Właściciel
Nie odpowiedział, dziwnie jak na humanoidalną sylwetkę w krysztale.
Obserwował sylwetkę w krysztale, starając się wyłapać ruchy, które były najtrudniejsze do ciągłego unieruchomienia. Takie jak mruganie, ruchy palców, klatki piersiowej przy oddychaniu itp.
Właściciel
Nic, ale podczas takiego wpatrywania się dostrzegłeś na krysztale różne wzory i symbole... Jakbyś gdzieś je już widział. Ach, no tak: Na kamieniach, które Cię tu przywiodły. I sztylecie na piedestale nieopodal.
-Testy, nienawidzę testów.
Podszedł do sztyletu.
-Świetne narzędzie szpiegowskie.
Zbadał sztylet.
Właściciel
Sztylet jak sztylet, poza owym symbolem nic nie wyróżniało go na tle setek i tysięcy innych w całym Elarid.
I tyle w temacie. Sprawdził dokładniej pomieszczenie.
Właściciel
Nic szczególnego.
//Vader, no dawaj ;-;//
//No co? Mam się zabić? :P
Właściciel
//Serio, wystarczy naciąć dłoń i posłać na kryształ kilka kropel, potem będzie dziać się Magia. Dosłownie i w przenośni.//
A więc wykonał instrukcje, których tak naprawdę nie było, ale były, gdyż zostały oznaczone w trochę inny sposób.
Znaczy się, naciął dłoń i posłał kilka kropel swojej krwi na kryształ.
Właściciel
Początkowo nie dawało to większych efektów, ale z czasem krew zniknęła, a w miejscu, gdzie spadła na kryształ zaczęły pojawiać się pęknięcia, stopniowo obejmujące całą strukturę. Całemu procesowi towarzyszyły też gwałtowne rozbłyski zielonego światła.
//Tyle razy prosiłem o dwa odpisy dla Waasiego, ale zamiast dla Xaviera dostałem dla jego brata.
-No nieźle, co znowu zrobiłem?
Odsunął się.
Właściciel
//Jak odpis liczę taki, który jest odpisem fabularnym, a więc nie taki informacyjny, zamknięty między "//"//
Odsunięcie się było dobrym pomysłem, w razie gdyby wszystko eksplodowało. Ale na szczęście się tak nie stało, acz kryształ pękł na pół, aby po chwili zacząć gwałtownie topnieć, tworząc na podłodze jaskini wielkie kałuże ciemnozielonej cieczy.
Teraz w miejscu kryształu stał nieco zdezorientowany, a zapewne niezwykle słaby, człowiek, który rozcierał sobie dłonią kark.
- Komuś się wreszcie udało. - powiedział, komentując Twój wyczyn, gdy tylko Cię zauważył. - Gratuluję.
-Podziękowałbym, ale może najpierw poproszę o wyjaśnienie, kim jesteś i dlaczego byłeś w tej... substancji.
Właściciel
- Jestem Magnurth Dildrat, ale za sprawą Paladynów i im podobnych najpewniej przeszedłem do historii pod pseudonimem Plugawiec lub Magnurth Plugawy. Przez moje długie, bo w dniu domniemanej śmierci miałem dwieście czterdzieści siedem lat, życie zdołałem opanować w różnym stopniu Magię Wody, Krwi i Elektryczności, a przede wszystkim Alchemię i Mutagenizm. Zapewne podczas drogi przez bagna natknąłeś się na wiele moich dzieł... Ta substancja, jak ją nazwałeś, to również moje dzieło, kryształ hibernacyjny, który pozwala zamkniętej wewnątrz osobie przetrwać w niezmienionym stopniu nawet kilkaset lat. Ja się przedstawiłem, Twoja kolej: Kim jesteś, jak tu trafiłeś i czemu mnie wybudziłeś?
-Jonathan Wassi, były uczeń Mrocznego Pana. Niestety, o nim więcej nie mogę powiedzieć, oprócz tego, że uciekł, żył na wyspie i posiadał wielkie moce magiczne. Trafiłem tutaj w sumie w wyniku jednej ze swoich wędrówek, a to, że cię wybudziłem... dzieło przypadku. Nie wiem więc, czy to była dobra, czy zła decyzja. Mniejsza, wcześniej o tobie nie słyszałem, co tylko sprawia, że ta moralna decyzja w sprawie uwolnienia cię jest jeszcze bardziej pomieszana i obecnie bez znaczenia.
Właściciel
Pokiwał głową kilkukrotnie i skierował się do wyjścia, czyli tunelu, który tu wszedłeś.
- Jak rozumiem to trafiłeś tu dzięki wskazówkom Goblinów, tak? - spytał, a później przyłożył dłoń do ściany. Początkowo wyglądało to tak, jakby używał Magii Ziemi, ale zamiast tego w jakiś sposób zneutralizował pułapki, być może za pomocą jakiegoś mechanizmu lub panelu?
-Te symbole? Jeżeli o nie chodzi, to tak.
Właściciel
- Tyle lat minęło, a oni wciąż są mi wierni... Godne pochwały. A jeśli jesteśmy przy temacie wierności: Masz zamiar odejść, z racji bezinteresownej pomocy, czy oczekujesz czegoś w zamian?
-Teraz to chciałbym zobaczyć, co znowu odchrzaniłem w tym. A i twoja pomoc mogłaby mi się przydać.
Właściciel
Skinął głową i ruszył ku wyjściu z jaskini.
Właściciel
Obaj bezpiecznie opuściliście jaskinię, przy wejściu zebrał się już spory tłum monstrów, na które wcześniej trafiłeś, czyli Bagiennych, Bagiennych Gigantów i Bagiennych Obserwatorów, acz z każdą chwilą ściągają nowi.
Właściciel
- Dziwi mnie, że dotrwali. - powiedział i ogłosił nieco głośniej tłumowi zebranych potworów: - Magnurth powrócił! Wasz pan żyje!
O dziwo, istoty zareagowały dość entuzjastycznie na te słowa i zbliżyły się jeszcze bardziej, jakby chciały napawać się obecnością swego stwórcy. Zaś on sam ruszył na bagna, otoczony kordonem swych dzieł.
Ruszył z nim, gdyż teraz za nic na świecie nie zamierzał opuszczać kogoś tak mu potrzebnego. No dobra, też głównie z powodu potworów.
Właściciel
Wędrowaliście ponad godzinę po trudnym terenie i zaczynałeś już czuć zmęczenie, ale na szczęście w końcu zatrzymaliście się na sporej lądowej wysepce, gdzie to zauważyłeś ruiny jakiejś konstrukcji, najpewniej wieży lub domu Maga.
Właściciel
- Najpewniej nie, Paladyni są bardzo dobrzy w zacieraniu śladów. Pozostały nam Gobliny. - powiedział i znów podjął marsz, tym razem wgłąb Martwych Bagien.
Ruszył z nim.
-W razie złego zawsze pozostaje drewniany fort, który znalazłem.
Właściciel
- Nie opuszczę Martwych Bagien, więc jeśli jest poza nimi to może być alternatywą wyłącznie dla Ciebie. - powiedział i w tym momencie zatrzymał się. W sumie nic dziwnego, tutaj był już praktycznie środek bagien, więc o ile potwory nie robiły sobie z tego większego kłopotu to Wy mieliście problem, acz nie na długo, bo swoje zrobili Bagienni Giganci, chwytając Was i niosąc dalej.Trzeba wspominać, że Ciebie jeden chwycił za kołnierz szaty, podniósł i tak niósł, a czterej inni nieśli swego pana z nabożną niemal czcią?
Przemilczał kwestię, że został potraktowany jak kociak.
Właściciel
Lepsze to niż jako karma dla kociaka, prawda? Niemniej, po jakimś czasie w końcu trafiliście na miejsce, to jest: do położonego na wysepce fortu, starego, zarośniętego i wyglądającego na opuszczony, ale kręcące się po murach Gobliny oraz łopoczące na wietrze sztandary (z symbolem podobnym do tego, jaki znalazłeś na kamieniu, który doprowadził Cię do jaskini Plugawca) szybko sprawiły, że zmieniłeś zdanie w tej kwestii. Po kilku chwilach zastanowienia ruszyliście dalej, a Gobliny niezwłocznie otworzyły Wam bramę, którą na spotkanie z Wami wyszedł Goblin odziany w różne szmaty, kolczugę i paladyńśki hełm z podniesioną przyłbicą, o wiele za duży jak na jego zielony czerep.
- Szefunciu! - zakrzyknął radośnie, wypuszczając z dłoni dwa miecze i klaskając w dłonie. - Szefunciu, żyjesz!
- Żyję, em... Jak się zwiesz? - spytał nieco zbity z tropu Magnurth.
Goblin natychmiast spoważniał i uderzył się pięścią w klatkę piersiową.
- Wodzu fortu i klanu Rechoczącego Czerepu, wnuk syna Borgotha, który zgodził się, żebyś był naszym szefo, szefo. A na imię mi Bragaht.
- Ach tak, Borgoth... Pamiętam go i z radością witam Ciebie, Bragahcie. Niemniej, omówmy wszystko w środku, zgoda? - spytał Mag, a gdy Goblin pokiwał głową, całym towarzystwem weszliście do fortu, zaś za Wami zamknięto bramę.
Ruszył za kolegą z zawodu, chociaż te dziedziny magii się od siebie różniły.
Właściciel
Wkroczyliście do typowego goblińskiego fortu, zamieszkałego przez całe rodziny tych zielonych debili. Gdy Ty tak rozglądałeś się po budynku, jego lokatorach i wyposażeniu, nagle podszedł do Ciebie Magnurth.
- Dopóki Gobliny z moimi stworami nie zbudują mi nowej wieży, zamieszkamy tutaj. A wracając do Ciebie... Co chcesz wiedzieć w zamian za pomoc mi?
-Posiadam pewną księgę, zamkniętą na cztery spusty.
Właściciel
- I jaka jest w tym moja rola?
-Zależy mi na jej treści, a sam jej nie otworzę.
Właściciel
- Zakładam, że nie chodzi tu o brak siły, ale klucza... Czemu uważasz, że będę go mieć? Czy może jako klucz rozumiesz Magię?
-Chciałbym też to wiedzieć i zrozumieć. W chwili, gdy zajmowałem się tą księgą, to miałem tak jakby mały konflikt wojenny z krasnoludami, które przybyły skolonizować wyspę.
Właściciel
- Nic mi o tym nie wiadomo, ale to nic dziwnego. Gdy zostaniemy nakarmieni, napojeni i zakwaterowani z chęcią rzucę okiem na tę księgę.
Właściciel
Pokiwał głową i polecił swym potworom udać się na zewnątrz, z wyjątkiem dwóch Bagiennych Gigantów, sześciu Bagiennych i jednego Bagiennego Obserwatora. Następnie udał się do kwatery, którą wskazały mu Gobliny. Nawiasem mówiąc, Ciebie też do jakiejś zaprowadziły.
I ta jak wyglądała oprócz faktu, że gorzej?
Właściciel
Na pierwszy rzut oka nieźle, ale jest małe, skromne, zawszone i pewnie pełne szczurów oraz innych szkodników. Cóż, Goblinom to pewnie nie przeszkadza.