,//Leif żyje czy odszedł sobie z tego świata? :v//
To samo co Wiewiur.
Właściciel
Wiewiur, Zohan:
//Zapomniałem o nim. Ech, uznajmy że jeszcze dycha.//
Wspólnymi siłami udało Wam się to zrobić.
Vader:
Jak na razie nie robią nic szczególnego, ale z daleko śmierdzą bandą skrytobójców, w dodatku przysiedli na dachu budynku, w którym rezydował Smok wraz z jego ochroną...
Przykucnął gdzieś w cieniu i zaczął odpoczywać.
Nawet fajnie byłoby, gdyby go zabili, co nie? To w końcu Smok miał zginąć.
Poszła sprawdzić, czy przypadkiem nie ma pory na jedzenie.
Właściciel
Vader:
Tak, ale gdy oni to zrobią, to wcale nie będzie to równoznaczne z wykonaniem przez Ciebie zadania, a wręcz przeciwnie, więc pewnie po jakimś czasie skończysz jak Smok, z tym że nieco później i w ździebko innych okolicznościach.
Taczka:
Nie, ale teoretycznie dla Ciebie każda pora może być tą obiadową lub jakąkolwiek inną związaną z przygotowywaniem posiłków, przecież wystarczyło polecić sługom, aby coś przygotowali.
Zohan:
Cóż, nie było to trudne, więc szło dość szybko, zwłaszcza że reszcie jeszcze sporo zejdzie się z patroszeniem skorpiona.
Obserwował łowców i starał się zapamiętać jak oni to robią.
Tak więc podeszła do jednego ze służacych.
-Mogłabym dostać coś do jedzenia? - Zapytała się go z grzecznością.
Mógł też zabić skrytobójców po tym, jak zabiją Smoka. Jednakże, w tej sytuacji czekał i ich przeliczył.
Właściciel
Taczka:
- A czego sobie pani życzy? - spytał, odpowiadając równie kulturalnie, a może i nawet bardziej, jak to sługa.
Zohan:
Odpoczywasz.
Vader:
Pięciu, ich szaty skrywają właściwie wszystko, poza liczbą.
-Wydaję mi się, że wołowina mi wystarczy, żeby się najeść...
Właściciel
Vader:
To oczywiste, ale obecnie przekazują sobie szeptem i na migi instrukcje i po raz ostatni omawiają ustalony dużo wcześniej plan. Chwilę później każdy dobył broni, a inny przyklęknął na płaskim dachu budynku, położył na nim dłoń i zaczął coś mamrotać, najpewniej inkantację zaklęcia Magii Ziemi, bo to z kamienia zbudowano ten budynek.
Wiewiur:
Cóż, nie było to nadzwyczaj trudne: Wystarczyło wbić nóż, sztylet, miecz, włócznię lub coś podobnego w odpowiednie miejsce na ciele bestii i odpowiednio podważyć, a wtedy pancerz schodził niemalże sam. Później zostało już tylko dobranie się do co ważniejszych organów wewnętrznych, kolca jadowego i podzielenie pancerza na części, czym to się zajęli. Niemniej, po godzinie na pustyni zostało już tylko bezwartościowe truchło, które dość szybko wpadło w oko krążącym nad nimi sępom.
Taczka:
Pokiwał głową, a później odszedł. Około dziesięciu minut później usłyszałaś smakowity zapach smażonego mięsa, a jedna ze służących zaprowadziła Cię do jadalni, gdzie czekała na Ciebie wołowina w jakimś sosie, a także chleb, kilka owoców, sałatka i dwa kieliszki: Wypełnione wodą i winem, dla pewności, w końcu służba i kucharze nie znali Twoich upodobań tak dobrze, jak pana Zimitarry.
Wycelował w miejsce, gdzie powinna być głowa jednego z nich, a następnie wystrzelił ze swojej kuszy.
Jak najszybciej zaczęła rozkoszować się smakiem mięsa i oczywiście innych dodatków. Wypiła także wino.
Czekał na dalsze rozkazy. Będą dalej polować, czy wrócą już do miasta.
Właściciel
Vader:
Jak widać nie miał hełmu pod kapturem, bo bełt wszedł tam perfekcyjnie i pozbawił go życia, najpewniej zagłębiając się prosto w mózgu... Pozostali skrytobójcy ustawili się plecami do siebie, dobyli broni w postaci sztyletów, noży do rzucania, jednoręcznych kusz i jednoręcznych mieczy, a później zaczęli rozglądać się wokół za zabójcą ich kompana.
Taczka:
Po posiłku byłaś dość syta i nim zdążyłaś zastanowić się, czym zajmiesz się teraz, jeden ze służących wskazał Ci oczekującego w drzwiach Zimitarrę, a także wspomniał, że powinnaś być już gotowa do spotkania.
Wiewiur:
Rozkazy opiewały bardziej na wystawienie wart, zabezpieczenie łupów, rozpalenie ognia, przygotowanie posiłku i tym podobne, jednakże najpewniej z takimi bogactwami rankiem wrócicie wprost do Ur, bo złota spokojnie starczy dla każdego... Ciekawe, czy byłoby tak, gdyby nie wcześniejsze straty w Waszych szeregach?
Wypełniał więc polecenia które mu wydali.
Powstrzymał odruch wybuchnięcia śmiechem i po prostu czekał, załadowując kolejny bełt.
-To idziemy? - Zapytała się, kiedy podeszła do Zimtarry.
Właściciel
Wiewiur, Zohan:
//Ale ja bym wolał, żebyście jednak wybrali coś konkretnego, jak na przykład warty, ogień, posiłki i tak dalej. Chyba że mam Wam to przyspieszyć do dnia następnego w grze, wtedy nie ma problemów.//
Vader:
Słusznie, że się powstrzymałeś, bo wtedy mogliby Cię zlokalizować, a tak to teraz wciąż byli w kropce, a Ty miałeś gotową do strzału i załadowaną kuszę...
Taczka:
- Nie zajdziemy daleko, spotkanie odbędzie się w naszym pałacu. - wyjaśnił Lord i ruszył w kierunku jednej z sal, jednocześnie dając Ci znak, żebyś ruszyła za nim. Nie uszło też Twojej uwadze, że powiedział "naszym pałacu," a nie "moim pałacu."
Poczekał jeszcze trochę, na ich kolejne działania.
//Ja bym tam wolał następny dzień//
Właściciel
Wiewiur, Zohan:
Po względnie spokojniej i bezpiecznej nocy zaczęliście szykować się do powrotu do Ur... W sumie nic dziwnego, bo tych wszystkich starciach Wasze szeregi zostały zbyt przetrzebione, aby polować na jakiegokolwiek grubego zwierza, a zabijanie tych małych nie jest zbytnio opłacalne, a i tak wszelkie łupy z Giga Scorpio pozwolą wyjść całej grupie na plus.
Vader:
Ostatecznie zostawili dwóch na straży, a reszta kontynuowała pracę.
Czyli zeszli na dół, czy co?
Zaczął się powoli zbierać do powrotu. Spróbował też innym w składaniu namiotów.
Czekał aż grupa będzie gotowa do wymarszu.
Właściciel
Vader:
Rozstawili się na dachach innych budynków, a dwóch osłaniało klęczącego na dachu Maga Ziemi, który wznowił inkantację, byleby tylko jak najszybciej utworzyć wejście do budynku, rzecz jasna cicho i niezauważenie.
Wiewiur, Zohan:
Ostatecznie składanie obozu, powrót przez pustynię i postoje zajęły Wam kilka godzin, ale wróciliście wreszcie do Ur, gdzie każdy otrzymał nie tylko trzysta pięćdziesiąt sztuk złota na głowę, ale i prawo do zabrania jakiejkolwiek broni po poległych towarzyszach.
Taczka:
Trafiłaś do małej, ale za to urządzonej z przepychem sali: Spiralne kolumny z białego i różowego marmuru, zaściełające podłogę miękkie dywany, gobeliny, arrasy i obrazy na ścianach, rzeźby wszędzie tam, gdzie nie zasłaniały dzieł sztuki na ścianach, przeszklone okna z witrażami w postaci roślinnych ornamentów...
W środku czekało już dwóch mężczyzn: Jeden odziały był podobnie jak Twój szlachcic, acz był o głowę wyższy i znacznie bardziej barczysty oraz umięśniony, miał przy sobie też specyficzny oręż, czyli nie popularny tu bułat czy sztylet, ale sporych rozmiarów wekierę noszoną na plecach. Drugi odziany był podobnie, lecz miał nieco skromniejsze ubrania, w odcieniach zieleni i błękitu. Cechą charakterystyczną w jego wypadku był długi, czarny warkocz na głowie, w przeciwieństwie do dwójki pozostałych Lordów o łysych głowach. Uzbrojony był już zwyczajnie, w dwa bułaty, acz w fałdzistych szatach mógł skryć wiele noży czy sztyletów.
- Witajcie! - zakrzyknął Zimitarra, a gdy tamci mu odpowiedzieli, dodał: - To Lordowie Seqoa i Aziel. - powiedział, wskazując kolejno na tego umięśnionego i z warkoczem.
- A Ty kim jesteś, urocza pani? - zapytał Aziel, typowym dla szlachty gestem najpierw całując Cię w dłoń.
Nie trafi, czy trafi? Dobre pytanie, ale który z nich był najdalej od reszty?
Właściciel
Jeden z pospolitych skrytobójców czających się na jakimś dachu.
Wziął swoje pieniądze, kuszę, bełty do niej i poszedł szukać swojego Pana.
- Idziemy na targ, tam kupimy jakieś jedzenie, wodę i może coś jeszcze. - Powiedział do Leifa po czym zaczął iść w kierunku targu.
Właściciel
Wiewiur:
Nigdzie go nie widziałeś, więc pewnie był w tym domu, do którego kierował się, nim postanowiliście się rozdzielić.
Zohan:
Trafiłeś tam dość szybko, niewolnik również ruszył tam za Tobą, a więc teraz nic tylko pozbyć się nadmiaru złotych krążków, prawda?
Vader:
Zajęło Ci to blisko kwadrans, w końcu musiałeś poruszać się bezszelestnie, i w tym czasie prawie wszyscy zabójcy zaatakowali dom Smoka, jedynie ten, do którego podszedłeś, oraz inny, stojący w podobnej odległości od domu, ale po przeciwnej stronie, nie ruszyli się z miejsc, zapewne będąc kimś w charakterze odwodów lub wartowników.
Taczka:
Zimitarra, gdy przedstawienie się dobiegło końca, wskazał Wam na stojący w rogu, nieopodal marmurowego kominka ozdobionego płaskorzeźbami, dębowy stół, przy którym zasiadł, Tobie wskazując miejsce obok siebie, zaś swoim gościom - naprzeciwko Was.
Ano! Zaczął szukać jakiegoś straganu z jedzeniem.
Właściciel
Zohan:
Było ich wiele, z czego praktycznie każdy oferował inne jedzenie: Nabiał, pieczywo, różne mięsiwa, owoce, warzywa, grzyby, jedzenie na podróż, a nawet takie rarytasy jak owoce morza i tym podobne...
Wiewiur:
Zastałeś go przed drzwiami, jakby właśnie gdzieś wychodził.
- Ach, nareszcie wróciłeś! Jak Ci poszło?
Wycelował i wystrzelił mu w głowę.
- Mam pieniądze Panie- rzekł wręczając mu zdobyte pieniądze.
Usiadła i słuchała o czym rozmawiają.
Zatem podszedł do straganu z pieczywem i zaczął przeglądać wzrokiem.
Właściciel
Vader:
Zwalił się trupem na dach, a drugi wartownik najwidoczniej to zauważył, bo pognał w kierunku reszty swych kompanów, aby ich o tym powiadomić.
Wiewiur:
Zważył ją w dłoni, podrzucił kilka razy i przypiął do pasa.
- Dość długo Cię nie było, dwa dni i dwie noce, jeśli się nie mylę... Co robiłeś tyle czasu?
Taczka:
- Lordowie rządzący w Ur w rzeczywistości rządzą też całym państwem, jednakże dwunastu nie mogło podejmować żadnych wspólnych decyzji... Ale teraz, gdy inni zginęli, wkrótce zginą, lub uciekli, czemu mamy nie zagarnąć władzy dla siebie? - spytał Zimitarra. - Stworzymy triumwirat, który poprowadzi nasz kraj do świetności, jakiej nie mógł osiągnąć, gdy Baryx ze swymi Wampirami oraz reszta tego ścierwa pałętali się po stolicy... Byłaby to też idealna okazja, aby zaaranżować mój ślub. - powiedział, przy ostatnim zdaniu zerkając na Ciebie i obejmując Cię ramieniem. - Lordowie, co Wy na to?
- To Ty rozgryzłeś ten spisek oraz uratowałeś nas od wampirzej władzy... Tak, jestem z Tobą. - odparł niemalże od razu Seqoa.
- Musiałbym dostać nieco czasu do namysłu, ostatnimi czasy planowałem odejście od polityki, ale uważam to za dobry pomysł. - odpowiedział po nieco dłuższej chwili Aziel.
- Polowałem z łowcami na potwora. Jakieś jeszcze rozkazy, Panie?