-Skoro on jest Trefl to muszą być jeszcze : Kier, Karo i Pik. Skoro charakter tego całego Trefl jest taki sam jak mój to nawet się do niego nie zbliżam. Jeszcze mnie zabije. Kizuka może być łatwa do omotania, ale to było by za proste.
Sam nie wierzył w to co mówi. Jego dedukcja była lepsza niż kiedykolwiek.
Właścicielka
- Może się mylę? W końcu cię nie znam. Kizuka? Tego osła się nie da omotać, prędzej ona cię zabije, gdy spróbujesz. Pozostali "królowie" - zaznaczył w powietrzu cudzysłów - nie są ważni.
-Skoro są "królowie" muszą być i poddani. W jakim systemie działają? Pokerowym czy Pospolitym? Jaka jest Hierarchia? Taka jak normalnie w kartach?
To miał jeszcze zapytać o Jokery i Asy, ale uznał że zrobi to później. Teraz chciał wiedzieć na czym ogólnie stoi.
Właścicielka
- Oni są tylko z nazwy. Ważne są tylko dwie karty - Kizuka i Trefl, nikt więcej, nikt mniej. Pozostali to po prostu jakieś tam osoby albo poddani. Bardzo to proste.
-A Asy i Jokery? To jedyne karty zdolne pokonać króla w bezpośrednim starciu. Co z nimi?
Zapytał, gdyż uznał że to odpowiedni moment.
Właścicielka
- Nie, tutaj to tylko puste nazwy. Niestety. - rzucił z lekkim smutkiem. - Byłoby ciekawiej, gdyby takie zasady działały...
-Ten Trefl ma jakąś moc czy po prostu rządzi?
Zapytał wręcz w gniewie. Jego głos reszcie wyrażał jakieś uczucia, ale były tylko negatywne.
Kiedy się najadła oblizała lekko usta, przymykają oczy. -Dziękuję, uwielbiam słodycze!- powiedziała. W kąciku jej ust nadal zostało trochę czekolady, ale chyba tego nie zauważyła.
Właścicielka
- Deithwen, Biały Płomień. Tania nazwa dla potężnej mocy Trefl. Może cię polubi i cię tego i owego nauczy. - zaśmiał się gorzko.
Właścicielka
Suseł uśmiechnął się lekko.
- Masz czekoladę na twarzy. - spróbował ja zetrzeć, lecz zrobił to całusem, a nie tak jak zwykle by to było, z pomocą chusteczki.
-Jak działa ten płomień? Można ugasić?
Pytał z coraz większym podnieceniem. Wyglądał jakby miał urodziny.
Nie zrobiła absolutnie niczego, poza zwykłymi przyjęciem pocałunku. Po jego zakończeniu przejechała lekko palcem po miejscu, gdzie wcześniej była czekolada. -Nadal..?- zapytała, przekrzywiając lekko głowę. Niby niczego tam już nie było, ale Scarlett wcale nie miała przy sobie lusterka i wcale nie musiała wiedzieć o tym szczególe...
Właścicielka
- Nie znam się na tym, ale ugasić go może ten kto go rozpalił, poza tym z energii można tworzyć jakieś rzeczy i w ogóle. Ja się na Deithwen nie znam, tylko tłumacze tym takim co się niby interesują.
Właścicielka
- Hmm... chyba jeszcze coś masz. - gładko i niewyczuwalnie skłamał i znów ją namiętnie pocałował, wsuwając palce w jej włosy i mrużąc oczy.
-Tworzenie nie jest potężną mocą. Tworzeniem można zabić, ale lepiej sprawić żeby coś po prostu przestało istnieć. Myślałem żeby zrobić coś w stylu Prometeusza, ale skoro to taka moc to jej nie chcę. Przed chwilą powiedziałeś że mogę się od niej czegoś nauczyć. Skoro tak to ona sama musiała się tego nauczyć, bądź sama wymyślić. Jeśli prawdą jest ta druga opcja to oznacza że można samemu skonstruować zaklęcie u podstaw. Wystarczy że wydobędę od niej klucz do tego albo... Macie może jakieś mity czy jakąś religię? Jeśli tak to czy macie księgi w których zostały opisane podstawy wiary?
Jego to powrócił do tego chłodnego. Możliwe że mógł zostać magiem jeśli odnalazł by klucz. Ludzie tu nie potrafią myśleć głęboko, ale on jest inny. Znajdzie klucz i zostanie królem podziemia. może nawet pokona samą Kizukę. Potrzebował celu. Sam nie wiedział dlaczego.
Właścicielka
- Nie ma takich ksiąg, większość się już zniszczyła. Energia pochodzi od jakiejś starej upadłej cywilizacji. Nie wiem jak Trefl ją zdobyła, musiałbyś zapytać. Religia? Tu jest nie potrzebna, jest tylko kilka prymitywnych kultów, może elfy jakąś mają.
O dziwo tym razem odwzajemniła pocałunek, choć z jej strony był on delikatny i ledwo wyczuwalny, gdyby nie fakt, że u niej brał udział również język. Poza tym siedziała całkowicie nieruchomo, oraz miała zamknięte oczy.
-Kur... Czyli pozostaje podlizanie się Trefl albo Kizuce. Z elfami lepiej nie zaczynać. A i takie małe pytanie. Jak mówi się w tych stronach na takich jak ja?
Zaciekawiony zapytał swym chłodnym głosem.
Właścicielka
- Joker. Podlizanie się Kizuce to pakowanie się w tęczowe gówno uśmiechów, miłości i cukierków, nie polecam. Zbieramy się stąd?
Właścicielka
- Czemu tak zamykasz oczka, słodka? - zamruczał Suseł. - Sa takie piękne. Choć inne rzeczy w tobie także.
-Tęczowe gówno... Nie dla mnie. Pozostaje mi zapytać czy ktoś nadzoruje przybywanie Jokerów i czy ten tytuł wiąże się z jakimiś przywilejami?
Jego głos nigdy nie drżał. Zawsze był stanowczy. Tak było i tym razem. Miał plan jak przejąć krainę, ale potrzebował do tego jakiejś umiejętności która by mu to ułatwiła.
Właścicielka
- Praktycznie jest to ktoś na łasce Kizuki. Przynajmniej tak wszyscy myślą. Przywilejów za bardzo nie ma, to w sumie jakbyś był nowicjuszem. - wzruszył ramionami.
-Mam jeszcze jedno pytanie zanim wyruszymy. Kim jesteś?
Nie zbyt go to interesowało, ale na wszelki wypadek wolał to widzieć.
Właścicielka
- Zwą mnie Księciem Mgły, a na imię mi Kain i póki co tyle informacji ci wystarczy. To jak Aleksandrze, wyruszamy?
-Możemy już ruszać, ale potrzebujemy broni.
Przemyślał i zaplanował wszystko. Teraz musiał tylko poukładać pionki.
Właścicielka
- To się załatwi na miejscu. Nie zamierzam na tej ulewie dłużej się zatrzymywać. - rzucił sucho Kain, po czym chwycił mocno Aleksandra za rękę i...
Zmiana tematu na Królestwo Trefl, żeby nie było, że ktoś znowu się gubi ;_;
-Nie jestem wcale słodka. Mój smak to kwaśny musujący...- powiedziała i otworzyła oczy. -Może ewentualnie z nutką truskawki, cytryny i mięty. I nie wiem, czemu zamykam oczy. Może przez to, że mam powieki?- przekrzywiła lekko głowę.
Właścicielka
Zaśmiał się cicho.
- Masz rację, to pewnie dlatego je tak zamykasz. I smak twoich ust chyba jest moim ulubionym. Cała tak smakujesz, cukiereczku? - zapytał, przejeżdżając paluszkami po jej udzie.
Wzruszyła ramionami. -Nie wiem, nigdy nie wpadło mi do głowy, aby sprawdzać jak smakuje moje ciało. Nawet po tych psychotropach, przez które byłam przekonana, że lekarz to bazyliszek, a dwie panie salowe do bliźniacze siostry Medzy...- powiedziała.
Właścicielka
- A mógłbym to sprawdzić? Już bez udziału żadnych bazyliszków i meduz? - zapytał, całując ją lekko w ucho.
//zastanawiam się, czy to ma sens prowadzić dalej ten gwaut ;_;
-Wolałabym nie...- powiedziała, odsuwając się odrobinę. -Mam złe doświadczenia z tego typu rzeczami...- dodała, rumieniąc się lekko i otaczając się ramionami.
//To by się i tak pewnie nie udało. Jako niewolnica była wykorzystywana i teraz powiedzmy, że... Uległa jest jedynie do pewnego momentu, później może wpaść w panikę ze względu na złe wspomnienia, a że jest osobą trochę niestabilną psychicznie i z nożami ukrytymi w ubraniu... Mogłoby się to naprawdę nie najlepiej skończyć.
Właścicielka
//Ten umarłby i byłoby cicho
- Rozumiem. - szepnął, głaszcząc ją po głowie i zabierając rękę z jej uda. - Nie będę cię zmuszać, cukiereczku. - westchnął z minimalnym żalem.
Uśmiechnęła się promiennie. -Dziękuję. Nie znam wielu osób, które potrafiłby to uszanować...- powiedziała, wstając. -Miło było porozmawiać, ale chciałabym już iść. Da się stąd jakoś wrócić to mojego świata?- przekrzywiła lekko głowę.
//Czemu nie. Ale w moich planach jest, że jeśli raz będzie zmuszona zabić to pęknie i tak cienka bariera odgradzająca ją od szaleństwa i jej celem nie będzie powrót, a... Sami się przekonacie.
Właścicielka
- Jeśli coś kochasz, daj mu wolność... - rzucił do siebie Suseł z lekko smętną miną. - Jest sposób, choć może być nieco trudny do wykonania. Polega na zebraniu kart z talii. Kart takich jak ta. - Wyjął kartę ze swą podobizną i obrazkiem jakiejś dziewczyny.
Wzięła od niego kartę i przyjrzała się jej. -A gdzie można zdobyć te pozostałe..?- zapytała, przejeżdżając lekko palcem po krawędzi karty. Zdawała się być nad czymś zamyślona.
Właścicielka
- Ludzie którzy je mają są w całej Krainie, a ich szukanie trochę ci zajmie, cukiereczku. Ja ci w tym nie pomogę, boję się że się zgubię.
-Hmm..- raz jeszcze zerknęła na mężczyznę, a później na kartę. -I na każdej z tych kart jest podobizna tego, kto mi ją może dać..?- zapytała cichutko.
Właścicielka
- Dokładnie cukiereczku. Widzisz, sama wiesz najlepiej jak to działa. Spakować ci trochę słodyczy na drogę?
Pokiwała głową. -Prosiłabym. A wracając do tematu kart... Mówiłeś na ten świat Czarna Kraina Czarów. Czy w takim razie w talii są też odpowiedniki postaci ze znanej u nas Krainy Czarów?-
Właścicielka
- Większości, z tym, że Królowa Kier nie żyje, a władcą jest Król Trefl. Poza tym duża część odpowiada. - odrzekł cicho.
Właścicielka
Ero-chan
Nathan obudził się w kącie jakiegoś lokalu. Poza nim była tam tylko barmanka, czyszcząca kufle. Najwyraźniej trwała noc, bo za oknem słychać było sowę. Rudzielec czuł się zmęczony, nie pamiętał co się zdarzyło, gdy zajrzał do poniszczonego korytarza.
Właścicielka
Bulwa
Clark obudził się na pomoście nad morzem. Było ciemno i chłodno. Nie miał pojęcia gdzie jest, skąd się wziął i co ma ze sobą zrobić. Jego kostium nie do końca ochraniał przed chłodem. Koło niego była jedynie śpiąca mewa.
-O ku*wa!
Powiedział patrząc na mewę. Chłód go nie interesował, gdyż wiedział żę gdy wejdzie do jakiego pomieszczenia poczuje się jak w niebie.
-Skrzydła całe?
Wstał otrzepał siebie i skrzydła.
Właścicielka
Mewa odleciała obrażona. Wszystko było raczej całe i suche. Wciąż było cicho. Księżyc w pełni oświetlał taflę morską.
-Nie wiem gdzie do księdza Mateusza trafiłem, ale podoba mi się tu.
Spojrzał na księżyc po czym ruszył w stronę miasta.
Właścicielka
Morze szumiało, a miasto najwyraźniej mocno spało. Poza kilkoma latarniami i migajacymi neonami było całkiem ciemno. Drogą przebiegło kilka psów.
Death-chan
Karoku obudziło rżenie konia. Siedział pod ścianą w stajni. Nie miał pojęcia skąd się tu wziął, ostatnie co pamiętał poza mordercą, to głośno grającą muzykę jak na koncercie.
Chłopak podniósł się szybko do pozycji siedzącej. Rozejrzał się dookoła, oddychając niespokojnie. To sen? Na pewno nie... Może już umarł? Ale przecież się schował... Podniósł się nasłuchując.
-Konie.. Stajnia... To przecież niemożliwe... -stwierdził mówiąc do samego siebie.
Szedł dalej śniącym miastem, goniąc za nadzieją niczym więzień za wolnością. Psy goniące mu przed nosem nie były wzroku warte, a nawet jeśli tak wydane na pogardę. [A tak sobie po rymuję żeby urozmaicić szare życie.]
Właścicielka
Koń mu jednak nie odpowiedział, niestety. Gdzieś zapiszczała myszka. Był tu w pewnym sensie sam.
W końcu dostrzegł niewielką otwartą knajpkę, w której nieco senna kelnerka czyściła stół.
Westchnął cicho. Musiał w końcu kogoś znaleźć. Kogoś kto mu to wszystko wytłumaczy... Tak więc ruszył przed siebie, nie wiedząc nawet gdzie. Nie lubił tego typu sytuacji. W ogóle nie znał tego miejsca. A co gorsza, nie kojarzył.