Właściciel
Wiewiur:
Zleceniodawcą był burmistrz rezydujący w Ratuszu.
Max:
No i poszło sprawnie, schody zaczną się po przerwie, jaka teraz nastąpiła, gdyż wtedy będziecie musieli wnosić pełne broni, pancerzy i sztabek metali skrzynie, a do tego wtoczyć beczki z piwem i innymi trunkami.
Poszedł więc w stronę ratusza.
Odpoczywał i przeliczał sobie, ile godzin przepracował.
Właściciel
Max:
Jakoś szczególnie dużo tego nie było, bowiem wyładunek szedł szybko, z racji tego, że było sporo najętych do tej roboty osób. Choć ze dwie, dwie i pół, godziny przepracowałeś na pewno.
Wiewiur:
Każdemu Mutateniście z zadupia wydałby się wspaniały, Ty zaś nie byłeś wyjątkiem: Przysadzista bryła z białego marmuru oraz czarnego granitu, ozdobiona złotem i srebrem, acz główną ozdobą było to, o co tutaj najłatwiej, czyli bursztyn.
Piękna budowla, aczkolwiek szkoda że używają złota jako ozdoby. Niby ma to pokazać jak miasto jest bogate, ale jakoś pożyteczne nie jest. Wszedł do środka.
Właściciel
Oczywiście zatrzymała Cię para ciężkozbrojnych strażników, którzy zaczęli wypytywać Cię o imię, nazwisko i cel przybycia do Ratusza.
- Gordon Czateń, przybyłem w sprawie takiego jednego zlecenia.- Pokazał im papier.- Chciałbym wiedzieć gdzie dokładnie tego Olbrzyma szukać, bo jednak góry to może być dość spory teren.
Właściciel
Max:
Nie na długo, bo w końcu nadszedł czas na załadunek, ładownie przecież się same nie napełnią, prawda?
Wiewiur:
Widać, że taka odpowiedź im wystarczyła, bo bez dalszych słów wpuścili Cię do środka, tam zaś od razu zastałeś burmistrza, jeśli był nim ten elegancko ubrany Krasnolud.
- Witam, przychodzę w sprawie zlecenia na Olbrzyma. Ponoć widziano go w górach, chciałbym wiedzieć gdzie dokładnie.
Właściciel
Wiewiur:
Widać, że był zajęty, bo zbył Cię machnięciem ręki.
- Szlakiem na północ przez około pół dnia, na rozwidleniu w lewo. Gdy wypatrzysz górę, to będzie ta.
Max:
I pracowałeś, a gdy skończyłeś ledwo czułeś mięśnie rąk, nóg i pleców, ale chociaż uczciwie zarobiłeś.
Wyszedł z ratusza, po czym skierował się ku brami miejskiej. Kiedy już tam dotarł, ruszył do miejsca gdzie nocował.
Próbował pójść po zapłatę.
Właściciel
Max:
No ta, możesz próbować, bo trzeba ustawić się w dość długiej kolejce.
Wiewiur:
Udało Ci się wrócić, niedźwiedź czekał w pobliżu.
Czekał więc na swoją kolej.
Ruszył więc z niedźwiedziem w stronę gór. Oczywiście podążając za instrukcjami burmistrza.
Właściciel
Wiewiur:
Zauważyłeś je dopiero późnym popołudniem.
Max:
I w końcu takowa nastąpiła, zaś Ty dostałeś należność za osiem godzin ciężkiej roboty - osiemdziesiąt sztuk złota.
Szedł dalej, szukając szlaków o których wspominał mu burmistrz.
Podziękował i udał się do pobliskiej karczmy. Byle nie tej co poprzednio.
Właściciel
Wiewiur:
Znalazłeś takowy.
Max:
Akurat w każdym krasnoludzkim mieście było takowych kilka, więc udało Ci się znaleźć inny lokal.
Podróżował nim przez pół dnia, jak kazał mu burmistrz. Oczywiście miał nadzieję że niedźwiedź jest razem z nim.
Podszedł do lady.
-Za ile dostanę pokój?
Właściciel
Wiewiur:
Dotarłeś w okolice jaskini wieczorem. To dobra pora na walkę z Olbrzymem?
Max:
- Ano za pięć złota. Za noc. - odrzekł karczmarz, sięgając zawczasu po kluczyk.
Dał sumke za jedną noc.
-Gdzie będzie pokój?
Pora na walkę jest wręcz wyśmienita! Jeśli jest duży, to może nie zauważy jakiś dwóch pchełek plączących mu się między nogami. Cóż, zaczął krążyć po okolicy. Szukał jakiś śladów czy innych czynników wskazujących że gdzieś tu niedawno był olbrzym. Równie dobrze mógł gdzieś pójść na spacer poplądrować parę wiosek i wróci rano.
Właściciel
Max:
- Ano tam na górze, pierwsze drzwi na lewo.
Wiewiur:
No cóż, znalazłeś gigantyczne ślady prowadzące do jaskini, ale nic więcej. A w samej jaskini była jakaś dziwna łuna.
Wszedł niepewnie do jaskini, każąc niedźwiedziowi podążać za nim.
-Dziękuję.
Jeżeli miał klucz, to się tam udał. Kiedy był na miejscu, otworzył drzwi.
Właściciel
Wiewiur:
Zauważyłeś tam przysadzistą sylwetkę Olbrzyma, który zajadał się jakimś dzikiem upieczonym na ognisku, nad którym piekł się kolejny. Siedział twarzą do wejścia, więc Cię zauważył i odłożył dzika, aby wstać i ukazać swój majestat: Był zarąbiście umięśniony i miał jakieś je**ne osiem metrów wzrostu. Chodził prawie że nago, jedynie z przepaską na biodrach ze skóry. Na Twój widok uśmiechnął się i sięgnął po wielką maczugę z wyrwanego drzewa, obrobionego w odpowiedni sposób oraz nabijanego kośćmi i kamieniami.
- Miensko przyszło. - powiedział i wstał, biorąc do łapy maczugę. Po chwili zauważył też Twojego niedźwiedzia i zaklaskał z radości.
- Wincej mienska!
Następnie zaczął iść w Twoją stronę, wlekąc maczugę po ziemi, a Ty miałeś wrażenie, że ziemia się trzęsie po każdym jego kroku.
Max:
Miałeś klucz, bo karczmarz miał złoto. A, idąc dalej: Pokój był mały, bo w końcu krasnoludzki, gdzie miałeś okrągłe okno, łóżko, kufer i szafkę.
// A już myślałem że będzie bez tej przepaski :v On umie magię umysłu na podstawowym, co może zrobić takiemu poczciwemu olbrzymowi? :V //
//Mógłbyś dać olbrzyma z góry. //
Położył się na łóżko, aby odpocząć.
Właściciel
Wiewiur:
//Jeśli jesteś aż tak napalony na ch*ja większego od Ciebie to jakoś temu zaradzimy.
W sumie jest głupi, więc całkiem sporo, ale nie myśl, że nagle będziecie najlepszymi ziomkami albo że sam się dla Ciebie zabije.//
Max:
//Nieeee...//
I odpoczywasz.
Odpoczywał tak do wieczora.
// W sumie to liczyłem że sprawię że się zabije, ale jeśli można nad nim jako tako władać to i tak fajnie :v //
Rozkazał niedźwiedziowi okrążyć olbrzyma. Sam zaś wszedł w jego umysł i jakoś próbować go uspokoić, przemawiał do niego łagodnym tonem, może śpiewał kołysankę?
Właściciel
Wiewiur:
Niestety, niedźwiedź ruszył najpierw, a Twój mentalny cios później, a więc potężny cios maczugi zmiótł go z podłoża jaskini, wysyłając najpierw w górę, a później na przeciwną stronę jaskini. Olbrzym już podszedł, aby dobić ranne zwierze, lecz wtedy głowa zaczęła kiwać mu się do rytmu kołysanki.
Max:
No i mamy wieczór. Co teraz?
Zszedł do karczmy.
-Poproszę tutejsze danie.
Śpiewał dalej, licząc że jakoś go uśpi czy coś.
Właściciel
Max:
- Piwo i żeberka w piwie? - spytał, chcąc się upewnić czy na pewno chcesz dostać to, o co prosisz.
Wiewiur:
Jedynie usiadł ciężko na ziemi, właściwie to upadł, a Ty aż podskoczyłeś.
Podchodził ostrożnie dalej śpiewając jakąś kołysankę. Rozglądnął się, czy jest coś czym mógłby go zabić.
Właściciel
Max:
- Czyli co na przykład?
Wiewiur:
Coś co uniesiesz? Nie, bo ma tylko swoją maczugę, która twardo trzyma w łapie mimo kołysanki.
-Jakieś pieczone mięso i woda?
Zostało coś z niedźwiedzia? Śpiewał dalej.
Właściciel
Max:
- Woda? No w sumie mamy, ale to głównie na kaca, ale nie do picia... - powiedział zdziwiony Krasnolud, ale po chwili się opamiętał, jakby zrozumiał, że nie jesteś Krasnoludem. - To będzie z pięć złota za mięso, woda gratis.
Wiewiur:
Niedźwiedź był żywy, ale ranny, chyba złamał mu coś ważnego, bo nie jest w stanie wstać lub się poruszać.
// Byłby w stanie zrobić mu coś żeby ten wstał? Czytałem że Mutacja wymaga Alchemii, ale chyba jakieś poskładanie tego czarami też może być? //
Właściciel
Wiewiur:
//Od biedy będzie mógł chodzić, ale będzie też kuleć, i nie licz na bieganie lub walkę.//
Max:
On zaś ją zabrał i schował, aby później przekazać wieści o zamówieniu swym kucharzom.