Właściciel
Krzysiulka:
//Gówno znajduje, przestań GM'ować samą siebie, to był ostatni raz, bo wolę dać bana, niż strzępić ryja, chociaż każdy ma to gdzieś.//
Fakt, że jest ciemno sprawia, że nie wiadomo, czy jest tam cokolwiek.
Bog:
Można spróbować wejść, to nie takie głupie.
Wiewiur:
Zniechęciłeś tak jednego, drugi nadal biegł, a Tobie skończyły się buty.
// Rzut kością o tym zadecydował? D: //
Rzucił pudełkiem po butach. Rozglądnął się szybko w biegu, by mieć jakieś podstawy do wymyślania planu.
szukała drabiny by wejść na dach
Właściciel
Bog:
Brak.
Wiewiur:
//Nie.//
Jeśli rzucanie butami nic nie dawało, to rzucanie pudełkami tym bardziej. Ty zaś biegniesz ulicą, od której rozgałęziają się liczne, mniejsze, boczne uliczki. Widzisz też teren zielony w postaci parku, który teraz rozrósł się w coś na kształt dżungli.
Skręcił więc w stronę Parku.
Właściciel
//Otak.//
Dotarłeś na jego skraj, a wtedy, z jakiegoś bliżej Ci nieznanego powodu, Zombie zrezygnował i zawrócił.
// ;-; //
Zaczął po tym Parku błądzić, będąc gotowym do ucieczki, skoro Zombie sobie darował.
Próbowała się jakoś wślizgnąc do centrum, a jest to ruch ryzykowny
//boże ok wiem ze mam nie gm SAMEGO siebie ale napisałem trzykropek żebyś mógł napisać np. kawałek sznurka.
Właściciel
Krzysiulka:
//Sranie w banie, koko dżambo, to właśnie było GM'owanie samego siebie. Żeby choćby pomyśleć o znalezieniu tam nawet jakiegoś śmiecia, musiałabyś tam wejść i mieć jakieś światło.
Więc nie kłóć się, jeśli ja wiem o wiele lepiej.//
Bog:
O dziwo, główne drzwi były otwarte... Niby wszystko łatwo i fajnie, ale czy nie śmierdzi to pułapką?
Wiewiur:
Wejście było dość problematyczne, a przynajmniej z tej strony, bowiem gęste chaszcze, krzewy zaopatrzone w ostre kolce i rozłożyste gałęzie utrudniały wejście tam.
Zaczął błądzić w okolicy, szukając jakiegoś lepszego wejścia.
//ok edytowałem post ale serio nie miałem pojęcia ze to też Gm siebie więc dalsze moje posty przemyślę.
Weszła lecz ostrożnie, nerwowo się rozglądała, widać było ze jest przerażona
Właściciel
Wiewiur:
W końcu takowe znalazłeś, ale trzeba zadać sobie to pytanie, które zadaje sobie każdy podczas takich sytuacji podczas apokalipsy, każdy i zawsze: Czy warto?
Krzysiulka:
Pójście na ślepo to zły pomysł, w końcu uderzyłeś o coś solidnie głową. Bolące czoło jednak nie było dużym problemem, gdyż usłyszałeś także jakieś dziwne dźwięki. Najpierw tylko z lewej, potem z lewej i prawej, później niemalże z każdej strony wokół Ciebie, poza tyłami, gdzie to były drzwi.
Bog:
Przerażenie właściwie minęło jak ręką odjął, gdy zobaczyłaś wnętrze centrum handlowego: Czyste, zadbane, niemalże takie, jak przed apokalipsą. No i bez Zombie lub innych bestii, a to spory plus, nieprawdaż?
Zanim tam wszedł, rozejrzał się za miejscem wolnym od Zombie.
wyjmuje pistolet i biegnie w kierunku drzwi.
podnieciło ją to, że jest tak zadbane, natychmiast zapomniała że to może być pułapką, szła pewnie i rozglądała się
Właściciel
Krzysiulka:
Szczęśliwie do nich dotarłeś.
Bog:
Witryny sklepów były pozbawione szyb, manekinów i wszelkich, tym podobnych rzeczy, ale to w sumie nic dziwnego. No i było jasno, a więc światło działa. A jeśli działa światło, to działa prąd.
Wiewiur:
//To miejsce ma być w parku czy poza parkiem?//
zatrzymała się, szukała wzrokiem czegoś co może zabrać
zamyka drzwi i idzie poszukać jakiegoś mniejszego sklepu.
Krystian siedział w jakimś ślepym zaułku.
-Chodz burek
Wstał i ostrożne wyjżał z rogu.
Właściciel
Wiewiur:
No budynki, ale cholera wie czy są puste, czy pełne Zombie.
Krzysiulka:
Owe drzwi zamknąłeś z najwyższym trudem, będące w środku Wampiry prawie je wyważyły i dobrały się do Ciebie. Uratowało Cię tylko światło słoneczne. Zaś po krótkich poszukiwaniach znalazłeś supermarket, typową Biedronkę.
Bog:
Tutaj nie ma nic, ale w końcu to parter w okolicach wejścia.
Sluzak:
Ulica, a przy niej domy i sklepy. A po jezdni i chodniku spacerują sobie beztrosko Zombie w liczbie pięciu, plus dwóch obgryzających jakieś szczątki ludzie na chodniku.
Ale droga do nich jest pusta, bezpieczna?
przyspieszyła kroku i poszła dalej
Sprawdził czy można wejść na dach.
Próbuje wejść na dach sąsiedniego budynku by sprawdzić czy nie ma gdzieś szwendaczy..
Właściciel
Krzysiulka:
Udało Ci się wejść po jednej z drabinek na dach, na szczęście pusty. Na otwartej przestrzeni wokół Zombie brak, co najmniej pojedyncze, ale im dalej w miasto, tym więcej Zombie.
Sluzak:
Niezbyt.
Bog:
Po jakimś czasie zatrzymałaś się, zaś po Twoich plecach przeszły ciarki, gdy nad sobą usłyszałaś charakterystyczny dźwięk odbezpieczanego karabinu automatycznego.
Wiewiur:
A i owszem.
Skierował więc tam swe kroki, w końcu większe prawdopodobieństwo znalezienia czegoś przydatnego jest w sklepie, niż w zarośniętym Parku.
nie odwracała się czekała na rozwój wypadków, przełkneła ślinę oraz odruchowo podniosła ręce w górę
schodzi i idzie w kierunku sklepu
Właściciel
Krzysiulka:
Wszedłeś bez problemu, ogółem to wszędzie pełno najróżniejszych śmieci, śmierdzi, ale Zombie nie widać.
Bog:
- A Ty to kto? - spytał jakiś mężczyzna, jeśli sądzić po głosie.
Wiewiur:
No w sumie racja. Pierwszym sklepem był jakiś mniejszy supermarket.
Wszedł niepewnie do środka, przez szyby sprawdzając, czy w środku tli się jakieś światło. // Te próby używania mądrych słów :v //
-n-nikt ważny
powiedziała szybk o i z przerażeniem w głosie
- j- jeśli pozwolisz to ja już sobie pójdę
Szuka czegoś co może robić za broń.
szuka narzędzi w tym łopaty.
Właściciel
Wiewiur:
//Chwiejnym i wolnym krokiem wkroczył do wnętrza izby, sprawdzając przez przeźroczyste szyby ze szkła, czy też tli się tam jasny płomień lub jakieś inne źródło światła.
Easy.
Tak w ogóle to wejście i sprawdzenie jak to wszystko wygląda, będąc już w środku, dobrym pomysłem nie jest.//
Krzysiulka:
Narzędzia, zaraz po jedzeniu, wodzie, broni i amunicji, były najczęściej rozchwytywanym towarem, także na znalezienie takowych są nader małe szanse.
Sluzak:
Z pewnego punktu widzenia wszystko może być bronią. A nieco mniej filozoficznie: Nic takiego nie znalazłeś.
Bog:
- Yhym... Jesteś z Bandytów, nie?
// Już poprawiam :V //
Zanim wszedł do środka, sprawdził przez szyby jak wygląda wnętrze.
idzie do magazynu tam gdzie jest więcej rzeczy nasłuchując czy nie ma szwendaczy.
-Ugh!! ... tak...
Mogę opuścić ręce, tak mi niewygodnie?
Właściciel
Wiewiur:
//Ale jak to czytam, to nadal rozumiem to tak:
Wchodzisz do budynku. Olewasz to, co jest w środku. Patrzysz się z wewnątrz przez okno, czy w środku jest jakieś światło. Coś jest nie na miejscu, ale jeszcze nie wiem co...//
Bog:
- Dla Bandytów nie mamy litości, ścierwa.
Krzysiulka:
Nasłuchiwanie było zbędne, gdy zauważyłeś biegnącego z Twojej prawej jednego z nich.
Podszedł do budynku i sprawdził, czy w środku świeci się światło. Oczywiście nie wchodził do środka, wchodzenie do środka, bez patrzenia przez szyby jest dla słabych, a on do słabych nie należał.
wyraźnie ja to zdenerwowało
- A myślisz, że miałam wybór !?
zaczynało jej robić się słabo // czy zemdleje czy nie zostawiam tobie //
szybkim ruchem wyjmuję zaostrzoną miotłę i próbuję wbić mu ją w głowę.
//Zabiję się//
Szuka drogi ucieczki.
Właściciel
Sluzak:
Nie potrafisz zbytni chodzić po ścianach lub przebijać się przez mury, więc jedyna droga to prosto jak w mordę strzelił w kierunku większej ulicy.
Krzysiulka:
Sam jego pęd go zabił, gdy nabił się na miotłę niczym na włócznię, choć przy okazji złamał jej prowizoryczny grot.
Bog:
Nie zemdlała.
- Wszyscy tak mówią. I co? Niby mam Cię teraz wypuścić, żebyś wskazała swoim koleżkom, gdzie leży ten azyl?
Wiewiur:
//No, nareszcie.//
Niestety nie, był dzień, więc zapalone światło, świeczka lub coś w tym guście jest raczej bez sensu.
Biegnie na pałę i stronę bezpiecznej ulicy.
// Myślałem, że wcześniej napisałem normalnie :v //
Wszedł więc ostrożnie do środka.
spojrzała na niego
- więc co zamierzasz ze mną zrobić?