- No tak.. Ale skoro to jest w książce. To chyba mogą być bajki, a nie dokładnie o to mi chodzi.
Właściciel
- A co? Książki to dla Ciebie tylko bajki i legendy? Nie wiesz, że mogą być źródłem cennej wiedzy?
-Vigo Czarnego Słońca? Przyszedłem, bo zastanawiam się, czy nie ma może jakiegoś zadania, którego mógłbym się podjąć.
- Jednak jeżeli to nie są notatki jakiegoś świadka takiego zdarzenia, to nie za bardzo można w to wierzyć..
Właściciel
Vader:
- A czego dokładnie szukasz? - spytał tamten.
Zero:
- Nie zawracaj mi dupy! - warknął potężnie zbudowany Mag. - Jak Ci nie pasuje, to się wynoś.
-Niczego konkretnego, byleby się czymś zająć.
Właściciel
- A jakie typy zadań preferujesz?
- Nie chodzi o to, że nie pasuje.. Po prostu w takie rzeczy dosyć trudno uwierzyć, i najlepsze byłyby słowa świadków, nawet pisane.
-Te wymagające bardziej cichego podejścia.
Właściciel
Zero:
- No to zajrzyj do tej je**nej książki, bo to właśnie tam jest! - krzyknął, tracąc zapewne panowanie nad sobą. Po chwili jednak zaczął się uspokajać, wykonując głębokie wdechy i wydechy, lecz po każdym wydechu z jego nozdrzy wydobywał się dym.
Vader:
- Chyba coś znajdę.
Kiwnął głową jako znak zrozumienia.
Skoro aż tak mu na tym zależy, to w końcu otwiera księgę i zaczyna ją przeglądać.
Właściciel
Zorro:
Pismo i rysunki, jak mogłeś się zresztą spodziewać.
Vader:
- Na chwilę obecną możesz jednak odejść. Wezwę Cię później.
Ponownie kiwnął głową i wyszedł.
Po chwili przerywa przeglądanie - Może to i niedyskretne pytanie.. Ale czy to są twoje własne notatki ?
Właściciel
Zero:
- Nie. - zaprzeczył. - Choć pochodzą z mojej rodziny. Ponad wiek temu spisał je mój dziadek.
Vader:
No to czekasz. Może jakoś zajmiesz ten czas?
- Hmm.. Ciekawe, jednak czemu dokładnie to się stało. Może i dowiem się, czemu spotkało to mn... - Jednak przerwał wypowiedź zanim dokończył.
Właściciel
Mag podniósł brew i spojrzał na Ciebie, lecz nic nie powiedział.
Przegladał książkę dalej poszukując czegoś ciekawego
Właściciel
Vader:
Więc śmiertelnie się nudziłeś, aż ktoś podszedł do Ciebie i powiedział, że Vigo gotów jest Cię znów przyjąć.
Zero:
A co uważał za ciekawe? Tekst? Obrazki?
Ogólnie jakieś dokładniejsze wzmianki o smokach.
Właściciel
Zero:
Nie była to jakaś Encyklopedia Wszystkich Smoków Świata, ale książka opisująca pojedynczy przypadek uratowania człowieka, lub ludzi, przez Smoka (mogli to być też przedstawiciele innych ras, w końcu nie przeczytałeś jeszcze nawet słowa).
Vader:
Niewiele się tam zmieniło.
-Vigo Czarnego Słońca, oto jestem.
Skoro tak to wygląda, to lepiej zacząć czytać ten dziennik
Właściciel
Zero:
//Przytoczyć wszystko, czy tylko jakieś ciekawsze fragmenty?//
Vader:
- Doskonale. - odparł tamten. - Udasz się z kilkoma moimi współpracownikami w pewne miejsce, w celu zdobycia dla mnie artefaktu. Jeśli Ci się uda, nagroda przekroczy Twoje wyobrażenia. Ale nie próbuj mnie zdradzić, zwieść czy zagarnąć artefaktu dla siebie. Zrozumiano?
//Najlepiej ciekawsze fragmenty, albo nie.. Cała historia będzie ok//
-Rozumiem.
///Zwieść? Dzięki Bogu, że nie zawieść.
Właściciel
Zero:
//Posrało Cię? To jest takie wielkie, duże tomieszcze. Nie mam zamiaru przytaczać tego w całości :V//
Vader:
//Tego też nie próbuj :V//
- Doskonale. Możesz odejść.
///Kuhwa.
Ponownie kiwnął głową i wyszedł. Prawdopodobnie po to, by spotkać się/czekać na współpracowników.
Właściciel
Za drzwiami ich nie było, jeśli o to chodzi.
//Ehhh :/ No dobra, to fragmenty niech już będą :v//
Skorzystał z okazji i udał się do zbrojowni, by zaopatrzyć się w strzały.
Właściciel
Zero:
//Ale jakie? :V//
Vader:
Znalazłeś i zbrojownię, i zapas strzał.
Zabrał je, a następnie udał się... ku wyjściu. Tam powinni być, albo powinni wiedzieć, że tam będzie czekał.
Właściciel
I rzeczywiście, zastałeś tam Riverta i trójkę mężczyzn w kapturach.
//No czyli jakieś fragmenty opisu smoka albo odczuć tej osoby//
Właściciel
Vader:
- Ponownie. - przyznał Rivert i wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Nie mów, że się nie cieszysz.
Zero:
Pierwszy opis Smoka był następujący:
Wielka gadzina. Długi na jakieś dwanaście czy piętnaście metrów. Nigdy tak dużego nie widziałem. Do tego posiadał ogromne skrzydła, odpowiadające jego gabarytom, które pozwalały mu latać. Wielu okolicznych wieśniaków często umierało na zawał, gdy zauważyli jego latający cień, zakrywający słońce. Jak każdy Smok miał paszczę pełną ostrych kłów, z której mógł także ziać ogniem. Do tego pomarańczowe łuski, grzebień na głowie, między oczyma i czerwone oczy, jak duże rubiny.
- Hmm.. Ciekawe, bardzo ciekawe. - Jednak i tak szuka dokładniejszego fragmentu, gdzie była jakaś pozytywna interakcja z ludźmi (znaczy się, że nie przybył tylko zabijać)
Również się uśmiechnął pod maską.
-Owszem, cieszę się. A ci nieznajomi, to...?
Właściciel
Vader:
- Dowiesz się w swoim czasie.
Zero:
Szukanie przerwało Ci pytanie gospodarza:
- Czemu właściwie Cię to aż tak interesuje?
Właściciel
Skinął głową i wskazał na komplet wierzchowców.
Sam zbliżył się do jednego i go dosiadł.
- Po prostu... Interesują mnie te stworzenia, radzą sobie ze wszystkim same.. No i. Mnie się przytrafiło takie coś. - To ostatnie powiedział ciszej, nawet za bardzo nie chciał, żeby alchemik to usłyszał.
Właściciel
Zero:
- Co? - spytał. - Co mówiłeś? Chodzi o te ostatnie zdanie. Bo coś mówiłeś.
Vader:
Pozostali ruszyli, Tobie również wypada.