Oby dobrze zrozumiał, o co chodzi dowódcy.
- Był patrol. Rozmawiałem z nim. Powiedziałem, że chętnie zobaczę jego umiejętności, kiedy będziemy z kimś walczyć. Wtedy on mówi mniej więcej tak "Możemy się przekonać już teraz", po czym zaatakował mnie,i... chyba dalej wiadomo.
Podeszła więc do tych drzwi, otworzyła je, jeśli były otwarte i poszła dalej.
Właściciel
Abby:
Zabrałaś je bez kłopotów.
Max:
- Mniej więcej to chciałem usłyszeć... Obu zawieszam w służbie, Ciebie na dwa dni, Dragha na tydzień, musi Ci też wypłacić sto sztuk złota odszkodowania. Jakieś pytania?
Taczka:
Trafiłaś na niezwykle bogato wyposażoną zbrojownię, bez zawartości której nie mogliby obyć się żadni najemnicy lub łowcy nagród.
Wobec tego wyszła na zewnątrz.
//No tego to się nie spodziewałem.
Pewno tym, co planowałem wpakowałbym się w większe gówno:
- A czy musi mi wypłacić to sto sztuk?//
- Czy dalej będzie nas Pan przydzielał do wspólnych patroli?
Może i zbędne i oczywiste pytanie, ale nigdy nie zaszkodzi się upewnić.
Nigdy lubiła broni, więc poszukała drzwi do kolejnego pokoju.
Właściciel
Abby:
Było tam tak gwarno jak zawsze.
Max:
//Jeśli nie wypłaci, to potrącą mu to z żołdu i sami Ci wypłacą.//
- Nie mam ochoty trwonić złota i czasu na szkolenie kolejnych strażników na Wasze miejsce.
Taczka:
Jakoś nigdzie się nie ruszyły, w sumie dziwnie jak na drzwi.
Czekał więc na to, co powie strażnik.
Przemykała więc zwyczajną sobie drogą w okolice, gdzie najczęściej robiła zakupy, mając na uwadze oczywiście pilnowanie dobytku i nie tracąc czujności.
No to poszła dalej, żeby się rozejrzeć.
Właściciel
Max:
Jeśli chodzi o Orka to nic nie powiedział, przyboczni kapitana tym bardziej. Zaś on sam uznał spotkanie za zakończone i kazał się Wam wynosić.
Abby:
Kieszonkowców i potencjalnych przeciwników było sporo w tłumie, lecz na nikogo takiego nie trafiłaś, dzięki czemu dotarłaś na główny targ cała, zdrowa i z wszystkimi sztukami złota, jakie wyniosłaś z domu.
Taczka:
Tam już trafiłaś na prywatne kwatery najemników, które służyły chyba tylko do snu, gdyż poza łóżkami i skromnym umeblowaniem nic tam nie było.
Wyszedł więc czym prędzej, po czym od razu ruszył do swojego pokoju.
//Wie, gdzie ork ma swój?//
Spróbowała więc uporządkować w głowie listę zakupów.
Rozejrzała się po tym pokoju i jeśli nic ciekawego nie było, to wróciła do Norda.
Właściciel
Max:
//Niezbyt, musiałbyś podpatrzyć, kiedy i gdzie wchodzi. Zresztą, wszystkie pokoje są identyczne, zarówno jeśli chodzi o wnętrze jak i wygląd z zewnątrz.//
Żadna banda kumpli Orka nie czekała na Ciebie po drodze, więc wróciłeś tam nader szybko i bezpiecznie.
Taczka:
Nie kontynuował już maratonu obalania flaszek, ale zamiast tego wdał się w rozmowę z dwójką ludzkich najemników, zapewne bliźniaków, bo prawie że identycznych. Ty zaś dostrzegłaś w rogu młodego chłopaka, który zapewne przyszedł z nimi i taszczył broń, której to czyszczeniem się teraz zajął. Poza nim zauważyłaś tam też psa o specyficznej, pomarańczowej sierści.
Abby:
Tylko i wyłącznie jedzenie, przede wszystkim mięso, a po nim ewentualnie jakieś pieczywo, nabiał, owoce i warzywa.
//Można zamknąć drzwi do pokoju? Tak wiesz, na klucz na przykład.
Rozejrzała się za mięsem, nadal pilując się.
Właściciel
Max:
//Jak najbardziej.//
Abby:
Straganów z nim było sporo i tak miałaś stosika z rybami wszelkiej maści, dziczyzną, wołowiną, baraniną, jagnięciną, wieprzowiną i jeszcze wieloma innymi.
Szybko więc wszedł do pokoju, zamknął drzwi na klucz i przygotował się do spania, po czym zasnął.
Cóż, sprawdziła co było w miarę zjadane przez dzieci. Koniec końców zazwyczaj kupowała podobne mięso.
Stanęla przy ścianie i przyglądała się chłopakowi oraz psu.
Właściciel
Taczka:
Choć spojrzał w Twoim kierunku i na pewno Cię zauważył, skupił się na robocie. A przynajmniej chłopak, bo pies podbiegł do Ciebie od razu, zaczynając się łasić i wesoło merdać ogonem. Ogonami. Bo miał dwa.
Max:
Zasnąłeś, a obudziła Cię odgrywana na trąbce pobudka. O dziwo, był to ten jeden z nielicznych razów, kiedy witasz ten irytujący dźwięk z ulgą.
Abby:
I tym razem zdołałaś kupić takie same mięso, u tego samego handlarza, na tym samym stoisku.
To w sumie prawda. Skoro ma wolne, to... czy musi chodzić na zbiórki? Z tą mylą, wstał, ubrał się i czekał
Przykucnęła i zaczęła go głaskać.
Właściciel
Abby:
//Miałem na myśli, że już to zrobiłaś, ale okej.//
Udało się i teraz w sumie masz dwie opcje: Powłóczyć się po mieście lub wracać od razu do domu.
Taczka:
Pies był niezwykle wesoły z tego powodu, więc polizał Cię po twarzy i przewrócił się na grzbiet, abyś mogła podrapać go po brzuszku.
Max:
Musi, żeby zasygnalizować, że jest i żyje. Niemniej, gdy na zbiórce rozdzielali zadania, Ciebie jakoś nikt nie wyczytał.
Wróciła do domu włócząc się.
//ech, sorki
O, czyli dobrze. Poczekał więc na koniec zbiórki, aby pójść na pole treningowe.
//To, które jest poza miastem, czy coś. Pisałeś, że musiałby tam pójść.//
Zachichotała, chyba pierwszy raz od dłuższego czasu i podrapała psa po brzuszku.
Właściciel
Taczka:
- Nie daj się zwieść, gryzie. - powiedział do Ciebie chłopak, nie odrywając wzroku od broni, która czyścił.
Max:
//Miałem na myśli, że takie jakiego byś chciał musiałoby być poza miastem, a takie zwykłe, mniejsze jest niedaleko koszar, podobnie jak w Gilgasz, gdzie też masz postać strażnika.//
Trafiłeś tam bez problemu, akurat jeszcze nikogo nie było.
Abby:
Mniej więcej w połowie drogi Twoją uwagę zwróciła dość duża liczba Mrocznych Elfów w okolicy, ale zawsze to może być tylko przypadek lub zbieg okoliczności.
Zakładam, że te dwa debile juz zdechły
Szła dalej.
//Czyli nie ma odpowiedniego?
-Nie wygląda na groźnego... - Mimo własnych chęci przestała głaskać psa. - Jestem Mia, a ty jak masz na imię?
Właściciel
Max:
//Nie do ćwiczenia Magii, bo to chciałeś robić.//
Abby:
Idąc tak, wpadłaś na pewnego człowieka w stroju przypominającym jakiegoś kupca, którego z pewnością widziałaś po raz pierwszy.
- Och, przepraszam najmocniej, ale chyba się zgubiłem. - wyjaśnił, wskazując na mapkę. - Nie mogłaby mi pani wskazać drogi na główny rynek?
Taczka:
- Verof. - odparł, a pies wstał, gdy tylko przestałaś go głaskać i podbiegł do chłopaka. - Miło Cię poznać.
Spojrzała na niego jak na debila, po czym sprawdziła, czy jej czasem czegoś nie zabrał.
-A... Zostajesz tutaj na dłużej, czy jesteś chwilowo?
Właściciel
Taczka:
- Tak jakby to tutaj mieszkam, reszta też.
Abby:
Rączki trzymał przy sobie i nie zraził się Twoim spojrzeniem.
//To gdzie mógłby ćwiczyć?//
Właściciel
Max:
//Podpowiem, że nie w mieście, bo to zbyt niebezpieczne.//
Abby:
- Nie... Jestem tu po raz pierwszy w życiu i miałem spotkać się z przyjacielem właśnie na rynku.
/Tyle to ja sam wiem. Może jakaś jaskinia? Jest jakaś znana w okolicy, czy musi pójść poszukać?
- Powiedziałabym ci "powodzenia", ale w tym mieście niewiele to da. Bywaj! - Poszła dalej.
Właściciel
Max:
//Poszukać, ale na dobrą sprawą każda otwarta przestrzeń się nada.//
Abby:
- Ale... Ale... - usłyszałaś jeszcze za sobą, później jego głos ucichł w gwarze.
Nie czuła sensu, by go szukać. Poszła dalej.
Wyszedł więc z miasta, w poszukiwaniu dużej otwartej przestrzeni.
Właściciel
Abby:
Wróciłaś spokojnie pod sierociniec, acz tam dopiero spotkałaś jakieś zagrożenie, czyli bandę trzech Mrocznych Elfów, którzy chyba na Ciebie czekali.
Max:
Opcje były dwie: Okolice rzeki, gdzie praktycznie nic nie rosło (poza trawą i tym podobnymi chwastami) lub też pola pełne rosnącego zboża.
- Chyba naprawdę nie macie żadnych innych kobiet, co? - Przyjęła pozycję obronną i wzięła w rękę sztylet.
Hmmm... opcja ze zbożem może być ryzykowna, bo może spalić uprawy. Lepszym wyjściem wydaje się być rzeka. Udał się więc tam.
//On na mistrzu może zatrzymać pożar?//
-Aa... Czyli będę miała z kim rozmawiać. Bo ja muszę się tutaj ukrywać przed brzydkimi zielonymi stworkami, a ten Nord jest tak jakby moim panem. - Opowiedziała swoją historię na szybko.
Właściciel
Taczka:
- Brzmi... Dziwnie. Mogłabyś mi o tym opowiedzieć?
Max:
//Nie da się zatrzymać ognia w żaden sposób, na jakimkolwiek poziomie znajomości: Pali się tak długo, jak długo nie ugasisz go w sposób konwencjonalny.//
Jak zostało powiedziane, spora rzeka, bez roślinności, zwierząt, ludzi czy też czegokolwiek innego.
Abby:
- Niepotrzebnie z nami zadzierałaś. - powiedział jeden, a pozostali skinęli głowami, acz żaden nie wykonał choćby najmniejszego ruchu, aby zareagować na Twoje dobycie broni.