Dobre i tyle. Przewertował go szybko od końca, szukając ostatniej zapisanej strony i zaczął ją czytać.
Brook "Wilcze serce" Currington
-Co do cholery, składają jaja? Odsunąć się od nich i na nie uważać!
Właściciel
Max:
Musiałeś cofnąć się jeszcze bardziej. Dopiero po kilku stronach odnalazłeś wzmiankę o tym, że piraci napadli na jedną z pomniejszych wysp, a że nie znaleźli tam Akwamarynu ani innych bogactw naturalnych, zabrali to, co pozostało, czyli mieszkańców kilku nadbrzeżnych osad, pozostawiając za sobą kilkanaście trupów zabitych z różnych powodów i zrównaną z ziemią bądź spaloną zabudowę.
Vader:
Obietnica egzotycznego omletu spaliła na panewce, tymczasem jedno z jajek zaczęło drgać i po chwili pękło, a Ty dostrzegłeś w środku gadzie żółte oko, wpatrujące się w Ciebie. Po kilku minutach skorupkę opuściło małe monstrum, wielkości kilkudniowego kociaka, choć pod wszystkimi względami, może nie licząc braku prymitywnej broni białej, było kopią swoich rodziców.
Wyciągnęła jedną dłoń ze złączonymi palcami przed siebie. Poleciła mężczyźnie zrobić to samo.
- By móc władać magią potrzeba wszystkie swoje silne uczucia przekuć w cel. Co chcesz osiągnąć tworząc ten dym? Oślepić potwora, który zaatakował wioskę, by dać swoim podwładnym czas na ucieczkę? Wyobraź to sobie. Wyobraź sobie to, że dym powstaje z Twojej dłoni - poinstruowała.
//Ajć. Nie zauważyłem.//
Jeszcze tylko sprawdzić najnowszy wpis i może mu wystarczy.
Brook "Wilcze serce" Currington
Westchnął.
-Pięknie, są młode. To jedyne miejsce, gdzie znaleźliście jaja?
Właściciel
Kazute:
Zaczął, gdy tylko tłumacz przełożył mu Twoje polecenia, ale nic z tego nie wyszło, mimo że widziałaś, jak się stara. Cóż, zaangażowanie to nie zawsze wszystko.
Max:
Tylko to, że dostrzegli Wasz okręt. Co ciekawe, kapitan piratów nie był głupi i planował Was zaatakować, gdy tylko znajdziecie się w zasięgu, więc chyba Twój ździebko szurnięty kompan dobrze zrobił, rozpoczynając atak jako pierwszy.
Vader:
- Na to wychodzi. - odparł jeden z marynarzy, cofając się o krok, gdy do małego potworka dołączyły kolejne. Teraz były aż cztery i wszystkie wpatrywały się w Ciebie, wydając z siebie dziwne ryki, przypominające trochę ptasi trel, a trochę ryki ich dorosłych odpowiedników.
Wyjaśniła mu więcej podstaw i poinstruowała dokładniej, z tego co sama pamiętała, co trzeba zrobić by taki dymek stworzyć. Gorąco przy tym zachęcała wodza, by się nie poddawał.
Właściciel
//Halo, halo, Maks, odbiór.//
//Przegapiłem wszystkie odpisy z tamtego dnia.//
Czy miał rację czy nie, niepokoiło go bardziej to, że nie znalazł jeszcze kapitana. Nie zdziwiłoby go, gdyby ruszył na bój, ale też sam fakt że natknął się tylko na tego kolosa (z tego co pamiętam) był dziwny. Wziął jednak książkę i opuścił kajute. Coś się działo na zewnątrz?