- Błyskawica? Skąd taka nietuzinkowa nazwa?
Właściciel
- Spi***alaj. - odmruknął Ci mężczyzna tak samo jak tamtemu, najwyraźniej wciąż naburmuszony.
- Kiedyś się dowiesz. Przy flaszce albo konserwie rozwiązuje mu się jęzor. - powiedział Robert, chyba przywódca tej małej grupki. - Masz pewnie w cholerę pytań, co nie?
- Kilka tylko. - Pogłaskał dłonią swoją brodę. - A wy macie jakieś?
Właściciel
- Coś by się znalazło, ale śmiało, wal pierwszy.
- Dużo was tu jest? Jakieś dzieci?
Właściciel
- Czterdzieści osiem osób, trzy kolejne w drodze. - odparł, marszcząc brwi. - Po co Ci to wiedzieć? - dodał, mając za pewne na myśli drugie pytanie.
- Jeżeli jest dużo ludzi w grupie, to jest większe prawdopodobieństwo, że są bardziej zorganizowani i ludzcy. Ot, taka teoria.
Właściciel
- No i w sumie słuszna. Chociaż nie zawsze. Na przykład w jednym z centr handlowych też siedzą tacy jedni, dobrze wyposażeni. Niby nienawidzą Bandytów i mają własne osiedle ocalałych, ale w praktyce to chore sku*wiele. Niedawno, za trochę żywności i medykamentów, wykupiliśmy z ich niewoli jedną kobietę, wcześniej była Bandytką, ale teraz pomaga nam i w pełni wykorzystuje drugą szansę, którą dostała.
- Nie boicie się, że przyjdą do was któregoś dnia?
Właściciel
- Utrzymujemy bezpieczny status quo, a gdy to zawiedzie, mamy się czym bronić.
– To teraz wasza kolej z tymi pytaniami.
Właściciel
- Jak przeżyłeś apokalipsę i na czym się znasz?
– Trochę czasu siedziałem w domu i handlowałem z kim się dało. Na czym się znam? Umiem naprawiać samochody, ciężarówki i tym podobne.
Właściciel
- No, przydasz nam się, odkąd nasz poprzedni mechanik zginął razem z dwójką swoich pomocników. Został tylko jeden, chętnie pokaże Ci co i jak.
– Chętnie poznam tego jednego. Jakieś procedury zanim wejdę?
Właściciel
- Skoro odstawił Cię tu Zygmunt to niekoniecznie. Chcesz iść od razu do warsztatu?
Właściciel
Skinął głową i zaprowadził Cię do jednego z murowanych budynków, podzielonego na dwie części, gdzie się pożegnali i odeszli w Twoją stronę. Jeśli chodzi o podział, to lewa część budynku była najpewniej mieszkalna, bo z prostymi drzwiami, a druga służyła jako wspomniany warsztat, ponieważ prowadziła do niego dwuskrzydłowa metalowa brama, obecnie zamknięta, ale wystarcz tylko wyjąć rygiel, aby to zmienić.
Skoro brama jest zamknięta, to pewnie mechanik siedzi u siebie. Zapukał parę razy w drzwi, które należą do mieszkalnej części budynku.
Właściciel
Twoje przewidywania najpewniej były słuszne, bo po kilkunastu sekundach w drzwiach stanął młodszy od Ciebie, mający może dwadzieścia lat, mężczyzna, z kilkudniowym zarostem na twarzy i w typowo roboczych ubraniach. Gdyby miał jeszcze ubrudzone smarem ręce do łokci, to ciężko byłoby o bardziej typowego mechanika.
- Tak? - zapytał, przyglądając Ci się. - A Ty kto?
— Zwą mnie Maciek. Podobno mogę się przydać jako kolejny mechanik.
Właściciel
- No na pewno, zwłaszcza że po tym, jak tamten poprzedni zginął, to mam od cholery roboty, a sam nie jestem w stanie wszystkiego zrobić. Za dużo tego, a niektóre rzeczy zwyczajnie nie są na moją głowę.
— Pokażesz mi warsztat? — zapytał.
Właściciel
Pokiwał głową i wrócił na chwilę do domu. Potem zamknął za sobą drzwi i odsunął rygiel w bramie, zapalając światła. Wewnątrz ukazała Ci się rozległa hala, wyposażona w podnośnik, półki pełne części zapasowych, narzędzia leżące luzem na meblach pokroju stołków i krzeseł lub w specjalnie do tego przeznaczonych skrzynkach, oraz pojazdy, a więc dwa samochody osobowe i motocykl.
— Widzę, że masz tutaj wszystko, co jest potrzebne. — podszedł do najbliższego samochodu i go obejrzał.
Właściciel
Opel Sintra z 2009 roku, porządny samochód z dużym bagażnikiem i miejscem dla pięciu pasażerów, co czyni go bardzo przydatnym w tych warunkach. Ten konkretny był całkowicie wybebeszony, więc nie możesz dokładnie określić, co jest przyczyną jego usterki.
Rzucił okiem na drugi samochód oraz motocykl. Gdy już je obejrzał, to zapytał:
— Kiedy zaczynasz pracę?
Właściciel
- Właściwie to niedawno skończyłem, ale mogę Ci z czymś pomóc albo poopowiadać o tych zabawkach. Zresztą, moglibyśmy zabrać się do roboty od razu, bo strasznie gonią mnie terminy, zwłaszcza, że samemu ciężko to wszystko uciągnąć.
– Najpierw muszę ogarnąć sobie miejsce do spania i dowiedzieć się podstawowych rzeczy, bo jestem tutaj dosłownie pięć minut i na razie poznałem tylko Roberta, Jacka i... Błyskawicę.
Właściciel
Na wieść o tym ostatnim uśmiechnął się pod nosem.
- Gość przed apokalipsą ograł chyba wszystkie możliwe tytuły traktujące o Zombie, przeczytał sporo książek i komiksów, a nawet zaczął bunkrować sprzęt i jedzenie na wzór prepersów, czy jak nazywają się Ci poje**ńcy, z USA. Wszyscy mieli go za idiotę, ale ostatecznie to on miał rację. Szkoda tylko, że tak naprawdę gówno potrafi zrobić, co nie pozwala mu wywyższać się przy każdej możliwej okazji.
– On tu rządzi czy kto inny przejął inicjatywę?
Właściciel
- Jest taką pierdołą, że trzymają go tu chyba dlatego, że miał od cholery tych zachomikowanych zapasów albo dlatego, że boją się, że jak każą mu spieprzać, to się wygada o wszystkim Bandytom albo innym ocalałym. Nigdy nie był i nie będzie kimkolwiek rządzić.
– To kto tutaj zarządza tym wszystkim?
Właściciel
- Mamy demokrację, czyli wszyscy. Wybieramy sześć osób, które w naszym imieniu rządzą całą społecznością. Wszyscy bali się dać całą władzę jednej osobie.
– Mądra decyzja. Myślisz, że powinienem się gdzieś zgłosić, skoro jestem tutaj nowy?
Właściciel
- Teraz to już raczej zbędne, skoro znaleźli Ci mieszkanie i fuchę.
– No fuchę to wiadomo, ale mieszkanie? No chyba, że obok warsztatu...
Właściciel
- Mamy wspólną kuchnię, łazienkę i salon, ale są tu pokoje dla pięciu osób, które mogą żyć w nich w dość komfortowych warunkach, także nie jest źle. Zwykle mieszkał tu mechanik, albo mechanicy, ze swoimi pomocnikami, ale po tym, jak wszyscy poza mną zginęli, to zostałem tu sam.
– Mi tam pasuje. Skoro mamy razem mieszkać, to chciałbym poznać twoje imię.
Właściciel
- Robert jestem, a Ty to od teraz mój nowy szef. - odparł, wyciągając do Ciebie dłoń.
Zdziwiło go to, że ledwo co tu jest, a już został czyimś szefem. Uściskał mu dłoń.
– Zostawię te klamoty, zjem coś i możemy się brać do roboty.
Właściciel
- Brzmi jak plan. - odparł i bez słowa ruszył z powrotem do części mieszkalnej.
Poszedł za nim i po drodze się zapytał:
– Długo tu jesteś?
Właściciel
- Jakieś pół roku. - powiedział, zamykając z powrotem garaż i wchodząc do środka domu.
– Nie tak długo. – wszedł do środka. – Ja już nawet nie wiem ile ten burdel już trwa.
Właściciel
- Zależy, od kiedy liczyć, jedni mówią, że trzy, inni, że dwa, a jeszcze kolejni, że krócej, bo do nas to dość późno dotarło.
Wyjął z plecaka dwie konserwy i butelkę wody, a sam plecak rzucił gdzieś w kąt.
– Chcesz jedną? – zapytał i zaczął się jedną zajadać.
Właściciel
Pokręcił głową i zostawił Cię w niewielkim korytarzu, przechodząc od razu do jednego z trzech innych pomieszczeń, do których tenże prowadził.
Rozejrzał się po mieszkaniu i w międzyczasie zajadał się jakże pyszną konserwą.
Właściciel
Najpierw trafiłeś do wspólnej kuchni, o której mówił mechanik, gdzie znałazłeś większość podstawowych narzędzi i sprzętów, choć żadnych zasilanych energią elektryczną, ale była za to kuchenka gazowa, przy której Robert gotował coś właśnie w sporym garnku.