- To co mam zrobić byś mi uwierzył?
Właściciel
Wiewiur:
- No dobra, powiedzmy, że nadasz. Jak tam Twój ekwipunek?
Bog:
- Nijak, bo kiedyś zaufałem Bandytom, dałbym sobie za nich rękę uciąć. I wiesz co? Teraz nie mam, ku*wa ich mać, ręki.
- Z tego co mi się wydaje to raczej nie mam nic. Ale daj mi broń, i plecak, to zaraz coś zdobędę.
-Tak? ja jestem inna i ci to udowodnie!
Właściciel
Bog:
- Przerabialiśmy to, ale proszę, spytam: Niby jak?
Wiewiur:
- To tak nie działa, bo prędzej dostaniesz coś od nas. No, chyba że znasz lokację, gdzie można dobrać się do broni, amunicji i całej reszty, wtedy inaczej pogadamy.
- Nie, raczej nie znam... Ale byłem gdzieś gdzie są ludzie z jakimś zapasem. Nie pamiętam już jakimś, ale trochę tego mieli i z tego co słyszałem było ich tam dwóch. Nie wykluczone, że może więcej...
-Mogę ci podać tajny skład bandziorów który nie jest strzeżony
Właściciel
Bog:
- Przecież z kilometra śmierdzi to zasadzką... Uważasz mnie za głupiego czy za takiego, co urodził się wczoraj?
Wiewiur:
- Brzmi ciekawie... Mów dalej.
- No cóż, jedno pomieszczenie było raczej nie strzeżone, ciekawe rzeczy tam były, ale w drugim zgasili światło. Jeden stoi przy drzwiach i je zamyka kiedy tylko wejdzie się głębiej, a drugi celuje do Ciebie z pistoletu. // Nic nie poknociłem? :v //
Przyległ do ściany budynku mieszczącego się na rogu skrzyżowania dwóch ulic. Wychylił lekko głowę za ściany po to by zobaczyć czy coś się dzieje za rogiem.
-Ehhh nie chcesz to nie wierz, udowdniłabym ći to ale nie wiem jak, Cóż potrafię wiele rzeczy, naprawdę . mogę się tutaj sprzydać
Właściciel
Bog:
- Ostatnia szansa: Przekonaj mnie.
Zohan:
Na środku ulicy trójka Zombie właśnie pożywiała się jakimiś świeżymi zwłokami, a że były tak tym zabsorbowane, to nawet Cię nie zauważyły. Poza tym to nic ciekawego.
Wiewiur:
//Z perspektywy postaci jest dobrze.//
- A co tam dokładnie jest? I jak są uzbrojeni?
- Z tego co pamiętam, to chyba były jakieś zapasy jedzenia, choć nie jestem pewien. Na pewno jeden z nich miał broń palną. Reszty nie pamiętam.
-Ostatnia szansa mówisz? wyraźnie się zdenerwowała i zaniepokojiła
Jak wygląda możliwość przejścia obok nich?
Właściciel
Bog:
- Ostatnia, mam wiele ciekawszych rzeczy do roboty.
Zohan:
Wystarczy pobiec przed siebie ile fabryka dała jakieś dziesięć metrów i znów schowasz się za budynkiem, a że jedzą, to raczej nie zrobią nic, dopóki im nie przerwiesz lub nie skończą.
Wiewiur:
- Zaczekaj tutaj. - powiedział tylko i odszedł, bez dalszych wyjaśnień.
-Cóż więc zaczynam
-Mogę się tu naprawdę sprzydać, posiadam wiele cennych informacji, znam się co nieco na gotowaniu, umiem wyrabiać kuszę i amunicję do niej, a przecież po co używać cennych naboi?
jestem szczera i nie zamierzam Cię oszukiwać..
Potrafię konstruować i naprawiać różne rzeczy.
Zacisnął klucz francuski w dłoni i zaczął biec jak najszybciej jak tylko mógł w kierunku budynku.
Właściciel
Zohan:
Gdy już byłeś bezpieczny jeden z Zombie oderwał się od swojego posiłku i ruszył powoli w Twoim kierunku, lecz nim miał okazję Cię dostrzec, zrezygnował i wrócił do przerwanej czynności.
Bog:
- Zweryfikujemy wszystko po kolei, zapewniam Cię. - powiedział i mogłabyś przysiąc, że się uśmiecha. - Zabierzcie ją do Pokoju Zwierzeń. - dodał jeszcze do Twojego konwojenta, a ten tylko pokiwał głową i bezceremonialnie chwycił Cię i wypchnął z pomieszczenia.
Wiewiur:
W końcu zauważyłeś mężczyznę idącego w Twoim kierunku, tego samego, co wcześniej oraz dwóch innych, którzy jednak od razu zbiegli schodami na dół i wyszli z centrum.
- Znasz drogę, prawda?
// Zawsze przeglądam nieprzeczytane wiadomości i ostatnio tyle tych Warszaw się namnożyło że ledwo je odróżniam D: //
- Mniej więcej. Rozumiem że mam tych jegomościów tam zaprowadzić?
Jak wygląda sytuacja z tym budynkiem do którego dobiegł? Możliwe jest wejście do niego?
-Ej może nie bądź taki brutalny !
I co to jest pokój zwierzeń?
Właściciel
Bog:
- Taka praca, słonko. - mruknął i zignorował pytanie, choć zapewne sama się niedługo dowiesz, gdyż to tam musi Cię prowadzić.
Zohan:
Jak najbardziej, to jakiś osiedlowy spożywczak.
Wiewiur:
//Mam podobnie.//
- Oni, Ty, ja i jeszcze kilku. Wiesz, broń i zapasy zawsze się przydadzą, a coś czuję, że nie będą chcieli nam jej tak łatwo oddać. No i uprzedzam: Jeśli to pułapka i nawet jeśli zginiemy, nasi Cię znajdą i powieszą za jaja na szczycie Pałacu Kultury i Nauki, jasne?
- No, w sumie to tak to jest pułapka. W końcu oni po coś siedzą w tych ciemnościach, nie? A tak na poważnie to czekamy czy już mam Was prowadzić?
Zatem otworzył lekko drzwi od niego.
-Aha okej...
Szła za nim dalej posłusznie i nie sprzeiwiała się niczemu.
Właściciel
Wiewiur:
- Idziemy. - wyjaśnił i ruszył w kierunku schodów, lecz nagle zatrzymał jak się użądlony. - Nie masz przy sobie broni, prawda?
Zohan:
Obok drzwi zawieszone były dzwonki, które obudziły się do życia, gdy tylko uchyliłeś drzwi, a sądząc po dochodzących z pobliża ryków, Zombie uznały ten dźwięk za ciekawszy od pożerania zwłok.
Bog:
W końcu zatrzymaliście się przed jakimiś drzwiami, gdzie stał jakiś strażnik. Widząc Twojego towarzysza zasalutował niezbyt służbiście, do Ciebie zaś tylko smutno się uśmiechnął i otworzył drzwi, a drugi mężczyzna wprowadził Cię do środka.
-Ej o co chodzi? po czym weszła dalej.
Właściciel
Pomieszczenie pogrążone było w prawie całkowitym mroku, wątłe światło zapewniała jedynie samotna żarówka na suficie, której blask padał idealnie na dwa krzesła i stojący między nimi stół. Mężczyzna usadził Cię na jednym z nich i, nim zdążyłaś zareagować, przypiął Ci skórzanymi pasami ręce do poręczy, zaś nogi do nóg krzesła. Później odszedł i zapalił kilka kolejnych lamp, które oświetliły ścianę naprzeciw Ciebie, gdzie na różnorakich hakach, gwoździach i uchwytach wisiały najróżniejsze narzędzia przeznaczone do tortur, a przynajmniej na takie wyglądały.
- Witaj w Pokoju Zwierzeń. - powiedział z paskudnym uśmiechem.
Ta przeraźiła się..zaczęła Nerwowo rozglądać na boki...
Właściciel
Wiewiur:
Skinął głową i wyjął z kabury na biodrze pistolet, który Ci podał.
- Naładowany i zabezpieczony, lepiej zrób z niego dobry użytek. - wyjaśnił, a później podjął marsz w kierunku wyjścia.
Bog:
Widząc Twoje przerażenie, jedynie znów się uśmiechnął, a nawet zaśmiał.
- Możemy to rozwiązać właściwie na trzy sposoby: Po dobroci, po złości i w sposób pomiędzy tymi dwoma. Co wolisz?
Wziął go i gdzieś schował. Ruszył za nim. Kiedy znaleźli się już na zewnątrz zaczął ich prowadzić w stronę budynku w którym przygotowano zasadzkę.
-Możesz sprecyzować każdy że sposobów ?
W każdym razie wezmę ten po dobroci.
Właściciel
Bog:
- Po dobroci? Mówi, żeby obyło się bez tortur. Jasne?
Wiewiur:
Dotarliście pod niego bez większych problemów, czasem tylko napotykając Zombie, lecz nim zdążyłeś sięgnąć po pistolet, Twoi towarzysze już chowali swoją broń, bo było po robocie.
- To tam. Jeśli znajdziecie jakieś zamknięte pomieszczenie w którym jest ciemno to prawdopodobnie tam powinni być. Oczywiście nie należy też wykluczyć faktu że mogą teraz spacerować po bazie, albo biegać gdzieś w okolicy.
Właściciel
Bog:
- Gdzie jest Wasza baza, ilu Was jest i jak jesteście wyposażeni? - spytał, mając oczywiście Bandytów, czyli Twoich kompanów.
Wiewiur:
- Jeden zostaje na czatach, reszta wchodzi. Prowadź. - wyjaśnił Twój kompan, mówiąc do Ciebie i bynajmniej nie miał na myśli, że masz stać na czatach.
Wszedł więc ostrożnie do budynku rozglądając się na wszystkie strony, gotów użyć broni którą wyciągnął przed wejściem.
-Wiesz lepiej było by mi mówić gdybyś zwolnił mi ręce.
Właściciel
Bog:
- A co mają ręce do mówienia? Lepiej odpowiadaj po dobroci.
Wiewiur:
Tutaj, jak i wcześniej, było cicho i spokojnie.
Wszedł do pomieszczenia gdzie powinna czekać na niego zasadzka.
- No wiesz lepiej było by mi mówić, Cóż jest nas na pewno więcej niż was, baza gdzie jest ? łatwiej by było pokazać jakbyś dał mapę, a jak są uzbrojeni, zamilkła.
Właściciel
Wiewiur:
Jak poprzednio, tak i teraz, nikt nie wyskoczył na Ciebie od razu.
Bog:
- Dam Ci ostatnią szansę: Odpowiadaj na moje pytania bez zbędnego lania wody, albo zastosuję nieco inne metody.
Wszedł głębiej w pomieszczenie, licząc że jego kompani jakoś zareagują. Ciemno tu, tak?
Właściciel
Jak najbardziej, a oni nie reagują. Zamiast tego usłyszałeś odgłos odbezpieczanej strzelby.
- A Ty znowu tutaj?
- No dobrze niech ci będzie, co konkretnie chcesz wiedzieć?
- Wy Panowie cały czas tutaj siedzicie? Przepraszam że podczas ucieczki przed Zombie zacząłem szukać kryjówki i wszedłem do pierwszego lepszego pomieszczenia. Pozwólcie mi odejść a opuszczę to miasto by już Was nie nękać.
Właściciel
Bog:
- Odpowiedzi na pytania, które Ci już zadałem. I nie, wykręcanie się lub milczenie nic nie da.
Wiewiur:
- Pewnie, że opuścisz, ale przynajmniej ten budynek. No i skoro raz już tu wszedłeś to co Ty na to, żeby załatwić sprawę po staremu? Oddawaj broń i resztę sprzętu albo odstrzelę Ci ten łeb i sam sobie wezmę.