Właścicielka
- Seyo... to taki wasz Hong Kong, czy coś w ten deseń. A Riv to nadrzeczny psychiatryczny oddział. Tam też można sobie załatwić antydepresanty...
- Cholera, to że jestem stary, to nie znaczy że potzrbuje prochów!
Rzekł nieco obrażonym tonem.
- Ech... całe życie spędziłem w mieście, biore psychiatryk.
Właścicielka
- Mówię to jako ciekawostkę, bo sporo osob pyta się o leki, proszę pana. Ja naprawdę nie chciałam pana obrazić. - odrzekła, patrząc na niego maślanym wzrokiem.
- Nie gniewam się, po prostu...
Westchną
-... ostatnio zrobiłem się strasznie przewrażliwiony odnośnie mojego wieku. W moim zawodzie rzadko dożywa się czterdziestki, a ja za miesiąc mam urodziny.
Właścicielka
- Aha... nie wiedziałam. Czy jest coś jeszcze, co mogłabym dla pana zrobić? - wypięła dumnie piersi do przodu i spojrzała Lawrencowi w oczy.
//A to niewzrusozny staruch :q
- Tak, możesz mi wskazać jakąś sensowną drogę do tego psychiatryka? Niby mam mapę, ale ty chyba się znasz lepiej na tym świecie.
//Dziś nie zaruch@sz skarbie :3
Właścicielka
//To i lepiej dla niego w sumie, zobacz sobie króla karo w talii
- To przez Kotrię najlepiej jechać. Ktoś na pewno jeszcze jedzie jakąś dorożką czy innym czymś do Kotrii, a z Kotrii do Riv to łatwo się transport znajdzie.
- Dzięki skarbie.
Zabrał mapę i udał się z powrotem do baru Darii.
//Widziałem, myślisz że niby dlaczego się wzbraniam?
Właścicielka
//A kto Cię tam wie? Może na starość zmieniłeś upodobania? poza tym, czuję, że i tak mało kto to czyta.
W barze kręciło się kilka osób i gadało. Daria właśnie lała komuś wódkę.
Usiadł na swoim poprzednim miejscu i zagadał do Darii
- Mówiłem że wrócę, to co ostatnio poproszę.
Właścicielka
Nalała mu, po czym odstawiła butelkę.
- I co? Masz jąkąś wskazówkę?
- Lepiej, mam mapę, pierwszą kartę i znam miejsce gdzie może być kolejna.
Napił się burbona.
- Orientujesz się czy ktoś jedzie do Kotrii w najbliższym czasie?
Właścicielka
- Tamten facet. - wskazała mężczyznę rozmawiającego ze znajomymi, a wyróżniał się tym, że jako jedyny nie pił. - Podobno ma tam do załatwienia jakieś sprawy.
- Dobra, wiesz co może mi się przydać w podróży? No wiesz, nie jestem stąd.
Właścicielka
- W sumie póki co to nic. Tu się po prostu jedzie i tyle. Kotria to bezpieczne miejsce, tam w sumie nie da się umrzeć, chyba że z przejedzenia czy alergii.
Ero-chan
Vanessa obudziła się w zaułku, otoczona stadkiem zaciekawionych i mruczących kotów. Poza nimi było całkiem cicho. Lekka bryza rozwiewała jej włosy.
-Brzmi pozytywnie.
Dopił drinka i udał się do człowieka wskazanego mu przez barmankę.
- Cześć kolego, podobno jedziesz do Kotrii, zabrałbyś mnie ze sobą?
Skinęła głową. -Pewnie tak... Będę w tym pokoju co wcześniej, jakby co...- powiedziała, po czym znów posłała mu lekki uśmiech i opuściła pomieszczenie. Udała się do tego samego pokoju, w którym przebywała jeszcze przed chwilą, zamykając za sobą drzwi i opadła ciężko na łóżko, nawet nie pamiętając o tym, aby zdjąć wcześniej szalik. Odetchnęła z ulgą, zawieszając wzrok gdzieś na suficie. Może czuła się tutaj nieco swobodniej, ale nadal było jej tak jakoś ciężko po rozmowie z kimś... Cóż, widocznie musiała się jeszcze przyzwyczaić!
Właścicielka
Grabarz-chan
Nic nie przeszkadzało jej w odpoczynku. Lovino był już cicho, jedynie za oknem słychać było koty i gołębie.
Gulasz
- Ano. Mogę cię zabrać. - mężczyzna przeciągnął się lekko. - Spieszy ci się, czy poczekasz jeszcze z kwadrans? Tak poza tym, jestem Ian.
Podniosła się do pozycji siedzącej. -Moja głowa...- jęknęła, czując, że dopada ją kolejna migrena, jakie często miewała przez swoją chorobę. Rozejrzała się po otoczeniu, na początku zaspanym, a później zdziwionym, prawie przerażonym wzrokiem. -Chwila... To ja... Żyję!?- poderwała się szybko do pozycji siedzącej, a następnie stojącej. Nieco zbyt szybko. Przed oczami stanęły jej mroczki, a ona sama oparła się plecami o ścianę zaułka, aby się nie przewrócić. -Ugh... Gdzie ja jestem..?- zapytała jakby sama siebie, znów rozglądając się wokół i przykładając dłoń do czoła, spodziewając się, że będzie conajmniej rozpalone gorączką, po tym jej przedawkowaniu...
Właścicielka
Ero-chan
Nikt nie odpowiedział na jej pytanie. Kilka kotów otarło się jedynie o jej nogi. Czoło dziewczyny miało normalną temperaturę, a ona sama czuła się w miarę przytomnie. Trudno było powiedzieć, co się stało z jej hajem.
Mile zaszkoczony postawą nie znajomego odpowiedział.
- Nie ma problemu, ja jestem Lawrence.
Oddalił się od stolika i podszedł do baru.
-Poszło lepiej niż myślałem. Chyba pójdę się przejść...
Udał się do wyjścia z baru.
Przykucnęła i pogłaskała delikatnie jednego z kotów po grzbiecie. Bardzo lubiła zwierzęta, a zwłaszcza czarne koty. Sierść zwierzęcia wydała jej się nieprzyjemna i szorstka w dotyku, jednak nie cofnęła ręki, wiedząc, że to najpewniej tylko odzew jej choroby, zaburzający jej postrzeganie różnych powierzchni. Po dłuższej, chwili, kiedy skupiła się na tej myśli, jej skóra jakby odpowiedziała na tę świadomość i zaczęła normalnie reagować. Uśmiechnęła się lekko i podniosła głowę, rozglądając się za kimś, z kim mogłaby porozmawiać.
Po chwili zamknęła oczy i przewróciła się na jeden bok, usiłując zasnąć. Nie czuła się jakoś wyczerpana, ale po prostu chciała jakoś zabić czas, który pozostał do jutra. Od dawna nie miewała snów, po prostu nie dochodziła do tej fazy, była więc też poza tym trochę ciekawa, czy w nowym otoczeniu, całkowicie nowym świecie wreszcie jej się coś przyśni. Czekała więc tak z zamkniętymi oczami, aż nadejdzie śnienie, wtulona w swój czerwony szaliczek...
Właścicielka
gulasz
Na dworze było wyjatkowo pusto. Staro wyglądająca, biała zabudowa miasteczka odbijała niektóre promienie słoneczne, tworząc lśniące smugi przez uliczki przechodzące.
Ero-chan
Wokół nie było nikogo, może to taka pora? Wokół dziewczyny były jedynie koty i ptaki. Wiatr zelżał.
Grabarz-chan
O dziwo, sen się pojawił. Śniła jej się biblioteka, pełna wielu książek w grubych oprawach. Przez alejki przechodziła dziewczyna o czarnych włosach i purpurowych oczach, przeglądająca księgi.
- Dzień mija jak strzelić z kija, dziecię zapłakane wreszcie pocieszane. - mamrotnęła pod nosem, spoglądając na stronnice księgi.
Przechadzał się po okolicy podziwiając uliczki tego małego miasta. A nóż może spotka kogoś z kartą lub może nawet towrzysza podróży.
//Gulasz, Ero-chan, Grabarz-chan. Co tu nie pasuję?
Westchnęła i znów spojrzała na koty, mimowolnie uśmiechając się troszkę szerzej. Naprawdę, naprawdę uwielbiała te stworzenia i żal jej było teraz tak odchodzić od nich, w poszukiwaniu jakiejś osoby, z którą mogłaby porozmawiać... W końcu to może poczekać, czyż nie?
//Coś się stanie, jak jednego weźmie..?
//Zostaniesz starą panna, ale to nie jest potwierdzone info. Ewentualnie kot okaże się wiedźmą czy coś i da ci ultra rzadką kartę.
//Ona zostanie starą panną, a nie ja. Co do drugiego zdania (przy którym się nieźle uśmiałam, tak swoją drogą)... Nie sądzę, aby tak się stało, ale to by było nawet ciekawe.
//Mam coś robić w tym śnie czy jak..? W końcu zazwyczaj nie ma się na to wpływu.
Właścicielka
//Cicho dzieci, nie kłóćcie się ;-; Zareaguj jakoś wewnętrznie na ten sen, zdziw się czy coś pomyśl
Gulaszek
Na uliczkach znów było pusto, jedynie kręciło się tam kilka kobiet z dziećmi i sporo kotów. Wiała morska bryza.
Ero-chan
Jeden z kotów, całkiem czarny cały czas był tuż przy niej, i patrzyła na nią lśniącymi oczami.
Koty ,huh? Jesteśmy w świecie magii, a koty podobno na nią reagują. W końcu po co wiedźmy je trzymają...
Postanowił sprawdzić skąd sie te wszystkie koty wzieły.
// :3
Właścicielka
//Ten uczuć gdy myślisz że jak w końcu facet gra facetem to będzie taki normalny, a ten się pyta, czemu nie mówię mu per -chan. Oj Gulaszku...
Trudno było powiedzieć, skąd pochodziły. Wiadome było to, że biegały tu i tam, czasem rzucając się na gołębie. Tu i ówdzie przebiegał uroczy rudy kot, rozglądający się wokoło i czasem patrzący na Lawrenca.
Powoli zbliżył się do kota i spróbował go pogłaskać.
- Cześć rudzielcu...
// W sumie, to czemu nie jestem chan?
Zdziwiła się widokiem nieznajomej dziewczyny w swoim śnie. Podobno w marzeniach sennych ujrzeć można było jedynie twarze, które już się kiedyś widziało, a przynajmniej w teorii...
Właścicielka
//Bo jesteś facetem? Podobno? Ech, mniejsza
Gulaszek
Rudzielec był chętny do bycia pogłaskanym, zamruczał głośno, patrząc Lawrencowi w oczy.
Uśmiechnęła się łagodnie w stronę czarnego kota i wyciągnęła powoli rękę w jego kierunku w zapraszającym geście. -No chodź tu do mnie...- powiedziała, a jej głos momentalnie sam wydał się jakby mruczący. A może to jej się znów zdawało z powodu choroby..?
//Kot czy kocica, swoją drogą?
//Chan (jap. ちゃん?) jest zdrobniałym przyrostkiem. Jest to nieformalna wersja san używana do adresowania dzieci i żeńskich członków rodziny. Może być również zastosowana do zwierząt, kochanków, bliskich przyjaciół i ludzi znanych od dzieciństwa. Chan jest ciągle używane jako słowo pieszczotliwe, szczególnie w przypadku dziewcząt, aż do dorosłości. Rodzice prawdopodobnie zawsze będą nazywali swoje córki chan, a synów kun, choć chan można również użyć w stosunku do chłopców. Dorośli mogą używać chan w formie pieszczoty, zwracając się do kobiet, z którymi są w bliskich stosunkach.
Chan może być uznany za żeński styl mówienia, gdyż jest używany głównie przez kobiety lub w odniesieniu do nich. Jego zakres użycia przypomina słowo "kochanie" w języku polskim. Mężczyźni nie używają chan w odniesieniu do innych mężczyzn (z wyjątkiem małych dzieci).
Imiona zwierząt są często tworzone poprzez dodanie chan do skróconej nazwy gatunkowej. To pokazuje jeszcze większe przywiązanie, niż gdyby dodać je do pełnej nazwy. Zatem, na przykład udomowiony królik (usagi) może być nazywany usa-chan, a nie usagi-chan. Podobnie, chan jest czasem użyte aby stworzyć przezwiska dla gwiazd. Na przykład Arnold Schwarzenegger zyskał dla uproszczenia trudnego nazwiska przydomek Shuwa-chan w Japonii. Przydomki mogą również używać wariacji chan (zobacz eufoniczne przyrostki i gry słów poniżej).
Choć zazwyczaj zwrotów grzecznościowych nie stosuje się w odniesieniu do samego siebie, część młodych kobiet przybrała afektowaną formę mówienia o sobie w trzeciej osobie z użyciem chan, sposób mówienia spotykany zazwyczaj tylko wśród małych dzieci. Na przykład, młoda kobieta o imieniu Maki może się nazywać Maki-chan zamiast używać form w pierwszej osobie.
Japońskie media używają chan w odniesieniu do dzieci w wieku przedszkolnym, a czasem do uczennic szkół podstawowych...//
//Aha, dobrze wiedzieć. W takim razie rezygnuję z przyrostku chan.
- Co tam mały, jesteś wiedźmą czy coś? Jeśli tak to zaprowadź mnie do jakiejś karty czy osoby która ją ma.
Westchnął głęboko
- Chryste, gadam z kotem...
////Erotta, co ty na to by twoja postać była córką którą moja postać w sumie ma, ale dziewczyna studiuje prawo więc stara się ją unikać?
Właścicielka
//Kot. Btw jaki wiki-wklej-wykład <oklaski>
Ero-chan
Podszedł do dziewczyny i zamruczał, spoglądając na nią badawczo swymi szmaragdowymi oczami. Wyglądał.a zaciekawionego.
Grabarz-chan
Dziewczyna jesze raz przejrzała księgę, po czym dołożyła ją do innych na półce.
- Oj Kapturku, Kapturku, dokąd cię los zaprowadzi...
Właścicielka
Kot prychnął urażony i uniósł dumnie ogon, się prezentując od tyłu. //If you know what i mean// Przeszedł kilka kroków, po czym spojrzał, na mężczyznę, jakby czekał, aż za nim pójdzie.
W tym świecie nie mam nic do stracenia.
Wziął głęboki oddech i ruszył w ślad za kotem.
Właścicielka
Kot zaprowadził go do koślawo włożonego kawałka bruku, spod którego coś wystawało. Spojrzał na mężczyznę.
-Co tam masz, jakiś sekret?
Podniósł kawałek bruku i sprawdził co pod nim jest.
Właścicielka
Leżała tam karta, ósemka pik, jedynie lekko wygnieciona. Kot zamruczał wesoło i walnął się na plecy, wymachuując łapkami.
-Ty cwana cholero! Dziękuje!
Schował kartę do kieszeni płaszcza i radośnie wytarmosił kota po brzuszku.
Właścicielka
Kot wyglądał na cholernie szczęśliwego. Donośnie mruczał, machając nadal łapkami.
- Okej, to skoro zostaliśmy przyjaciółmi vo powiesz na wspólną wyprawę, Rudzielcu?
Spojrzał głęboko w kocie oczy.
Właścicielka
- Koty nie zawsze są tymi, za których się ich bierze. - usłyszał głos znikąd.
Kot zrobił coś w stylu przytaknięcia.
Właścicielka
Degant
Thomas obudził się w pustym mieszkaniu, różniącym się od mieszkania, w którym wcześniej przebywał. Czuł spory ból głowy i pamiętał uczucie, jakby długo spadał.
Konto usunięte
Wstał z podłogi i się wytrzepał z kurzu, który mógł się na nim osadzić, potem sięgnął pod swój płaszcz w poszukiwaniu fajek
- Ehh Trzeba było odstawić whiskey heh, no ale serio gdzie ja jestem
Zaczyna się rozglądać po mieszkaniu