Właścicielka
Gdy wyszedł ze stajni na ciemną uliczkę, wpadł na szarowłosą dziewczynę z dość. .. widocznym biustem.
- Zgubiłeś się?
Wszedł do knajpy.
-Dzień dobry, a raczej dobry wieczór.
Powiedział szarmanckim tonem w stronę kelnerki po czym się ukłonił. Wyglądał mrocznie w swoim stroju. Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
-Umm... -mruknął cicho i spojrzał na dziewczynę. Jego wzrok zjeżdżał poniżej twarzy ale w ostatniej chwili skarcił się w myślach. Zarumienił się i spojrzał w ziemię. -T-tak... Na to wychodzi... G-gdzie teraz jesteśmy? N-nie znam tego miejsca... -stwierdził cicho. Chociaż... Te zaniki pamięci, to może przez nie? Nie sądził ale można było tak przypuszczać.
Właścicielka
- Ale ja jeszcze nie umarłam. - rzuciła kelnerka i cofnęła się dwa trzy kroki. - więc czego chcesz ode mnie?
Uśmiechnęła się przyjaźnie i spojrzała w bok,a jej biust mimowolnie zadrżał.
- Trudno w to uwierzyć, ale jesteś w Czarnej Krainie Czarów, a to trochę daleko od domu.
-Czarna Kraina Czarów... -powtórzył cicho. -Skoro daleko... To jak się t-tutaj znalazłem? -podniósł ostrożnie wzrok. Musiał zapanować nad sobą. Wziął głęboki wdech.
-Porównywanie mnie do Śmierci jest jak porównywanie ziemniaka do pałacu.
Wytłumaczył.
-Obudziłem się na molo w nieznanym miejscu i chciałem się o nim troszkę dowiedzieć jeśli łaska.
A i to jest tylko przebranie. Jestem zwykłym człowiekiem.
Wyjaśnił.
Właścicielka
- Zwykle trafia się tu po tym, jak wejdzie się w nieodpowiednie miejsce albo popełni... samobójstwo. - westchnęła cicho. - Ale nie ma co stać, wejdziesz na herbatę do mnie?
- Jesteś w Czarnej Krainie Czarów, można tu trafić od dotknięcia przeklętego obrazu lub paru innych powodów. Chcesz kawy?
-Mhm.... -mruknął cicho kiwając głową. Może dowie się czegoś więcej... Na razie trawił słowa dziewczyny. Samobójstwo... Pewnie on sam nie jednokrotnie nad czymś takim rozmyślał ale przy zdrowych zmysłach trzymał go Nai i jego brat. No tak... Już nie ma brata. Jest już nikim. Westchnął cicho. -T-tak w ogóle... Jak masz n-na imię?
-Jeśli nie masz czegoś mocniejszego jeśli chodzi o moc to poproszę.
Opowiedział.
-Mogę usiąść?
Zapytał po czym podszedł trochę bliżej do kelnerki.
Właścicielka
- Jestem Suseł. - uśmiechnęła się przyjaźnie. - Bardzo często pomagam takim jak ty się zaklimatyzować. O ile chcesz wrócić do domu, to może to trochę zająć.
- Siadaj siadaj. Alkohol wychali, dostawa z samego ranka. - westchnęła kelnerka i skierowała się w stronę kuchni. - Jak ci na imię?
-Mów mi Clark ślicznotko. Mówią coś mocniejszego miałem na myśli jakiegoś energetyka. 3 noce nie spałem.
Wyjaśnił z uśmiechem na ustach. Po czym usiadł.
-D-do domu... Jedynie po to, żeby zabić pewnego typka. Chyba tylko po to chciałbym tam wracać. -westchnął tupiąc niespokojnie nogą.
Właścicielka
Dziewczyna zatrzymała się.
- To zmienia postać rzeczy. Nie pozwalam komukolwiek tyle czasu nie spać, więc pójdziesz ze mną. - uśmiechnęła się triumfalnie. - Mój ty aniele. - dodała z ironią.
- Spokojnie. - spojrzała mu w oczy, a jej spojrzenie mogło się zdać hipnotyzujące. - Mamy czas, w końcu i tak jak wrócisz, to pewnie jakbyś przez sekundę tu nie był.
Jej dłoń nie wiadomo kiedy wylądowała na jego policzku.
-Skoro tak mówisz to chyba nie mogę odmówić.
Uśmiechnął się, wstał, wsunął krzesło i ustawił się przed nią.
-Prowadź Moja Pani.
Zarumienił się. -Umm... -mruknął cicho i szybko odwrócił wzrok. Miał ochotę odsunął się ale tego nie zrobił. -Czyli... Ehh... -westchnął. -Tak jakby mnie tutaj nie było? -stwierdził niespokojnie. I tak pewnie, by o tym zapomniał.
-Gdzie... Jestem?- zapytał nieco niewyraźnie, podnosząc się do pozycji stojącej i opierając plecami o ścianę. Nie mógł przypomnieć sobie jak tu się znalazł, a na dodatek czuł się zmęczony... Dotknął swojego czoła wierzchem dłoni, jakby chciał sprawdzić, czy nie ma gorączki, po czym rozejrzał się powoli po pomieszczeniu spod przymrużonych powiek. Po chwili jego wzrok spoczął na barmance. Wciąż jestem w tym samym budynku? zastanowił się w myślach, przypominając sobie, że na Rozwal-Imprezkę przyszedł jako pierwszy, więc jeśli nadal by tam był to powinien być sam, a tymczasem ktoś jeszcze tutaj był...
//Nie nazywaj go rudzielcem. Jego włosy są CZERWONE, nie rude! ;-;
Btw.: Wciąż ma przy sobie ten kij bejsbolowy, co go trzymał jak wkroczył do budynku?
Właścicielka
- Taki jesteś? Cóż, nie spodziewałabym się, aniołku. Pani w sumie ze mnie żadna, ale jak wolisz. - przymrużyła oczy i spojrzała na niego z uwagą.
- Tak jakbyś żył chwilę, ale długą. Chodź, bo zamarzniesz na tym dworze. - jej głos był nawet przekonywujący.
- W Czarnej Krainei Czarów, miejscu w którym was ze Świata zawszw jest za mało. A czemu pytasz? - westchnęła barmanka.
-Podobno słowa człowieka są przeciw wagą jego czynów. A i jeszcze zapomniałem. Jak masz na imię panienko?
Zapytał i włożył swoje palce między jej włosy.
-N-no dobrze... Czyli w tym normalnym świecie nikt nie zauważy mojej nieobecności? Z-zapomną o mnie jeżeli dostanę tu na dłużej ? -nie dopuszczał oczywiście do siebie takiej wizji. Zostać tutaj na dłużej, wrócić i wiedzieć, że nikt cię już nie pamięta. Zadrżał lekko. Sam w sumie tak miał. Obudził się i nikogo nie znał. Tylko Nai został przy nim. Pomagał mu odzyskiwać pamięć... A co, by było gdyby to ten mały chłopak zapomniał o nim? Już pewnie się sam domyślał. Czułby strach, ból po stracie tak ważnej dla niego osoby. Czy poradziłby sobie? Te pytania napawały go smutkiem. Takim dogłębnym. Starał się odpędzić złe myśli.
Właścicielka
- Annika. - szepnęła, po czym stanęła na palcach i musnęła jego usta swoimi. Następnie jednak odsunęła się, zatrzasnęła drzwi od knajpki, po czym poprowadziła go na górę, prawdopodobnie ku swemu mieszkaniu...
Poszedł za nią. Czuł że tej nocy się zabawi i to z tak ładną kobietą.
Właścicielka
- Czy przesiedzisz tu dzień, dwa czy miesiące, gdybyś wrócił, prawpodobnie nie minie dłuższa chwila w miejscu, z którego przybyłeś. - z troską pogłaskała go po głowie.
Właścicielka
Annika uśmiechnęła się.
- A te... skrzydła to są prawdziwe, czy nie do końca? - spytała z zaciekawieniem.
Uśmiechnął się. Albo przynajmniej próbował gdyż wyszedł mu grymas smutku i zastanowienia. Kolejna osoba, która się nad nim rozczula... Nie lubił tego, gdy ktoś musi się nim opiekować jak małym chłopcem. Ale cóż miał zrobić? Musiał tym razem skorzystać z kogoś pomocy, w końcu nie mógł tutaj błądzić.
-Jak d-dużo osób tutaj trafia? Jak się stąd wydostać, by wrócić z powrotem..? Albo czy można sprawić, żeby ktoś się tutaj pojawił ? -zaczerpnął powietrza i westchnął. Tyle pytań go dręczyło. Zrobiło mu się zimno ale cierpliwie czekał na odpowiedź.
Właścicielka
- Dziesięć tygodniowo, tak słyszałam. Wielu jednak od razu się poddaje i aklimatyzuje. Aby wrócić... trzeba odnaleźć całą Talię Krainy Czarów, co jest trochę kłopotliwe. Brrr... nie stójmy na dworze, bo jak nie ty, to ja się pochoruję.
-Teraz nie, ale skoro przeniosłem się w magiczne miejsce to może staną się prawdziwe?
Odpowiedział pytaniem. Nie widział czego chce, ale wiedział że znajdzie to właśnie w tym świecie.
Właścicielka
- W pięć sekund się to raczej nie zmieni. - westchnęła cicho. - Jakoś ciekawi mnie to, że tak szybko uznałeś mnie za swą panią...
-Racja... Prowadź... -westchnął cicho. Ominęła jedno pytanie... Później się dopytam... Zaczął bawić się bandażem na lewej dłoni. Był lekko przesiąknięty krwią ale chłopak starał się to ignorować.
-Zawsze kiedy robisz coś szalonego i nie logicznego możesz się wkręcić w coś ciekawego...
Odpowiedział. W głębi był prostym i zarazem skomplikowanym człowiekiem. Niby szukał szczęścia jak każdy, ale takiego które nie jest realne.
Właścicielka
Splotła palce ich dłoni i ruszyła ku jednemu z mieszkań. W środku było przyjemniej i cieplej.
- Hmm... nie potrzebujesz, żeby ci zmienić opatrunek? Oczywiście jeśli nie chcesz, żebym to robiła, możesz zrobić to sam.
- A nie popsujesz sobie skrzydeł od... takich tam? To chyba tanie nie było i w ogóle...
Idąc cały czas był zarumieniony. W końcu doszli, z westchnięciem stwierdził, że Suseł ma rację.
-Tak.. Pasowałoby zmienić wszystkie... -mruknął. Nie chciał mówić, że sam nie zna się na zakładaniu bandaży. Zazwyczaj pomagał mu Nai, okazjonalnie ktoś inny ale jednak rzadko komu pozwalał się w ogólne dotykać. -Poradzę sobie. -stwierdził. Oczywiście, inteligentniejsza osoba, zorientowałaby się, że kłamie. Nie był zawodowym łgarzem, niestety. Musiał się w końcu nauczyć. Cały tors, lewa ręka i głowa. To nie musiało być takie trudne, jak mu się wydawało.
-Wiedziałaś że nie jestem z tego świata, więc nie mogę mieć tutejszej waluty, a nie wyglądasz na kobietę która za sex dała komuś kawę, więc przyjąłem że wszystko w tym świecie jest mniej więcej darmowe. Kostium mogę łatwo zdjąć i założyć, więc z tym problemu nie ma poza tym jest dość wytrzymały wytrzyma nacisk 200 kilo i się nie zarysuje. Nie jest zbyt ciepły, ale przyzwyczaiłem się do zimna, gdy przez miesiąc nie mogłem się zebrać i zapłacić za ogrzewanie w zimę.
Wyjaśnił wszystko dokładnie jak detektyw przedstawiający dowody. Pisał książki z lekkim motywem kryminalistycznym więc musiał umieć wyciągać wnioski. W końcu mu się to przydało.
Właścicielka
- Już to widzę. - uśmiechnęła się lekko i wyjęła z którejś szafki apteczkę. Posadziła chłopaka na krześle i zaczęła delikatnie rozwijać bandaż z jego głowy.
Właścicielka
- Jest mniej więcej, ale to co masz w związku ze mną w głowie nie liczy się do tego. Nie jestem kurtyzaną, więc uzewnętrznianie się z rozmyślaniem, czy jestem darmowa czy nie, jest niegrzeczne. No chyba, że zdążyłam ci się znudzić...
Karu otworzył usta, by zaprotestować ale poruszył nimi bezdźwięcznie. Starał się swój wzrok zawiesić na dłoniach trzymanych na kolanach. -Mówiłem, że sam sobie poradzę... -mruknął pod nosem, przez co nie wiadomo było czy mówi do siebie, czy do dziewczyny.
-Przepraszam jeśli cię czymś uraziłem. Nigdy nie miałem zbyt wielkiej charyzmy. Na co dzień piszę książki i z tego się utrzymuję. W książce mogę sobie każdy dialog zaplanować, ułożyć i przeanalizować. W życiu raczej nie mam czasu na takie namysły dlatego czasami walnę coś obraźliwego czy błędnego nawet tego nie wiedząc że to robię.
Wyraził skruchę po czym po czym podrapał tył szyj.
-Wybaczysz mi?
Właścicielka
- Oj, przepraszam, zamyśliłam się. - rzuciła Suseł, jednak w jej głosie wyczuć się dało kłamstwo. Zajęła się też opatrunkiem ręki i porządnie oba zmieniła. Zapewne nie zwróciła uwagi na ostatni opatrunek.
- Wybaczę, wybaczę. - zaśmiała się Annika i objęła go.za szyję. - To co porobimy? - zaśmiała się cicho, patrząc mu w oczy.
-A na co miała byś ochotę?
Powiedział po zaczął namiętnie całować. To mogła być małą fajna przygoda.
Westchnął cały czerwony. -Mogę wziąć bandaż? -mruknął spuszczając wzrok. Patrzył na nowy opatrunek, na lewej ręce. No tak... To łatwiejsze już zrobiła. Nie miał zamiaru mówić, że ma jeszcze bandaż na klatce piersiowej. To poniżenie... Całe szczęście koszula wszystko zakrywała i dziewczyna pewnie się nie domyślała.
Właścicielka
- Zdaję się na twój gust, aniołku. - zarzuciła włosami i znów złączyła ich usta w namiętnych pocałunkach.
//Patatajamy na pw~
- Uhm. - podała mu bandaż. - Idę zrobić kakao na rozgrzanie, chcesz też?
-Tak, tak. -skinął głową i wziął od niej opatrunek. Obserwował z uwagą każdy jej ruch, czekał aż wyjdzie. Nie miał zamiaru ściągać przy niej ubrań. Żenujące... Tak, to słowo idealnie opisywało jego sytuację.
Właścicielka
Suseł śpiewała w kuchni, chłopak miał wystarczająco dużo czasu.
Karu westchnął cicho i odłożył bandaże. Zaczął szybko rozpinać koszulę. Ręce plątały mu się same, chciał to zrobić szybko. Podniósł wzrok lekko zdenerwowany, nie chciał żeby dziewczyna teraz weszła. Zdjął górną część ubrań i zorientował się, że nie umie zmieniać przecież opatrunków. No świetnie... Wyjdzie na idiotę, tego brakowało... Chwycił koniec materiału i zaczął go powoli odwiązywać.
-Nie nazywaj mnie aniołkiem. Mam na imię Clark.
Uśmiechnął się po czym przewalił ją na łózko.
Właścicielka
Suseł dalej siedziała w kuchni.
- Przyjdź jak skończysz albo będziesz miał problem. Tylko nie zaczynaj, że zdanie się na kogoś sprawia, że jesteś żenujący.
Tak bardzo był przewidywalny. Nie odezwał się nadal rozwiązując bandaże. W końcu zdjął je i przejechał ostrożnie palcem, po swojej ranie. No cóż... Dostanie blizna. Spojrzał na czysty materiał. W głowie układał już plan założenia go. Chwycił opatrunek i zaczął się nim owijać. Gdyby było go więcej... Na pewno wyglądał, by jak mumia. Odwiązał się, z powrotem trzymając, już trochę zmięty, bandaż. Zrezygnowany mruknął coś pod nosem po czym wszedł do kuchni. W ostatnim momencie zorientował się, że nie ma na sobie koszuli. Cholera, cholera, cholera... Westchnął w myślach robiąc się czerwonym. Podszedł do Suseł i nie patrząc na nią zapytał. -Emm... Nie chce sprawiać problemów ale... Mogłabyś mi pomóc?
Właścicielka
- Spoko. Przepraszam, jeśli którąś z moich insynuacji cię uraziłam, ale raz zmieniałam opatrunki mojemu dobremu przyjacielowi i twierdził, że to żenujące, że sam nie może sobie poradzić. - westchnęła i bez komentarzy zmieniła mu dosyć porządnie ostatni opatrunek. - Proszę.
-No tak trochę żenujące to jest... I dziękuję... -stwierdził spokojnie urywając raczej zdanie. Przez chwilę wyglądał, jakby chciał coś dodać ale powstrzymał się. Przetarł policzki i spojrzał w ziemię. Tyle pytań, tyle pytań... -Kto rządzi tą Krainą? -zapytał po krótkim namyśle.
Właścicielka
- Większością nikt. Król Trefl rządzi kawałkiem ziemi na zachodzie, Królowa Kier w ruinach też skrawkiem. No i jeszcze jest Rebel, miasto mafii. Poza tym raczej nikt.
-Nikt... A. Nie widać, żeby panował tutaj chaos i kłótnie... -podniósł wzrok i spojrzał na nią zamyślony. Król, Królowa. Sam nie wiedział już co o tym miejscu myśleć. Pewnie i tak połowa rzeczy wyleci mu podczas drogi. Pstryknął niespokojnie palcami. -Nie odpowiedziałaś wcześniej na jedno p-pytanie.. Da się kogoś tutaj sprowadzić? - i nagle ogarnęło go uczucie, że jednak o tym mówiła...