Ruszył do nich. Na pomoc Smokowi. Chyba.
Właściciel
Wiewiur:
- Nie, ten dzień masz wolny: Doprowadź się do porządku i odpocznij. Będziesz mi jutro potrzebny.
Vader:
Wchodząc w ten sam sposób, co skrytobójcy, trafiłeś do pokoju, w którym czekali inni strażnicy, obecnie rozciągnięci martwi na podłodze. Drzwi i inne przejścia prowadzące do dalszej części domu stały otworem...
Ciesząc się z niewidzialności ruszył na poszukiwanie morderców.
Zarumieniła się tylko i lekko uśmiechnęła, bo chociaż chciała coś zapyskować o oświadczynach i tym podobnych, to się powstrzymała.
Właściciel
Vader:
Poszukiwania ułatwił Ci szczęk oręża dobiegający z pomieszczenia nieopodal... Cóż, najwidoczniej nie wszyscy najemnicy Smoka zginęli tak szybko jak tamci dwaj na górze.
Taczka:
Słusznie, biorąc pod uwagę fakt, że tutaj panowały nieco inne zwyczaje i mogłoby się to dla Ciebie źle skończyć... Spotkanie trwało jeszcze blisko godzinę i było niemiłosiernie nudne, ponieważ w pewnym momencie trójka mężczyzn przeszła na lokalny język, którego w ogóle nie rozumiałaś. Mimo to Zimitarra wypowiedział pożegnanie już w języku wspólnym, pozostali odpowiedzieli podobnie, wymienili między sobą pokłony i wyszli, zostawiając Was samych.
- W tym domu?- Wskazał miejsce z którego wyszedł jego Pan.
-Przypomnisz mi, kiedy zgodziłam się na jakiś ślub? - Mruknęła.
Ruszył na wrogów ze strony pleców.
Właściciel
Wiewiur:
Nie potwierdził w żaden sposób, ale skoro wszedł do środka...
Zohan:
Chleb wszelkiej maści, zarówno zwykły, jak i w fantazyjnych kształtach czy też postaci prostych sucharów na drogę, nie ma się zbytnio nad czym rozdrabniać.
Vader:
Idąc na miejsce bitwy wpadłeś na jednego ze skrytobójców. Obaj upadliście, a i zaskoczenie było po obu stronach, acz po drugiej stronie pewnie bardziej, bo zderzył się przecież z niewidzialnym przeciwnikiem... Tak czy inaczej, chwycił za sztylet i zaczął machać nim na oślep, licząc że Cię trafi.
Taczka:
- Poniekąd wtedy, w Gilgasz, gdy zaoferowałem Ci udanie się tu... Zresztą, nie mów, że się nie zgadzasz...
Też wszedł do środka i rozejrzał się po wnętrzu.
No cóż, odskoczył do tyłu i użył kuszy jako broni wystrzeliwując w przeciwnika.
Właściciel
Wiewiur:
Trafiłeś do przedpokoju, który nie oferował sobą nic poza wieszakami i szafkami na ubrania i obuwie oraz drzwiami do innych pomieszczeń w budynku.
Vader:
Nie miał tyle szczęścia, aby trafić bełt machając swą bronią, więc padł martwy.
Załadował kolejny bełt i ruszył dalej, ale ostrożniej.
-Wolałabym to przemyśleć...
Zaczął więc szukać w tym budynku miejsca gdzie mógłby się zrelaksować.
Nie będzie przepłacać za jakieś ozdobne chleby skoro można kupić tańszy.
- Ile te zwykłe? - zwrócił się do sprzedawcy.
Właściciel
Taczka:
- Mogę dać Ci kilka dni do namysłu. - powiedział po chwili zastanowienia.
Wiewiur:
Pierwszym pokojem, do którego wszedłeś, była kuchnia i jadalnia w jednym... Dobry wybór czy szukasz może dalej?
Zohan:
//Zwykły, czyli taki normalny bochenek, czy suchary? Bo wiesz, że na drogę to bardziej opłaca się te drugie, nie?//
Vader:
Nie napotkałeś już nikogo na swojej drodze, więc szybko i sprawnie wkroczyłeś do pomieszczenia, w którym dostałeś ostatnio rozkazy, a gdzie obecnie trwała zażarta bitwa między trzymającymi się jeszcze na nogach najemnikami, a atakującymi ich skrytobójcami.
A był głodny? Gdyby był to byłby to dobry wybór. Gdyby nie, to jego głównym celem byłaby jakaś sypialnia, może łazienka...
Spróbował uśmiercić jednego ze skrytobójców poprzez skręcenie karku.
//A wez podaj cene tego i tego.//
-A co byś mi zrobił, jakbym się nie zgodziła?
Właściciel
Zohan:
- Za zwykły to dziesięć złota za worek. - odparł, wskazując na takowy, który był odpowiednikiem około tygodniowej racji danej żywności. - A za suchary to już z pięć za worek.
Wiewiur:
Nie byłeś, a więc ruszyłeś dalej, trafiając po jakimś czasie na sypialnię na piętrze. Wszystko wskazywało na to, że jest wolna i najpewniej przeznaczona dla Ciebie.
Vader:
Nie udało Ci się to, ale przynajmniej zwróciłeś na siebie jego uwagę, więc odłączył się od walczących, co z pewnością jest plusem... Gorzej, że lekko podskoczył na Twój widok, czyli że najwidoczniej ponownie stałeś się widzialny dla oczu...
Taczka:
- Dlaczego miałbym Ci cokolwiek zrobić? - zapytał, znów autentycznie zdziwiony. - Przecież nie jestem jakimś potworem...
A więc sprzedał mu ostrze w żebra, a na dodatek zapodał mu z pięści w zęby.
Właściciel
Padł martwy, ale inni skrytobójca, który pozbawił życia swego rywala, zainteresował się Tobą, dobywając aż czterech noży, dwoma jedną ręką, ciskając w Ciebie wszystkimi. Później dobył dwóch długich sztyletów i zaatakował dwoma pchnięciami na wysokości brzucha i gardła.
Odskoczył w lewo, by następnie wystrzelić z kuszy i osłonić się przed ciosem przeciwnika.
-Nie udawaj niewinnej owieczki. - Mruknęła.
Położył się więc do łózka by zasnąć.
Właściciel
Vader:
Jakimś cudem przeciał lecący bełt, ale dość szybko wykonał identyczny atak jak wcześniej, rzecz jasna doskakując do Ciebie.
Taczka:
Podniósł ręce w obronnym geście i zaśmiał się.
- Może i faktycznie mam swoje za uszami, ale jestem Lordem Ur, zapomniałaś?
Wiewiur:
Obudziłeś się dnia następnego, rankiem lub przedpołudniem, ciężko określić nawet mimo pozycji słonecznej kuli na niebie.
Wstał i zaczął nasłuchiwać czy jego Pan jest w domu.
Ponownie odskoczył ratując swoją dupę, by móc czekać na kolejny doskok i niespodziewany cios z żebra. Oczywiście, to zamachowiec miał oberwać.
-Właśnie dlatego chcę przemyśleć ten ślub... Trudno mi się przyzwyczaić do tego wszystkiego.
Właściciel
Wiewiur:
Jakaś krzątanina mogła wskazywać najpewniej na niego, bo chyba nie było więcej osób w tym domu, ale z drugiej strony to skąd możesz mieć pewność?
Vader:
Tym razem nie miał zamiaru zaatakować w identyczny sposób, ruszył powoli i z rozmysłem, krążąc wokół Ciebie i wyprowadzając jednocześnie cięcie w szyję i pchnięcie w bok.
Taczka:
- Jak już mówiłem, mogę dać Ci kilka dni do namysłu, ale niewiele więcej.
Postanowił więc to sprawdzić. Zaczął chodzić po domu szukając źródła dźwięków.
Kiwnęła głową.
-Mogę już wyjść do miasta, czy nadal mam areszt domowy?
Ponownie odskoczył, a następnie rzucił w niego dwoma nożami.
Właściciel
Wiewiur:
Dochodziły z kuchni, gdzie zastałeś znaną Ci osobę, czyli Twojego mistrza przygotowującego sobie jakieś śniadanie czy inny posiłek, zależny od pory dnia.
Taczka:
- Osobiście wolałbym, żebyś nie wychodziła na razie w ogóle, ale jeśli chcesz, to idź, ale na pewno nie sama.
Vader:
Spróbował je odbić, ale szczęście się do niego tym razem nie uśmiechnęło: Oba wbiły się w jego ciało, z czego jeden w okolice serca, a drugi w prawe płuco, doprowadzając do jego śmierci.
Zohan:
Ciężko określić, ale starczyłby tylko i wyłącznie Tobie na dobrych kilka tygodni wędrówki.
A więc je odebrał. Ktoś zauważył, że to on wygrał?
-A kto miałby mnie pilnować i po co?
- Jakie rozkazy Panie?- Zapytał stając gdzieś pod ścianą.
- Da radę pół worka chleba?
Właściciel
Zohan:
- A cztery złotniki masz? Bo bez tego to ja Ci nawet kromki nie sprzedam.
Taczka:
- Ur nigdy nie było bezpieczne, niezależnie czy kręciły się tu Wampiry, czy nie. Jakieś resztki tych obmierzłych krwiopijców wciąż mogą się gdzieś czaić i chcieć się zemścić, jeśli nie na mnie, to na kimś z mojego bliskiego otoczenia. Poza tym zawsze możesz trafić na bardziej pospolitych bandytów. Myślę, że Rodo chętnie będzie Ci towarzyszyć.
Wiewiur:
- Zjedz coś i zajmij się sobą do południa, a wtedy ruszaj do karczmy "Pod Pustynnym Rekinem," tam się spotkamy i wtedy dostaniesz swoje zadanie.
Vader:
Skrytobójcy i najemnicy, mimo iż w mniejszej ilości niż wcześniej, byli zbyt zajęci mordowaniem się wzajemnie, aby zwrócić na Ciebie uwagę.
Czyli mógł zaatakować kolejnego ciosem w kark. Z noża, oczywiście.
- Ano, mam. - wyciągnął cztery monety i oczekiwał na wymianę.
Właściciel
Vader:
Jak najbardziej.
Taczka:
Zimitarra rozłożył bezradnie ręce.
- Wielka polityka wzywa, niestety. Ale obiecuję, że wyprawimy się gdzieś jutro.
Zohan:
Dostałeś swój pakunek, czyli wypełniony do połowy worek chleba.
- Tak Panie- odrzekł i zaczął grzebać po kuchni w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.
To była czynność, nie stwierdzenie.
-Przyjechałam tutaj ze względu na ciebie, a ty nawet nie zwracasz na mnie uwagi...
Właściciel
Wiewiur:
Miałeś pod dostatkiem chleba, mięsa wszelkiej maści, owoców, warzyw, produktów mlecznych i tym podobnych.
Vader:
Ach... Owszem, udało się i skrytobójca padł martwy, jednakże w tym samym czasie zginęło trzech innych najemników i stosunek sił przedstawia się następująco: Czterech skrytobójców, Ty, ten ciężko ranny najemnik, któremu pomogłeś i jeszcze jeden podwładny Smoka.
Taczka:
Być może przeczuwał, że ta rozmowa nadejdzie, więc usiadł wygodniej w fotelu i westchnął.
- Czyżby? Co masz na myśli?