zatkała swoje uszy palcami, czekała na rozwój wypadków.
Właściciel
Krzysiulka.
//Niech będzie. Kontynuujemy od tamtego postu.//
Bog:
Trwałaś tak kilka godzin i będąc na skraju wyczerpania psychicznego dostrzegłaś w końcu światło. Dosłownie.
Wiewiur:
//Bo jest.//
Po chwili zrobiło się jaśniej, bo ktoś otworzył Ci drzwi.
Zaczął zmierzać w stronę drzwi, powolnym krokiem, rozglądając się potajemnie po pomieszczeniu. // Sformułowanie " chyłkiem rozglądając się po pomieszczeniu" pasowaloby?
Pomyślała że ma halucynacje więc zaczęła używać metody by nie zwariować.
Właściciel
Bog:
Nie dało to wiele, a więc szaleństwo jest w jakimś naprawdę zaawansowanym stadium lub też w ogóle nie są to halucynacje.
Wiewiur:
//Ta.//
Jest ciemno, gówno widzisz. Ale do drzwi dotarłeś.
// Myślałem, że drzwi jakieś światło dały ;-; Dobra, bo niby ma on ludzi zabijać, a póki co daje im tylko dupy :v Cza by nim się ruszyć jakoś z sensem ;-; //
Kiedy był już przy drzwiach, ostatni raz poszukał wzrokiem osoby, której oddał broń. Musiałą gdzieś się tu kryć, prawdopodobnie przy drzwiach.
spojrzała w stronę tego światła.
Właściciel
Wiewiur:
//Nom.//
Ale tak nie było. W sumie to nawet nie wiedziałeś, jak duży jest ten pokój.
Bog:
Było to miejsce, w którym wcześniej były drzwi, jakimi Cię tutaj wprowadzono. No i zauważyłaś dwie ludzkie sylwetki.
Gdzieś w jego otoczeniu znajduje się jakieś narzędzie mordu?
czekała na ruch tych sylwetek, lekko się uśmiechnęła pod nosem.
Właściciel
Wiewiur:
No niezbyt.
Bog:
Kilka strzałów i kilka Zombie padło już konkretnym trupem. Pozostałe, o dziwo, powoli i niechętnie, acz konsekwentnie, opuszczały pomieszczenie, a za nimi zamknięto drzwi, którymi wcześniej tu weszli. Obie postaci ruszyły w Twoim kierunku.
Więc wyszedł z pomieszczenia, nie widział szans jak mógłby podołać temuż oponentowi.
- co ?? wystresowali sobie zombie
zaczęła nerwowo szukać rewolwer by to schować.A
Właściciel
Bog:
Rewolwer był tam, gdzie go wcześniej schowałaś, lecz gdzie niby teraz ma go ukryć?
Wiewiur:
I znów trafiłeś na ulicę, niewiele się tam zmieniło.
Poszukał wzrokiem jakiegoś innego sklepu, sprawdzając jak tam Park.// Z tego co pamiętam, to przyszedł tu z okolic Parku :V //
czekała więc na podejście sylwetek.
Właściciel
Bog:
- No, maleńka. Widzę, że dożyłaś. - powiedział męski głos, który zdecydowanie już słyszałaś.
Wiewiur:
Park jak park, nieszczególnie się zmienił. Zaś najbliższy sklep? Hmmm... Z zabawkami?
-Dlaczego miałabym nie ? powiedziała oslche
po czym wstała z podłogi.
- Po co tu przyleźliscie ?
Poszedł więc tam. Może znajdzie zabawkowy pistolet, by grozić nim ludziom?
// dying Light grożenie pistoletem bez ammo takie piękne //
Właściciel
Wiewiur:
Było otwarte, a w środku pełno było najróżniejszych zabawek, które, jak widać, nie są w centrum uwagi ocalałych lub Zombie. Więc wszystko Twoje, wyzwól swoje wewnętrzne dziecko!
Bog:
- Zabrać Cię do szefa. - odparł, wzruszając ramionami. - No, ale jeśli jeszcze chcesz zostać z naszymi koleżkami to nie ma problemu.
- Nie! nie zamierzam z nimi zostawać, wypuście mnie i już idę.
Właściciel
Mężczyzna pokiwał głową, zapewne spodziewał się takiej odpowiedzi. Tak czy inaczej, otworzył klatkę, podczas gdy jego kompan miał Cię cały czas na muszce.
- Wyłaź.
Wyszła więc z klatki
- No prowadź
cicho się zaśmiała
Właściciel
I ruszył przodem. Zapewne musisz iść za nim, a tamten drugi zabezpieczy tyły.
Zaczął szukać czegoś przydatnego. Cokolwiek czym porządnie by zranił Zombie bądź człowieka.
Posłusznie poszła za nim.
Właściciel
Wiewiur:
Tak oto osiągnąłeś szczyt desperacji: Szukanie broni pośród zabawek.
Bog:
Ruszyliście, tamten z tyłu również. Ciekawe, dokąd Cię prowadzą, nieprawdaż? I po co?
zatrzymała sie nie zamierzała iść dalej,
- Po co mnie prowadzicie
Właściciel
- Tego dowiesz się na miejscu. - burknął tamten idący za Tobą, szturchając Cię lufą karabinu. - Idź dalej.
- Ja chce wiedzieć teraz inaczej nie pójdę!
ruszyła mimowolnie krok w przód
Szukał czegokolwiek, może ktoś coś ciekawego tu zostawił? Jakieś zapasy żywności czy coś...
Właściciel
Bog:
- Źle. - zaprzeczył mężczyzna. - Alternatywa jest taka, że albo idziesz, albo umierasz.
Wiewiur:
No nie, niezbyt.
Wyszedł więc ze sklepu i zaczął szukać wzrokiem jakiegoś innego budynku. Jakiegokolwiek.
- idę idę, poszła posłusznie
( daj dopiero u tego szefa )
Właściciel
Bog:
Znów wyszliście na powierzchnię, co było dość miłą odmianą. Potem skierowaliście się po ruchomych schodach (ruchome były tylko z nazwy, brak prądu sprawił, że musieliście ja pokonać jak takie zwykłe), minęliście kino i trafiliście pod okazałe, dębowe drzwi z mosiężną klamką w kształcie lwa z rozwartą paszczą. Stało tam dwóch wartowników, którzy skinęli Wam (choć bardziej Twojej obstawie) głowami i otworzyli drzwi.
Wiewiur:
Było ich sporo, więc może jakieś konkrety?
Jakiś, w którym mogłoby być coś, cokolwiek przydatnego.
Rozglądała się nerwowo na boki , lecz szła dalej i czekała na rozwój wydarzeń, zlowrogo spojrzała na wartowników i na "obstawę"
Właściciel
Wiewiur:
Teoretycznie w każdym coś może być, choć kilka budynków zdecydowanie odróżniało się od reszty, a mianowicie zoologiczny, Pałac Kultury i Nauki oraz centrum handlowe.
Bog:
I tak weszliście do środka, czyli do bogate umeblowanego, wyłożonego rzeźbami, obrazami i dywanami korytarza, który ciągnął się przez najbliższe kilkanaście metrów. Po zamknięciu drzwi przez parę wartowników, jeden z członków Twojej dotychczasowej eskorty podszedł do Ciebie i odpiął od paska parę kajdanek.
- Będziesz współpracować czy mam to zrobić siłą?
Poszedł więc do Pałacu Kultury i Nauki.
- będę współpracować, ale co zamierzasz zrobić?
- jeśli zamierzasz mi zapiąc kajdanki to nie ma mowy !
Właściciel
Bog:
- Czyli siłą. - westchnął i dał znak swemu towarzyszowi, który uderzył Cię kolbą karabinu w plecy.
Wiewiur:
Po drodze mijałeś to centrum. Warto zawadzić czy niekoniecznie?
// to same do którego weszła moja postać //
- ała!
wyraźnie się jej to nie podobało
- rób swoje ! debil...
Właściciel
Wiewiur:
//Jak wyżej, choć od siebie dodam, że handlowe.//
Bog:
Wzruszył ramionami.
- Takie mam rozkazy, a jakbyś chciała współpracować, to obeszłoby się bez użycia siły. A teraz stój spokojnie. - powiedział i skuł Ci dłonie za plecami. - I co? Było tak źle?
- Tak jest fatalnie ! i co dalej ?
czekała na rozwój wydarzeń.
Właściciel
Bog:
- Fatalnie, niefatalnie, takie są reguły. - odparł i pchnął Cię. - Ruszaj dalej.
Wiewiur:
Wszedłeś tam bez problemów, a po wejściu mogłeś przysiąc, że nie było nigdy żadnej apokalipsy. Czemu? Cóż, czułeś się tu dokładnie tak, jak przed nią, gdyż wszystko było czyste, zadbane i na swoim miejscu, nie było też śladów Zombie lub jakiegokolwiek innego tałatajstwa. Oczywiście, brakowało prądu, lecz przez wielkie, przeszklone okna wpadało dostatecznie dużo światła, aby wszystko było widać jak na dłoni.
Posłusznie szła dalej
-wyksatruje Cię jak mnie odepniesz.
Zaczął szukać jakiś istot żywych.