina, najczystsza w mieście. Chętny?
Radio:
Nadal tam stał, po chwili przyszedł jakiś obdartus i wziął od niego jedną z paczkę, a ten dał mu kasę.
Używanie argumentu siły nie miałoby w tym momencie żadnego sensu, więc wyciągnął pistolet z kieszeni, odbezpieczył i wycelował w jego kierunku, korzystając z siły argumentu.
-Pff, każdy diler tak mówi. No ale pokaż no ten towar czy mnie nie robisz w ch*ja.
Wyszła z samochodu i podeszła do dilera. Przed tym, parę razy się zgrywała, udając, że nie chce być zauważona:
- Ej...Co masz do sprzedania? - Cicho zagadała.
Właścicielka
Kuba:
Gdy tylko wycelowałeś w niego pistoletem podniósł ręce do góry i zaniechał ataku.
- Cholera. Opuść tę broń, dobra?
Killer:
- Jak chcesz. - Podniósł jedną z paczek z ziemi, otworzył i pokazał Ci kokainę.
Radio:
- Meta, a co? - Odpowiedział.
- Żebyś mnie zatłukł? Mówiłem, że nie szukam kłopotów, a Ty pierwszy mnie zdzieliłeś. Gdybym nie miał skłonności samobójczych to zastrzeliłbym Cię tu tak jak stoisz, ale pamiętaj: Nie mam nic do Ciebie, Afroamerykanów i Czarnych Żmij. Zmiataj i przekaż to swoim koleżkom, żeby lepiej mnie więcej nie zaczepiali, bo mogę nie być tak ugodowy, jak jestem teraz. Zresztą, nie będę już naruszać Waszego terytorium, a więc i Wy nie wchodźcie mi w paradę. Dogadani?
- A od kogo? Chyba nie od Żmii? Bo gadają, że oni dodają styrpianu do mety. - Odpowiedziała cicho. W pobliżu był.jakiś zaułek, ciemny kąt?
-Dobra, odłóż to. Ile za 10?
Gdy dealer odłożył paczkę to on tak samo go zaciukał jak tamtego, tym razem oddając 1 strzał.
Właścicielka
Kuba:
// Żmii !!! //
- Tak, dogadani... Jesteś od jakiegoś gangu czy coś? - Zapytał cofając się nadal z rękoma do góry.
Radio:
- Coo? Nie pie**ol, ja nie należę do nikogo. Chcesz metę, czy nie? - Właściwie to już w niej byliście.
Killer:
Trafiłeś go prosto w głowę, padł martwy.
//Niech będzie.//
- Powiedzmy, że jeszcze się rozkręcam.
Właścicielka
- Aha, rozumiem. To ja już sobie pójdę...? - Cofnął się jeszcze raz.
- Odpowiedziałbym coś w stylu "Do zobaczenia!," ale lepiej, gdybyśmy się już więcej nie spotkali, więc zamiast tego powiem: Żegnaj.
Po tych słowach kazał mu się zwijać, a sam przeniósł się w inne miejsce, oczywiście rozglądając się na boki i za siebie, żeby mieć pewność, że nie jest śledzony.
- Właściwie, to nie chcę mety. - Powiedziała już normalnym głosem, przestacjąc udawać przestraszoną ćpunkę:
- Dobrze się składa, że jesteś bezpański, bo mam propozycję i raczej nie polecałabym jej odrzucać. - Wyciągnęła pistolet z kieszeni.
Właścicielka
Kuba:
Niedoszły napastnik poszedł w swoją stronę a ty znalazłeś się w innej ciemnej alejce.
Radio:
- Niech zgadnę... Zabierasz mi cały towar a ja przeżyję? Świetnie. - Burknął.