Właściciel
Wiewiur:
Najwięcej uwagi i Twojej, i innych marynarzy najpewniej przyciągnął kucharz i serwowane przez niego śniadanie. Większość Twoich kompanów udawała się właśnie na nie, acz zauważyłeś kilku innych, uzbrojonych po zęby, którzy pilnowali stłoczonych w jednym miejscu tubylców z wioski, a także kapitana i pierwszego oficera, którzy rozmawiali o czymś z Twoim znajomym Magiem na uboczu.
Ekspedycja:
Wiewiur:
Szło dobrze, zapadłeś w stan pomiędzy snem na jawie, a letargiem i było dość przyjemnie. Mówiąc krótko: Spałeś i regenerowałeś siły. Przerwała Ci dopiero wrzawa w obozie i dziwne dźwięki wydawane przez jakieś obce Ci istoty, przypominające chyba coś jakby "Mllarghh!"
Max:
Było ciemno, ale wyczuwałeś pod stopami strome schody, dzięki czemu niemalże zszedłeś na sam dół. No, prawie, bo poślizgnąłeś się na czymś na jednym z ostatnich stopni, co skończyło się niegroźnym, ale szybkim i bolesnym, upadkiem. Tak czy siak, jesteś, a w środku ciemno tak, jak wcześniej, a nawet bardziej. Jedyne, co widzisz, to siebie samego, bo stoisz pod otwartym lukiem, przez który wpada tu nieco dziennego światła.
Vader:
Mimo że była to klinga pierwsza klasa, to jednak nie mogła ona jednym cięciem przebić się przez twardą łuskę i równie twarde kości. Mimo to na pewno mocno go uszkodziłeś i doprowadziłeś do wściekłości z bólu, przez co rzucił się na Ciebie z gołymi rękoma, porzucając broń. Szkoda tylko, że tacy jak on sami w sobie są bronią...
Kazute:
Skinął głową tłumaczowi, a ten zaczął opowiadać.
- To było wiele księżyców temu. Wódz był jeszcze młody, wybrał się z kilkoma innymi wojownikami do innej wioski, aby poślubić córkę wodza plemienia, z którym wcześniej jego pobratymcy toczyli wojnę. Na miejscu okazało się, że wioska jest w ruinie, a wielu mieszkańców zginęło, w tym przyszła żona Rączego Orła. Ten postanowił pomścić tych wszystkich ludzi. Zebrał wielu wojowników, ale gdy okazało się, że muszą walczyć z Trollem, to został sam, reszta tchórzliwe pierzchła. Walczył z bestią resztę dnia i całą noc, swoją zwinnością zwyciężając jej siłę i wytrzymałość, a gdy padła ze zmęczenia nad ranem, mógł dobić ją i odebrać wielki kły na pamiątkę tego zwycięstwa.
Rafael:
Trzeba przyznać, że byłeś cierpliwy jak na Maga, przez co nie nużyły Cię te dni oczekiwania w swojej kajucie na okręcie, gdy regenerowałeś swoje siły, zarówno fizyczne, jak i magiczne. Jednakże teraz nastał czas, aby ponownie przysłużyć się ekspedycji, i to w dość wielkim stylu, bo poprzez pomoc w walce. Jak się okazało, część tubylców, mająca pomoc swoich Magów i lokalnych potworów, stawiała Wam opór na pewnej wysepce. Z tego powodu machiny okrętów niemalże zrównały z ziemią ich wioski, a teraz kapitan wydał rozkaz do desantu, w którym Tobie miało przypaść dość ważne miejsce, w końcu byłeś jedynym Magiem w całej grupie, przez co musiałeś wziąć na siebie ciężar walki z najbardziej wartościowymi oponentami.