Udał się więc do tejże jaskini hazardu, mówiąc krasnoludom, że najpierw musi odebrać zapłatę. // Dialogi nie bolą, ale tak po prostu było wygodniej :V //
Właściciel
Oni w sumie też, bez złota z zapłaty nie mieli jak pić. Tak czy inaczej, wróciliście, zaś kasyno w statku prawie wcale się nie zmieniło.
Podszedł do szefa.
- Mógłbym się dowiedzieć czemu zrobiliśmy atak na ten budynek?
Właściciel
- Mówiłem przecież. - mruknął człowiek, nie odrywając wzroku od kart.
// Mówił? Coś mi się musiało zapomnieć ;-; //
- To ten... mogę dostać zapłatę?
Właściciel
Pstryknął palcami prawej dłoni, a do Ciebie podszedł Hobbit, ten sam, który wcześniej zgarnął (dosłownie) wygraną swego pana, aby wręczyć Ci dwie sakiewki średniej wielkości.
- Masz dla mnie jeszcze jakieś zadanie, czy to już wszystko?
Właściciel
- Nie wydaje mi się, żeby usługi jakiegokolwiek najemnika były mi dziś potrzebne.
- A w najbliższej przyszłości?
Cóż, wyszedł więc z tego pływającego kasyna i udał się do tablicy ogłoszeń. Szukał zleceń podobnych do tego, może na trochę dłuższy czas, w końcu taka niby walka i to jeszcze jakaś nie za długa byłą nudna...
Właściciel
Może i byś coś znalazł, ale organizm domagał się swojego, wyraźnie łaknąć jedzenia, napitków i snu.
Poszedł więc do jednej z tych elegantszych knajp.
Właściciel
Elegancka była co prawda tylko jedna, ale czarne słońce wymalowane na szyldzie, nad drzwiami i na pancerzach dwóch rosłych strażników z rasy Orkologów sprawiało, że lepiej się tam chyba nie pchać, póki nie zasili się szeregów Czarnego Słońca. Pozostają więc tylko te gorsze karczmy. Ale może to i lepiej?
Poszedł więc do tej która była najbliżej tego Czarnego Słońca.
Właściciel
//Najbliżej karczmy Czarnego Słońca czy ich siedziby?//
// Karczmy, dałem skrót myślowy :V Jeśli dobrze rozumiem to pojęcie ;-;//
Właściciel
//Nie mam bladego pojęcia.//
W takowej brakowało straży, więc wparowałeś jak do siebie.
Podszedł do barmana.
- Można coś, cokolwiek, do jedzenia, picie, oraz jakiś pokój gdzie mógłbym się bezpiecznie przespać?
Właściciel
- Można. - odparł barman, pewnie licząc na jakieś konkrety. Chyba że nie przeszkadzała Ci ewentualność dostania czegokolwiek, czyli wczorajszych pomyj i brudnej wody.
Właściciel
-Danie dnia? - spytał, marszcząc brwi, i jednocześnie nalewając do kufla tegoż złocistego trunku.
- Dobra coś dobrego, świeżego, i żeby nie było surowe. Jak pan chce więcej szczegółów, to nie wymyślę, chyba że się dowiem co jest serwowane w tymże przybytku.
Właściciel
- Coś się wymyśli. - odparł, idąc do kuchni, aby tam przekazać wieści kucharzom.
Czekał więc aż otrzyma zamówienie. W sumie, to postanowił sprawdzić ile złota otrzymał. Wyjął więc mieszki i powoli wysypał ich zawartość w powietrze, by dzięki magii utrzymać je w powietrzu.
Właściciel
Przyciągnąłeś tym uwagę kilku kieszonkowców oraz rabusiów, ale jeszcze nie spróbowali nic zrobić. Niemniej, Ty doliczyłeś się blisko czterystu sztuk, gdy przerwał Ci karczmarz, nadchodząc z zamówieniem.
Schował pieniądze do sakw i sprawił, że magia będzie trzymać je zawsze u jego boku i zawsze związane.// Czy jak to inaczej nazwać D: Oni tutaj jedzą sztućcami, czy palcyma?// Sprawdził co takiego przyniósł mu karczmarz.
Kadir
W sumie po dość niedługiej podróży z Kasuss udało się dotrzeć do miasta z Victorem.
-Wiesz co młody? Oszukałem handlarza z Kasuss. Były to specjalne małe pierdoły z Magii Iluzji, które tylko przypominały złote monety. Za dzień, może dwa znowu będą płaskimi kamieniami. A przynajmniej tak twierdził ten nieznajomy w płaszczu.
- To naprawdę tak można? - Widywał coś podobnego u jednego z cyrkowców, jednak było to raczej zwykłe, niemagoczne kuglarstwo. Pewnie walnąłby też coś o swojej wartości, ale nie znal się na tym.
Kadir
-Tak, wystarczy być dobrym magiem. Nie gniewaj się, ale trzeba było mocno uderzyć.
Powoli zbliżali się do bram miasta, gdzie trzech strażników nie zamierzało czekać i rozstawiło się tak, by zatrzymać wóz i stać z trzech jego stron.
- Imię, nazwisko, miejsce pochodzenia, status społeczny i cel przybycia do miasta? Obaj musicie je podać.
-Victor Narin, Kapitan Okrętu, pochodzę z wioski niedaleko Gilgasz, przybyłem tutaj, bo jest tu mój Okręt.
//śmiechłam
- Kadir Difrodi, Kasuss, niewolnik pana Narin, wykonuję wolę mojego pana.
Mówił ponownie bez wyrazu. Właściwie już wyzbył się wszelkiego wstydu, który niegdyś czuł wjeżdżając do jakiegokolwiek miasta.
Kadir
Strażnik przed wozem odstąpił, pozwalając wjechać wozowi do miasta, co oczywiście od razu wykorzystał Kapitan. Skierował się do portu.
-Chcesz coś zjeść?
- A dlaczego miałem się gniewać? Zjadłbym coś, chyba. Jeśli to nie problem.
Uśmiechnął się lekko. Nadal nie wiedział, czy jest zbyt naiwny, czy jego pan rzeczywiście będzie dla niego dobry. Cholera, jakby się tego chciało jak najszybciej dowiedzieć.
-Żaden problem, zaufaj mi w tym.
Skierował się w stronę jednej z karczm.
-Co byś zjadł? Rybę?
- Obojętnie. - Spochmurniał, poczuł się zignorowany. Taki już był i nic nie potrafił na to poradzić. - Czy ten facet w kapturze dla pana pracuje?
-Tamten? Żeby tak było... nigdy wcześniej go nie spotkałem, ale widocznie on zna mnie i to, czego potrzebuje. On polecił mi, żebym cię kupił.
- Nie wiem dlaczego, ale pewnie i tak nie jest mi dane wiedzieć. - Wyprostował się i któryś raz poprawił włosy. Teraz już na poważnie zgłodniał.
Victor zostawił wóz przed jedną z karczm, a następnie z niego zszedł.
-Wybiła pora obiadowa. Idealnie w czas.
Kadir zeskoczył, po czym dalej podążał za swoim panem. W głowie kotłowało mu się mnóstwo pytań, ale głód stłumił chęć zadania ich wszystkich na raz.
Właściciel
Udało się, choć czy to dobry pomysł? Aby marnować w ten sposób cenne zasoby energii magicznej? Niemniej, dostałeś na talerz smakowitego dorsza z ziemniaczkami i koperkiem oraz zamówione wcześniej piwerko.
//Sztućcami.//
Chwycił więc sztućce i zaczął jeść. Będzie tak robił póki je, bądź póki jest w tym mieście. Później może gdzie indziej schowa pieniądze?
Kadir
Victor wszedł do karczmy, wypada wejść za nim. W wozie nie było niczego cennego.
Dalej podążał za swoim panem i dalej był głodny.
Kadir
Niedługo miało się to zmienić.
-Zajmij jakieś miejsce.
Kapitan podszedł do barmana.
Zajął miejsce. Przynajmniej teraz się naje, nie to co wcześniej.
Właściciel
Może i tak, ale to w sumie będzie żałosna śmierć: Zamiast użyć Magii, kiedy jest potrzebna, giniesz, bo używałeś jej, kiedy była niepotrzebna... Ale, tak czy inaczej, nadal to robisz, a i przy okazji skończyłeś swój posiłek.
Zapłacił za posiłek i wyszedł szybko z karczmy, obserwując czy ktoś go nie śledzi. Kiedy znalazł się e jakimś zaułku przestał używać magii i zwyczajnie schował dobrze sakiewki. Ruszył później w stronę Tablicy Ogłoszeń.
Właściciel
Wszystko się powiodło, ewentualnego ogona też nie było, a dzięki temu trafiłeś ponownie pod tablicę ogłoszeń.
Tym razem szukał jakiegoś złożonego zgłoszenia, którego wykonywanie zajmie mu więcej czasu.
Kadir
Victor po szybkiej wymianie zdań i zapłacie dosiadł się do wolnego miejsca.
-Teraz tylko czekać na posiłek. Zacznijmy od pytań, które z pewnością masz do mnie. Jednak powiedz coś o swojej przeszłości.