- Musiał mieć spory arsenał ostrych jak brzytwa zębów - stwierdziła. - A ogólnie jak tam na wyspie?
-Tak jest sir.
Ruszył w poszukiwaniu robotników.
Właściciel
Wiewiur, Taczka:
Ruszyliście i po chwili zagłębiliście się w dżungli. Po jakimś czasie Mag zatrzymał się, aby później ruszyć dalej, szybciej i w nieco innym kierunku.
- Miejsce broń w pogotowiu. - rzucił do Was, a sam machnął na próbę kilka razy swoim kosturem.
Ekspedycja:
Abby:
- Miałem, postrach wszystkich mórz i oceanów, "Spleśniałego Gawrona." A co?
Max:
Wczesne popołudnie.
Kazute:
- Jak dla mnie to nic niezwykłego, ale jest tam źródło wody pitnej, więc pewnie się zatrzymamy na dłużej.
Wiewiur:
- Niezbyt, zwłaszcza że nie ma czego pić. A Ty?
Vader:
Na dobrą sprawę, to wszyscy marynarze się nadawali, mogłeś wziąć też tych wielkich Drakonidów i tamtego gościa od machin oraz jego Krasnoluda.
- Coś mi mówi ta nazwa, ale nie pamiętam co.
- Jeśli jednak takich bestii jak sekam czy gorszych będzie zdecydowanie więcej, to raczej zbyt długo nie zabawimy. Chyba, że się świetnie zorganizujemy i spróbujemy je wszystkie wybić, a bynajmniej większość...
Meh, szkoda. Szwędał się więc po okręcie.
Gdurb
Cały czas trzymał swoją broń.
Sh'arghaan
- Po coś się Ciebie zapytałem. Bo też nie mam co robić.- Spojrzał w stronę brzegu czy jest tam coś ciekawego co mógłby po przeszukiwać.
Ruszył więc po nich, przy okazji zgarniając też z dziesięciu normalnych, ludzkich marynarzy.
-Rozpoczynamy budowę przyczółku tutaj, musimy zacząć od wycinki drzew i budowy palisady.
Rozglądał się na różne strony, a może zauważyłby jakąś ludzką duszę w pobliżu.
Właściciel
Wiewiur, Taczka:
Nikogo i nic nie widzieliście, dopóki nie zauważyliście skrytej w dżungli, obrośniętej mchem, lianami i innymi roślinami, kamiennej budowli, z której dochodziły śpiewy i słowa nieznanej Wam mowy oraz wydobywał się dym.
Ekspedycja:
Wiewiur, Abby:
//Ja się tu nie wypowiadam, zareagujcie jakoś na wypowiedź Vadera.//
Rafael:
Po załadowaniu swych nadszarpniętych walką z potworem zasobów magicznych zdołałeś obudziłeś, jak zresztą wiele razy Ci się to już zdarzyło.
Vader:
Bez większych wstępów zaczęli ładować broń, narzędzia i zapasy do szlupy, zarówno ludzie, jak i jeden z Drakonidów.
Kazute:
- Możesz spróbować, bo chyba próbują znowu zejść na ląd...
Gdurb
- Co teraz?-Zwrócił się szeptem do swych towarzyszy.
Sh'arghaan
I on również zajął się ładowaniem na łódź potrzebnych surowców, narzędzi, broni czy innego szajstwa.
- Dzięki za info - rzuciła na odchodnym i odszukała dowodzącego następną wyprawą na ląd.
Zaczął im w tym pomagać, w końcu trzeba zacząć to robić jak najwcześniej.
//lelz ktoś mnie wziął i nie zauważyłam
- Tak, tak. - Nie chciało mu się, ale polazł tam gdzie trza.
Moderator
Aver
Więc wstał i wyekwipowawszy się w standardowy ekwipunek udał się na pokład główny.
-Co to jest? - Wskazał na budynek.
Właściciel
Taczka, Wiewiur:
Odpowiedzi brak, ale Mag ruszył w stronę kamiennej budowli, a że wcześniej szliście wciąż za nim, to i teraz wypada kontynuować...
Ekspedycja:
Rafael:
Cóż, zbierała się ekipa do ponownego zejścia na ląd. Może jeszcze się załapiesz?
Abby, Wiewiur, Vader:
Po chwili wszystko było gotowe do drogi i chyba możecie już odpływać.
Kazute:
Wypadałoby się pospieszyć, bo siedzi już w szalupie.
Więc się pospieszyła, a gdy była już przy tej szalupie, zapytała.
- Panie dowódco! Można jeszcze dołączyć?
-Oczywiście, że można.
Poczekał, aż wsiadła.
-Ruszamy.
//Nie wiem, czy napisać tak dla formalności czy nie, ale lepiej będzie, jeśli napiszę. //
Bez słowa zajęła miejsce.
Nie przeszkadzał pozostałym, w końcu stawił się tam, gdzue trzeba.
Gdurb
Podążał za nim
Sh'arghaan
Wsiadł do szalupy i nie przeszkadzał.
Moderator
Aver
Więc ruszył w tamtym kierunku, by się "załapać".
Właściciel
Wiewiur:
//Czekamy na Taczkę.//
Ekspedycja:
Rafael:
Zdołałeś wskoczyć do szalupy, gdy ta już odpływała, ale grunt, że się udało, nie?
Rafael, Abby, Vader, Wiewiur, Kazute:
Po krótkiej podróży szalupa dobiła do piaszczystego brzegu wyspy.
Max:
//Nieee, nie odpowiadałem Ci tyle czasu z kaprysu, wiesz?//
Zauważyłeś, że sporo marynarzy ponownie popłynęło na wyspę, ale poza tym nie działo się nic ciekawego.
Ehhh... znowu przegapił... No nic, poszedł zawitać do kuchni licząc, że znajdzie się tam coś do roboty...
//Jeżeli nic tam nie będzie, to po prostu nie będę pisać, dopóki nie wrócą.//
Wysiadła z niej i zrobiła krótkie oględziny wzrokiem wyspy, w oczekiwaniu na rozkazy.
-Najpierw trzeba pozbyć się drzew stąd do źródełka, kłody wykorzystamy do budowy palisady.
Zabrał siekierę.
Sh'arghaan
Chwycił swój topór i poszedł rąbać drzewa.
- Dowódco, może warto postawić kogoś na warcie? Kogoś, żeby się rozglądał po okolicy za potworkami czy tubylcami i w razie czego powiadomił resztę?
No to szedł dalej za magiem.
//Kto facet, kto kobieta?
// Kobietą jest moja postać. :^
No więc wybrał kobietę do pilnowania.
Właściciel
Wiewiur, Taczka:
Zatrzymaliście się w leśnej gęstwinie, niedaleko głównego wejścia do środka ociosanej z masywnych bloków kamienia budowli. Wejścia pilnowało dwóch wielkich strażników z równie okazałymi tarczami, zakrzywionymi nożami i włóczniami o ostrzach i klingach z krzemienia, kości i muszli.
Ekspedycja:
Max:
//No to czekamy, bo jeśli nie chcesz pobawić się swoimi łupami to faktycznie, nie mam dla Ciebie nic do roboty.//
Kazute:
Jak na razie spokój na tej warcie.
Reszta:
Cóż, miej lub bardziej zwartą grupą ruszyliście z powrotem do źródła, niewiele się tam zmieniło, a praca polegająca na rąbaniu okolicznych drzew idzie do przodu powoli, acz systematycznie.
//W sumie.. jedynie co, to lunetą może, więc zaraz po lunecie.//
Spojrzał tylko przez lunetę gdzieś wgłąb wyspy.
Gdurb
- Ck robimy?- wyszeptał do swojej grupy.
Sh'arghaan
Rąbał dalej.
Właściciel
Wiewiur, Taczka:
//Ja już to ździebko przyspieszę.//
- Któreś z Was jest w stanie zabić ich szybko i cicho, aby nie zaalarmować tamtych w środku?
Ekspedycja:
Kazute:
Wciąż nic.
Vader i spóła:
Po jakimś czasie narąbaliście wystarczająco dużo drewna, aby zbudować z tego palisadę, port, jakieś chaty czy co tam się Wam zamarzy.
Max:
Przez jakiś czas nie pokazywała nic niezwykłego, dopiero później dostrzegłeś, że podczas długotrwałego wpatrywania się w jedno miejsce, luneta jakby usuwała stamtąd widok zbędnych roślin czy czegokolwiek innego. Reasumując: Całkiem fajne urządzenie do szpiegowania, prawda?
Tia, przydałoby się tam na lądzie, ale cóż... nie zdążył. Znowu. Założył sygnet i wisior licząc, że zadzieje się coś ciekawego.
Wypatrzyła jakiś znajomy gatunek drzewa rosnący na granicy plaży z lasem. Taki, na którym mogłaby przysiąść i mieć oko na okolicę.
-Ja mogę to zrobić, tylko dajcie mi chwilkę. - Użył swojej umiejętności kamuflażu i powoli poruszał się za plecy strażników ze sztyletem, który zamoczył w truciźnie.
Najpierw palisada, zaznaczył mieczem półkole, w którym miał się mieścić przyczółek. Później ewentualnie się to powiększy.
Właściciel
Taczka:
Za plecami mieli tylko kamienną ścianę budynku, więc z tego planu nici, choć zakradłeś się do nich bezszelestnie i bezproblemowo.
Ekspedycja:
Max:
Cóż, nie zadziało się nic, a przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Kazute:
Cóż, żaden nie był znajomy, wszystkie nie tylko wydawały Ci egzotyczne, ale i takie były.
Vader:
Marynarze zabrali się do pracy.
Abby:
Jakoś idzie, zwłaszcza że nieoceniony Krasnolud jest przy Tobie i w każdej chwili wspierał Cię, rzecz jasna tylko jeśli była taka potrzeba.
Gdurb
Czekał.
Sh'arghaan
Zaczął wykonywać nowe polecenia.
Łaził więc tak po pokładzie, próbując przypomnieć sobie gdzie jest kajuta jakiejś panienki.
//Ta luneta jest dobra dla zboczuszków ;-;//
Szukała jakiejś odpowiedniej gałęzi, by na niej przysiąść i mieć widok na okolicę z góry, a jednocześnie ze swego rodzaju ukrycia.