szuka czegoś ostrego by zaostrzyć miotłę
Właściciel
Sluzak:
No taka bezpieczna to ona nie była, bo Zombie się po niej kręciły...
Bog:
- Patrząc na tę giwerę to chyba logiczne, nie?
Wiewiur:
Zamknięte drzwi postanowiły stanąć Ci na drodze.
Krzysiulka:
Nic tu takiego nie było.
Spróbował je jakoś wywarzyć.
wyrywa resztki drewna tak by kij był choć trochę ostry.
-Tsa
posmutniała lekko
- nie ma innego wyjścia?
Właściciel
Sluzak:
Pobiegłeś ulicą w przeciwną stronę, Zombie były zbyt wolne, żeby Cię dogonić, albo po prostu miały to gdzieś.
Bog:
- Trzymanie Cię tu do wymyślania czegoś innego niż śmierć?
Krzysiulka:
"Trochę" to bardzo dobre określenie.
Wiewiur:
Poddały się dopiero po trzeciej próbie, Ty zaś wpadłeś do środka razem z nimi.
Pozbierał się i rozglądnął szybko, wycofując się w stronę wyjścia gdyby jakiś szajs miał wyskoczyć na niego z cienia.
-Tak, może być, zgadzam się na wszytko !
powiedziała ciszej - byle byś mnie oszczedził
Właściciel
Sluzak:
Na ulicy, po bokach której są małe sklepiki osiedlowe i bloki.
Bog:
- Połóż całą broń i ekwipunek na ziemi, a potem czekaj.
Wiewiur:
Właściwie to nie było żadnego cienia, a nawet można by rzec, że jest całkiem jasno.
Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, gotowy do jakiejś reakcji na otoczenie.
położyła cały ekwipunek na ziemi, poza rewolwerem którego schowała między piersiami
Podszedł do pierwszego sklepu obejrzał go.
wchodzi do wentylacji i przez wentylacje na dach
Właściciel
Krzysiulka:
Zacznijmy od tego, że wentylacja była tak brudna i ciasna, że nie masz szans na przeciśnięcie się.
Sluzak:
Jakiś pospolity spożywczak.
Bog:
Nie minęła nawet minuta, a już usłyszałaś za sobą kroki, ewidentnie dwóch osób.
Wiewiur:
Pusto. Dosłownie. To pomieszczenie to definicja pustki, nic tam nie ma.
-cholera już ? powiedziała cicho
czekała aż dojdą
jakby to napisać moja postać próbuje wydostać się z wentylacji wdychając powietrze i robić ruchy mięśni rąk i nóg oraz ruchów bark i kolan
Właściciel
Krzysiulka:
Zajebiście, szkoda tylko, że do niej nie wlazła, bo byłoby to niemożliwe.
Sluzak:
Drzwi zamknięte.
Bog:
- Ręce do góry, obie! - krzyknął jeden, drugi poparł go milczeniem i odgłosem odbezpieczanej broni.
Podniosła ręce do góry
Z trudem powszytrzymywała się od piszczenia.
Przeszukuje inne sklepy i szuka broni. Chodzby deski.
idzie szukać jakiś innych drzwi by wyjść
Właściciel
Krzysiulka:
Drzwi, którymi tu wszedł, to całkiem niezła opcja.
Wiewiur:
Nie no, są. Poza tymi, którymi tu wlazłeś, są dwa, jedne na wprost i drugie po Twojej prawej.
Sluzak:
Następny sklep, do którego trafiłeś, niby był otwarty, ale także ogołocony do czysta, a przez to mogłeś co najmniej pobawić się w wyrywanie wspomnianych desek z szafek.
Bog:
- Całą broń, jaką położyłaś na ziemi, odkop do nas.
Podszedł do tych po prawej i ostrożnie je otworzył.
woli nie iść tam więc szuka tylnego wejścia lub okna z tyłu
odwołała broń do nich
miała nadzieje nadzieję że nie złamała kuszy, wyrobienie nowej trochę by zajęło
- pasuje ?
Właściciel
Sluzak:
Na zewnątrz nic się za bardzo nie zmieniło.
Wiewiur:
A zza drzwi wyskoczyło... Nic nie wyskoczyło, bo drzwi były zamknięte.
Krzysiulka:
//...//
Znalazł i okno, i drzwi. Co dalej?
Bog:
- To na pewno wszystko?
Podszedł zatem do innych drzwi, na dzisiaj starczy mu wyważania.
wychodzi i idzie dalej prosto szukając czegoś ostrego
Wchodzi do kolejnego sklepu.
- Tak wszystko, dlaczego pytasz?
uśmiechnęła się chytro
Właściciel
Bog:
- Bo nie ufam takim sku*wysynom Bandytom, a co?
Sluzak:
Ten również był otwarty, w przeszłości chyba był sklepem dla majsterkowiczów czy coś w tym guście.
Krzysiulka:
Nic.
Wiewiur:
Te, o dziwo, były otwarte.
Przeszedł przez nie ostrożnie.
wchodzi do najbliższego budynku miejskiego (np.: pub, sklep, muzeum)
- Tak wszystko! pasuje! ?
- jak chesz to sobie mnie przeszukaj!
wyraźnie ją to wkurzyło i zapomniała o rewolwerze.
Właściciel
Bog:
- Niech Ci będzie. - mruknął i wskazał drogę, którą poszedł jeden z mężczyzn. - Dalej, idziesz.
Krzysiulka:
Znalazłeś jakiś bar, ciemno jak cholera i śmierdzi równie intensywnie.
Sluzak:
Pełno śmieci i zniszczonego osprzętu, nieco krwi i kości oraz dwa Zombie.
Wiewiur:
A tam prawdziwy mokry sen dla każdego ocalałego, czyli olbrzymie zapasy wody, jedzenia, medykamentów i innych takich.
Ewidentnie strzeliła na niego Focha i się nie oddzywała tylko szła we wskazanym kierunku.
Wszedł do środka i zaczął sie rozglądać za czymś podejrzanym.
Wyszedł i idzie do kolejnego.
Właściciel
Bog:
Schodziliście coraz niżej, aż w końcu trafiliście na piętra położone pod ziemią. Jedno z pomieszczeń było całkowicie ciemne, widziałaś tylko wąską kładkę prowadzącą do metalowej klatki stojącej pośrodku pomieszczenia.
Sluzak:
I nie przeszukałeś go, kierując się do wyglądającego obiecująco, acz zamkniętego, spożywczaka.
Wiewiur:
To znaczy?
Rozglądnął się za czymś jeszcze, prócz zapasów.
Szuka czegoś potrzebnego na ulicy.
Zatrzymała się, nie zamierzała iść dalej
- nie chce, wyszeptała cicho
z powodu zapachu i ciemności nie idzie do baru i szuka dalej lecz tym razem idzie w lewo
Właściciel
Wiewiur:
Nic.
Krzysiulka:
Tutaj są tylko bloki mieszkalne.
Bog:
Nie miałaś wiele do gadania, jeden cios kolby karabinu sprowadził Cię do parteru, a dzięki temu zawleczenie Cię do środka przez drugiego mężczyznę nie było problematyczne. Chwilę później zamknął on klatkę i zabrał ze sobą klucz, wychodząc razem ze swym kompanem. Po chwili nacisnął jakiś guzik, Ty zaś ujrzałaś, że w ścianach i podłodze ukryte były drzwi oraz zapadanie, z których powoli, niemrawo i otępiale zaczęły wychodzić Zombie. Nazbierały się ich dziesiątki, jeśli nie setki, i ruszyły w Twoim kierunku. Dość szybko otoczyły klatkę, a przez to nie masz zbyt wielu opcji poza siedzeniem jak najbliżej środka, gdzie Cię nie dosięgną.
Sluzak:
Potrzebnego?
Jedzienia, broni, czegoś ciekawego