-Jeśli nie jest blondynką to proszę bardzo...- wzruszyła ramionami, po czym znów się uśmiechnęła. -I tak, zbieram karty. Podobno od pana też mogę takową uzyskać..?- zapytała.
Właścicielka
- Nie, ma zielone włosy. Mogę ci dać kartę i jeszcze kartę mojego znajomego, który już odpłynął. Dziękuję za pomoc. - uśmiechnął się i dał jej karty, po czym wrócił do pisania.
-Dziękuję...- uśmiechnęła się lekko, po czym przyjrzała się kartom i po chwili schowała je do torby. Z tej radości aż cmoknęła Nobu w czubek głowy. -Sama nie wiem co ja bym bez ciebie zrobiła...- zaśmiała się lekko, po czym raz jeszcze rozejrzała się po porcie.
//To czyje karty dostała..? Druga była tego kapitana czy kogoś innego?
Właścicielka
//Odpłynął. Kapitan.
Nobu zamruczał wesoło. Po porcie teraz głównie kręciły się dzieci, bawiące się latającymi rybami. Mogła na przykład zapytać takie dziecko o kartę.
Właścicielka
//Dzieci wiedzą wiele rzeczy, nie obniżaj ich potęgi ;_;
- Nie, ja on nim nie słyszałam w ogóle. - wzruszyła ramionami Izzy.
Nobu pokręcił łbem i chyba spróbował wzruszyć łapkami.
- Ooo... jaki ładny kotek. - podeszło do Strange jakieś dziecko. - Czemu szukacie pana Shizuo? Czy znów coś zepsuł, jak się z nami bawił?
Pokręciła lekko głową i uśmiechnęła się. -Nie, niczego nie zepsuł. Po prostu zbieramy karty, a podobno pan Shizuo mógłby nam jakąś dać. Wiesz może, gdzie możemy go znaleźć..?- przekrzywiła lekko głowę, nadal uśmiechając się pogodnie.
//Od dzisiaj doceniam potęgę dzieci...
Właścicielka
- A mogę pogłaskać kotka? Pan Shziuo też lubi kotka i inne kotki. A teraz pewnie jest koło naszej bazy. Jak pani pójdzie za mną, to spotkamy pana Shizuo. Ale baza to tajemnica, dobrze?
-Oczywiście, nikomu o tej bazie nie powiem. I chyba możesz pogłaskać Nobu, jeżeli on sam nie ma nic przeciwko...- w tym momencie spojrzała pytająco na kota.
Właścicielka
Nobu podsunął głowę, gdy dzieciaczek uradowany go głaskał.
- Proszę za mną. - mruknął po chwili i poszedł w stronę jednego z zaułków portowych.
Bez słowa już ruszyła za dzieckiem, rozglądając się wokół, ale na tyle ogólnikowo, by się przypadkiem nie zamyślić i nie zostać zanadto w tyle. Może to był tylko kolejny objaw jej choroby, ale zaczęło jej się nagle wydawać, że czas przyśpieszył, a wszystko wokół przesuwa się ze sto razy szybciej, w tym ona sama. Po chwili wszystko jednak wróciło do normy, na szczęście, lecz Vanessa zorientowała się, że jest już w raczej innym miejscu niż wcześniej.
Znowuż się zgubiła się nadal szła za dzieckiem..?
//A co z Izzy? Poszła za nimi czy została w porcie?
Właścicielka
Izzy dreptała tuż za nią, a to swojskie dreptanie było zbyt charakterystyczne, by się pomylić. Dzieciak szybko doprowadził je na zapomnianą uliczkę, przy której rogu siedział wysoki blondyn w ciemnych okularach, otoczony gromadką dzieciaków.
-Dzień dobry...- dziewczyna uśmiechnęła się pogodnie. -Nazywam się Vanessa, dla przyjaciół Strange,a dla wrogów Alicja. A pan to pewnie Shizuo Heiwajima, zgadza się?- zapytała uprzejmie brzmiącym tonem, delikatnie głaszcząc Nobu, aby chociaż nieco się uspokoić. Zawsze, ale to zawsze, kiedy działo się coś ciekawego, nawet tylko odrobinkę, organizm Strange uwalniał nieco więcej adrenaliny niż u każdej innej osoby, a trzeba przyznać, że to całe poszukiwanie kart przyprawiało ją o naprawdę niemałą ekscytację. Żeby nie dostać więc w końcu zawału serca, musiała naprawdę starać się trzymać te wszystkie nerwy za lejce...
//Na wodzy, ale to Strange, więc jej metafory często są pozmieniane trochę...
Właścicielka
//Nie musisz jej tak ze wszystkiego tłumaczyć...
- Miło mi cię poznać, Strange. Tak, jestem Shizuo, czego ode mnie potrzebujesz, że Ivanek postanowił cię tu przyprowadzić ? - blondyn miał na kolanach książkę, najprawdopodobniej baśnie.
-Zbieram karty, proszę pana, a z tego co mi wiadomo od pana również mogłabym jakąś dostać...- powiedziała, z zaciekawieniem przyglądając się mężczyźnie. Miło w sumie było spotkać kogoś, kto tak bardzo lubi dzieci i koty podobno też. W jej świecie nie znała zbyt wielu dobrych ludzi...
Właścicielka
Przewertował książkę i wyjął z niej kartę, którą od razu podał Strange.
- Bardzo proszę, a teraz miłego dnia życzę. A wracając...
"- Zatkaj uszy, bo zaraz rozlegnie się mój wiosenny krzyk. - powiedziała Ronja. I wydała z siebie okrzyk, którego echo rozległo się w górach."
Shizuo już tylko czytał dzieciom książkę, nie zwracając uwagi na Strange.
Przyjrzała się karcie, a po chwili schowała ją do torebki i odeszła od tamtego miejsca spory kawałek, aby nie przeszkadzać dzieciom w wysłuchiwaniu książki. -To zdaje się już wszystkie karty w Seyo...- stwierdziła, po czym na chwilę postawiła Nobu na ziemi i sięgnęła do kieszonki fartuszka po mapę, którą wcześniej dostała od Susła, mając nadzieję, że jeszcze jej nie zgubiła...
Właścicielka
Nobu otarł się o jej nogę. Mapa nadal była, lecz lekko zagnieciona. W okolicy było spokojnie i pachniało mięsem, prawdopodobnie z jakiejś knajpy.
Rozwinęła mapę i przyjrzała jej się uważnie. -Hmm... Zdaje się, że najbliżej Seyo jest coś, co się nazywa Królestwo Trefla. Mają tam jakieś karty?- zapytała, najpewniej pytanie kierując do Izzy, która jeszcze chwilę temu za nią szła, lecz ze Strange tak naprawdę nigdy nic nie wiadomo.
//Uznałam, że to była taka mapa, jak ta w podstawowych informacjach. To chyba dobrze, nie?
Właścicielka
//Tak, to dobrze.
- Tam... tam jest sporo kart, ale jest ciemnawo i nigdy nie wiadomo, jak je konkretnie zdobyć. A ja się boję ciemności, wiesz? - Izzy przetarła ramiona i skrzywiła się.
-Och... A w Mitr coś jest? Stamtąd nadal blisko do Królestwa Trefla, a co się odwlecze to nie uciecze, podobno. Ciemności za to można zaradzić różnymi rzeczami, latarkami, lampionami, świecami, zapałkami i wieloma innymi źródłami światła, więc może do tego czasu wpadłoby nam coś takiego w ręce...- stwierdziła, nadal wędrując wzrokiem po mapie.
Właścicielka
- W Mitrze są ludzie Trefl i przejście do podziemi lochów w twierdzy Trefl. - odparła Izzy. - W zależności, kto tam konkretnie jest, różne rzeczy można zdobyć.
-To sprawdzimy to..?- zapytała, składając mapę, a następnie znów chowając sobie do dość głębokiej kieszonki fartuszka, z której miała nadzieję, że nie wypadnie. Przykucnęła, ostrożnie wzięła Nobu na ręce i wróciła do pozycji pionowej, delikatnie głaszcząc kota po grzbiecie.
Właścicielka
- Wiesz co, gwiazdeczko... ja planowałam tu zostać, nacieszyć się miastem... powinnaś poszukać kogoś, kto się zna na Krainie. Ja przez większość życia nie ruszyłam się na dłużej z Beginu, a moja wiedza to plotki i podarte książki.
Wzruszyła ramionami. -Nie ma sprawy, rozumiem to. Sama nie ruszałam się nigdy dalej niż na Karaiby, do Chin, do Japonii, do Detroit i z powrotem do Londynu. W takim razie mogłabyś nam chociaż pomóc znaleźć transport do tego Mitr..?- w tym momencie spojrzała na Nobu -Bo akurat ty ze mną jedziesz, co nie..?- zapytała z uśmiechem, licząc, że tym razem nie spotka się z odmową.
//Jeszcze tego brakuje, aby jej kot odmówił...
Właścicielka
Nobu nie odpowiedział, zamruczał tylko i otarł o Strange.
- Jak mówiłam, ja się kompletnie na tym nie znam, gwiazdeczko. Na pewno znajdziesz, straczy że poszukasz wozów. Znając życie, Nobu cię poprowadzi o wiele lepiej ode mnie.
Skinęła głową. -W takim razie miło było poznać...- uśmiechnęła się lekko i spojrzała na Nobu. -Jak myślisz, którędy..?- po tym zapytaniu postawiła Nobu z powrotem na ziemi.
Właścicielka
Nobu spojrzał na nią uważnie, po czym powolnym krokiem ruszył jedną z uliczek. Nie było na niej dużo ludzi, a Nobu zręcznie wymijał zaciekawione brzdące.
Bez chwili wahania ruszyła za Nobu i tylko raz przystanęła, aby pomachać Izzy na pożegnanie, po czym znów poszła za kotem. Rozglądała się po okolicy tylko odrobinkę, gdyż nie chciała w końcu się zgubić (a dziwiła się, że tak się jeszcze nie stało).
Właścicielka
Nobu co jakiś czas zatrzymywał się i czekał, aż Strange podejdzie bliżej. W ten sposób po jakimś czasie doprowadził ją na swoisty parking wozów na obrzeżach miasta.
-Świetna robota, Nobu...- powiedziała z uśmiechem, po czym wzięła kota na ręce. Rozejrzała się wokół, poszukując wzrokiem kogoś, z kim mogłaby porozmawiać...
Właścicielka
Przy każdym wozie siedział woźnica, część z nich była dziewczynami. Każde było czymś zajęte - jedni dawali jeść koniom, inni studiowali mapy, jeszcze inni jedli. Praktycznie mogła porozmawiać z kimkolwiek z nich.
-Przepraszam, nie przeszkadzam..?- podeszła do pierwszej lepszej dziewczyny. -Szukam transportu do Mitr. Znalazłby się ktoś, kto mógłby mnie tam podwieźć..?- zapytała.
Właścicielka
- Mówi się do Mitru, młoda. - odezwała się dziewczyna. - Ja w sumie tam się wybieram. Nie masz z kim się zabrać, co młoda? Możesz pojechać ze mną, kotka też zabierzemy. Jestem Aivy, dla przyjaciół Lost, dla przyszłych wrogów Ruda. - odparła dziewczyna o zjawiskowo ognistych włosach.
Uśmiechnęła się lekko. -A mi na imię Vanessa, choć przyjaciele mówią mi Strange, a wrogowie Alicja. No i nie dziwne, że nie wymawiam poprawnie nazw tych wszystkich miejsc, nie jestem z tego świata...- powiedziała, po czym wzruszyła ramionami.
Właścicielka
- No się zdajża, młoda. Czy też jak wolisz, Strange. Wsiadajcie, zaraz pojedziemy. - Lost uśmiechnęła się i przyciągnęła lekko.
-Dziękuję bardzo...- powiedziała tylko w ramach wyrazów wdzięczności za to, że może się zabrać z Lost, po czym wsiadła na wóz, uważając, żeby przypadkiem przy tym nie upuścić Nobu.
Właścicielka
Gdy wsiedli, Lost popędziła konie i powoli ruszyli udeptaną przez inne wozy uliczką ku obrzeżom Seyo. Lost nic nie mówiła, a Nobu zaczepił pazurki na fartuszku Strange, by nie podskakiwać na kamieniach.
Strange delikatnie pogłaskała Nobu po grzebiecie i zaczęła się rozglądać po mieście. Już raczej nigdy tu nie wróci, więc chciała zapamiętać to miejsce, a wiedziała, że niestety bardzo łatwo zapomina takie rzeczy. Uśmiechnęła się lekko, na myśl, że w podróży pewnie pozna jeszcze wiele ciekawych miejsc i osób. Ten świat chyba zaczynał jej się podobać coraz bardziej...
Właścicielka
Miasto, które całe wyglądało jak kolorowe Chinatown, powoli znikało jej z oczu. Tłumy ludzi zrzedły.
- Cóż, zaraz jedziemy. Podobało ci się tu?
Skinęła głową. -Bardzo. Choć pewnie za tydzień już nie będę pamiętać nazwy tego miejsca. Zaniki pamięci związane z moją przypadłością...- powiedziała w zamyśleniu, ostatni raz spoglądając na Seyo, po czym przeniosła wzrok na dziewczynę i uśmiechnęła się lekko. -Ale mimo tego nie mogę się doczekać następnych miejsc, które zobaczę. Uwielbiam podróżować...- wyznała szczerze.
Właścicielka
- Może jednak nie zapomnisz... różne cuda się u nas dzieją...
Lost zamilkła.
- Przykro mieć coś takiego... pewnie wpadłabym w kłopoty, gdybym zapominała... Współczuję ci...
Wzruszyła ramionami. -Akurat to nie jest takie najgorsze. Najtrudniej jest znieść zaburzenia postrzegania czasu, odległości, rozmiarów, tekstur, oraz własnego ciała. Ciągłe uczucie bycia śledzonym, częste migreny... To chyba istota tej mojej przypadłości. Dlatego wrogowie mówią mi Alicja, ta choroba nazywa się Zespół Alicji w Krainie Czarów...- powiedziała, znów rozglądając się.
Właścicielka
Zabudowy były coraz mniej zwarte.
- Połowę z tych rzeczy często miewam, ale zapominać się boję. Taka tam fobia... - wzdrygnęła się Lost. - Stąd moje pseudo, że nie lubię się gubić. Zawsze się ze mnie z tego śmiali, ale pseudo mi się podobało.
Skinęła głową. -Mi mówią Strange ze względu na całokształt. Podobno jestem dziwna i mocno nie-ten-teges, cokolwiek by to drugie miało znaczyć...- wzruszyła ramionami.
Właścicielka
- Nie-ten-teges to pojęcie względne. Dla mnie jesteś po prosty uroczą kociarą. - tu pogłaskała Nobu. - Jeśli dla towarzystwaj jesteś nie-ten-teges, to znaczy, że to twoje towarzystwo jest nie-ten-teges.
W końcu wyjechały na drogę, zostawiając domy za sobą. Nadmorska okolica wyglądała pięknie. Czuć było przewiewającą morską bryzę.
Uśmiechnęła się nieco szerzej. -Jeśli spojrzeć by na to od tej strony to cały świat, z którego pochodzę jest nie-ten-teges. Nawet mój terapeuta, który powinien nie-ten-tegeszczość leczyć!- zaśmiała się lekko i znów pogłaskała Nobu. -Ale co prawda to prawda, jestem kociarą. Zwłaszcza uwielbiam te czarne... Mam wtedy poczucie, że nie tylko ja według innych przynoszę pecha!- powiedziała pół żartem, pół na poważnie. Trudno było osądzić, czy żart czy powaga tu przeważały.
Właścicielka
- Oj tam, pech przynoszą sobie głupi ludzie sami, a często się zdarza, że obwiniają tych fajniejszych jak my o to. Nie jest ci tu lepiej?
Pokiwała głową. -W sumie tak. Zbieram jednak te karty chociażby dla rozrywki, aby zamordować trochę czasu, trochę pozwiedzać... Później dopiero zdecyduję czy chcę wracać czy zostanę. Jestem tu od niedawna, a że jestem raczej cierpliwa, chyba powinnam najpierw dać szansę temu światu mi podpaść, zanim stwierdzę, że jest dla mnie idealny. Nikogo w końcu nie dyskryminuję!- zaśmiała się lekko, ponownie się rozglądając.
Właścicielka
- W sumie... w sumie to masz rację, Strange. - spuściła wzrok Lost. - Nie powinnam tak gadać, to w końcu twoja decyzja.
Były zaledwie kawałek od plaży, pustej plaży, słonecznej i nawet zachęcającej do pływania. Gdzieś na jakimś słupie powieszona była biała chorągiewka. Lost również co jakiś czas rozglądała się po okolicy.