Zaczęła szukać wzrokiem szlachcica.
Właściciel
Był ze swoimi towarzyszami przy stoliku, przy którym siedzieliście wcześniej.
Podeszła do stolika i zasiadła na krześle.
Właściciel
- Wróciłaś już? - spytał szlachcic, gdy reszta milczała.
-Wróciłam... - Odpowiedziała. - Przeszkodziłam wam?
Właściciel
- Nie. Właściwie już skończyliśmy.
Nic już nie mówiła. Właściwie nie miała chęci na rozmawiania.
Właściciel
Więc mogłaś słuchać ich rozmowy, choć dziś spotkany przybysz w ogóle się nie odzywał. Za to dwaj pozostali toczyli dość burzliwą dyskusję, lecz w języku Nirgladu, który w ogóle nie był Ci znany.
-Więc... Jak masz na imię? - Spojrzała się na faceta przenikliwie.
Właściciel
Wzruszył jedynie ramionami.
-Niemowa, czy nie mówisz w naszym języku? - Spytała się zdziwiona.
Właściciel
Na pierwsze określenie zdecydowanie pokręcił głową. Później, otworzył usta i dzięki temu wiesz, czemu nie mówi. Faktycznie, brak języka może być trochę problematyczny.
-Przepraszam... Nie wiedziałam. - Spuściła głowę.
Właściciel
Ponownie wzruszył ramionami. Pozostali tymczasem chyba coś uradzili, gdyż wstali od stołu.
-Gdzie idziecie? - Spojrzała się najpierw na szlachcica, potem na jego kompana.
Właściciel
- Szykujemy konie do drogi. Opuszczamy miasto jeszcze dziś. - odpowiedział ten pierwszy.
//Hammer.//
Właściciel
- Cóż, Kasuss nie jest odpowiednim miejscem dla nas.
Rozciągnęła się na krześle i wstała.
-Idę z wami.
Właściciel
Lekko skinął głową, bo było to dość oczywiste, i wyszedł z karczmy. Niemowa oraz Rodo za nim.
Wyszła z karczmy chwilę po nich.
-Gdzie teraz będziemy jechać? - Szła obok szlachcica, po jego prawej.
Właściciel
Niestety, szłaś z tyłu, bo mięśniak zajmował miejsce po prawej, a niemowa po lewej.
- Najpewniej do, któregoś z nadmorskich miast.
Uśmiechnęła się, w sumie jej życie toczyło się jedynie w Hammer, więc cieszyła się jak nigdy, że zobaczy morze.
Właściciel
Zobaczyłaś podobny uśmiech na twarzy niemowy, choć z zobaczenia morza powinni bardziej cieszyć się dwaj ludzie pustyni. Niemniej, opuściliście miasto.
Patrzyła się co robią inni.
Usiadła więc na konia, którym jechała wcześniej.
-To gdzie teraz? - Spytała się szlachcica.
Właściciel
- Jak mówiłem, w kierunku morza. Później zapewne do Gilgasz, bo w Hunder nie mamy czego szukać.
Kiwnęła głową i czekała na wyruszenie w drogę.
Właściciel
I ruszyliście.
//Jeśli nie masz ochoty na jakąkolwiek interakcję z innymi to mogę się wstrzymać z odpisami i napisać dopiero, gdy będziecie na miejscu.//
//To napisz jak już przyjadą.//
Blis znajdował się właśnie w piwnicy swej dawnej rezydencji, jego legowisko było umoszczone kośćmi i nie do końca jeszcze zgniłym mięsem - głównie ludzkim, ku jego zaskoczeniu po raz pierwszy od bardzo dawna ktoś otworzył drzwi - było to dość łatwo słychać ponieważ stare ciężkie wrota znajdowały się tuż nad jego głową.
Tak też ruszył na górę stawiając kroki bardzo ostrożnie i przykulony rozpoczął poszukiwania swej ofiary, wysyłając we wszystkie strony lekkie impulsy magii mroku.
Właściciel
Trafiłeś pod drzwi piwnicy, jak zwykle otwarte. Cały czas było ciemno, w końcu nikt nie zawracałby sobie głowy zapalaniem światła. Jednak w ciemności wyraźnie odznaczał się prostokąt światła, jakim były otwarte drzwi.
- Nie podoba mi się tu. - powiedział jakiś damski głos. - Jest strasznie.
- No, dobrze mówi. - zawtórował inny, tym razem męski. - Mam ciarki na plecach. Zupełnie jakby coś nas obserwowało...
- Dajcie spokój! - krzyknął trzeci z kolei, a jego słowa rozniosły się upiornym echem po rezydencji. - Podobno są tu skarby, a każdy z nas potrzebuje złota, nie?
Po cichych mruknięciach, które mogły oznaczać potwierdzenie, zauważyłeś kolejne dwa źródła światła - dopiero co rozpalone pochodnie. Oba były trzymane przez mężczyzn rasy ludzkiej, obaj w wieku od osiemnastu do trzydziestu lat, nie mogłeś dokładnie stwierdzić. Była też kobieta, w tym samym wieku, która kurczowo ściskała ramię jednego z mężczyzn.
Potwór obrócił głowę i westchnął cicho wypuszczając ciężki, trujący dym zza czaszki która służyła mu za maskę chwilę popatrzywszy jeszcze w szczelinę sięgnął do swych stóp - jak przeczuwał znalazł tam szczury które nie bały się go już po latach długiej..współpracy ? Nie pożerał ich bo byłoby to po prostu nic nie warte a tak miał chociaż kilku przyjaciół w swoim ciężkim padole.
Wydawszy kilka nieskładnych dźwięków za pomocą magii postarał się przekazać swemu małemu towarzyszowi aby ten poprowadził resztę szczurów do pomieszczenia z ludźmi a następnie przebiegł dalej, tak żeby odciągnąć ich uwagę - a gdy to zrobił odstawił go na ziemię i z pomocą magii mroku wtopił się w otoczenie.
Zaraz gdy zobaczył jak zwierzątka opuszczają pomieszczenie ruszył on do drzwi aby przyjrzeć się efektowi.
Właściciel
- Hej, co to ma być?! - krzyknął nagle człowiek, a dziewczyna zapiszczała na widok gromadki gryzoni, lecz nie dało to żadnego innego efektu.
Gospodarz wiedział że nie mógł dokonać mordu przy wejściu - jeśli by to zrobił jest szansa iż ktoś się wydostanie a następnie przyjdą tu ludzie odziani w stal którzy wiedzą już jak walczyć. Tak też nadal przypatrując się nowym gościom za pomocą magii dźwięku zatrzeszczał schodami które znajdowały się tuż obok drzwi, zaraz za ludźmi licząc na jakiś efekt.
Jeśli nadal nic to nie dało po prostu czekał aż sami zagłębią się do jego Królestwa.
Właściciel
Przez to trzeszczenie poziom strachu sięgnął maksimum, ale rzeczywiście potrzebowali złota i byli na tyle zdesperowani, by ruszyć dalej. Ruszyli dwiema grupami: jedną stanowił mężczyzna i kobieta, a drugą już tylko jeden mężczyzna.
Stawiając każdy krok bardzo powoli, przyzwyczajony już do polowania w swojej posiadłości ruszył za owym samotnikiem - wypatrując gdzie ów się kieruje
Właściciel
Szedł przed siebie i, jeśli dobrze się orientujesz, jeśli nie zmieni kierunku, to trafi prosto do jadalni. Chyba nie można gorzej trafić.
Tak też powoli za nim podążał po to żeby na końcu, gdy trafi już do owego pomieszczenia zatrzasnąć za nim gwałtownie drzwi. Gdy ten już się odwrócił Blis pozbył się niewidzialności, i wyprostował na pełną wysokość
Zaraz po tym ruszył w jego stronę aby ciąć go swymi szponami przez pierś, tym samym wydzielając chmury dymu spod swojej maski.
Właściciel
Wszystko przeszło pomyślnie i facet padł martwy, jednak na Twój widok zdołał wydać dość głośny przedśmiertny okrzyk grozy.
Zaraz po tym ruszył pędem do korytarza w którym mężczyzna rozdzielił się ze swymi przyjaciółmi, po to aby odciąć im drogę ucieczki. Jeśli nikogo tam nie znalazł to natychmiast przemienił się w niewidzialnego aby wyczekiwać dwójki.
Właściciel
Znalazłeś. Mężczyzna szedł w stronę jadalni, a kobieta została sama, lecz kilka kroków od bezpiecznych drzwi.