//To się kurde porobiło//
-Nie jestem zmęczona, ja chcę coś porobić... - Zasiadła "po turecku" na łóżku. - Mogę jakoś pomóc?
- Trochę niby jest do zrobienia, ale nie mam pomysłu, czym ty byś się mogła zająć.
-Naprawdę nie ma nic, co mogłabym zrobić?
Któryś z tych normalnych, znajdował się blisko niego?
-Umiem... W sumie to nie wiem, co ja umiem, bo zawsze mi nic nie wychodziło.
- Co ci takiego nie wychodziło?
Właściciel
Abby, Taczka:
//W dalszym ciągu nie przeszkadzam.//
Max:
Tak, jeden ludzki wyrostek właśnie uwalniał od zdecydowanie zbyt ciężkiej sakwy jakiegoś kupca.
Złapał go więc za ramię. Mocno zaciskając place.
- Można wiedzieć, co właśnie robiłeś?
//Już na przyszłość, co straż z takimi robi? Daje ich do jakiegoś więzienia, czy zanosi do kwatery, a tam się zajmują resztą?//
Właściciel
//Do koszar straży i wraca na patrol.//
Nie miał zamiaru odpowiedzieć, ale uciekać, co oczywiście mu się nie udało, ale nie przeszkodziło w szamotaniu ani czymś takim, co również było bezowocne.
-Gotowanie... No i sprzątanie też.
- Gotowanie może nie, ale możesz pomagać w sprzątaniu. Jak na razie to się rozejrzyj, czy jest porządek, dobrze?
Uderzył go druga pięścią w głowę. Jeżeli nie podziałało, uderzał do skutku. Jeżeli już by zadziałało, zawlekłby go do koszar.
Kiwnęła głową i poszła się porozglądać, tak jak jej powiedziała opiekunka.
Właściciel
Max:
W każdym innym mieście mogłoby to wyglądać dziwnie, ale nie tutaj. Niemniej, po dotarciu na miejsce inny strażnik odebrał od Ciebie kieszonkowca, a Tobie wraz z kompanem należy wracać na patrol.
Taczka:
Na pewno od luksusu odbiegał, ale z drugiej strony był o wiele lepszy niż te, w których przyszło Ci do tego czasu mieszkać.
O, szedł za nim. Wrócił więc, wypatrując kolejnego.
//Aż tak teraz żałuję, że mu magii ziemi nie dałem. Mógłby w ten sposób pętać innych na przyszłość. Chyba że... da się ponownie zrobić te trzy dni wolnego?
Tymczasem Sylvia w chwili spokoju przetrząsnęła własne kieszenie.
Patrzyła się, czy przypadkiem nie jest gdzieś brudno.
Właściciel
Taczka:
Nic nadzwyczajnego: Syfu nie ma, ale i nie lśni.
Abby:
Znalazłaś nieco śmieci oraz złotą monetę, która musiała Ci się wcześniej gdzieś zapodziać.
Max:
//Dawaj, Orków tu dużo, sprowokuj któregoś, śmiało.//
Byli, to oczywiste, ale skryci gdzieś w tłumie, ostrożniejsi lub zwyczajnie zajęci czymś innym. Ewentualnie aktywował im się instynkt samozachowawczy i postanowili przeczekać aż odejdziecie.
//Tego poprzedniego, sprowokował samym faktem bycia, może teraz też tak się da?//
Wszedł więc w tłum, trzymając dłoń na sakiewce, przypatrując się dokładniej osobom, które noszą kaptury, lub wyglądają na zwinne i szybkie. Rzecz jasna, przy osobach z kapturem pomijał magów.
Właściciel
//Ale to jest taka podpucha, miałem na myśli to, że drugiego takiego spotkania już raczej nie przeżyjesz.//
Problem był taki, że nie wiedziałeś, który z nich był Magiem, a który nie, zaś w wypadku innych miałeś ten problem, że kaptury spełniały swoją rolę i kryły ich twarze oraz rysy przed wzrokiem niechcianych osób, na przykład Ciebie.
//Właściwie, to się domyślałem, ale nie chciałem tego zostawić bez słowa.//
Cóż, wyszedł więc i stanął na uboczu, żeby lepiej widzieć ludzi. Nie patrzył się w tłumy, co jak już to na ubocza, aby widzieć czy ktoś nie kradnie.
Śmieci wywaliła, a monetę schowała. Sprawdziła, ile pieniędzy mniej więcej straciła.
Właściciel
Abby:
Około kilkadziesiąt sztuk złotych monet, więc tragicznie nie jest, ale dobrze też nie...
Max:
Nikogo nie wypatrzyłeś, podobnie jak wałęsający się w okolicy Elf.
Zaklęła szeptem i spróbowała sobie przypomnieć co robi ten degenerat Dethanem zwany.
Mają tylko w tej okolicy, czy zakres ich patrolu obejmuje szerszy teren?
Właściciel
Max:
Tylko tutaj, bo było to bardziej efektywne, a przy okazji nie wchodziliście innym patrolom w paradę.
Abby:
Ostatni raz widziałaś go na dole, więc mógł robić praktycznie wszystko, od ostrzenia broni, do jedzenia czegoś, przez choćby i opuszczenie budynku.
-Nie mam co robić... - Westchnęła i poszła gdzieś usiąść.
Postanowiła na razie dać mu spokój i zaczęła chodzić po domu, nasłuchując, czy jest spokój. Nuciła pod nosem jedną ze znanych sobie kołysanek.
Chodził więc, szukając kogoś, kto jest na tyle głupi, aby otwarcie popełniać przestępstwa, ewentualnie wypatrzeć jakieś bardziej kryte.
Właściciel
Abby:
Jak najbardziej, spokój, tylko ta nowa się nudziła...
Taczka:
Łóżko było jak ulał, aby na nim spocząć.
Max:
Nikogo takiego nie wypatrzyłeś, choć miałeś wrażenie, jakby jakiś Ork wprowadził inną osobę do ciemnej uliczki i to niekoniecznie dobrowolnie.
Znowu ork? No nic, podchodził więc tam powoli, bardziej przy ścianie, aby mieć pewność, że usłyszy cokolwiek.
Każda nowa się nudzi. Znała ten ból osobiście, jak sama się nudziła, gdy odkryła, że już nie może sobie biegać po dachach.
No to poszła się położyć.
Właściciel
Max:
Uliczka była najwidoczniej dłuższa, niż myślałeś, bo tylko chwilami słyszałeś jakieś przytłumione szepty, a częściej po prostu nic nie słyszałeś.
Abby, Taczka:
//Przerzucić Wam to od razu do dnia następnego?//
Podszedł do krawędzi, nieco wychylając głowę. Rzecz jasna, podchodził w miarę cicho. Przynajmniej w założeniach.
//W sumie by się przydało//
Właściciel
Max:
Nic się nie zmieniło i najpewniej nie zmieni, jeśli nie wejdziesz dalej.
Abby, Taczka:
Choć zasnęłyście się w różny sposób, to obudziłyście się identycznie: Rankiem i przez harmider wywołany przez pozostałe dzieciaki, któremu Dethan nie był w stanie zaradzić w żaden sposób.
Zdziwiłaby się, gdyby jakoś zaradził. Cud, że w ogóle z nimi wytrzymuje. Poszła je uciszyć.
Przetarła oczy i usiadła na łóżku, czekała na to co będzie dalej.
Właściciel
Abby:
Były z tym problemy, choć dobrze, że w większości wymagały jednego: Śniadania.
Taczka:
Cóż, najwidoczniej nic, choć robisz się głodna, a mało prawdopodobne, że dostaniesz śniadanie do łóżka lub w ogóle pokoju.
Max:
Teraz słyszałeś już nieco lepiej, choć i tak wiele słów było dla Ciebie niezrozumiałych. Jednakże z tego, co usłyszałeś, wychodzi na to, że masz do czynienia nie z napadem, ale jakimiś ciemnymi sprawkami i interesami...
Uhuhu, zbliżał się szybciej, starając się przy tym nie wzbudzać hałasu.
Wobec tego poszła je zrobić.
Właściciel
Abby:
Szło powoli i opornie, ale chociaż do przodu.
Max:
W momencie, gdy się zbliżyłeś, wpadłeś na Orka, który właśnie co wyszedł.
- A Ty tu czego, ku*wa, węszysz? - warknął, od razu sięgając za wielką maczugę dwuręczną.
Kontynuowała, zastanawiając się, co dzień przyniesie.
- Patroluję i zgarniam przestępców, nie widać?
Przy okazji, nieco się oddalił i poszukał znaku Kartelu.
No to poszła sprawdzić, gdzie to śniadanie będzie jeść.