- Jeżeli chcemy go zabić, to musimy go okrążać i zrobić tak by nie zwrócił uwagi na to, że ktoś stara się wejść pod niego! - Wydarł się do wszystkich.
Właściciel
Zohan:
- Jeśli pod niego wejdziesz, to Cię zmiażdży, daj pracować profesjonalistom! - odkrzyknął jeden z łowców, acz wciąż nie robili nic specjalnego, więc albo nie mieli pojęcia co robić, albo próbowali zmęczyć bestię, aby łatwiej byłoby im ją zabić.
Taczka:
Ujrzałaś nad sobą twarz Zimitarry, który przysiadł na skraju łóżka.
- Już wszystko skończone. - powiedział z ulgą w głosie.
Starał się strzelać potworowi w oczy. Rzecz jasna robił to najszybciej jak mógł. Gdyby bestia zwróciła na niego uwagę zwyczajnie by jej unikał. W końcu chyba skoro ludzie jakoś jej unikają, a on jest od nich szybszy to powinien dać radę, prawda?
No to pytanie, czy ma ich szukać.
Właściciel
Vader:
Raczej nie, bo wiesz do którego pomieszczenia weszli, a jeśli chcesz wciąż zgrywać pozory to powinieneś ruszyć razem z nimi.
Wiewiur:
Owszem, ale wzbudziłeś jej spore zainteresowanie, które objawiła tym, że się na Ciebie rzuciła, acz nic poza tym, bo w oczy nie byłeś w stanie trafić.
To spróbował zrobić unik. Potwór był jakoś specjalnie szybki?
Wszedł do pomieszczenia tam, gdzie oni byli.
-Idź sobie... - Mruknęła i zamknęła oczy.
Cóż, krążył wokół potwora i starał się jakoś trafić z łuku w jego podbrzusze, o ile było to możliwe.
Właściciel
Taczka:
- Liczyłem na nieco bardziej wylewne podziękowania za uratowanie życia Tobie i wielu mieszkańców tego miasta, jeśli nie państwa lub kontynentu. - burknął. - Tak, strażnicy mi coś wspominali. Spotkałaś w mieście Wampira... To przecież bardziej niż nierozsądne, aby udać się tam znowu.
Zohan:
Nie było, chyba że wejdziesz pod niego, wtedy jak najbardziej.
Wiewiur:
Niezbyt, nadrabiał wytrzymałością i licznym arsenałem broni oraz siłą.
Vader:
Było to praktycznie puste pomieszczenie, co najmniej z kilkoma meblami na krzyż, gdzie czekał na Was Goblin. Ten sam, który Cię zwerbował.
Spróbował go okrążyć ciekaw ile czasu skorpionowi zajmuje takie obracanie się by mieć go na widoku.
Skoro na razie nie mógł nic zdziałać, to zaczął strzelać z łuku w jego oczy.
-Wiem, co jest rozsądne, a co nie.
Właściciel
Wiewiur:
Niewiele, bo mając innych wrogów na głowotułowiu zwyczajnie Cię zignorował.
Vader:
Tak, chyba na Ciebie, bo chciał mieć komplet najemników do odczytania rozkazów. W sumie ograniczaliście się do strzeżenia wszelkich drzwi i innych wejść do budynku, Tobie przypadła służba z Hobgoblinem i Drakonidem przy głównym wejściu.
Zohan:
Same pudła, były małe, więc stanowiły trudny cel, a do tego skorpion wciąż się ruszał, byleby tylko unikać ostrzału.
Taczka:
- Na przykład pchanie się w łapska Wampirów?
Właściciel
Nawet bardzo, zwłaszcza że oni udali się już na swoje pozycje.
I fajnie. Spróbował zbliżyć się do jego tyłów uważając na ogon. Chciał go odciąć, więc logiczne że to on znajdował się w centrum jego zainteresowań.
Starał się zwrócić jak największą uwagę stwora by nie zainteresował się zbytnio tyłem.
-Tak... Znaczy nie! Po prostu jest mi smutno, kiedy nie mam z kim porozmawiać... - Powiedziała cicho i usiadła na łóżku.
Właściciel
Wiewiur:
I fajnie, jak niby chce odciąć ogon, który w całości pokryty jest twardym aż do bólu pancerzem?
Zohan:
Szło sprawnie, a Ty widzisz pierwsze oznaki zmęczenia bestii.
Taczka:
- Teraz raczej nie będziemy się zbytnio widywać... Okazuje się, że Wampiry maczały palce w intrygach obejmujących najwyższe kręgi władzy w Ur... Ze wszystkim rządzących miastem i zarazem państwem Lordów zostało nas tylko trzech, inni byli powiązani z Wampirami, byli Wampirami lub zginęli z ich rąk... Dawno nie byliśmy w tak groźnej sytuacji, zwłaszcza jeśli w Minteled zwietrzą, co się tu w ogóle wydarzyło...
Vader:
Drakonid zajął miejsce przed wejściem, drugi najemnik w środku, Tobie pozostaje dołączyć do jednego z nich.
Gdyby zamachnął się od dołu?
Ruszył do Drakonida i rozejrzał się za wysoko umiejscowionym miejscem.
Zwolnił ze strzelaniem w owe monstrum. Postawił teraz na cel i skuteczność. Może w końcu ehh...
-Co ja będę robić przez ten czas?
Właściciel
Wiewiur:
Podbrzusze było nieopancerzone, ogon już w całości.
Vader:
Dach jakiegoś budynku był z pewnością najwyżej.
Zohan:
Chyba trafiłeś, a mniej więcej chwilę wcześniej łowcy ruszyli do ataku na osłabione monstrum.
Taczka:
- Tak się składa, że spotkam się dziś z Lordami Azielem i Sheqoą, więc chciałbym, abyś mi towarzyszyła. Co Ty na to?
Skoro wszyscy łowcy rzucili się na bestię to on sie nieco od niej oddalił i zaczął do niej strzelać. Głównie w oczy.
I tam też się wspiął, by z góry obserwować wejście.
-Em... No dobra, ale w czym ja ci będę potrzebna?
Właściciel
Taczka:
- Tak naprawdę to w niczym, ale sądzę, że to lepszy pomysł na spędzenie czasu wolnego niż wszechobecna nuda podczas czekania na mnie, prawda?
Zohan:
Jeśli będziesz teraz strzelać to prędzej zabijesz któregoś ze swych kompanów niż zranisz bestię.
Wiewiur:
Jeśli będziesz teraz strzelać to prędzej zabijesz któregoś ze swych kompanów niż zranisz bestię.
Vader:
Cóż, jak na razie nic ciekawego nie wykryłeś, a poza tym zaczyna zmierzchać.
Zaczął więc podchodzić do bestii i przyglądać się jak to robią łowcy.
Posiedzi sobie tutaj trochę.
-No tak... - Kiwnęła głową. - A kiedy będzie to spotkanie?
Właściciel
Wiewiur:
//Czekamy na Zohana tym razem.//
Taczka:
- Dziś wieczorem, czyli za kilka godzin... Jak rozumiem, zdążysz się przygotować do tego czasu? - spytał z uśmiechem, zapewne mając na myśli to, że kobiety zwykle spędzają wiele czasu w łazience, byleby przygotować się do wyjścia, na które się przez to z reguły spóźniają.
Vader:
Z pewnością.
Właściciel
Zohan, Wiewiur:
Wszelkiej maści Nekromanci byliby dumni, to był ślepy szturm z wykorzystaniem przewagi liczebnej, ale o ile tym tępym kupom mięcha się udaje, to i im, gdy kilko zdołało wleźć pod podbrzusze potwora i wypruć mu na piach wnętrzności, acz jeden zginął, gdy upadający stwór go zmiażdżył, dodatkowo inny został nadziany na kolec, a kolejnych trzech stwór rozerwał szczypcami... Właściwie to nie byli to pełnoprawni łowcy, ale ochotnicy, więc reasumując: Zostały tylko dwie sztuki mięska armatniego, czyli Wy.
Vader:
A i owszem, chociaż zauważyłeś coś ciekawego, a mianowicie kilku odzianych w ciemne szaty i płaszcze z kapturami osobników mknących po dachach, a nawet ponad nimi...? Nieee, z pewnością masz zwidy, chociaż fakt faktem, ze biegną prosto na Ciebie.
Pierścień Niewidzialności działa?
Może po prostu poczekać aż monstrum padnie przez wyprute flaki w jego brzuchu? Zaczął zataczać szybkie koła wokół niego.
Zaczął krążyć wokół. Skoro nie ma wnętrzności, to chyba powinno dawno zdechnąć.
-Raczej powinnam zdążyć... - Także się uśmiechnęła.
Właściciel
Taczka:
Skinął Ci jeszcze raz głową i opuścił pomieszczenie.
Vader:
Można się o tym przekonać tylko w jeden sposób...
Wiewiur, Zohan:
Bohatersko okrążaliście bestię, byłoby to bardziej bohaterskie, gdyby nie to, że już dawno nie żyje, a Wasi towarzysze patrzą na Was jak na idiotów lub osoby niespełna rozumu.
Eh, cyrk na pustyni.
Podszedł do dowódcy i zapytał:
- Co teraz?
A co niby miał zrobić, jak go ku*wa nie założyć? Chromolony...
//Nwm, czy już moja postać ubrała te swoje nowe ubrania, więc jakby co, to zrobię to teraz...//
Ubrała więc swój nowy ubiór i poszła jak najszybciej przejrzeć się w jakimś lustrze.
Zatrzymał się i czekał na dalsze rozkazy.
Właściciel
Wiewiur, Zohan:
- Należy oprawić to monstrum, a że zajmie nam to sporo czasu, to bierzcie się za rozkładanie obozu. - wyjaśnił dowódca i sam z około połową podwładnych wziął się za skorpiona, Waszej dwójce i reszcie łowców zostawiając obowiązek rozpalenia ogniska.
Taczka:
//Właśnie nie ubrała, więc bingo.//
Wyglądałaś z pewnością zjawiskowo jak na lokalne standardy, zwłaszcza że strój odkrywał co nieco i podkreślał pewne atuty... Niemniej, widać też na nim, że jesteś dość blada, ale potrzeba kilku dni, aby to naprawić.
Vader:
Stałeś się niewidzialny, bo tylko dlatego zamaskowani stanęli na przeciwnim dachu i nie zauważyli Cię, a w konsekwencji nie zabili.
Zaczął rozstawiać obóz z resztą łowców.