Odwrócił się szybko i chwycił go za szyję, aby go odepchnąć.
Właściciel
//Nie napisałem, że tak jest, to była taka metafora ._.//
//a-aha...//
Wybrał czyste spodnie i jakiś podkoszulek i je założył. Oczywiście te brudne przedtem zdjął. No i buty! Te również zmienił na pasujący rozmiar. Gdy się uporał z przebieraniem się, to ruszył na przeszukiwanie reszty złomowiska.
Właściciel
Nieco odświeżony zmianą garderoby miałeś do przeszukania halę, dwa magazyny lub kilka hałd złomu i innego metalu.
Magazyn brzmi lepiej, bo w końcu to magazyn. Podszedł do pierwszego magazynu i zapukał parę razy w bramę lub drzwi, aby się upewnić czy jest tam coś półżywego. Jeżeli nic nie wydało żadnych dziwnych dźwięków, to tam wkroczył i wziął się za przeszukiwanie.
Właściciel
Niestety, dziwnych dźwięków nie brakowało, więc jest tam minimum jeden głodny zgniłek, którego trzeba będzie jakoś zlikwidować.
Otworzył drzwi i odszedł szybko, aby go zgniłek nie chapsnął, i poczekał aż wyjdzie na zewnątrz.
Właściciel
Wizja pożywienia się świeżą ludziną i powstrzymania choć na chwilę tępa rozkładu i gnicia, co by się temu konkretnemu Zombie przydało, była silniejsza niż cokolwiek innego, jak to zresztą z Nieumarłymi bywa. Niemniej, powłócząc nogami, powoli opuścił magazyn, choć nie masz pewności, czy to jedyny taki, który czai się w środku.
Poczekał aż podejdzie bliżej i roztrzaskał jego główkę kluczem, a potem zabrał się za przeszukiwanie jego truchła.
Właściciel
Zabicie go było dość proste, zwłaszcza dla zbrojonego i doświadczonego ocalałego, ale Twojego znikomego trudu nikt nie wynagrodził, ponieważ ten Zombie nie miał przy sobie absolutnie nic ciekawego. Niestety, zanim wyżyjesz się na jego zwłokach, musisz najpierw rozprawić się z kolejnymi ożywieńcami, a konkretniej to dwoma Opuchlakami i kolejnym Szwendaczem.
Odbiegnął od nich na odległość 25-30 metrów i zaczął rzucać w nich kawałkami złomu.
Właściciel
Wydawałoby się, że jeden celny rzut rozwiązał sprawę, ponieważ jeden z trafionych Wrzodów eksplodował, ale drugi i Szwendacz dalej szły w Twoim kierunku, więc to, co ich ochlapało w wyniku eksplozji, to był nie żrący kwas, ale toksyczny płyn, który mógłby ułatwić Ci dostąpienie życia po życiu. Na szczęście krosty drugiego potworka były już jak najbardziej wypełnione kwasem, więc celne trafienie sprawiło, że nie tylko zginął, ale i doprowadził do zgonu swojego kompana, co byłoby nieco przyjemniejszym widokiem, gdyby Zombie czuł ból lub gdyby czuł cokolwiek poza dojmującym głodem...
Darował sobie przeszukiwanie trupów, a raczej to co z nich zostało. Ominął je szerokim łukiem i zajrzał do magazynu.
Właściciel
Był już konkretnie rozszabrowany, ale odnalazłeś tam sporo tego, czego inni rabusie przed Tobą nie mogli lub nie chcieli zabrać, a mianowicie wszystkie spośród większych części samochodowych.
Nie będzie tego dźwigać samemu, bo jeszcze przepukliny dostanie w kręgosłupie, więc zaczął szukać Zygmunta.
Właściciel
Znalazłeś go przed wejściem, gdy rozglądał się po okolicy, podobnie jak jego psy.
- I jak? - zagadnął na Twój widok, choć wciąż uważnie lustrował otoczenie, jakby z którejś z hałd złomu miał nagle wyskoczyć Zombie pokroju Twardego i Was zmiażdżyć.
- Znalazłem co nieco, ale przyda mi się twoja pomoc.
Właściciel
Skinął głową, ale nie wykonał poza tym żadnego ruchu, zapewne ciekaw, co dokładnie znalazłeś i o jaką pomoc chodzi.
- Jak nie lubisz się przemęczać, to podjedź pod magazyn samochodem i załadujemy parę rzeczy, które raczej się przydadzą.
Właściciel
Ponownie kiwnął głową i zrobił dokładnie tak, jak powiedziałeś. Gdy poszedłeś za nim, on był już zajęty badaniem łupów, a jego psy obwąchiwały teren, z rozmysłem unikając cuchnących zwłok Zombie.
Właściciel
- W tych czasach może przydać się wszystko, jeśli nie tak, to inaczej, po przetworzeniu albo na handel. Zapakujmy to i zjeżdżajmy, niedługo będzie zmierzchać.
Zaczął pakować części do wozu.
Właściciel
Wspólnymi siłami zdołaliście załadować wszystko, Zygmunt zwołał też swoje psy do środka, a sam zasiadł na miejscu kierowcy.
Ten również zasiadł tyle, że na miejscu pasażera.
Właściciel
Gdy tylko zamknąłeś drzwi, mężczyzna ruszył z piskiem opon w kierunku przemieści, najwidoczniej znając trasę bardzo dobrze, wybierał tylko te ulice, które nie były zatarasowane gruzem, hordami Zombie lub wrakami samochodów.
- Nie masz nic przeciwko pracy i życiu w grupie, prawda?
- Nie, nie, nie. Należysz do jakieś większej grupy?
Właściciel
- Nie do końca, czasem sobie pomagamy i tak dalej... Planuję odstawić Cię właśnie do nich, ale w razie czego dalej będziemy współpracować. Ja nie mam warunków, żeby trzymać w swojej kryjówce jeszcze jedną osobę.
- Mam nadzieję, że nie są to żadne pojeby.
Właściciel
- Pojeby kręcą się po obrzeżach i w centrum handlowym, tam są chyba największe sku*wysyny w całym mieście.
- Jakieś cechy szczególne u tych z centrum handlowego?
Właściciel
- Takie, że zgrywają dobrych, a nim się spostrzeżesz, dostajesz kulkę w łeb albo robisz u nich za ochłapy tego, co zostanie z ich posiłków. Niby nienawidzą Bandytów i walą do nich ze wszystkiego, co mają, przy każdej okazji, to jednak nie są od nich wiele lepsi.
- Wyglądają jak żołnierze?
Właściciel
- Jeśli spotkasz kogoś, kto wygląda jak żołnierz, to możesz być pewien, że to żołnierz. Jest ich tu niewielu, ale radzą sobie dość dobrze.
- Dobrze wiedzieć.
Chyba zostało mu tylko czekać aż dojadą do wyznaczonego celu, więc czekał.
Właściciel
Zatrzymaliście się na przedmieściach, w pobliżu murowanego domu, którego nie wykończono przed apokalipsą. Mimo to żyli tam ludzie, tak jak w prowizorycznych chatach z gruzu, drewna i złomu oraz namiotów wokół niego. Całość otaczały proste barykady, wzniesione z tego, co było pod ręką, oraz wilcze doły, fosa pełna benzyny i innych łatwopalnych substancji, palisada, choć naostrzone drewniane pale zastępowały ostre kawałki metalu, oraz coś co mogłoby uchodzić za bunkier - kilka betonowych płyt osadzonych na sobie i wokół siebie, z otworami strzelniczymi i obserwacyjnymi.
Właściciel
- Kilka miesięcy. Chcesz zapytać jeszcze o coś nim wysiądziesz?
- To wszystko. - Oznajmił i wysiadł z samochodu.
Właściciel
Gdy tylko opuściłeś pojazd, ten odjechał w sobie tylko znanym kierunku, a z nim banda ogarów.
No i co teraz? Poczekał, aż coś się stanie i na wszelki wypadek wziął klucz w łapę.
Właściciel
Zauważyłeś kilku ludzi kierujących się w Twoją stronę, którzy machali też, abyś podszedł bliżej oraz wołali coś, czego nie rozumiałeś z racji dzielącej Was odległości.
Ruszył powoli, ale nie przyśpieszał, bo nawet nie wie czy są przyjaźnie nastawieni.
Właściciel
Raczej wątpliwe, żeby Twój kompan zostawił im Cię na pożarcie, dosłownie lub w przenośni, prawda? Więc chyba raczej nie są tacy nieprzyjemni.
A kto go tam wie? Nadal utrzymywał takie samo tempo, dopóki do nich nie doszedł.
Właściciel
Spotkaliście się przed wejściem do tego prowizorycznego obozu. Ich było trzech, odziani nie w łachmany, jak mogłeś się spodziewać, ale porządne i wytrzymałe buty, wygodne spodnie z wieloma kieszeniami, bluzy z kapturami i skórzane kurtki, bo jak ginąć, to z klasą, acz takiemu Zombie jednak ciężko przegryźć się przez coś takiego. Poza tym wszyscy mieli przy sobie noże, jeden miał ich dodatkowych osiem, najpewniej do rzucania, drugi dysponował łomem, a kolejny maczetą lub czymś, co całkiem nieźle ją udawało. Do tego pistolety w kaburach, choć słyszałeś już o takich, którzy wkładali tam drewniane repliki, dla postrachu.
- Nieźle się tutaj urządziliście. - Rozpoczął rozmowę, bo ktoś w końcu musiał coś powiedzieć.
Właściciel
- Jak widać. - odmruknął jeden, najwidoczniej przywódca grupy. - Przyjaciel naszego przyjaciela jest też naszym przyjacielem. Jak Cię zwą?
- Maciek, Maciej, Maciuś.
Właściciel
- Czyli Maciek, bo reszta brzmi pedalsko. My to Robert, Jacek i Wiktor. - przedstawił siebie i pozostałych Twój rozmówca, na co ten ostatni, zapewne Wiktor, oburzył się.
- Skończysz już?! Pamiętasz, że od apokalipsy nazywam się Błyskawica?
- Faktycznie, Wiktor. - odparł tamten z kpiącym uśmieszkiem na ustach. - Zapomniałem, Wiktor. Wiktor, wybaczysz mi?
- Spi***alaj.