Właściciel
Taczka:
Przyjął go dzielnie i zrewanżował Ci się bolesnym ciosem w brzuch, od którego niemalże się nie zgiąłeś w pół.
Omeg:
Skinął głową i ruszył jako pierwszy. Sama podróż trwała kilka minut, Ty zaś zostałeś zaprowadzony pod drzwi niewiele różniące się od Twoich, również strzeżone przez parę Uruków. Na Wasz widok stanęli na baczność, a Twój przewodnik otworzył drzwi i wkroczył do ciemnego pomieszczenia.
Vader:
Nie, nie miał. Kilku innych uciekło, reszta zaś zatrzymała się, będąc między młotem i kowadłem, czyli między Tobą i nadchodzącymi z przeciwnego kierunku Zbrojnymi Śmierci.
Skręcił mu kark.
-No, niezbyt wesoły koniec waszej egzystencji, prawda?
Warknął i złapał się jedną dłonią za brzuch. Rzucił się na niego, aby powalić go na ziemię.
Wszedł za nim, próbując sobie przypomnieć, co ma za zadanie zdziałać na tej całej naradzie.
Właściciel
Vader:
- Czemu nam to robisz? - ośmieliła się spytać jakaś kobieta, podczas gdy reszta szukała drogi ucieczki, zmawiała ostatnie modlitwy lub po prostu skuliła się ze strachu w oczekiwaniu na śmierć.
Taczka:
Jak na tak niską personę, wykazywał sporą krzepę i zwarliście się w zapaśniczym uścisku, gdzie jedna strona nie mogła zdobyć przewagi nad drugą.
Omeg:
Zostałeś wysłany jako nadrzędny Mutagenista, twórca nowych potworów do armii Kettlosa oraz doradca władcy tamtej twierdzy, do której się kierujesz, bo tu obecnie spędzasz tylko postój.
Pokój okazał się czymś na kształt sali konferencyjnej z długim stołem i stojącym przy nim krzesłami. Właściwie poza Waszą dwójką były tu jeszcze tylko dwie istoty żywe, czyli dowodzący kawaleryjskimi zagonami, tą wieżą i odsieczą dla Waszej karawany Uruk i jego wielkie bydlę, które miało Was gdzieś: Warg spał na ziemi z jęzorem wywalonym między olbrzymimi i brudnymi kłami.
-Ej, wiesz co? To nie jest głupie pytanie! Otóż wszystko zazęło się wtedy, kiedy miałem pięć lat. Na moją wioskę napadły elfy zabijając całą moją rodzinę. Był tam też jeden pedofil, który chciał mnie zgw*łcić. Na szczęście zjawił się odziany w czarną, błyszczącą zbroję Rycerz Śmierci, który mnie uratował i przygarnął. Później również zabrał mnie do siedziby, gdzie zostałem poddany szkoleniu na kolejnego Rycerza. Zdałem, a w ramach podzięki za ratunek uznałem, że będę im służył najlepiej jak potrafię. I to robię, spełniam chwalebną misję. Lepsze to od was, cholerne elfy!
Tutaj również udał zaskoczenie.
-A nie, czekaj. Jesteś człowiekiem... dobra, przełóż moją historię zmieniając elfy na ludzi i poznasz odpowiedź. I tak historia jest fałszywa, więc się tym nie przejmuję. Bo wiesz co? Ja po prostu lubię zapi***alać i zabijać.
Spróbował uwolnić rękę i uderzyć swojego przeciwnika pięścią.
Właściciel
Taczka:
Wszystko szło dobrze, dopóki nie chwycił tej pięści swoją również wyswobodzoną dłonią i zaczął ją powoli miażdżyć...
Vader:
- Ale... ale... My Ci przecież nic nie zrobiliśmy! Nie możesz nas po prostu zostawić w spokoju? - pytała, wraz z każdym zdaniem postępując o krok do tyłu.
Ów niewielka liczba osób trochę go zbiła z tropu.
- Um, witam. Potrzebujecie mojej opinii na jakiś temat, skoro tak mnie wzywacie?
-Wniosek możesz wręczyć do naszego Pana, a on rozpatrzy ofertę... no kiedyś rozpatrzy, bo nikt mu terminów nie będzie narzucał.
Syknął z bólu, na szczęście lub nie, ból sprawia, że jest on jeszcze bardziej wściekły. Spróbował uderzyć głową swojego wroga w jego głowę.
Właściciel
Vader:
- Co? - spytała znów, jakby rzeczywiście rozważając taką możliwość, co było bardziej, niż komiczne.
Taczka:
Wywołało to kolejną falę bólu, a przynajmniej nie tylko u Ciebie, bo i u niego też. Do tego obaj cofnęliście się o kilka kroków, rozmasowując boląca czaszki.
Omeg:
- Nie przeszkadzalibyśmy Ci, gdyby było inaczej. - odrzekł jeden z Uruków, głaszcząc Warga. Chyba błędnie uznał, że byłeś pochłonięty całą tą swoją alchemiczną pracą, podczas kiedy to naprawdę spałeś lub kąpałeś się.
- Ale skoro już tu jesteś to tak, potrzebna nam Twa pomoc. - dodał drugi. - Chodzi o termin i trasę wyjazdu, uważamy że powinny być takie, aby jak najmniej opóźniło to postęp Twoich prac nad armią dla naszego pana.
-Wniosek możesz wręczyć do naszego Pana, a on rozpatrzy ofertę... no kiedyś rozpatrzy, bo nikt mu terminów nie będzie narzucał. Czy jest to niejasne dla ciebie?
Kiedy się otrząsnął wziął jakiś większy kamień w dłoń, jeśli gdzieś leżał i ponownie zaatakował, tylko teraz chciał uderzyć przeciwnika kamieniem, więc gdy był dosyć blisko spróbował rzucić nim niespodziewanie w jego głowę.
- Więc znamy jedno kryterium terminu - ma być jak najwcześniej. A jakie jest drugie? I z całym szacunkiem, czemu miałbym wiedzieć cokolwiek o optymalnej trasie?
Właściciel
Omeg:
- Ku*wa... No, źle powiedziałem. My Ci przedstawimy możliwe trasy, a Ty wybierzesz tę najlepszą dla Ciebie. Teraz jasne?
Taczka:
Jako że trzymał gardę, zdołał zasłonić się nią przed kamieniem i o ile czaszkę ma całą, to walka lewą dłonią może już być dużo trudniejsza.
Vader:
Nim miała okazję odpowiedzieć, straciła głowę. Nie, nie dla Ciebie, baranie, ale dosłownie, gdyż jakiś Zbrojny skorzystał z okazji i załatwił kobietę, gdy Ty ją zagadywałeś.
- No dobrze. Jakie są opcje? - odparł, nie chcąc kontynuować dyskusji
Uderzył go barkiem szarżując, żeby go powalić.
Właściciel
Taczka:
Udało się, ale co dalej?
Omeg:
- Pierwsza to dość prosta droga, na nic ani na nikogo nie trafimy. Problem jest tylko taki, że jest strasznie długa, a czas się przecież liczy, prawda? Druga jest szyba, ale prowadzi przez szlaki handlowe. Niby dobrze, zawsze moglibyśmy coś zrabować albo dostać coś do eksperymentów, ale poza tym są spore szanse, żeby trafić na koczowników, których tam pełno przez te karawany... Ostatnia jest najszybsza, ale leci prosto jak w mordę strzelił przez tereny Klanu Krwawego Kopyta. - wyjaśnił niemalże jednym tchem Uruk i zamilknął, czekając na Twoją decyzję.
-Fajnie się z nią rozmawiało. Miała znamię?
Spróbował go podnieść, aby później rzucić nim o swoje kolano, jeśli się nie udawało go chwycić, to zaczął go po prostu kopać.
- Z tego co właśnie usłyszałem druga opcja brzmi najbardziej obiecująco. Głupio jest kazać wampirowi zbędnie czekać, ale niemal równie głupio jest dać się zabić wjeżdżając w przysłowiową paszczę węża.
Właściciel
Vader:
- A zabiłbym ją, gdyby miała?
Taczka:
Nie udało, lecz same kopanie to słaby pomysł, gdyż ma na sobie pancerz, więc prędzej złamiesz sobie palec, niż jakoś go zranisz.
Omeg:
- Wszystko przygotuję... Kiedy ruszamy?
-No ni... zaraz ku*wa kiedy ty to sprawdzałeś?
Zaczął szukać młota bojowego, którego prawdopodobnie upuścił, jeśli nie, to poszukał ostrego kamienia o rozmiarze trochę większym od jego dłoni.
- Kiedy tylko będziemy w stanie - odparł krótko. Naprawdę nie miał ochoty zostawać w tym miejscu dłużej, niż było to konieczne, z więcej niż jednego powodu
Właściciel
Vader:
- Ta grupa wymknęła nam się podczas wcześniejszego przeszukiwania.
Taczka:
Młot masz pod ręką, ale czas, jaki poświęciłeś na jego szukanie, Krasnal wykorzystał, aby wstać i nałożyć na i tak pancerne rękawice dodatkowe kastety... Walimorda pełną gębą, nie?
Omeg:
- Tak się stanie. - wyjaśnił i skierował się do wyjścia, podobnie jak drugi Uruk-Hai. Wypada wyjść razem z nimi, chyba że masz ochotę pogłaskać Warga, którego chyba nie karmili...
-No zje*ali, to trzeba im przyznać.
Nie miał szczególnej ochoty głaskać Warga, więc czym prędzej opuścił pomieszczenie
Postanowił na niego zaszarżować, aby będąc w pobliżu Krasnoluda, zaatakować go młotem w głowę.
Właściciel
Vader:
Skinął nieznacznie głową i odszedł bez słowa, w poszukiwaniu innych ofiar, lecz daleko nie zawędrował, gdyż dźwięk rogu sugeruje, że powinniście się zbierać.
Omeg:
Opuściłeś pomieszczenie, a Urukowie rozeszli się każdy w swoje strony, więc zostałeś sam.
Taczka:
Uchylił się i jednym ciosem wytrącił Ci młot z dłoni, a mianowicie zadał Ci potężne uderzenie w lewą dłoń, które może stawiać pod znakiem zapytania użycie jakiejś broni tą dłonią lub też w ogóle użycie broni dwuręcznej.
A więc ruszył w miejsce zbiórki. A z nim samotna głowa Monroe!
Wściekł się i od razu zaatakował go prawą ręką w brzuch.
Właściciel
Vader:
A jakże by inaczej? Niemniej, dotarłeś przed główną bramę, gdzie to miała miejsce zbiórka. Nie zauważyłeś żadnych ubytków pośród Rycerzy lub Zbrojnych, ale za to Wam przybyło, gdyż mieliście o jedną kobietę i jednego mężczyznę w drużynie więcej, oczywiście to ci ze znamionami. Wraz z ogłoszeniem końca misji, wszyscy zaczęliście zbierać się do drogi do domu, do Zamku Qull.
Taczka:
Podziałało i chyba wyeliminowałeś go z walki lub też wije się z bólu na piasku dla niepoznaki.
No, szkoda że tak szybko, ale zawsze to była jakaś miła odskocznia.
Nie wiedział, kiedy planowany jest wyjazd, co było pewnym problemem. Postanowił skierować się z powrotem do kwatery, aby w razie czego być gotowym.
Spróbował go podnieść i rzucić nim o ziemię.
Właściciel
Taczka:
Udało się, choć na pewno go tym nie zabiłeś ani nie zraniłeś, a jedynie bardziej wku*wiłeś.
Omeg:
Trafiłeś tam bez większych problemów, może poza dziwny wrażeniem, jakbyś był obserwowany. Cóż, ale to dość logiczne, biorąc pod uwagę same podziemia wieży i jej mieszkańców, szczególnie jednego...
Vader:
//Zacząć, gdy będziesz na miejscu, tak?//
Wszedł do środka, po czym zaczął pakować tą niewielką część dobytku, którą od czasu swojego przybycia tu wyjął z odpowiednich toreb, po czym zaczął nerwowo chodzić w kółko, jako prymitywny sposób dania upustu nerwom.
Właściciel
Na szczęście jeden z Uruków powiadomił Cię, że powóz czeka, nim swoimi krokami zrobiłeś w pokoju okrągłą koleinę.
Skinął Urukowi głową w geście "zaraz będę", po czym dla bezpieczeństwa sprawdził, czy wszystko ze sobą ma, ze szczególnym naciskiem na drewniana figurkę.
Zaczął go uderzać po głowie.
Właściciel
Omeg:
Drewnianej co prawda nie było, ale jeśli masz na myśli tą, którą wzywa się Demona to jak najbardziej, miałeś ją przy sobie.
Taczka:
Utrudniało mu to wstanie i początkowo robił uniki, ale później zrezygnował i przyjął kilka Twoich ciosów na twarz, aby wstać i zadać Ci silny cios zdrową ręką w brzuch. Tobie na pewno nic nie złamał, Ty mu za to złamałeś nos i pewnie łuk brwiowy, bo cała jego twarz jest we krwi.
//Z jakiegoś powodu wmówiłem sobie, że onyks to rodzaj drewna :L
- Mogę oczekiwać, że ktoś zabierze bagaże we właściwe miejsce? - spytał Uruka
Cofnął się i ponownie wziął ostry kamień, aby zaatakować nim Krasnoluda w brzuch.
Właściciel
Omeg:
//W sumie... Dziwne jakieś to drewno :V//
Pokiwał głową, wskazując na dwóch wartowników pod Twoimi drzwiami. W sumie to by się zgadzało: Nie mają co robić, bo już tam nie mieszkasz, więc chociaż walizy poniosą.
Taczka:
Z racji pancerza nie zrobiło to na nim wrażenia. Walka trwałaby pewnie jeszcze tak długo, dopóki jedna ze stron nie opadłaby całkiem z sił. Na szczęście Twoi kompani poradzili sobie z resztą obrońców karawany i przybyli Ci na pomoc, masakrując biednego Krasnala.
- Więc o to nadchodzę drogo - mruknął, po czym skierował się ku wyjściu
-Nareszcie! A teraz zabierzcie wszystko co mieli. - Rozkazał, postanowił poczekać aż skończą i potem nakazał powrót do obozu.
Właściciel
Taczka:
Było tego za dużo, więc zwyczajnie zabrali wozy kupieckie. Ach, no i pozostaje kwestia jeńców, bo o ile strażników skosiliście równo, to pozostaje problem kilkunastu kupców i handlarzy, którzy postanowili się poddać.
Omeg:
Twój powóz czekał i tak znów ruszyłeś w drogę, opuszczając to dziwne miejsce, ale zapewne kierując się do jeszcze bardziej osobliwego.