Właściciel
Max:
- Ty kitrasz tam w dokach bandę przydupasów, że Ci tyle złota potrzeba? Za stówę to się nie tylko wyposażysz i uzbroisz, ale na inne pierdoły Ci zostanie.
Wiewiur:
//Jeszcze bełtem w łeb nie dostał, spokojnie.//
- O to, że lepiej się nam będzie gadało w koszarach, a nie tutaj, przez mur.
- No... Dobra.- Spróbował więc przejść przez bramę.
- No to niech będzie to sto.
Właściciel
Max:
Wyciągnął spod biurka sakiewkę i rzucił Ci.
- Masz czas do zmroku, żeby wrócić. Jasne?
Wiewiur:
Fakt, że Ci ją otworzono, tylko ułatwił sprawę. No niestety, kilkunastu miejskich strażników, każdy uzbrojony po zęby, bo w jednoręczny lub dwuręczny topów, młot bojowy, halabardę czy też kuszę, nie sprawiało już wrażenia tak miłych. Czyżbyś znów się wpakował?
// Magia umysłu nie zadziała na ani jednego? :v //
- Tia tia.
Poszedł więc na stragan, przy okazji próbując obliczyć, ile mu czasu zostało.
Właściciel
Wiewiur:
//Nie wiem? Może spróbuj albo coś?//
Max:
Z dwie godziny maksimum. Trafiłeś znów na targ, obecnie był tu znacznie mniejszy ruch, a to z racji późnej pory i jakiejś wrzawy pod główną bramą.
Spróbował jakoś zawładnąć nad umysłem jednego z nich i rozkazać mu zaatakować któregoś ze swych sojuszników samemu szukając gdzieś kryjówki.
Zaczął szukać mieczy po w miarę dobrej cenie.
Właściciel
Wiewiur:
Kryjówki brak, zaś umysł owego strażnika był zahartowany kilogramami ogórków i litrami wódki, przez co trudno było Ci złamać jego wolę i zdobyć panowanie nad umysłem.
Max:
No i fajnie. Ale jakich mieczy niby szukał?
Najlepiej ostrych, jednoręcznych, w miarę dobrej jakości. Najlepiej zestaw. Z pochwali//Lub jakimś sznurkiem czy czymś. Tym, czym szlachta polska trzymała.//
Cóż, spróbował z drugim. Jak rozumiem oni go nie zaatakowali, ani nic?
Właściciel
Wiewiur:
Jeszcze nie, drugi zaś okazał się podatniejszy na sugestię i rzucił się na swego kompana, choć przez brak topora, młota lub jakiejkolwiek innej broni w dłoni okładał go pięściami.
Max:
Odnalazłeś takowy, choć był problem: Miecz był krótki w każdym znaczeniu tego słowa, bo robiony na krasnoludzkie standardy.
-Witam. Mógłbym poznać cenę tej broni?
Spytał się, wskazując miecz. Jeden, tak?
No to teraz trzeci, który ma broń. Mu także nakazał atak na swych kompanów. Oczywiście wyglądał jakby to nie on to robił.
Właściciel
Max:
No tak, jeden.
- Za całość to będzie dwadzieścia sztuk złota.- odrzekł handlujący Krasnolud.
Wiewiur:
Ponownie się udało, lecz trzech Krasnoludów, niezajętych walką i widzących co się z grubsza święci, ruszyło ku Tobie, a dwóch innych wystrzeliło do Ciebie z kusz.
Spróbował zapanować nad kusznikiem by strzelił do tego drugiego, przy okazji uciekając gdzieś w miasto.
- Coś długość mi nie pasuje, no ale w sumie to czego można się podziewać po mieście krasnoludów... Rozejrzę się jeszcze. Jak nic nie znajdę to do Pana wrócę.
Począł szukać dalej.
Właściciel
Wiewiur:
Nie udało się, choć wpływ na kusznika był, bo dostałeś tylko w łydkę, a nie w plecy lub głowę, dzięki czemu pobiegłeś na miasto. Masz też nieco czasu, w końcu najpierw muszą rozdzielić walczących i jakoś ogarnąć burdel, który zrobiłeś.
Max:
Właściwie tylko przy jednym straganie znalazłeś miecze i inną broń na ludzką miarę, choć wykutą przez Krasnoludy, a więc pewnie przeznaczoną na eksport.
Cena? Ilość? Czy jest pochwa?
Zaczął biec wąskimi przejściami, szukając jakieś ewentualnej kryjówki, czy czegoś by się zająć strzałą w łydce. // Jak będzie musiał zginąć, to go zabij, nie trzymaj go sztucznie na siłę. Ewentualnie rzut kośćmi :> //
Właściciel
Max:
Nie ma tutaj metki z ceną, więc musisz sam się zapytać, jest ich kilkanaście sztuk, żaden pochwy nie ma.
Wiewiur:
//Ale... Ale ja polubiłem tę postać ;-;//
Kryjówek masz w sumie dość dużo. Najlepszym wyborem byłaby karczma, bo ukrywanie się na widoku prawie zawsze działa, ale z drugiej strony zawsze też ktoś tam zajrzy, a i bełt może komplikować sprawę. Więc pozostają jakieś budynki, a najlepiej to chyba magazyny na nadbrzeżu, bo duże i opuszczone.
- Przepraszam, ile kosztuje jedna sztuka? I w czym to trzymać? Pytam się, bo nigdzie nie dostrzegłem pochew.
// Można wiedzieć za co go polubiłeś? :V //
Skierował się więc w stronę magazynu na wybrzeżu. Gdyby nie bełt, to może i karczma byłaby fajnym wyborem, może jakiś wspaniały uzdrowiciel, który by mu pomógł? No ale cóż, z jego toku rozumowania wynika, że osoba z bełtem wystającym ze stopy musi być jakimś śmirdzuncym bandotom, więc magazyn to dobra opcja. Może akurat znalazłyby się tam jakieś leczące specyfiki, a może i chemiczna książka?
Właściciel
Wiewiur:
//Sam go poślubiłeś, pedale, ja lubię cycki.//
Magazyn był pełny zboża i innego pożywienia oraz alkoholu, więc tak średnio, choć jakaś prowizorka może z tego wyjść.
Max:
- Po ch*j? - spytał. - A ceny... No wiesz pan, to od ostrza zależy, bo każe jest wyjątkowe, ma swoją historię... A do tego to drogie rzeczy są!
// Lul, dobrze napisałem czytać nie umiesz :v //
Spróbował ukryć się gdzieś w zbożu, sięgając też po alkohol. Ponoć przemycie nim rany pomaga... Nie pomaga fakt, że bełt tkwi w łydce.
-Takie najprostsze, których nie będzie Panu szkoda.
Właściciel
Max:
- To mam po ludzkich zbójcach, nówki sztuki, tylko raz krwią zbryzgane i o ziemię rzucone. Dziesięć złota za jeden.
Wiewiur:
//Każda okazja, żeby się ponabijać, jest dobra.//
Wyciągnięcie go to niby dobry pomysł, choć nie wiesz, czy to nie ten sku*wysyńsko krasnoludzki bełt, który podczas wyciągania wywołuje jeszcze większe szkody.
Zapłacił.
- Ma Pan jeszcze jakąś skórę, lub coś zbliżonego, żebym mógł to sobie do pasa przytwierdzić?
//Takie cu jest możliwe, nie?
// Winc co lubisz w tej postaci? :v //
Lepiej nie ryzykować, zwłaszcza że to straż strzelała. Ludzie broniący miasta, logiczne że to ten bełt. Teraz poczekać jakiś czas, może przemyć ranę alkoholem?
Właściciel
Max:
- A na kiego kombinować? Przełóż sobie po prostu przez pas i będzie dobrze.
Wiewiur:
//Nawiązywanie do dobrych tradycji z dobrych PBF'ów.//
Jeśli nie szkoda mu alkoholu, to może jak najbardziej, choć dla Krasnoluda to czyn popełniony z ciężkim sercem.
// O lul, teraz Ci chyba tę postać popsuję, bo robię to nieumyślnie D://
No to sobie poczeka aż zapadnie zmrok. Odwiedzi sobie jakąś karczmę, czy coś...
- W sumie też coś. No dobra, biorę.
Położył odpowiednia sumkę i wziął nowy oręż. Następnie, jeżeli mógł, zaczął wracać na statek, sprawdzając porę.
Właściciel
Wiewiur:
No cóż, zmrok to w sumie już od dawna jest, a czekać to można tylko na świt.
Max:
Późny wieczór, a może nawet i noc, także słabo. Obyś zdążył wrócić.
Przyspieszył więc kroku. Coś sporo czasu mu to zajęło. Sądził, że będzie tam krócej.
Postanowił więc lekko wyjrzeć by zobaczyć czy nikt nie kręci się po okolicy.
Właściciel
Max:
Na całe szczęście zdążyłeś i to było najważniejsze, czyż nie?
Wiewiur:
Poza kilkoma bezpańskimi psami? Nikt.
Tia, nie wiadomo co mógłby mu zrobić. Skierował się czym prędzej do jego kajuty,
Zaczął szukać jakiegoś sklepu, czy czegoś co mogłoby mu powiedzieć czy jest to jakaś apteka, czy miejsce gdzie można się uzdrowić.
Właściciel
Max:
Trafiłeś tam bez problemów.
Wiewiur:
W dokach na pewno takowych nie znajdzie.
No to poszedł głębiej w miasto.
Wszedł więc i rzucił resztę złota.
- Mam broń. Co teraz?
Właściciel
Wiewiur:
Na dzień dobry natrafiłeś na patrol miejskiej straży, jedyny plus tej sytuacji jest taki, że jeszcze Cię nie dostrzegli.
Max:
- Teraz to idź pogadać z kwatermistrzem, musi Ci zorganizować wypłatę, kajutę, obowiązki i tak dalej. - powiedział, odrywając się od pióra i flaszki.
Ruszył więc tam, licząc, że już wytrzeźwiał.
Miał się gdzie ukryć? Jak nie, to rzucił gdzieś kamieniem by odwrócić ich uwagę i czmychnąć gdzie indziej.
Właściciel
Max:
Jak najbardziej, bo właśnie ćmił fajkę i coś czytał.
Wiewiur:
Ten jakże prosty, a jednocześnie skuteczny manewr, uratował Ci skórę i możesz wędrować dalej.
No to szukał dalej jakiegoś takiego zakładu. Czy to na szyldzie, czy to gdzie indziej byleby można było wywnioskować że jest to zakład leczący.
Szkoda trochę, że dopiero teraz...
- Ja tutaj w kwestii organizacji. Mam nadzieję, że wie Pan o czym mówię...
Właściciel
Max:
Pokiwał głową i sięgnął po pióro oraz pergamin.
- Imię, nazwisko, wiek i umiejętności.
Wiewiur:
Skrzyżowana ze sobą fiolka i flaszka na szyldzie to jedyne, na co obecnie trafiłeś.
- Oum.... nie znam żadnego z tych. Wiem tylko, że umiem posługiwać się mieczem... jakoś...