- W sumie racja. Może mi Pan odebrać broń na ten czas, czy coś innego, byleby mi Pan zaufał na czas podróży.
Odszedł zrezygnowany. Szukał dalej straganu Z POCHWAMI I MIECZAMI! Ewentualnie PRACUJĄCEGO kowala.
Ruszył natychmiast do portu, tam rozglądając się za swym ulubionym admirałem - przy okazji przyglądając się swej prężnie rosnącej flocie na którą przeznacza, zresztą jak na wszystko ostatnio - niedorzeczne ilości złota.
Właściciel
Bilo:
Flota flotą, ale przede wszystkim handlowa, pełno Twych statków przywożących z zagranicy to, czego nie możecie wyprodukować u siebie lub jest tego mało, a wywożą wszelkie dobra, na które jest zapotrzebowanie w innych państwach. Okrętów wojennych jest właściwie jak na lekarstwo, może poza sporymi jednostkami i smukłą galerą, którą to już kiedyś widziałeś i podróżowałeś. Ach, admirał zapewne jest w swym domu.
Max:
//Ty teraz strugasz debila? Nie możesz kupić miecza na jednym straganie, a pochwy do niego na drugim? To takie trudne pomyśleć i wpaść na to, że oni ze sobą współpracują? No ja pie**olę...//
Wiewiur:
- Kładź no to wszystko. - powiedział, wskazując na miejsce obok siebie.
W sumie jedyną jego bronią było to, co wyrwał z niedźwiedzia, więc położył to we wskazane miejsce.
//Wiem ,że współpracują i mogą policzyć jedną pochwę za 20 złota...Dlatego wolę szukać innego.
///Koleś, pierwsza lepsza pochwa może kosztować do 120 złotych. Ciesz się, że Kuba tak nisko wszystko liczy, dzięki czemu możesz sobie na więcej pozwolić. A 20 złota to mało jak na coś, co ma wytrzymać.
//Zawsze myślałem, że pochwy tanie są. Jeżeli taka byle jaka 120 kosztuje, to tego mojego nie stać będzie.
//Biedaki ludzie, pffft ja sobie mogę wyje**ć dziesięć kafli i nikt nie zauważy.
Tam też się skierował aby zgadać do starego znajomego w całym swym majestacie i zajebistości.
Właściciel
Bilo:
W przeciwieństwie do Tej ostatniej wizyty, otworzył Ci od razu, właściwie to nawet zawczasu, zapraszając do swego domu. Oczywiście, z racji pory dnia, nie ubrany był tak jak ostatni, ale miał na sobie swój galowy mundur, który kojarzysz z Waszego pierwszego spotkania, jeszcze w Axer, niedawno po tryumfalnym skopaniu dup Goblinom.
Wiewiur:
- Skąd to masz? - spytał, podejrzliwie wskazując na kolec (czy co to tam było).
Max:
Znalazłeś pracującego kowala, jest pięćdziesiąt procent szans, że kuje teraz własnie specjalnie dla Ciebie pochwę na miecz.
//Pazur.//
Prędzej zero procent.
-Przepraszam, po ile można u Pana zakupić miecz?
// Sam nie wiem, więc tego nie nazywam :V //
- Znalazłem w górach, ciekawe rzeczy tam się walają. Pewno jakaś pozostałość po olbrzymie, czy czymś podobnym.
Baron wkroczył do środka szybkim krokiem, odrzucił swój płaszcz lekko do tyłu i skrzyżował ręce na piersi wpatrzony w Admirała
- No cóż, oprócz przywitań chciałem spytać. Jak idzie ostrzał Wyspy Trolli ?
Właściciel
Bilo:
- Jeśli król żąda ode mnie raportów z tej akcji, to żąda niemożliwego, bowiem okręty dotrą tam, przy dobrych wiatrach, za wiele dni lub tygodni. Jeśli dotrą.
Wiewiur:
- Wsiadaj. - odparł, wpatrując się w niego z ciekawością. - Odsprzedasz to czy niekoniecznie?
Max:
Młot kowalski uderzający w metal na kowadle jest wystarczająco donośny, aby zagłuszyć Twoje pytanie.
- Niestety nie mam broni, więc to mi się przyda. Oczywiście na przyszłość, jak będę gdzieś się szwendał.- Wsiadł na wóz.
Chciał złapa... powstrzymał się, przypominając sobie zajście w karczmie. Szturchnął go.
- Durinie..no cóż, w takim razie jeszcze je nadgonię..bo planuję tam trafić tuż po spotkaniu z Cesarzem.
Właściciel
Bilo:
- Spotkanie? - zapytał, unosząc lewą brew. - Cóż... Gdzie i kiedy się odbędzie, jeśli wolno mi spytać?
Max:
Na chwilę przerwał pracę i rozejrzał się, zaś gdy Cię zauważył, machnął ręką i wrócił do kucia.
Wiewiur:
- Za złoto byś sobie kupił kawał porządnej, krasnoludzkiej stali, ale jak chcesz. - odrzekł i wzruszył ramionami. Później posłał ostatnie spojrzenie na pazur i popędził konia do dalszego marszu.
pchnął go mocniej i gdy tylko zaprzestał, szybko rzucił:
- Potrzebuję broni.
- Może i bym kupił, ale problem jest w tym, że bym nie umiał tym walczyć. Polecisz jakiegoś nauczyciela szermierki, dostaniesz pazur.
- No cóż mój drogi Dagno.- zaśmiał się z lekka po czym otrzepawszy swój płaszcz lekko spojrzał na niego -. Cesarz nie uważa mnie za swego przyjaciela, szczególnie po tym jak wszyscy uznali że jestem bezdusznym potworem który żąda tylko wojny.
Właściciel
Bilo:
//Nie myl swoich przydupasów, masz ich ledwie czterech ._.//
- A ile w tym prawdy, mój królu?
Wiewiur:
- Toporzyskiem to każdy Krasnolud wymachiwać umie.
Max:
Zupełnie Cię ignorował, skupiony na kuciu kawałka metalu.
- Masz jakiś topór, czy coś? Jak dojedziemy na miejsce, chciałbym spróbować. Gdyby mi się spodobało, może bym Ci sprzedał.
Poszedł więc do tablicy, zarobić dodatkowe pieniądze.
Właściciel
Max:
No cóż, były zlecenia. Tylko co wybrać?
Wiewiur:
- Mam na pace jeden zapasowy.
Takie ciekawe, lub takie gdzie była informacja, że może wyposażyć chętnego w sprzęt.
Jak dojedziemy, to go wypróbuję.- Teraz czekał, aż dojadą.
- Połowa, jednak me wojny nie są po to aby zabijać - one zawsze mają cel.
Właściciel
Max:
W sumie to tylko jedno oferowało sprzęt, było nawet całkiem nieźle płatne. No, haczyk był tylko taki, że to polowanie na rekiny...
Wiewiur:
Krasnolud ani myślał przerywać drogi na jakiś postój, także niewiele później wóz wtoczył się do miasta.
Bilo:
- A jaki będzie cel królewskiej floty?
Zeskoczył (?) z wozu.
- Nie wiesz może gdzie znajdę króla krasnoludów?- Zwrócił się do osoby, z którą jechał.
Cóż. Przynajmniej nie będzie gołodupcem. Chwycił je i udał się pod adres.
- Zabezpieczenie dominacji morskiej oraz dalsza kolonizacja, kiedy będziemy posiadać twierdze..wyruszymy ku archipelagowi sztormu..a może i dalej ? Ale to jednak plany na przyszłość, dzisiaj planuję wypłynąć na Wyspę Żelaznego Młota.
Właściciel
Wiewiur:
//Ku*wa, Ty tak na serio? :V//
- Nie wiem... W stolic może? Choć to ch*j wie, lubi podróżować.
Max:
I znów wróciłeś do doków, tym razem nad nadbrzeże, nieszczęśliwie puste. Wypłynęli bez Ciebie? A może jeszcze nie przypłynęli? Choć jakaś katastrofa też wchodzi w grę.
Bilo:
- Statek czeka, panie.
Spojrzał, czy w ogłoszeniu jest dokładniejszy opis. Nazwa łodzi? Może jakieś mieszkanie? Szukać jakiejś osoby?
// ? //
- To ten, dawaj toporek, zobaczę jak mi pójdzie. Chyba że oferta o sprzedaży tego czegoś- wskazał to co wyrwał z niedźwiedzia- już wygasła.
- Prowadź zatem, Admirale.
Właściciel
Bilo:
Pokiwał głową i ruszył przodem.
//Byłem pewien, że robisz sobie jaja z tą napi**dalanką między Gorinem i Olbrzymem :V//
Raczej nie, skoro owy toporek otrzymałeś.
Max:
Nie, tylko numer nadbrzeża, nad jakim stoisz.
// W sumie, szkoda tak okłamywać olbrzyma :V Ale mniejsza, mam jakiś dziwny pomysł :V //
Odszedł więc ze swoim toporkiem, zostawiając mu kawałęk niedźwiadka. Podszedł do losowego strażnika, czy kogoś podobnego.
- Witam, nie wie Pan może, gdzie obecnie znajduje się Król krasnoludów?
Sprawdził, czy jest podana godzina.
I tak tez skierował się za nim, rozglądając się we wszystkie strony szukając swego ulubionego stateczku.
Właściciel
Wiewiur:
- W porc... A ch*j Ci to wiedzieć, ku*asiarzu jeden? - spytał i zaraz dobył broni. Widać, że Krasnoludy lubiły swojego władcę i miały w pamięci zamach jakiego dokonano w Axer.
Max:
Nie.
Bilo:
Galera była, taka jak ją zapamiętałeś, może tylko bardziej odpicowana, aby być godną Twego królewskiego majestatu.
//Masz bardzo ciekawe fabuły :)//
Hmmm... dziwne. Próbował wypatrzeć statek w oddali.
- Czemu tak ostro, panowie. Jeden krasnolud, wyglądający licho i słabo, chyba nie dokona zamachu... zresztą ja nie dokonam. Ale mniejsza, mam dla niego pewną wiadomość. // Coś mi mówi, że przez to iż ta wiadomość jest tak mało ważna, Król każe mnie powiesić za zawracanie mu dupy :V //
Właściciel
Max:
//Heh... Nawet nie zaczą... A, no tak. Racja :V//
Widzisz kilka, lecz z tej odległości ciężko określić, który płynie do Hunder, a który z niego odpływa.
Wiewiur:
//Bilolus taki nie jest. Chyba ;-;//
- To dawej, przekaż ją najpierw nam.
//A to w bizonie? Bo też to miałem na myśli.//
Czekał więc jak głupi.
// Jak strażnikom, to większa szansa, że go powiedzą.//
- Jakiś olbrzym w górach zbiera ekipę, by wspólnie zrobić atak na naszego kochanego Króla.
Właściciel
Max:
//Tam żeś się sam wkopał, było postanowić czekać krócej, a nie.//
W końcu zostałeś nagrodzony, gdy jakiś statek dobił do nadbrzeża, przy którym stałeś.
Ogółem była to okazała jednostka, z twardego drewna, okuta metalem. Posiadała aż trzy pokłady, Ty zaś widziałeś na górnym wiele krzątających się Krasnoludów, balisty i skorpiony na obrotowych platformach, wiele harpunów do wystrzeliwania z machin lub rzucania ręcznie, a także resztki wieloryba, który zapewne był pył przetwarzany na mięso, tran i inne cenne komponenty gdzieś na dole.
Wiewiur:
- No to dobrze, że to zgłosiłeś, trzeba ubić sku*wysyna.
- Mogę was do niego zaprowadzić.
//Myślałem, że mimo wszystko będziesz dążył do tych krasnoludów. //
Po co ktoś taki wywiesza zgłoszenie? Sami sobie poradzą. No, chyba że to nie ta łódź. Jeżeli mógł, to wszedł na pokład, pokazując komuś to zgłoszenie.
Właściciel
Wiewiur:
- Czeeeeej... A to chodzi o tego samego z zlecenia czy o innego?
Max:
Wejść w sumie nie masz jak, brak trapu czy choćby liny. Ale wołać i wymachiwać kartą zawsze możesz.