Gdurb
Poszukał wzrokiem kapitana czy innego dowódcy.
Sh'arghaan
- To ten, co teraz mamy robić szefie? Dalej przeczesywać dżunglę?
-Zabezpieczmy źródło wody pitnej i ten obszar, a następnie powiadomimy resztę.
Właściciel
Taczka:
Gdy doścignąłeś resztę było już po imprezie, kilku tych, których marynarze dogonili, albo zginęło, albo dostało się do niewoli. Pozostali skryli się w dżungli, a Twoi kompani zaczęli wracać do wioski.
Wiewiur:
Nikt na takiego nie wyglądał, dopóki nie pojawił się Mag.
- Przeszukajcie tę wieś, wystawcie warty i patrole. - powiedział, a później spojrzał na wszystkich po kolei. - Potrzeba mi dwóch ochotników na zwiad.
Ekspedycja:
Abby:
Pokiwał głową i podał Ci gulasz, po który nie raczyłeś się ruszyć.
- Zeżryj, a potem weź się za krojenie mięsa i obieranie warzyw. - wyjaśnił, a sam wrócił do pracy, nucąc przy tym kolejną pieśń żeglarskiej i/lub pirackiej braci. A przynajmniej dopóki nie przerwał mu jakiś inny facet.
Max:
- Nawet mi obiadu ugotować nie dasz, cholero Ty? - spytał i rzucił okiem (hehe) na owe artefakty. - Do lunety mam sentyment, ale chyba robiła coś takiego, że lepiej się przez nią widziało... Znaczy lepiej niż normalnie jak się patrzy przez lunetę... Sygnet chyba też coś robił, raz go założyłem, a później obudziłem się w rynsztoku. A reszta to błyskotki, weź sobie jeśli chcesz, mnie się już nie przydadzą.
Vader, Wiewiur:
//Nie przeszkadzam.//
Rafael:
Cóż, nic w budowie zewnętrznej nie mogło dać Ci odpowiedzi na to pytanie, tudzież nie miałeś odpowiedniej wiedzy, aby coś wywnioskować na jego podstawie.
Moderator
Aver
- Nie nic, po prostu bardzo wytrzymała gadzina. Także na magię. - Stwierdził spoglądając tym razem wokół. Całe to zamieszanie mogło ściągnąć coś gorszego niż bydlę, które właśnie ubili...
Gdurb
Poszukał wzrokiem jakiegoś domostwa i do niego wszedł
Sh'arghaan
Poszedł więc w okolice źródła i na wszelki wypadek zaczął przeszukiwać jego tereny.
Cóż. Poszedł więc na zewnątrz, szukając Deusa. Może będzie robił coś ciekawego?
Właściciel
Taczka:
Akurat, gdy wróciłeś Mag wydawał komendy przeczesania chat, a także wystawiania warto. No i szukał dwóch ochotników, choć nie wiedziałeś po co.
Wiewiur:
Tak prosta i biedna chata, że bardziej się nie dało. Ogółem: Nic ciekawego.
Ekspedycja:
Abby:
Sprawnie się z nim uwinąłeś, a kucharz zgarnął Twoją miskę i wskazał hakiem na stoisk ziemniaków, marchwi i cebuli do obrania oraz pokrojenia.
Max:
//Przypomnij mi: Kto to ten Deus?//
Wiewiur:
Nic groźnego nie znalazłeś, za to tropów wokół źródełka było istne multum, co świadczy o równie wielkiej mnogości istot żywych. Niektóre jakoś kojarzyłeś, inne trochę, a pozostałe - w ogóle.
Rafael, Vader:
Spokój, marynarze zabezpieczają teren lub biorą się za cucenie pozbawionych przytomności kompanów oraz organizowaniem czegoś, czym mogliby zabrać zwłoki tego jednego i pochować go na morzu, jak to wilka morskiego.
//to nie był jakiś ptak ten Deus?
Zajął się obieraniem.
Pomógł w szukaniu czegoś, co się nadawało na nosze.
Właściciel
//Czekam na resztę, żeby nie było, bo teraz to nie ma sensu.//
Gdurb
Sprawdził resztę chat.
Sh'arghaan
Sprawdził co robi reszta. Może jest coś w czym mógłby im pomóc?
Moderator
Aver
Ściągnął swoją szatę i trzymając ją w ręku powiedział do innych:
- Zdejmijcie swoje szaty, albowiem na nich przenieść możemy zmarłego kompana używając ich rozpiętych jako noszy.
// Tekst jak z Biblii normalnie ;) //
Właściciel
Wiewiur:
Opuszczone, gdzieniegdzie trafiły się jakieś przedmioty codziennego użytku. Najwidoczniej mieszkańcy opuścili je gdy tylko zobaczyli Wasz okręt na horyzoncie, a później skryli się w dżungli, pozostawiając budynki jako przynętę, która miała pomóc wojownikom w zabiciu Was. Cóż, nie wyszło, a teraz najpewniej będzie musieli przeczesać całą wyspę, aby mieć z głowy ewentualne ataki tubylców, a także zdobyć niewolników na handel oraz do pracy przy wydobyciu akwamarynu.
Ekspedycja:
Vader, Wiewiur, Rafael:
Wspólnymi siłami z szat, pnączy, bambusa i reszty roślinności zdołaliście zrobić prowizoryczne nosze, na których umieszczono trupa. Przy okazji: Teren i ogółem okolica zabezpieczone.
Abby:
Poszło Ci sprawnie, a kucharz odebrał od Ciebie warzywa i zajął się nimi, jednocześnie wskazując na mięso, które należało pokroić.
- Jak się zaciągnąłeś? - zagadnął, gdy w kuchni zapanowała cisza, ponieważ skończyły mu się szanty do nucenia.
Max:
Siedział na olinowaniu żagli, które najpewniej uznał za swoją grzędę, więc nie, nie robi nic ciekawego.
A więc wrócili, a po odstawieniu trupa podszedł do żołnierza najwyższego rangą i zasalutował.
-Ja mogę. - Zgłosił się, bo i tak nie miał zajęcia.
-Wyobraź sobie, że po prostu pewnego dnia przyszedł list. To chyba jakieś czary albo przeznaczenie wybrało mi tu miejsce na śmierć.
Właściciel
//Znowu czekam, żeby nie było.//
Gdurb
Poszedł do maga.
- Ty nami dowodzisz na lądzie?
Sh'arghaan
Poszedł razem z resztą ludzi, czy coś. No, robił to co reszta.
Nuda. Chodził po okręcie i patrzył, czy ktoś nie potrzebuje pomocy.
Nie wiedzieć czemu, nawet cicho zachichotała, widząc reakcję chłopaka, choć wiedziała, że była ona zrozumiała.
Właściciel
Taczka:
Skinął głową i czekał na drugiego, brakującego, śmiałka.
Wiewiur:
- Owszem. Dlaczego pytasz?
Ekspedycja:
Kazute:
- Spójrz, wracają. - powiedział, wskazując na szalupę oraz marynarzy, którzy dopiero co wrócili z wyspy.
Max:
Może marynarze, którzy dopiero co wrócili ze swej lądowej eskapady?
Abby:
- Pesymista z Ciebie, ja zawsze cieszyłem się ze wszystkiego, nawet jak straciłem dłoń... I oko... I palce innej dłoni... A z nogą to miałem najwięcej śmiechu.
Vader:
Trafiłeś na kapitana, który to odesłał do swej kajuty jedną ze swoich towarzyszek, a później spojrzał na Ciebie i uniósł brew.
- Więc...?
Wiewiur:
I tym sposobem wróciliście na okręt.
-Pewien obszar, wraz ze źródłem wody pitnej, został zabezpieczony. Był tam Sekam, ale został wyeliminowany. Straciliśmy przy jego ataku jednego człowieka.
O, ktoś był na lądzie. Poszedł więc zobaczyć, w czym potrzebują pomocy.
Gdurb
- Chciałem wiedzieć komu zadać to pytanie. Co mam robić po przeszukaniu chat?
Sh'arghaan
Czekał na jakieś dalsze rozkazy gdyby się pojawiły.
- Wieeesz, wezwali mnie goście co mieli mnie zamiar zabić. Mniejsza. Powiedz o tej nodze.
- Chcesz iść ze mną posłuchać wieści z nieznanego lądu. - zapytała, w międzyczasie wyciągając rękę po swój puginał.
Właściciel
Wiewiur:
- Potrzeba mi jeszcze jednego ochotnika, więc co Ty na to? A jeśli nie to co, głuchy byłeś? Wydałem już rozkazy, więc wybieraj i ruszaj swój zad, bo czas to pieniądz, a obecnie go tracimy.
Ekspedycja:
Wiewiur:
Brak, więc chyba masz wolne.
Abby:
- Upie**olił mi ją wielki wąż morski... Mówię Ci, poczwara większa od Ciebie, fioletowa, z żółtymi ślepiami, obślizgłym cielskiem, wielkimi kłami... Zanim wbiłem mu harpun w łeb i posłałem w odmęty, zdążył zacisnąć zęby na mojej nodze. Wbiły się głęboko, ale jej nie odgryzły, sam musiałem się jej pozbyć, bo inaczej sku*wysyn pociągnąłby mnie ze sobą i tak by się ta historia skończyła.
Kazute:
- Muszę odbyć wartę na bocianim gnieździe do zmroku, więc nie mogę... Ale koniecznie opowiedz mi, gdy wrócisz!
Max:
Przy szykowaniu marynarskiego pochówku dla trupa swego kompana, przegryzionego na pół.
Vader:
- Jak na moje ta wyspa jest warta świeczki... Co Ty na to?
Pomagał więc. Wiedział coś o nim,czy przez całą drogę się nie spotkali?
- Jasne, opowiem. Oddaj mi tylko puginał i już idę się dowiedzieć, co się stało.
-W ciągu dwóch dni możemy stworzyć palisady i pierwsze ważne budynki, a także rozesłać patrole na całą wyspę.
- Ooo kurna. Często takie maszkary widujesz?
Gdurb
- Mogę iść z Tobą.
Sh'arghaan
Zaczął więc szukać swego towarzysza.//Tego Drakonida, zapomniałem jak się wabi ;-; //
Moderator
Pomógł przy pogrzebie o ile była potrzebna pomoc, po czym wziął swoją szatę, otrząsnął i założył na siebie. A co potem? Zobaczył, czy gdzieś jest miejsce do wypoczynku. Wystraczy dobra miejscówka i śpiwór.
Właściciel
Wiewiur, Taczka:
Mag pokiwał głową, postał w miejscu krótką chwilę i ruszył w kierunku dżungli.
Ekspedycja:
Rafael:
Cóż, może by tak zacząć poszukiwania tej dobrej miejscówki od własnej kajuty?
Wiewiur:
Był tuż obok, w końcu razem władowaliście się do szalupy i popłynęliście na wyspę.
Vader:
- W takim razie, jak na moje, to w tydzień będzie można zostawić tu część ludzi, zapasy i płynąć dalej, tak? Popraw no mnie, jeśli się mylę.
Max:
Kojarzyłeś go z widzenia, jak każdego na tym okręcie, ale nic poza tym. Pogrzeb nie był długi, uroczysty czy skomplikowany, więc znów nie masz zajęcia.
Abby:
- Zależy gdzie się płynie, bo czasem nawet po portach się takie pałętają, ale wtedy z reguły kilka butelek rumu wystarcza. - powiedział i zarechotał, aby później odkasłać i splunąć gdzieś na bok. - Długo żyłem, wiele widziałem i niczego nie żałuję.
Kazute:
Pokiwał głową i oddał Ci broń, Ty zaś z usłyszanych od marynarzy strzępków rozmów zrozumiałaś, że jakaś bestia zabiła jednego z marynarz, którego pogrzeb właśnie zakończono, a także, że znaleźli tu źródło wody pitnej, jeden z najważniejszych czynników dotyczących zakładania osad w tej okolicy, bo wszystko, poza słodką wodą, mogliście zdobyć na miejscu.
I znowu zaczął chodzić po okręcie, szukając zajęcia.
-Za półtorej tygodnia sir. Trzeba zabezpieczyć tę osadę i zbudować port.
- Trochę widziałem, sporo wychlałem i też nie żałuję.
Moderator
Aver
Więc w takim razie o ile nic nie musiał zrobić lub też nie doszło do nagłej sytuacji Aver udaje się do siebie na małą drzemkę by zregenerować energię. Zwłaszcza tę magiczną.
Przyjęła broń z powrotem do pasa i zeszła na pokład. Następnie podeszła do jednego z marynarzy od tyłu, by znienacka położyć mu dłoń na ramieniu i zapytać, mówiąc wprost do ucha.
- Co to za potwór, co zabił jednego z naszych?
Właściciel
Taczka:
//Czekamy na Wiewiura.//
Ekspedycja:
Vader:
- Niech Ci będzie, ale zaczynajcie od razu. - powiedział i odszedł.
Kazute:
Jak mogłaś się spodziewać, lekko dygnął ze strachu przez te gesty i słowa, ale gdy odwrócił się i zobaczył Ciebie, odetchnął z ulgą.
- Mówią na to Sekam, to taki wielki krokodyl. - wyjaśnił. - Złapał go i jednym kłapnięciem szczęk przegryzł na pół.
Rafael:
//Śpij, obudzę Cię później czy coś.//
Max:
Nic.
Abby:
- Kurna, jakbyś był trochę starszy, albo ja trochę młodszy, to może byś nawet na moim okręcie pływał?
Hah, nienawidził, gdy ktoś mu wytykał wiek.
- A miałbyś okręt?
Gdurb
// Sorry, czasami nie nadążam z odpisami ;-; //
Ruszył za nim.
Sh'arghaan
- Masz jakieś plany?- Zwrócił się do swego towarzysza.