Szukał czegoś gdzie można dosyć dużo zarobić. Nie ważne jakie, ma dawać dużo pieniędzy.
Właściciel
Vader:
- Komuś takiemu jak Ty broń chyba nie jest potrzebna.
Wiewiur:
Znalazłeś coś takiego. Było to zadanie na eliminację, dobrze płatne, bo dwieście sztuk złota przed misją i pięćset po, acz więcej możesz dowiedzieć się tylko od zleceniodawcy, który podał adres.
-Znak tego, że nie jestem wrogiem Viga i Czarnego Słońca.
Wziął zgłoszenie ze sobą ruszył do zleceniodawcy.
Właściciel
Vader:
- Więc chcesz przekazać mu wiadomość, tak?
Wiewiur:
I trafiłeś nie do karczmy czy nawet budynku, ale na jedną z rzecznych łodzi zacumowanych w okolicy.
Szukał kogoś kto mógłby wywiesić owe ogłoszenie.
Właściciel
Nikogo na pokładzie nie widzisz.
Przeczytał czy zleceniodawca kazał wejść na tę łódź.
-Mu i tylko wyłącznie mu.
Właściciel
Vader:
- Przekaż mi, a ja przekażę jemu.
Wiewiur:
Niby nie, ale jeśli to adres, pod który masz się stawić to chyba jednak wypada, prawda?
// Masz jakąś fabułę?//
Wszedł zatem na łódź.
-Nie mogę się zgodzić. To informacja stworzona dla niego. Jeżeli on sam będzie chciał, żeby organizacja o tym wiedziała-Powiadomi o tym.
Właściciel
Wiewiur:
//Coś się wymyśliło.//
Na pokładzie pustki.
Vader:
Pokiwał głową ze śmiechem i wskazał Ci dalszą drogę.
-Czyli ta kwestia załatwiona?
Właściciel
- Na to wychodzi. - odrzekł przywódca bandy skrytobójców. Teraz zapewne masz się odwrócić i udać do Viga. Albo odwrócić i wystawić na ciosy owych wojowników, choć atak z ich strony jest mało prawdopodobny.
Właściciel
W odpowiedzi otworzyła się klapa prowadząca pod pokład.
Wszedł tam, gotów do walki, czy chociaż uniknięcia ataku. Lepiej zbytnio nie ufać.
Właściciel
W środku było coś na kształt kasyna lub małej karczmy, gdzie przebywali ludzie, Worgeni, Hobbity, Orkowie, Gobliny, Hobgobliny, Nordowie, jakiś Nag i jeszcze kilku innych.
Podszedł do kogoś.
- Gdzie znajdę szefa tego przybytku?
Właściciel
W odpowiedzi wskazał na stolik, przy którym toczyła się zażarta gra w karty.
Podszedł do tego stolika.
- Mogę panom przeszkodzić?// Oczywiście gdyby była tam kobieta, to powiedziałby panom i pani. //
Właściciel
Właściwie to grający nie zwrócili nawet na Ciebie uwagi, a było ich kilku: Goblin, który szczerzył się co chwila, a przy każdym uśmiechu widziałeś jego złote zęby, których miał więcej niż tych naturalnych, Mroczny Elf, w którym uwagę przyciągała łysa głowa oraz kapelusz z szerokim rondem i czerwonym piórkiem, nagi od pasa w górę, pokryty bliznami, szramami i tatuażami Nord, Krasnolud z drewnianym kikutem prawej nogi oraz czarną przepaską na lewym oku oraz człowiek... On właściwie nie wyróżniał się niczym, pospolity człowiek z szerokim uśmiechem, który wykazywał przede wszystkim pewność siebie, radość i nieco politowania względem pozostałych, a to zapewne z powodu kart, jakie trzyma w dłoni, i które mogą być lepsze od pozostałych. Jako jedyny z całej ekipy miał towarzystwo, a mianowicie Elfkę z blond lokami do ramion i fioletowymi oczamii, która klęczała na podłodze i przytulała się do człowieka, oraz będącą w identycznej pozie ludzką kobietę, jednakże o czarnych włosach z niebieskimi pasemkami, identycznego koloru, co jej oczy.
Człowiek rzucił swoje karty na stół, pozostali robili to samo, acz kładli je powoli i niechętnie, wiedząc, że przegrali. Mężczyzna nawet nie kłopotał się zebraniem nagrody, a jedynie pstryknął palcami i jeden ze stojących na uboczu Niziołków podszedł do stolika, zgarnął całe złoto do sporej sakwy, która wcale pusta nie była, aby później wrócić na swe miejsce. Dopiero wtedy oczy całej siódemki skierowały się na Ciebie.
Liczył że wygra goblin, ale cóż mówi się trudno. Ciekawe czy ten człowiek oszukiwał, czy wszyscy oszukiwali. Na kartach się nie zna, więc się raczej nie dowie.
- Ktoś z Was wywiesił jakieś ogłoszenie o eliminacji, podając ten adres?
A więc ruszył, lecz pozostał czujnym.
Właściciel
Vader:
Nikt Cię nie zaatakował, a przynajmniej nie teraz. Długa droga ciemnym korytarzem zakończyła się w miejscu jakże od niego różnym: W wielkim pomieszczeniu pełnym stołów, krzeseł i stolików do hazardu, była też lada i olbrzymia szafka z alkoholami. Najwięcej było tam członków Czarnego Słońca, których łatwo rozpoznać po ich charakterystycznych tatuażach, przeważnie na ramionach, przedramionach i klatkach piersiowych. Wszędzie kręciły się skąpo odziane kelnerki, przeważnie ludzkie kobiety i Elfki, acz też Drowki i inne, które roznosiły napoje i potrawy, zaś spędzającym tu czas umilała muzyka grana na żywo przez trio muzyków.
Wiewiur:
- Jak rozumiem to jesteś chętny? - spytał człowiek, który zapewne był zleceniodawcą.
- Tak, ale chciałbym też dostać więcej szczegółów. Kiedy je poznam, odpowiem czy biorę to zlecenie czy nie. Póki co, jestem tylko zainteresowany.
Poszukał dalszej drogi do Viga.
Właściciel
Vader:
Nigdzie nie było drzwi z wielkim napisem mówiącym, że to jego kwatera. A nawet jeśli, to napis mijałby się z celem: Większość tu obecnych zapewne nie potrafi czytać i pisać.
Wiewiur:
- Nie ma tak pięknie. Przed zleceniem mogę co najmniej wspomnieć o wynagrodzeniu, ale te już raczej znasz, czyż nie tak?
- Dobra, zgadzam się. Co mam wyeliminować, mogę chociaż to wiedzieć?
Pytający nie błądzi, poszukał wzrokiem jakiegoś strażnika. Raczej nie wszyscy są pijani/bawiący się.
Właściciel
Wiewiur:
- Jest taka banda, która nam się naprzykrza: Łowcy nagród, najemnicy, drobni złodzieje, rabusie, kieszonkowcy i przemytnicy. Mają swoją kwaterę tutaj, w Nowym Gilgasz, a chcę, żeby zginęli wszyscy, co do jednego. Oczywiście, nie ruszasz sam.
Vader:
Nikogo w uniformie strażnika nie było, ale znalazłeś kilku członków organizacji o trzeźwym umyśle, którzy nie pili, nie grali w karty, czy coś podobnego, a po prostu rozmawiali ze sobą.
Podszedł do nich. Na tyle wolno, by któryś zwrócił na niego uwagę.
Właściciel
Vader:
Akurat uwagę zwrócili wszyscy, ale poza kilkoma spojrzeniami, nie dali tego po sobie poznać.
Wiewiur:
- Im szybciej znikną z naszego życia to tym lepiej.
- Ja mogę nawet teraz. Gdzie ta ekipa, z którą mam wyruszyć?
Odchrząknął.
-Czy któryś z was mógłby załatwić mi wizytę u Viga? Jeżeli nie, to chociaż wskazać mi osobę, która się tym zajmie? Wiem, że bez jego zgody nie mogę się przed nim pojawić.
Właściciel
Wiewiur:
- Zaczekaj an zewnątrz.
Vader:
Wszyscy zaśmiali się, gdy skończyłeś wypowiedź, jeden zaś wskazał na jakieś drzwi.
- Idź i spróbuj szczęścia.
Przemilczał to. Jak to mówili? Nie wkurzać olbrzyma?
Wyszedł więc na zewnątrz, po czym czekał.
Właściciel
Vader:
Wkurzanie wkurzaniem, ale masz lepszą opcję?
Wiewiur:
Nie czekałeś za długo, bowiem po chwili dołączyli do Ciebie najemnicy, a mianowicie Orkowie, Krasnoludy i Drowy. Orkowie uzbrojeni byli w wielkie miecze, topory i broń obuchową wszelkiej maści, brodacze poprzestali na jednoręcznych toporach i tarczach lub dwuręcznych młotach, zaś Mroczne Elfy to już w ogóle, mieli jedynie kilka sztyletów na łebka i po dwa jatagany. Krasnoludy odziane były w pelną płytę i hełmy, Orkowie chronili nimi jedynie newralgiczne punkty, a mahoniowoskóre Elfy poprzestały na lekkich kolczugach lub pancerzach z pajęczej sieci. Z całej grupy wyróżniał się tylko jeden osobnik, umięśniony i rosły, wysoki prawie na dwa metry, Mroczny Elf odziany w naramienniki, nagolenniki i karwasze oraz lekką kolczugę. Poza wzrostem, kontrowersje budziło jego uzbrojenie, a mianowicie długi trójząb oraz sieć.
Zmuszenie ich do udzielenia prawdziwej odpowiedzi?
Zdumiał go trochę fakt, jak słabo są uzbrojone drowy. Albo był pewne siebie, albo był tak biedne. W sumie bardziej liczył, że są zbyt pewne siebie. Co do tego rosłego elfa... Mógłby to być ich dowódca, aczkolwiek wolała zaczekać, aż ktoś coś powie, bądź zrobi.
Właściciel
Vader:
Niech próbuje, ale raczej nie będzie jak miał dostarczyć wiadomości, gdy użyje siły, a później okaże się, że mówili prawdę.
Wiewiur:
Jedynym gestem olbrzyma było poprowadzenie grupy w sobie tylko znanym kierunku.
Poszedł więc za resztą grupy.
A więc poszukał wejścia do Vigo.
Właściciel
Vader:
Czyżby to były wskazane przez mężczyzn drzwi...?
Wiewiur:
I tak kroczyliście najpierw do centrum, mijając pałac Czarnego Słońca, aby skręcić w okolice doków oraz gorszych dzielnic miasta.
Szedł za nimi dalej, jeśli mógł, to gdzieś w środku tłumu, nie chciał stać na tyłach.
No tak, zapukał.
Delikatnie.
Właściciel
Wiewiur:
Ostatecznie skręciliście w pusty zaułek, który wychodził na większą ulicę i stał naprzeciwko budynku, który zapewne jest Waszym celem.
Vader:
- Wejść! - odpowiedział zupełnie niedelikatny głos.