-Zawsze mogli być to mieszkańcy tej wyspy, naprawdę nieprzyjemna okolica...- Powiedział jeszcze i zabrał się do obserwacji zarówno statku i okolic jak i samej wyspy.
Właściciel
Wasz okręt ruszył powoli ku statkowi-widmo, a załoga przyszykowała nie tylko medykamenty, ale też broń, bo w końcu to, co zabiło załogę, zawsze może wrócić, albo jeszcze jest w pobliżu.
Czekał aż podpłyną dość blisko, żeby móc zejść z bocianiego gniazda i dołączyć do reszty załogi.
Właściciel
W końcu oba okręty połączyły trapy, a pierwsi śmiałkowie zaczęli wchodzić na pokład.
Postanowił udać się tam w ciekawszy sposób i wykorzystując swoją magię przeskoczył z jednego statku na drugi. Starał się być gotowym na jakieś próby ataku na niego.
Właściciel
Żadnej próby ataku, wszyscy załoganci martwi, a marynarze z "Jastrzębia" zaczynają badać pokład w poszukiwaniu śladów. Widzisz też drugą grupę z galery, najpewniej medyków.
O ile na pokładzie nie było niczego dziwnego, to kto wie co skrywało jego wnętrze. Postanowił iść przodem pod pokład, by tam szukać poszlak.
Właściciel
Klapa była szczelnie zamknięta. Chyba od środka...
-Panowie, tu się chyba coś lub ktoś ukrywa, zamknięte... Przygotujcie się, a to otworzę.- Powiedział generując w dłoni swoją słynną energię.
Właściciel
I zacząłeś generować, reszta zrobiła profilaktycznie krok w tył.
-Gotowi czy nie, nadchodzę.- Powiedział wykonując uderzenie w klapę.
Właściciel
I roztrzaskałeś ją na drzazgi, a później ujrzałeś sporą grupę Orków, Goblinów i ludzi. Wszyscy wpatrywali się w Ciebie w osłupieniu i nikt nie zdołał nic wykrztusić.
-To teraz lepiej mi wytłumaczcie... Żeście tymi co zrobili masakrę czy tymi co się przed nią kryją?- Powiedział kucając tak przed klapą i patrząc się na nich.
Właściciel
- Na nich! - krzyknął nagle jeden z Orków i po chwili dwóch rosłych Orków naskoczyło na Ciebie, przytrzymując Cię i kładąc na deskach pokładu. Po chwili dołączył do nich Goblin z zakrzywionym nożem, chyba wiesz w jakim celu.
Reszta osobników z ładowni wysypała się na pokład, większość była uzbrojona. Po chwili do walki zerwały się również domniemane trupy, oni jednak byli pomalowani oraz nieuzbrojeni.
- Cholera. - podsumował kapitan, nim ta dobrze rozplanowana zasadzka ostatecznie się domknęła.
-Zdecydowanie popełniliście błąd.- Powiedział generując w sobie energię na tyle, żeby dwójkę orków zrzucić z siebie, a konkretniej na owego goblina. Wstał ze swojego miejsca zdzielił orków po łbach naładowanymi magią dłońmi. Następnie wypuścił w stronę goblina energetyczny pocisk, który miałby go załatwić i ruszył na pomoc pozostałym.
Właściciel
Wszystko się udałeś i pozbawiłeś całą trójkę życia, jednak pocisk wymierzony w Goblina był niepotrzebny, ponieważ sama masa ciał Orków zrobiła swoje i pogruchotała cherlaka.
Tymczasem załoga dzielnie walczy, stawiając czoła liczniejszym wrogom. Oczywiście z pokładu galery nadciągają pozostali marynarze, uzbrojeni i gotowi pozbyć się wrogów, ale chwilę zajmie im dotarcie tutaj. Zwłaszcza, że kilku drabów zaczęło majstrować coś przy trapach, zapewne w celu zrzucenia ich, by uniemożliwić tamtym pomoc Wam, albo chociaż ich opóźnić.
Wypadałoby im w tym przeszkodzić. Podbiegł zatem do nich i pierwszego z nich zaatakował łokciem z wyskoku wspomagając się magią, następnie przeniósł się z wysokim kopnięciem w pozostałego.
Właściciel
Udało Ci się pozbawić przytomności obu, ale w tej samej chwili na plecy skoczył Ci mały Goblin, a jego nóż znalazł się blisko Twojego gardła. Natomiast ku Tobie biegnie rozpędzony Ork, uzbrojony w wielką maczugę. Nie wygląda to zbyt dobrze.
W tak średniej sytuacji postarał się o zablokowanie karwaszem jednej ręki swoje gardło, a drugą złapał goblina za plecy czy głowę i rzucił go w stronę orka, następnie pobiegł mu na przeciw chcąc uderzyć naładowaną pięścią pierw w jego maczugę, a następnie w brzuch.
Właściciel
Ork uderzył maczugą w Goblina, który wpadł do morza. Zdążył zamachnąć się jeszcze na Ciebie, uderzając w bark, lecz później skruszyłeś mu maczugę, a chwilę później czaszkę.
Starał się jakoś ocenić jakie ork zadał mu obrażenia tą maczugą, a następnie ruszył na dalszych tych co próbowali majstrować przy trapach.
Właściciel
Bez swej Szkarłatnej Energii miałbyś już strzaskany bark i wiłbyś się z bólu, ale udało Ci się tego uniknąć, ale bólu i siniaków nie unikniesz.
Takie coś to zawsze musi być, rozejrzał się za kolejnymi osobami, które majstrowały przy trapach, o ile takowych nie było to ruszył na pomoc załogantom.
Właściciel
Było jeszcze trzech ludzi, ale na widok Twojego popis zwyczajnie uciekli w przeciwnym kierunku.
-I tak nie uciekniecie!- Powiedział jeszcze w ich stronę, a następnie ze swojej pozycji wystrzeliwał pociski energetyczne w stronę swoich przeciwników, pilnował też, żeby nikt go nie zaskoczył.
Właściciel
Jakby na przekór Twoim słowom pudłowałeś lub oni robili uniki. Ale w końcu jeden dostał między łopatki, drugi w tył głowy, a trzeci w bark.
Lepsze trzy trafienia, niż brak jakichkolwiek. Postanowił nie stać w miejscu i ruszył na pomoc komuś kto mógł mieć tutaj słabą sytuacją, jak nie to zwyczajnie ruszył na większą grupę przeciwników.
Właściciel
Jeden z Krasnoludów zwerbowanych w Hunder, ciągle klnąc, trzymał się lewą ręką za ranę w prawym boku, a drugą ściskał topór, odganiając bandę Orków w liczbie pięciu, którzy czekali niczym padlinożercy nad dogorywającą ofiarą, byleby dobrać się do jej martwych zwłok, a nie trudzić się walką.
- Chodźcie no, Wy małe, zawszone, parszywe, nędzne, cholerne, zje**ne, zielonskóre sku*wysyny! - krzyknął Krasnolud na jednym dechu.
Podziwiając przez chwilę waleczność krasnoluda pobiegł od razu mu na pomoc i skoczył w powietrze tak, by móc uderzyć kopnięciem dwójkę orków na raz, w końcu posiadał dwie nogi. Wiadomo, że w tym momencie wzmocnił się magią.
Właściciel
Ogłuszyłeś ich, a oni rąbnęli o pokład bez przytomności. U Orków nastąpiła chwila zwątpienia i zawahania, co skrzętnie wykorzystał Krasnolud, jednemu zatapiając topór głęboko w szyi, wyrywając go i uderzając następnego w jądra, co wywołało u niego ogromny ból. Ból ten podsycił wściekłość i zielonoskóry rzucił się na Krasnoluda, a ten jedynie skorzystał z okazji i wykorzystał jego prędkość, by wyrzucić go za burtę. Teraz został już tylko jeden, jeśli nie liczyć tych nieprzytomnych, który zaczął wymachiwać dwoma mieczami w kierunku Twoim i Krasnoluda, chcąc odgonić Was obu.
Nie zamierzał do niego podchodzić, a jedynie ze swojego miejsca wykonał kopa z pół obrotu posyłając w niego tym samym energetyczną pocisk w kształcie zamachu jaki wykonał.
Właściciel
Nadal żył i nadal był przytomny, co było godne podziwu. Jednak krasnoldzuki topór w czaszce dość szybko to zmienił. Następnie właściciel owej broni roztrzaskał czaszki nieprzytomnych wrogów i splunął każdemu truchłu Orka na pokładzie w twarz. Dopiero wtedy wypuścił z dłoni topór i padł na deski pokładu.
Przykucnął jeszcze przy krasnoludzie starając się sprawdzić czy żyje.
-No nie mów, że teraz umrzesz, to tylko drobna rana!
Właściciel
Niezbyt drobna, bo spokojnie mogłeś mu liczyć żebra z niej wystające. Ale nawet mimo to żył. Tak, Krasnoludy to twarde sztuki.
Wypadałoby szybko skończyć walkę i jakoś opatrzyć tak dzielnego wojaka, rozejrzał się jeszcze po polu bitwy oceniając ilu wrogów zostało.
Właściciel
Zaledwie garstka, ale nie jest to nic, z czym reszta sobie nie poradzi.
Zatem jego zadaniem było przeniesienie krasnoluda na nasz statek, tam możliwie otrzyma należytą opiekę medyczną. Starał się go jakoś ostrożnie podnieść tak, by nie uszkodzić jego żeber, a następnie udał się pod trapy.
Właściciel
Po chwili odebrała go od Ciebie para medyków, mężczyzna i Elfka, a następnie zabrali ze sobą Krasnoluda. Tymczasem na pokładzie statku-pułapki dogorywali ostatni wrogowie.
Był nieco zdziwiony posiadaniem załogi w postaci kobiety, ale cóż, to nie był moment na bycie zdziwionym. Ruszył na pomoc pozostałym chcąc czym prędzej załatwić resztę przeciwników.
Właściciel
W momencie, gdy wróciłeś na pokład, serce ostatniego wroga zostało przeszyte szablą kapitana.
-Zdecydowanie nieprzyjemne spotkanie...- Powiedział rozglądając się po polu bitwy, starał się ocenić straty po swojej stronie.
Właściciel
Było przynajmniej kilkunastu rannych, martwych doliczyłeś się siedmiu, nim podszedł do Ciebie kapitan.
- Może i to nie najtrudniejsza walka, ale zdecydowanie najdziwniejsza w mojej karierze.
-Mogę powiedzieć to samo, na drugi raz przynajmniej trzeba będzie się upewnić, że są martwi.
Właściciel
- Dokładnie. Zaraz pewnie zbierzemy ciała swoich, a to podpalimy, bo nie znaleźliśmy tu niczego wartościowego.
-Czyli straty na darmo, super... Wiadomo chociaż co z tą wyspą?
Właściciel
- Z tą obok? - zapytał, wskazując ruchem głowy. - Nic ciekawego.
-No to jeszcze dodajmy do tego stratę czasu... Kiepski start na długi rejs.
Właściciel
- Niestety, raz się zyskuje, a raz traci.
-Taki jest cykl życia... Może inne miejsce przyniesie jakieś profity.
Właściciel
- Liczę na to. - powiedział i udał się z innymi po trapach na pokład "Jastrzębia," bo zapewne zaraz zaczniecie podpalać statek-widmo.