Właścicielka
- O ile to Kapturkowi nie przeszkadza... - tu spojrzał na dziewczynę. - To w sumie mogłabyś iść z nami. Ale to naprawdę ja wolę nie decydować.
Pokręciła lekko głową i uśmiechnęła się. -Nie. Nie przeszkadzałoby mi to...-
//Ale przez to nie tylko mi się gra może rypnąć. Kapturek mi się znudził! Chciałabym stworzyć nową postać, ale głupio by było ukatrupić dziewczynę już na samym starcie! Ech...
Właścicielka
//Możesz zmienić postać w NPCta, który zrezygnował ze zbierania kart i powiedzmy Kapturek została przyjaciółką Lovino i tyle :x
-T-to dobrze.. -westchnęła cicho. -Chociaż... Nie c-chce przeszkadzać... Będę tylko z-zawadzać...
//No dobrze. To mogę już robić nową postać...?
Właścicielka
//Oczywiście. Pięknie proszę o częstszą grę, jeśli to możliwe, grabarzku~
Death-chan
- No już, nie kłóćmy się i chodźmy. - rzuciła zrezygnowana Kapturek. - Według Loviego w tym mieście można teraz zdobyć tylko jedną kartę, byłam już po.nią, więc jeśli teraz pójdziemy po taką dla Ciebie...
- To statek do Seyo akurat przyplynie! Świetny pomysł!
-Mhm~! -mruknęła uśmiechając się lekko. -W takim razie, pr-prowadźcie... -powiedziała, już trochę ciszej.
Właścicielka
Ku im wyszedł szarowłosy mężczyzna, miętoszący kota.
- O, Lovino, ile kobiet zamierzasz sobie jeszcze przygruchać, nie przesadzasz z deka?
- Proszę Pana, proszę nie mówić głupot. - odprała urażona Kapturek.
- No już już, Kapturku. A ty... musisz być nowym zbieraczem kart. To tłumaczy, czemu się kręcicie we trójkę. Miłego zbierania. - westchnął wsuwając kartę w dłoń dziewczyny.
- Echem, kto to był?
- Suseł, Kapturku. Spójrz uważnie na kartę.
Dziewczyna spojrzała na kartę zafascynowana.
-Śliczna... -mruknęła cicho.
Właścicielka
- Więc proszę się nie dziwić, że Suseł jest równocześnie uroczą panienką i nachalnym pijaczkiem.
- Słyszałem to! - zawołał za nimi Suseł.
- Emmm... Chodźmy dalej.
Amanda zachichotała oglądając się za Susłem.
-To miejsce jest piękne. -stwierdziła po chwili.
Właścicielka
- Wobec tego chodźmy jeszcze na trochę na spacer. Wciąż mamy trochę czasu. - uśmiechnął się Lovi.
Właścicielka
Scarlett obudziła się niesiona jak panna młoda przez nieznanego sobie mężczyzny o lekkim zaroście i szarych, ale nie siwych włosach.
//W ramionach - To znaczy? Jest wiele sposobów, aby być w czyichś ramionach, z czego chyba tylko trzy mogłabym tu wymienić, żeby nie dostać bana za nieprzyzwoitość...
Właścicielka
//Poprawione, a ty mi na pw ładnie proszę napisz, jak można nieprzyzwoicie trzymać kogoś w ramionach ;__;
-Jasne~ -dziewczyna również się uśmiechnęła. -Gdzie p-pójdziemy?
Przetarła lekko zaspana oczy i nawet nie zwracając uwagi na to, że jest niesiona i w ogóle nie patrząc na mężczyznę rozejrzała się po otoczeniu i zapytała w przestrzeń. -Um... Gdzie ja jestem?-
//Oczywiście, że napiszę~! Mihihihihi~! *Uśmiech Undertakera*
Właścicielka
- W Czarnej Krainie Czarów, panienko. - odrzekł z koślawym uśmiechem mężczyzna, patrząc na Scarlett z zainteresowaniem.
Właścicielka
-Możemy iść do parku, na jakieś jedzenie albo pogłaskać kocie stado... co tylko chcesz. - uśmiechnął się przyjaźnie, a Kapturek po dłuższej chwili wymusiła lekki uśmiech.
-K-kotów? Nie... C-chyba wolę pójść do parku... -mruknęła, nagle zwieszając głowę. Ciężko było jej wytłumaczyć, że boi się kotów.
Właścicielka
- To może do parku, tam jest taki fajny psiak... no chyba że nie lubisz psów... - zamyślił się Lovi.
-Mhm. No to już wszystko rozumiem... Znaczy się niezupełnie, bo nigdy o tym miejscu nie słyszałam i nie mam o nim bladego pojęcia. Ale uznajmy, że rozumiem...- powiedziała z lekkim uśmiechem na ustach i spojrzała wreszcie na mężczyznę -A pan jest..?-
Właścicielka
- Mówią mi Suseł, urocza panienko. A takie chodzące piękno jak zwą? - zapytał z lekko uwodzicielskim uśmiechem.
-Mad Hatter zwą. Ewentualnie "Tamta wariatka spod czwórki!" ale tak to jedynie terapeuci. A na imię mi Scarlett, ale o to już pan nie pytał...- stwierdziła i wzruszyła lekko ramionami.
Właścicielka
- Och, wobec tego bardziej chodziło mi o imię, droga Scarlett. Nie przeszkadza ci to, że tak cię niosę? Jesteś tak piękna, że ktoś mógłby mi Cię porwać...
//No i pacz, Suseł zarywa i to ostro c:
Pokręciła lekko głową. -Raczej mi nie przeszkadza. A gdzie mnie tak niesiesz, skąd mnie tak niesiesz i dlaczego mnie tak niesiesz?- zapytała z lekkim uśmiechem na ustach.
//Ledwo się obudziła, a już takie coś... Królewna Śnieżka byłaby z niej dumna!
Właścicielka
-Jeszcze nie wiem gdzie, może do mego przytulnego mieszkania? A niosę cię dlatego, że nie mogłem pozwolić, by taka piękność leżała na ulicy. Gdy ktoś podczas samobójstwa bądź bieganiny po opuszczonym domu wpada do tego świata, wyrzuca go czasem w naprawdę kiepskim miejscu...
-Ou. No to tym razem naprawdę rozumiem, jak się tu znalazłam. A myślałam, że będę musiała tylko udawać, że tak jest!- uśmiechnęła się nieco szerzej i pogodniej. -Ale skoro już mnie tak pan niesie to chyba mamy troszkę czasu, aby opowiedział mi pan coś więcej o tym świecie? Gra bez scenariusza jest trochę uciążliwa...- powiedziała, spoglądając wymownie w niebo.
//Oyasuminasai~!
-P-pieski mogą być... -zakryła twarz w szaliku, powstrzymując tym samym śmiech.
Właścicielka
//Śmiech? Wut?
Wobec tego poszli do parku, gdzie pod rozłożystym drzewem leżał wielki brązowy pies.
- O, to jest Kamil. Jest bardzo przyjazny... i leniwy.
- Cóż, sądząc po tym, że nazywają cię kapelusznikiem, chyba wiesz, co może być w książkowej Krainie Czarów. Tu jest też magia i inne dziwne rzeczy. Nie jest to może ogromne miejsce jak Świat, ale też piękne.
-Kamil... -powtórzyła podchodząc zafascynowana psem. -J-jest wielki... -wyciągnęła rękę, by pogłaskać zwierza.
Właścicielka
Kamil przestawił łeb pod dłoń dziewczyny, wystawiając język i wesoło sapiąc. Był najwyraźniej bardzo szczęśliwy z towarzystwa.
Uśmiechnęła się lekko drapiąc go za uszami.
-Do kogo należy? -zwróciła się do Lovina.
Właścicielka
-On jest swój własny i tu mieszka, prawie się nie rusza z tego parku. - uśmiechnął się Lovi.
Skinęła lekko głową na znak, że zrozumiała.
-J-jest uroczy... -usiadła na ziemi obok psa.
Właścicielka
Tamci też usiedli, glaszcząc Kamila.
- Jak... miło, spokojnie i w ogóle... -westchnęła Kapturek.
-Racja.. -odezwała po chwili. Cały czas patrzyła na psa. Wszystko było takie cudowne. Dlaczego wcześniej tutaj nie trafiła? Takie myśli błąkały się w jej głowie.
Właścicielka
- Tutaj jest pięknie, ale tak... dopowiem, że nie wszędzie jest tak bezpiecznie. - mruknął nieśmiało Lovi.
-No j-jasne, jasne... Nigdzie nie jest na sto p-procent bezpiecznie... Zawsze musi b-być ktoś zły...
Właścicielka
- Oj,no spokojnie. - uśmiechnął się przyjaźnie Lovi. - Przecież jak będziemy się trzymać razem, to nic się nie stanie, prawda?
-Tą wariatką spod czwórki też mnie nazywają, ale nie jestem specjalistką ani od wariatów, ani od liczby cztery. Ale tak, chyba się domyślam...- stwierdziła, ponownie rozglądając się po otoczeniu.
-Racja. -dziewczyna skinęła głową a na jej twarzy pojawił się przyjazny uśmiech.
Właścicielka
Wiatr rzucał rozsypanymi liśćmi, gonionymi przez dzikie koty. Poza nimi w okolicy nie było nikogo.
- Miło wiedzieć. - mruknął otwierając drzwi od pewnego domu, po czym wniósł Scarlett do środka.
Właścicielka
Lovi walnął się w trawę i patrzył w piękne niebo w zamyśleniu i z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Ciekawe, czy ktoś w ogóle zauważył, że mnie nie ma... - westchnęła Kapturek.
-A teraz gdzie jesteśmy?- zapytała tonem dzieciaka znużonego podróżą (no wiesz o co mi chodzi, c'nie?). Rozejrzała się ogólnikowo po wnętrzu, po czym przeniosła wzrok na mężczyznę.
Właścicielka
- Teraz jesteśmy w moim mieszkaniu. - uśmiechnął się Suseł, po czym usadził dziewczynę na pobliskim, nawet wygodnym krześle. - Jesteś może głodna, piękna?
-Mhm... Mojej nieobecności p-pewnie nikt nie zauważył... - mruknęła cicho.
-Nie wiem. Zawsze lekarz decydował o tym czy jestem głodna czy nie, a jak byłam to podłączał mi kroplówkę. Ale od niedawna to mi nawet pozwalali czasem samej coś zjeść...- stwierdziła i wzruszyła ramionami. Uśmiechnęła się lekko pod nosem na wspomnienie szpitala psychiatrycznego. Już do was nie wrócę, sku*wysyny... pomyślała tryumfalnie.
Właścicielka
- Nie zauważą, bo dopóki jesteście tutaj na prawach Jokerów, czyli zbieraczy kart, wasz czas stoi. - odparł Lovi.
- Biedna. - przytulił ją nagle Suseł, na tyle mocno, że czuła jego perfumy. - Tutaj jednak raczej nie ma w ogóle kroplówek.