Właścicielka
Policjant spojrzał na was gdy skończył załatwiać swoją robotę. Podniósł nieco czapkę, odsłaniając swoje krótkie, czarne włosy. Przytaknął na twoje pytanie.
- W takim razie w czym mogę pomóc? - Victoria stała obok ciebie.
Moderator
- Dobrze że pana znalazłem, musimy z panem koniecznie porozmawiać.
Powiedział w stronę policjanta.
- Ale chciałbym porozmawiać na osobności, nie na ulicy.
Właścicielka
- Skoro pan tak mówi... Rozumiem, lepiej nie mówić wszystkiego na ulicy. Przejdźmy tam. - Wskazał na uliczkę obok, weszliście w nią i oddaliście się nieco od ruchu ulicznego. - Więc o co chodzi?
Moderator
- Z tego co słyszałem to prowadzi pan interes z gangiem ulicznym, Żmijami. Widzi pan, ja nic do pana nie mam, bo rozumiem że chce pan po prostu zarobić pieniądze.
Powiedział mu w twarz.
- I właśnie to nas łączy, oboje chcemy zarobić pieniądze. Zatem proponuję panu układ... Ja panu teraz zapłacę pieniądze a pan... A pan no cóż, dawałby pieniądze mi zamiast tam temu gangowi.
Właścicielka
- Wie pan, że mogę pana teraz aresztować za próbę przekupstwa funkcjonariusza? Czemu miałbym płacić obywatelowi? - Zapytał nieco zdziwiony, oraz może trochę rozbawiony. Victoria stała z boku i obserwowała cię w akcji.
Moderator
- Wie pan, że mogę na pana donieść za branie łapówek? Czemu miałbym tego nie zrobić?.
Odpowiedział mu z pogardą w głosie.
- Może dlatego, że chcę zarobić pieniądze? Myśli pan pewnie, że jestem zwykłem idiotą, który nic nie zdobędzie w tym świecie, prawda? Problem jest w tym, że pan się myli.
Powiedział ze spokojnym głosem, patrząc mu prosto w oczy.
- Żmije? Żmije prawdopodobnie pana zabiją jeżeli znajdą kogoś innego. To banda małp, które mogą zniknąć w przeciągu kilku miesięcy.
Właścicielka
- Ja pie**olę... Widzę, że ptaszki ćwierkają... Co proponujesz? Jeśli zdradzę ich ot tak dla Ciebie to skończę martwy.
Moderator
- Spokojnie, przecież nikt nie chce, żeby tobie coś się stało, prawda?
Odpowiedział dzielnicowemu.
- Wydaje mi się, że mam nawet dobry pomysł...
Zatrzymał się na chwilę po czym spojrzał na niego.
- Będziesz dawać nam po małe ilości pieniędzy. Około 30%, może nawet 40%. Ale kiedy Żmije znikną... Pieniądze wzrosną, a ja o tobie nie zapomnę. Tego możesz być pewny, dostaniesz niezłą działkę pieniędzy i będziesz mógł sobie odpocząć od tego życia.. Chyba, że będziesz wolał kontynuować pracę z nami.
Właścicielka
- Skąd ja mam wam te pieniądze dawać? Ledwo da się wyżyć z pensji krawężnikowego, a jeszcze alimenty trzeba płacić... - Westchnął cicho.
Moderator
- Ta... Myślisz, że nie domyślam się kto dostarcza pieniądze Żmijom? Jeżeli nie ty dostarczasz kasę za haracz to niby kto?
Odpowiedział mu i spojrzał na niego z pogardą.
- Kogo ty niby próbujesz oszukać?
Właścicielka
- Mówię prawdę do cholery! Ja tylko przymykam oko jak mówią, że jest jakaś akcja obok. A to zbierają haracze, kradną radia lub samochody...
Moderator
- Uznajmy, że Ci wierzę..
Zatrzymaj się na chwilę i zaczął się zastanawiać.
- W porządku, może wiesz kto zbiera haracze? To Ci same ludzie czy wysyłają ciągle kogoś innego?
Właścicielka
- Zwykle Ci sami, co dwa tygodnie czasem dochodzi do zmiany. Znam dwójkę ludzi, co idą zbierać kasę z jubilera.
Moderator
- Byli już dzisiaj po kasę? Byłbym wdzięczny gdybyś podał mi adres i godzinę.
Odpowiedział spokojnym głosem.
- Jeżeli usłyszysz o tym, że kilka czarnuchów zostało zabitych... Nie przejmuj się tym.
Właścicielka
- Wydaję mi się, że dziś jubilera zostawią w spokoju. Ale powinni wpaść do monopolowego. 721, za godzinkę.
Moderator
- To świetne, akurat miałem ochotę wypić coś mocniejszego.
Poklepał go po ramieniu.
- Można wiedzieć jak masz na imię? Wiesz, przyszli współpracownicy powinni się znać, prawda?
Odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
Właścicielka
- James Robertson. - Podał Ci rękę do uścisku.
Moderator
Uścisnął jego rękę.
- Cóż... Musimy już iść panie Robertson.
Powiedział mu i zaczął iść w stronę wyjścia.
- A i ostatnia sprawa... Nie znamy się i nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy, zrozumiano?
Powiedział w jego stronę po czym wyszedł z uliczki i skierował się w stronę monopolu o, którym mówił James.
-Nie ma co się śpieszyć. Będą dopiero za godzinę, więc możemy spokojnie cieszyć się dniem.
Powiedział do Victorii.
Właścicielka
- Mhm. - Oparła się o ścianę sklepu. - Myślisz, że można mu ufać? To jeden z takich ludzi, który służy temu kto da więcej. Lojalny to on raczej nie będzie.
Moderator
- Dlatego nie podałem mu imiona i nazwiska, takich jak ja jest od cholery w Miami. A jeżeli poleci do Żmij to po prostu go zabijemy. To chyba nie jest problem dla ciebie, prawda?
Odpowiedział jej po czym wyciągnął papierosa i zaczął go palić.
Właścicielka
- Oczywiście, że nie. - Wycedziła. - Jak myślisz, kiedy Colin i Marcus skończą to sprzedawać?
Moderator
- Mają całkiem dużo towaru, ale jeżeli wszystko dobrze pójdzie to jeszcze jutro będziemy mieli kasę. A może nawet dzisiaj, wszystko zależy od tego ile ćpunów ma dzisiaj ochotę na działkę koki.
Właścicielka
Skinęła głową na twoją odpowiedź. Obok was stanął jakiś stary menel trzymający wózek sklepowy.
- Dobry, dobry. Poratujecie dolarem? - Zapytał kierując wzrok w twoją stronę.
Moderator
- A co mi tam...
Powiedział pod nosem po czym wyjął 10 dolarów i podarował mu.
- Coś ciekawego dzieje się w okolicy?
Spytał się menela, tacy jak oni zazwyczaj wiedzą najwięcej.
Właścicielka
Starzec uśmiechnął się szeroko na widok darowizny, schował ją od razu do kieszeni.
- Słyszeliście o tym morderstwie ojca burmistrza? Ponoć makaroniarze obwiniają czarnych... Słyszałem jak gadają między sobą. Mają tu restaurację na tej ulicy... Może niedługo dojdzie do jakichś rękoczynów, kto wie...
Moderator
- Może być całkiem ostra rozróba... No dobra, spadaj już.
Powiedział do menela.
- Wydaje mi się, że może wywiązać się z tego wojna.
Powiedział do Victorii.
- Zastanawia mnie tylko kto teraz przejmie władzę u Taronich..
Właścicielka
Stary bezdomny poszedł w swoją stronę.
- Kto to wie. Z tego co wiem, rodzinę mają całkiem dużą. Na pewno to nie będzie Mario. Jako burmistrz i tak ma dużo roboty. Pewnie jakiś jego krewny...
Moderator
- Ta, pewnie masz rację..
Odpowiedział i zaczął rozglądać się za ludźmi, którzy mogli należeć do Żmij.
- To trochę niesamowite, że banda czarnuchów rozwinęła się do gangu, który rządzi całymi slumsami.
Właścicielka
Na tej samej ulicy, obok lombardu kręciło się parę czarnych. Zapewne to był ich rewir.
- Nic nie trwa wiecznie, kiedyś się rozpadną, albo makaroniarze ich wystrzelą... Kto wie.
Moderator
- Jak dla mnie to mogliby się nawet teraz rozstrzelać... Wydaje mi się, że jesteśmy w samym środku dżungli.
Właścicielka
- Poczekamy, zobaczymy. Co planujesz zrobić z tymi od haraczów?
Moderator
- Pośledzić ich, poczekać na odpowiedni moment i załatwić. W monopolowym raczej tego nie zrobimy, przecież nie będziemy się męczyć z kasjerem, prawda?
Właścicielka
- Wiadomo. Szczerze, ta ulica wygląda obiecująco... Mogłaby w przyszłości należeć do nas. Tylko popatrz, jest tutaj tyle dobrych lokali... Moglibyśmy czerpać z nich niezły zysk. Lombard, monopolowy, sex shop, nawet jest jakiś jubiler...
Moderator
- Będzie należeć do nas pod warunkiem, że rozegramy wszystko tak dobrze jak się będzie dało. Mafia podejrzewa czarnych za morderstwo Dona, więc możemy równie dobrze poczekać aż wybuchnie wojna między nimi... Potem wystarczy, że będziemy odcinać zasoby sprzętu i pieniędzy Żmij. Zanim się obejrzysz to całe slumsy będą należeć do nas.
Właścicielka
- Brzmi jak plan... Ale możemy też jakoś przyspieszyć wybuch tej wojny. Może jakieś oszustwo, sabotaż? - Powiedziała nieco ciszej, lepiej żeby ktoś z ulicy tego nie usłyszał.
Moderator
- Może dokładniej? Jeżeli mielibyśmy to zrobić to lepiej, żeby miało to szybkie działanie... Zwykły ostrzał z samochodu na terenie mafii raczej by nie wystarczył, aby rozpocząć całą wojnę...
Odpowiedział równie cicho co Victoria.
Właścicielka
- Mam pewien pomysł... Ale nie rozmawiajmy o tym tutaj, dobrze? Pogadamy o tym jak załatwimy sprawę tutaj, w domu.
Moderator
- W porządku... Ale jesteś pewna, że to zadziała?
Spytał się Victorii po czym wypatrywał gangsterów kierujących się w stronę monopolowego.
Lutherek
Giovanni Genovese
Wyciąga i zapala papierosa, czekając na kolejne zlecenie dla "chłopca na posyłki".
Właścicielka
// Lutherek, nie musisz pisać imienia i nazwiska postaci przy odpisie ;) //
Oferta pracy z mafii nie pojawia się tak znikąd. Najlepiej będzie wejść do restauracji ''U Salieriego''. Pracowałeś tam dla Włochów już kilka razy w przeszłości, warto byłoby odwiedzić to miejsce ponownie i popytać ludzi wyżej o robotę.
Skwarek:
- Mam taką nadzieję. - Zauważyłeś przechodzących przez pasy dwóch czarnoskórych mężczyzn ubranych zwyczajnie, w kurtki i dresy.
Moderator
Wyrzucił spalonego w połowie papierosa i zaczekał aż wejdą do monopolu.
Lutherek
//Oki. Dzięki
Wypala papierosa, po czym rzuca go i zgniata butem. Powoli idzie w stronę restauracji "U Salieriego.
Właścicielka
Skwarek:
Przeszli obok was i weszli do środka. Rozmowę było słychać idealnie.
- Wiecie po co przyszliśmy. - Wycedził jeden z nich.
- Dopiero co wam płaciłem, ku*wa mać! - Usłyszałeś wyraźny akcent rosyjski. Ludzie przechodzili obok budynku spoglądając na wnętrze monopolowego przez okno, wiedzieli co się święci.
Lutherek:
// Zmiana tematu na Restaurację ''U Salieriego''. Zacznę.//
Moderator
Spoglądał na sytuację przez okno, czekał aż czarni załatwią swoje sprawy i wyjdą z monopolowego.
Właścicielka
Wyłudzanie haraczu szybko się skończyło, po kilku groźbach gangsterów. Wyszli na zewnątrz uśmiechnięci i zaczęli iść w swoją stronę chodnikiem.
Moderator
Zaczął iść za nimi i wyczekiwać odpowiedniego momentu, aby zaatakować ich, i zabrać haracz.
Właścicielka
Po kilku minutach śledzenia Żmii zauważyliście jak wchodzą do starego bloku mieszkaniowego.
Killer:
Trafiłeś do tej cholernej dzielnicy biedoty, która była przepełniona dilerami narkotyków, gangsterami oraz żebrakami.
Z rękoma w kieszeniach i kapturem na głowie, poszukał za pustą alejką w której mógłby rozpocząć swoją "działalność".
Moderator
Wszedł do budynku za nimi, odwrócił się do Victorii i powiedział
- Przygotuj się, będziemy musieli załatwić to tak szybko jak się da, zrozumiałaś?