Właścicielka
- Jeśli chcesz, będziemy biwakować. Fajny pomysł. Chociaż w sumie to ty masz same fajne!
Konto usunięte
Daniel zaśmiał się, cmokając Deusa w policzek.
-Jestem fajny.-
Właścicielka
A wtedy Deus zrobił się jeszcze weselszy. Właśnie wyjeżdżali z Seyo.
- Ej, a gdzie byś chciał wziąć ślub?
Konto usunięte
Ciemnowłosy wzruszył ramionami, wpatrując się w Deusa jak w obrazek.
-Gdziekolwiek. Mogę nawet tutaj.- Mruknął.
Właścicielka
- Jak byłem mały to myślałem, że śluby trzeba brać na trawniku. - mruknął cicho Deus. - Za dużo oglądałem wtedy komedii romantycznych... Jednak nie znajdę chyba na tej drodze nikogo, kto by się nadawał na świadka, a co dopiero na kogoś kto ślubu udziela...
Właścicielka
- Jak uważasz. - odrzekła spokojnie.
Seyo przywitało ich dźwiękiem katarynki, światłami kolorowych lampionów i zapachami wręcz skręcającymi kiszki. Zgodnie ze słowami Kamy, miasto było pełne ludzi. Szczególnie w centrum, gdzie słychać było odgłosy walki.
- Trochę przypomina mi Hong Kong. - Skomentował.
Właścicielka
- Ewentualnie Szanghaj i nowojorskie Chinatown. Wszyscy Jokerzy mają podobne porównania, a podobno wasz Świat jest taki wielgachny.
//kurde. Jaram się właśnie na moment przed bitwą, nie mam czasu ospisywać !
- Bo jest, ale wielkich komercyjnych metropolii w stylu azjatyckim jest niewiele. - Skomentował, podziwiając miasto.
Właścicielka
///(..........) [długie milczenie] btw gdzie jesteś w grze?
- A po ludzku "Jest tego mało". Zrozumiałam. Idziemy ogarnąć o co się biją? To ciekawe, bo zwykle gonią się po ulicy i rzucają beczkami, a tu tak w jednym miejscu?
- Widziałem w życiu wiele bójek. Ale skoro masz ochotę to jedźmy. -
//A bo ja wiem. Gdzieś w połowie sądzę.
Właścicielka
Gdy podjechali bliżej dało się zwrócić uwagę, że obaj tłuczący sobie mordy byli całkiem charakterystyczni. Wysoki blondyn w fioletowych okularach i stroju barmana versus nie ustępujący mu wzrostem koleś o burzy czarnych loków i z charakterystycznym kapeluszem. Obaj nie szczędzili sobie wyzwisk.
- O, masz tu sens. Obaj są w Talii.
- No, i teraz mnie zaciekawiłaś. - Odpowiedział i zaczął przyglądać się walce.
Właścicielka
Walka była całkiem wyrównana.
- Blondyn to Shizuo, chyba tak mu było. Słabo go znam. A drugi to Lewis, wzięty pisarz, aż dziw, że umie się bić!
Wspomniany Shizuo może miał silniejsze ciosy, ale Lewis był zwinniejszy i raz po raz parował, wyprowadzając zgrabne kontry. Obaj podjudzani przez tłumy skandujące ich imiona... mogłoby się zdawać, że są na ringu, a nie środku deptaka.
//a którą grę miałeś na myśli?
- Bardzo ładna walka i na dodtek wyrównana. - Skomentował. - Tylko długo się tak będą naparzać? -
//No twojego PBFa :/
Właścicielka
- Maczetę byście ku*wa wyjeli i po sprawie! - zawołał jakiś głos z tyłu.
- Hola hola, co za debil chce tu krakowską masakrę robić? - rzuciła Kama, zeskakując z konia i podchodząc bliżej. - Te, ciule pikowane, o co idzie?
- O honor! - uderzył się Lewis w pierś.
- Kichać honor, o głupotę. - odparował Shizuo zatrzymując się nagle. - Ale żeby z nudów taki sukkub nam przeszkadzał?
- Sam jesteś sukkub. A teraz po ludzku.
- Shizuo wyzywa moją kobietę słowem kluczowym przytoczonym przez tego gościa od maczet. - rzucił Lewis, uskakując w bok.
//tak z zamyślenia zapomniałam dodać, że pytam o Wiedźmina, bo chciałam ponarzekać i nie wiem, czy nie spoileruję
Zapowiada się ciekawie. Oparł się o bok wozu i zaczął czekać na dalszy obrót zdarzeń.
//A, to już dawno przeszedłem trójkę.
Właścicielka
- Spokój! Bo jak nie, to was obu w kanałach potopię. - zarzuciła Kama. - Lewis, wiem, żeś koleś naprawdę honorowy i w kaszę dmuchać sobie nie dasz, no ale musisz przyznać, że Shizuo ma trochę racji. Twoja luba może jest twoją jedyną...
- Wiem, "ale ja nie jestem jedyny". Po prostu świadomość tego mi wystarczy, Shizuo nie musi tego przypominać ilekroć ktoś o niej wspomni.
- Po co w ogóle się wtrącasz? Może niech ten twój towarzysz się odezwie? - Shizuo spojrzał z lekkim wyczekiwaniem na Lawrenca. - Co ty o tym sądzisz?
//tak też myślałam, ja jestem całkiem blisko końca wiedźmy zaszlachtowane są etc.
- Sądze że za obrażanie miłości kumpla należy się w cios w twarz. - Skomentował. - Ale z drugiej strony, umawianie się z dziewczyną która nie jest nic wierna, ma tyle sensu co pizza z ananasem.
//To że jesteś w końcówce gry, to nie znaczy że jesteś blisko zakończenia :/ Nie w Wiedźminie 3
Właścicielka
//jeśli w lets playu mam obejrzane 123/149 odcinków, to wiem, że jestem całkiem blisko końca ;___;
I teraz każdy gracz "fakju ty dziecko youtuba"
- Shizuo, mówiłam, żebyś nie pakował się w kłopoty. - pojawiła się koło niego szarowłosa dziewczyna. - On tak się wkurza, bo jest brany za kochasia tej dziewczyny. No chodź. - wcisnęła kartę w rękę Kamy i poszła.
Częśćtowarzystwa się rozeszła, a Lewis tylko westchnął.
- Pizza z ananasem wcale nie jest taka zła.
- No już już, tylko nie płacz. - rzuciła mu wampirzyca.
- Jest i to bardzo. - Podszedł do Lewisa i Kamy. - Jestem Lawrence, a ty pewnie Lewis. -
Właścicielka
- Całkiem to ciekawe. Ostatnio zamierzałem o tobie pisać wiersz, twój fanklub poszukuje ballady na twój temat. - zaśmiał się. - A jako, że moja muza jest wszędzie, tylko nie tam gdzie trzeba, łapię się byle tematu. Podobno jesteś obrońcą sierot, donem wyspiarskiej mafii i sukkubem. Które z tych terminów jest najdalej od baśni?
- Sierotę czasem obronię, ale donem mafii nie jestem, a tym bardziej wyspiarskiej. - Odpowiedział. - A to o sukkubie to nawet sensu nie ma. Widzisz gdzieś kopyta albo rogi? -
Właścicielka
- W tamtej tawernie można dostać kebab z kopytami i rogami, co również nie ma sensu. - wzruszył ramionami. - I to raczej Kama w waszym związku jest sukkubem. Podsumowując albo wracając, coś mi się widzi, że przyszliście po kartę. - wyciągnął swoją z notatnika.
- Cwanyś. - Zaśmiał się i odebrał kartę. - A skoro jesteśmy w temacie, to w Krainie żyją sukkuby? Takie prawdziwe. -
Właścicielka
- Jakby były, na pewno robiłyby afery o takie nasze klasyczne żarciki. Większość ludzi znających to słowo nawet nie wie, co się kryje za nim i uznają za synonim, hm, "ofiary nimfomanii".
- No, to może być krzywdzące. - Odpowiedział. - Ale nie stójmy tak na ulicy. Wiesz gdzie jeszcze można jakąś kartę zdobyć? -
Właścicielka
- Kartę? Nim wyprawicie się do portu, poszukajcie Izayi, gdzieś tam się ten czubek pałęta. Ja muszę głos poćwiczyć, założyłem się, że zaśpiewam na weselu.
- Arivederci, Lewis. - pomachała mu Kama. - Nigdy go chyba nie zrozumiem. - rzuciła po chwili.
- No dziwny człek. - Stwierdził. - To chodźmy do tej całej Izayi. Kto to właściwie jest? -
Właścicielka
- Izaya? To taki wariat z kompleksem boga. Z reguły jego zajęciem jest wkurzanie Shizuo. Poza tym uwielbia swój scyzoryk. Kiedyś mu obiecałam, że mu go wsadzę w dupę. - zaśmiała się cicho. - Raczej się przed nami chować nie będzie.
- To on? Imię nieco damskie, ale co ja tam wiem. - Skomentował. - Idziemy? -
Właścicielka
- To japońska wersja Izajasza. - wytłumaczyła. - Większość azjatyckich imion babsko brzmi. - Chodźmy, chodźmy.
- Czekam tylko na ciebie. - Powiedział i ruszył za dziewczyną.
Właścicielka
//kurde, 2/3 naszych postów to pytania i odpowiedzi ;-;
Kama rozglądała się wokół.
- A ja wyglądam na zboczeńca? - zapytała tak z zamyślenia. - Kilka osób twierdziło, że jestem sukkubem a moją Biblią jest Kamasutra.
- A skądże. Jesteś seksowna, ale nie w sukkubowym tego słowa znaczeniu. -
//To się nazywa "Rozmowa"
Właścicielka
- Wyglądałabym komicznie z rogami, kopytami, kłami i skrzydłami. - podsumowała cicho. - Sukkub wampirzyca, strach się na to patrzeć.
Następnie zajęła się poszukiwaniem Izayi z całkiem niezłym zaangażowaniem. W końcu z tłumu wynurzył się brunet z cwaniackim uśmiechem.
- Wampirzy sukkub. Przynajmiej sama byś działała jak własny znak ostrzegawczy "uwaga zbrukany umysł".
- Ty już masz swój "uwaga spieprzona psychika i zaawansowany masochizm". - odparowała spokojnie, ale w oczach miała ogień i chyba... mord?
- Ty jesteś Izayi, zgadując po tym jak Kama cię nienawidzi. - Skomentował. - Podobno masz kartę? -
Właścicielka
- Ja wiem, że dla ciebie Azja to napis "made in china", ale mógłbyś chociaż zwrócić uwagę, że Izaya, nie Izayi. - westchnął zrezygnowany. - Ja ci imienia nie przekręcam, choć podroczyć się z zabawką zawsze przyjemnie.
- Wybacz, to przez przypadek. - Odpowiedział. - Czasem się zdarza. -
Właścicielka
Izaya przewrócił oczami i zaczął bawić się scyzorykiem.
- Zabawką? Ciekawe. - rzuciła cicho. - Chociaż w sumie nie, to już się u ciebie utarło. No, daj tą kartę.
Dał.
- No i fajnie. - Schował kartę. - Czyli możemy płynąć na wyspy. -
Właścicielka
- A to wy nie słyszeliście, że dziś wszelkie rejsy są odwołane? - przystanął przy nich rudowłosy chłopak.
- A to dlaczego niby? - Zapytał zdziwiony.
Właścicielka
- Wesele jest dzisiaj i zaczyna się popołudniu. A ślub za koło dwie godziny, wiem bo mój wujek jest jedynym z tych drużków. Czy świadków, nie pamiętam. A jako że na weselicho idzie większość Krainy, to nie mogą zostawić statków na morzu, nie?
- No niby racja. - Odpowiedział i skierował wzrok na Kamę. - Chodźmy wypożyczyć jakieś stylowe ciuchy.
Właścicielka
- Zabrzmiałeś jakbyś się wybierał na pokaz mody. - zakpiła dziewczyna. - W jakim stroju chciałbyś się pojawić? Ja już mam swój.
- W smokingu oczywiście. Na wesele powinno się przyjść w smokingu, no chyba że masz jakieś specjalne ciuchy, lub jesteś kobietą. -
Właścicielka
- Kurde, już szukam Kamuś! - zawołał ekspedient kręcący się w wypożyczalni, do której weszła Kama.
- Ale ja nic nie zdążyłam powiedzieć no... - mruknęła znudzona. - Ten to się zawsze wyrywa.
- Może cię aż tak dobrze zna. - Powiedział
Właścicielka
- On jest chyba jasnowidzem. Jak ci tam było?
- Elihal, Kamu. - westchnął, biegając tu i tam.
- No i słuchaj, ten tu Elihal ledwie weszłam, to od razu podał mi sukienkę. Nie dość, że ten kolor co chciałam, to jeszcze ten rozmiar. Może minimalnie ciasna.