Dalej się Opi***alał na statku.
Poszedł za innymi, bo co innego mógł zrobić. Raczej nie miał zamiaru walczyć samemu z tubylcami.
Właściciel
Wiewiur:
Niezbyt, bo o ile samą wyspę, wioskę i akwamaryn widzisz, to z członkami załogi jest już gorzej.
Taczka:
Teoretycznie to nie powinniście mieć w ogóle zamiaru walczyć z tubylcami, ale wiadomo jak to bywa, czyż nie?
Niemniej, weszliście do wioski i spokój, a więc albo jej mieszkańcy wybyli, albo czekają w swych chatach.
Ekspedycja:
Max:
//Nie jesteście każdy na oddzielnym statku, tak więc widzicie co się dzieje wokół.//
- Zapomniałeś. - powiedział pod nosem i odszedł, nucąc pod nosem swoją ulubioną szantę, jednocześnie uderzając drewnianym kikutem o pokład przy każdym kroku.
Abby:
Nikt mu w tym nie przeszkadzał. Jakby się zastanowić, to masz właściwie wolne, aż do rozpoczęcia kolonizacji, wojny czy innych pierdół.
Kazute:
- Nie masz zamiaru iść z nimi? - spytał, wskazując na szalupę i ochotników-zwiadowców.
Vader, Rafael, Wiewiur:
Gdy wszyscy zebraliście się w szalupie, ta ruszyła niezwłocznie ku plaży, aby w końcu zaryć w jej brzeg swoim dziobem. Rzecz jasna, marynarze zaczęli opuszczać ją od razu, bo po co marnować czas na czekanie?
//No, jak wspominałeś w odpisach niektórych, to zakładałem że tylko oni to widzą.//
Cóż, jako iż nie miał co robić, poszedł poszukać zajęcia na okręcie.
Gdurb
Poszedł więc gdzieś usiąść.
Sh'arghaan
Czekał aż jego towarzysz opuści szalupę, by zrobić to zaraz po nim. Rozglądnął się tylko dookoła, po czym ruszył z resztą załogi.
-To jaki jest cel naszej eskapady?
Również z niej wysiadł i się rozejrzał wyciągając miecz.
- Borze nieprzebyty, co my na tym zadupiu będziemy robili? Nic się nie dzieje.
- To nie ostatnia wyprawa zwiadowcza, na pewno będzie ich więcej. Obecnie nie mam ochoty na takową iść.
Moderator
Aver
A więc także ją opuścił by następnie rozejrzeć się uważnie wokół i sprawdzając czy nadal ma u boku swój wyjątkowy oręż.
Właściciel
Wiewiur:
Znalazłeś całkiem wygodną skrzynię.
Taczka:
- Zna tu któryś Magię? - spytał marynarz przewodzący grupie, popatrując na każdego. - Zajebmy im z pioruna, kuli ognia czy coś takiego, może wtedy wylezą?
Ekspedycja:
Abby:
- Stawiam swoją dzienną dawkę rumu, że jak nic niedługo coś się wydarzy... W końcu popłynęli na zwiady, nie?
Kazute:
Wzruszył ramionami i wrócił do wpatrywania się w horyzont, najwidoczniej nie mając tematów do rozmowy lub innych pomysłów na spędzenie wolnego czasu.
Rafael:
Nikt Ci go nie podpie**olił, tak więc jest jak najbardziej na miejscu. A jeśli mowa o otoczeniu to masz przed sobą plażę z białym piaskiem, zasłaną muszelkami, kamieniami, wyrzuconymi na brzeg wodorostami i meduzami, krabami oraz tym podobnymi stworkami. A dalej rozciąga się rozległa dżungla.
Vader:
//Nie będę opisywać tego samego po raz drugi, widzisz to co Rafael.//
Wiewiur:
//Nie będę opisywać tego samego po raz trzeci, widzisz to co Rafael.//
Max:
Twój szalony kompan może potrzebować pomocy, w końcu jest kwatermistrzem, a wszystkiego nie uniesie, do tego pomagający mu czasem Drakonid (nie, nie postać Wiewiura) popłynął na wyspę...
- Może, a może nie. Czasem jedzie się na zwiady i nic się nie dowiaduje.
-Czyli pora sprawdzić najbliższą okolicę.
Udał się więc do niego.
- W czymś pomóc?
- A czy Ty chciałbyś się wybrać na taki zwiad?
Moderator
Aver
- Yhm. - Mruknął na potwierdzenie, że usłyszał polecenie i poczekał, aż grupa ustali formację w jakiej ruszą przeczesać dżunglę bądź plażę.
Gdurb
Usiadł więc na niej
Sh'arghaan
Sięgnął po swoją broń i czekał na dokładniejsze rozkazy. Znał już plany, pora na sposób ich zrealizowania...
-Dobra, za mną. Osłaniajcie siebie nawzajem.
Ruszył przodem z wyciągniętym mieczem.
Właściciel
Taczka:
- Żebyśmy mogli poznać ich zamiary względem nas: Jak będą neutralni to nakłonimy ich do pomocy. Jak będą chcieć nam pomóc, to zaprzęgniemy ich do roboty przy kopaniu akwamarynu. A jak okaże się, że nie chcą mieć żadnych intruzów na swoim podwórku to najpewniej ich wybijemy, zaprzęgniemy do roboty i spakujemy do ładowni, żeby później sprzedać ich razem z innymi łupami. Jasne? - spytał i skinął głową jednemu z marynarzy, który chyba rzeczywiście był Magiem, bo przez jakiś czas zbierał energię, aby później gwałtownie wyrzucić prawą dłoń w górę i w ten sposób przeciąć powietrze błyskawicą i hukiem, który zwykle kojarzył się z oberwaniem chmury i gwałtownymi opadami deszczu. Ale że tutaj deszcz pada tylko w określone miesiące, to nie musisz obawiać się zmoknięcia.
Wiewiur:
Zająłeś miejsce, z którego dokładnie widziałeś błyskawicę wystrzeloną w powietrze przez jakiegoś Maga oraz towarzyszący temu huk.
- Tak to się robi. - skomentował stojący niedaleko marynarz, choć nie masz pewności czy słowa te skierował do siebie, czy do Ciebie.
Ekspedycja:
Kazute:
Wytrzeszczył na Ciebie oczy i wybuchnął śmiechem.
- Niby po co? Żeby dać się zeżreć? Jestem chłopcem okrętowym, przekazuję jakieś rozkazy, myję pokłady, pomagam w kuchni i zajmuję się innymi pierdołami, a na wyspach przecież pełno jest tubylców, zwierząt, potworów i innych takich, które pewnie pożarłyby mnie, zanim bym krzyknął.
Abby:
Podrapał się po brodzie.
- Ano, w sumie racja... Ej, a jak myślisz: Dadzą nam trochę tego akwamarynu albo co? Kiedyś widziałem jednego hrabiego, jak miał złoty wisior z takim, zajebiście wyglądało...
Max:
Podrapał się po głowie hakiem, jak to miał w zwyczaju gdy się nad czymś zastanawiał.
- W sumie... Tak, tak, przydasz mi się. Chodź. - powiedział i ruszył wgłąb pomieszczenia kwatermistrzowskiego.
Vader, Rafael, Wiewiur:
Brak dokładniejszych rozkazów (Vader, Ty tu dowodzisz :V) sprawił, że ochotnicy rozeszli się po plaży pojedynczo lub parami, acz w kierunku dżungli żaden się tak profilaktycznie nie zapuszczał.
-Idziemy sprawdzić kawał dżungli, jeden tylko niech zostanie na ochotnika przy łodzi.
Gdurb
- To do mnie?- Zwrócił się do maga, wrokiem też szukając potencjalnych odbiorców jego słów.
Sh'arghaan
Stanął więc niedaleko wejścia do dżungli czekając na resztę ludzi, nieludzi, którzy wejdą tam razem z nim.
- Jak chcesz wyglądać jak hrabia, to czemu nie? Ino nie przepij za szybko.
- Ale gdybyś był dorosły i miał doświadczenie w boju, wtedy byś zaryzykował?
Moderator
Aver
- Ja tam bym się przeszedł. Już wystarczającą długo się nasiedziałem w życiu.
Czekał na efekty tego, co zrobił jego kompan.
Właściciel
Taczka:
Chaty zaczęli opuszczać ich mieszkańcy i po chwili zebrał się tam spory tłumek kobiet, dzieci i starców.
- Nie widzę nigdzie mężczyzn. - powiedział Mag, szykując się do inkantacji zaklęcia. - Nie podoba mi się to...
Jak na zawołanie powietrze przeszył świst prymitywnych strzałek wystrzelonych z dmuchawek, strzał wystrzelonych z łuków i ciśniętych oszczepów, zaś z dżungli wypadli wykrzykujący rozmaite słowa i okrzyki wojenne wojownicy z lokalnego plemienia, zbrojni w broń wykonaną z drewna, kości, krzemienia,a w jednym czy dwóch wypadkach również w włócznie o grocie z akwamarynu.
Wiewiur:
- Może być i do Ciebie. - odparł. - Ale coś czuję, że potrzebują naszej pomocy. Lub będą jej potrzebować. - dodał, mając zapewne na myśli wysłanych do wioski marynarzy.
Ekspedycja:
Abby:
- I tym się właśnie martwię, bo z jednej strony mógłbym chlać za to kilka miesięcy, a z drugiej to świetnie byłoby to pokazać wnukom i opowiedzieć różne niestworzone i wymyślone historie... Cholera, z tym że ja nie mam wnuków...
Max:
Trafiłeś na tyły, gdzie to wszystko nie było ułożone tak elegancko jak z przodu, ale rozrzucone wszędzie, bez jakiegokolwiek ładu i składu.
- Posprzątaj to i posegreguj, jak Ci się coś spodoba to pokaż, może będziesz mógł wziąć. Będę w kambuzie, dziś moje popisowe szkarłupnie w sosie własnym! - krzyknął jeszcze już na odchodnym, właściwie będąc w drzwiach pomieszczenia. Cóż, nieźle się wkopałeś...
Kazute:
- Wtedy? Oczywiście, że tak, w końcu przygoda to ryzyko, prawda?
Vader, Rafael, Wiewiur:
Wybór padł na jakiegoś ludzkiego łucznika, w sumie dobrze, w razie ucieczki zapewni Wam osłonę swoimi strzałami. Niemniej, resztą drużyny wkroczyliście do dżungli, pełnej nowych obrazów, smaków, zapachów, dźwięków i licznych istot żywych, które je wydają... Jednakże na razie nic nie wskazuje na to, żeby z krzaków miało coś wyleźć i Was pożreć.
Nie przeszkadzało mu to zbytnio. I tak mógł się tutaj zanudzić. Może robota do przyjemnych i ciekawych nie należała, ale lepsze to, niż szfędanie się po pokładzie, licząc że Deus zrobi coś ciekawego... Zabrał się więc do pracy.
- Za dzieci możesz wziąć się sam, z wnukami będzie trudniej...
Jednakże ruszył dalej, pozostając czujnym.
Gdurb
- Wiedzieli na co się piszą udając się na tę wyprawę. Nie mam mocy by im pomóc, więc zwracasz się do niewłaściwej osoby.
Sh'arghaan
Ruszył do dżungli razem ze swoją bandą. Od czasu do czasu rozglądał się dookoła.
- Prawda. Znam to doskonale przez mój zawód.
Wyciągnął swój nowy jatagan, a może uda mu się go przetestować.
Właściciel
Taczka:
Jeden tubylec padł od bełtu z kuszy, czterech innych zabił Mag, ale pozostali dobiegli do Waszych szeregów z dzikim rykiem. Tak to się szczęśliwie złożyło, że masz aż dwie szanse na przetestowanie swojej nowej broni, gdyż rzuciło się na Ciebie dwóch dzikusów, z czego jeden zbrojny był we włócznię i dużą tarczę, a drugi dysponował drewnianą maczugą, którą to od razu spróbował zadać Ci cios, biorąc zamach zza pleców.
Wiewiur:
- Jeśli już miałbym się do kogoś zwracać, to prędzej do samego siebie. - odburknął i ruszył w kierunku burty, aby oprzeć się o nią i obserwować dalej potyczkę.
Ekspedycja:
Kazute:
- Opowiesz mi o nim? Na przykład o jakiejś swojej misji?
Abby:
- Tutaj to nie za bardzo. - odparł, drapiąc się po głowie. Po chwili odszedł, najwidoczniej zajęty własnymi sprawami.
Max:
Jak na razie szło równie szybko i sprawnie, co monotonnie, a i nic ciekawego jeszcze Ci się nie trafiło.
Vader, Wiewiur:
Jak na razie nie napotkaliście nic groźnego, a nawet znaleźliście istny skarb w postaci źródełka z czystą wodą pitną, która była jednym z głównych wymagań podczas zakładania osady, a samo doprowadzało wodę trzema strumykami do sporego stawku, skąd uchodziło przez pojedynczą rzeczkę do morza.
Liczył więc na ciekawą rzecz, ewentualnie sprawdzałby co ciekawsze papiery, jakby jakieś były.
- Jeśli to tak bardzo Cię ciekawi, to mogę opowiedzieć - wzruszyła ramionami.
Gapił się po okolicy, cicho gwiżdżąc. Nie zamierzał nikomu uzmysłowić, że nic nie robi.
-Słodka woda, a to jest spory plus. Co do stawku to nie mamy pewności, czy czegoś tam nie ma. Zaznaczamy drogę do tego miejsca i wracamy, czy idziemy dalej?
Gdurb
- Tak właściwie to jak łatwo przychodzi komuś nauczenie się Magii?
Sh'arghaan
Nic nie odpowiedział. Jego rolą była głównie walka, więc też wypatrywał potencjalnego zagrożenia w dżungli. Był w gotowości bojowej.
Moderator
Aver
- Warto przejść się nieco dalej bo przecież nie wiemy czy tuż obok źródła nie będzie czegoś co nam zagrozi.- Stwierdził Aver.
-Czyli ruszamy dalej.
Brook ruszył dalej, gdyż trochę głupie byłoby nie wykonywać własnych rozkazów.
Ruszył za swym przywódcą.
Wykonał szybkie, poziome cięcie w jego brzuch.
Właściciel
Taczka:
Udało się, ale to wcale nie znaczy, że zginął tak od razu. Miał jeszcze chwilę życia przed sobą, którą wykorzystał, aby jednak zadać swój cios, choć był już umierający, więc nie rozłupał Ci czaszki, ale uderzył potężnie w Twój prawy bark, najpewniej eliminując całą kończynę z walki, a miałeś problem z drugim dzikusem, który wykorzystał okazję, a dodatkowo był nabuzowany po śmierci kompana, rzucając się na Ciebie z dzidą, jednocześnie osłaniając większość ciała tarczą.
Wiewiur:
- Zależy od rasy, preferencji, charakteru, wieku i wielu innych czynników. - odrzekł. - W Twoim przypadku może być trudno.
Ekspedycja:
Abby:
No cóż, przez jakiś czas szło dobrze, ale w końcu skończyło się, jak wszystko co dobre.
- Baaaaaaczność! - wydarł się zza Twoich pleców kapitan. - Wszyscy żyją?!
Max:
Listy, przede wszystkim, także nieco map. Znacznie ciekawszy był jakiś wisior, który to znalazłeś pod starą mapą wybrzeży Nirgaldu.
Kazute:
Wsparł głowę o dłonie i zaczął wpatrywać się w Ciebie, oczekując aż zaczniesz opowieść.
Vader, Wiewiur, Rafael:
Idąc dalej moglibyście przysiąc, że coś tam w wodzie chlupnęło, ale że nie było to nic nadzwyczajnego, to ruszyliście dalej, gdzie to nie zauważyliście nic niepokojącego, dopóki do Waszych uszu nie doleciał dźwięk bzyczenia much, a do nozdrzy - odór śmierci. Po chwili ujrzeliście kilka jakichś lokalnych zwierząt, zmasakrowanych tak, że ciężko było je rozpoznać, choć w równym stopniu można winić za to zaawansowany stan rozkładu.
Zachował ciszę na tyle, na ile to było możliwe.
-Zabite dla zabawy? Dzikusy? Czy może jakieś monstrum? Ten staw... trzeba go dokładnie przebadać.
O, wyglądał jakoś niezwykle? Dało się stwierdzić, jakiej roboty wisior? Elfiej, orczej(?), jak i też, były jakieś ciekawe mapy?
Odchrząknęła, wzięła głęboki wdech i zaczęła swoją opowieść.
- To było jedno z największych wydarzeń w moim życiu. Nie pamiętam, ile minęło lat od tego, kilkanaście bądź kilkadziesiąt. Moi rodzice podpadli jakiemuś jeszcze słabo doświadczonemu nekromancie, zwał się Tray. Byłam wtedy jeszcze młoda i mniej doświadczona niż teraz, a sercem zawładnęła chęć pomszczenia rodzicieli. Domyślasz się, co wtedy postanowiłam?
Miał ochotę zamachnąć się czymś ostrym, by móc powiedzieć nie, ale opanował się i jedynie obrócił się na pięcie, by spojrzeć na kapitana.