Właściciel
- Siedzę w tym dziesięć lat. Jeśli nikt niczego nie spieprzył od mojej ostatniej wizyty to powinno pójść gładko.
-Niech kapitan zatem na to liczy, powodzenia.- Rzekł, po czym wziął do rąk lunetę i postanowił pierw przyjrzeć się okolicy.
Właściciel
Szalupa odpłynęła. Kierowała się do brzegu wyspy. Porośnięta była małymi drzewami, krzakami, paprociami i całą masą innego zielska.
-Zatem można sobie poczekać na powrót kapitana...- Usiadł w bocianim gnieździe i postanowił ten czas przemedytować do czasu aż wróci lub nie stanie się coś dziwnego.
Właściciel
Szalupa przybiła do brzegu, a kapitan i marynarze weszli w las.
Nic poważnego, dalej medytował.
Właściciel
W końcu marynarze wyszli niosąc jakieś worki i ładując je na pokład. Kapitan też się po chwili pojawił. Ściskał łapę jakiemuś Nagowi. Czerwone łuski, brak włosów, Trzy metry wysokości i osiem długości. Zamienili kilka słów i kapitan wsiadł an szalupę płynąć do okrętu.
-Ciekawi mnie co oni załadowali do tych worków...- Pomyślał, po czym postanowił skończyć medytować i wstać z pozycji siedzącej.
Właściciel
Szalupę wciągnięto, worki schowano, a kapitan kazał odbijać od brzegu.
-Zatem pora odpływać.- Wziął do rąk lunetę, po czym co jakiś czas oglądał przez nią co się dało.
Właściciel
Płyniecie tak cały dzień. Przed Wami i za Wami tylko bezkres morza.
-Ciekawe kiedy przyjdzie pora na tę przygodę...- Westchnął, po czym co jakiś czas rozglądał się dookoła z pomocą lunety.
Właściciel
Zapadła noc, a statek stanął na kotwicy. Widziałeś zarys jakiejś wyspy na północy, Na pewno nie ta z Trującym Szczytem.
-To pewnie kurs na tamtą wyspę...- Powiedział do siebie, po czym zszedł z bocianiego gniazda i stanął przy burcie, w tym samym momencie zaczął gromadzić energię w swych dłoniach wypuszczając ją do morza w postaci pocisków energetycznych, robił to do czasu aż nie wyczerpał swoich pokładów energii na jakiś czas.
Właściciel
Akurat kiedy skończyłeś kucharz powiadomił załogę o kolacji.
-No i można coś zjeść.- Uśmiechnął się nieco, po czym udał do stołówki pokładowej porządnie zjeść.
Właściciel
Na stole, jak zwykle, był chleb, woda, mleko, sery, a także wino w pucharkach. Po jednym dla każdego członka załogi.
-Ser jest w porządku... Ale gdzie mięso?- Pomyślał, po czym przystąpił do jedzenia tego z czego składała się jego porcja.
Właściciel
Chleb, sery, warzywa i owoce były dość sycące. Został Ci jeszcze pucharek wina.
-Przynajmniej chorób nie będzie.- Powiedział, po czym wypił w ciągu jakichś kilku minut na spokojnie zawartość pucharka z winem.
Właściciel
Po kolacji kapitan wstał i powiedział:
- Panowie! Dziś przed nami staje wielka szansa! Jako pierwsi ludzie odwiedzimy Archipelag Sztormu! Mało tego! Wrócimy żywi z bogactwami i chwałą o jakich sobie nigdy nie marzyliście! Kurs na Archipelag już jutro. Macie jakieś pytania? - zakończył tym swoją wypowiedź.
-Skoro trafiamy tam jako pierwsi ludzie to krążą jakieś plotki na temat tego miejsca?
Właściciel
- Podobno żyją tam węże morskie, syreny i wojownicze plemiona, ale nic nie wiadomo na pewno.
-To ciekawi mnie jakie tam mogą być skarby poza sławą.
Właściciel
- Jakie bogactwa? Na przykład takie. - powiedział wydobywając z kieszeni kawałek kryształu o turkusowej barwie i rzucając go na stół przed Tobą.
-Zwykle to kamienie szlachetne mają swoją wartość, a kryształy...?
Właściciel
- To Akwamaryn. Kilogram tego cudeńka możesz sprzedać, nawet bez obróbki, za 4500 sztuk złota. A jak się to oszlifuje i nada odpowiednie kształty to za nawet 10000. Tyle, że nikogo nie stać na taki wydatek. Poza wszystkimi tymi królami, hrabiami, baronami i całą resztą szlachty.
-Zawsze to powód dla którego warto się tam zapuścić, ahoj przygodo zatem.
Właściciel
- Nie wspominając o tym, że żeby zachęcić Was do wyprawy możecie zabrać ze sobą 350 kilo wszystkiego z Archipelagu poza Akwamarynem. Obojętne mi to co weźmiecie. Piasek, złoto, klejnoty, kobiety. Byle nie Akwamaryn i 350 kilo. Kurs na Archipelag jutro rano. Teraz macie wolne.
-Może znajdę tam coś ciekawego dla siebie... Nie interesują mnie drogocenne klejnoty.- Wzruszył ramionami.
Właściciel
Kapitan poszedł do swojej kajuty. Inni marynarze nadal jedli, pili, grali w karty lub poszli spać.
Udał się zatem do swojej kajuty, a w niej jak co noc, medytował.
Właściciel
Medytowałeś, a większość marynarzy już spała.
Warto było, więc spędzić ten czas w ten sposób do rana.
Właściciel
A więc medytowałeś tak długo aż kucharz obudził wszystkich i zawołał na śniadanie.
-Ach, pełen energii w dobrym tego słowa znaczeniu.- Powiedział do siebie i wstał po chwili się przeciągając, a potem udał się na śniadanie.
Właściciel
Na stole było to samo co na kolacji, ale dziś dali mięso. W dość sporej ilości.
-Nareszcie mięso, trzeba mieć sił przed wyprawą.- Pomyślał, po czym wziął swój przydział i zaczął go żreć.
Właściciel
Zarówno Ty jak i marynarze szybko uwinęliście się z posiłkiem. Kapitan kazał Wam iść na stanowiska.
Uwijając się z pożarciem tego wszystkiego zabrał swoją lunetę, po czym udał zebrał w sobie energię i skoczył w stronę bocianiego gniazda łapiąc się lin i wchodząc do niego, jak zwykle wypatrywał czego się dało.
Właściciel
Jak na razie nic. Wszędzie woda. Statek ruszył w nieznane kierując się na południe. Na Archipelag Szturmu.
Postanowił zatem nieco odpocząć sobie w bocianim gnieździe, wyjął lunetę dopiero wtedy gdy dało się coś zauważyć na horyzoncie bez niej.
Właściciel
//Przewinąć akcję o kilka dni? I tak wszystko będzie działo się rutynowo.//
Właściciel
Po kilku dniach podróży zobaczyłeś coś co odmieniło krajobraz, który widziałeś dzień w dzień. Mianowicie była to wyspa.
-Czyżbyśmy już dopływali do samego archipelagu, kapitanie?- Spytał spoglądając lunetą na wyspę.
Właściciel
- To jedna z pierwszych wysp, ale spokojnie. Będzie ich o wiele więcej.
-W końcu archipelag... Cała załoga idzie rozejrzeć się po wyspie?
Właściciel
-Jasne, że nie wszyscy. Idę ja, kilku uzbrojonych ludzi, balista i jej obsługa i Ty. Przyda mi się ktoś z takim okiem. I nie tylko.
-Zatem czekam aż tylko zrzucimy kotwicę, wyczekuję tylko jakiejś porządnej przygody!- Rzekł śmiejąc się nieco i czekał aż dopłyną do wyspy.