Właściciel
Omeg:
Dowódca Twej straży pokiwał głową i wskazał na drugiego Orka:
- To Gord, dowódca zamkowych jeźdźców Wargów. Przybył tu żeby zapewnić nam ochronę przed Krwawym Kopytem i innymi zagrożeniami oraz wskazać krótszą trasę do zamku. - wyjaśnił, tamten zaś tylko pokiwał głową.
Vader:
Pierwsi do ataku rzucili się koczownicy, oczywiście z podniesioną bronią i dzikimi wrzaskami. W związku z tym bramy miasta zostały zamknięte, zaś obrońcy zajęli pozycje. Zaraz też posypały się na nich pociski z łuków, kusz, skorpionów i balist. Ponieśli spore straty w zabitych i rannych jeźdźcach oraz koniach i zaczęli pozorować odwrót. Wtedy też obrońcy wydali z siebie tryumfalne okrzyki, acz jedynie do połowy, druga połowa uwięzła im w gardle, gdy padali martwi od pocisków Magii Śmierci lub widzieli śmierć swych towarzyszy czy też nacierających w równej i zwartej formacji Zbrojnych Śmierci oraz wspierających ich Rycerzy Śmierci na swych wielkich jaszczurach.
Rycerz
-To lubię.
Obserwował nadal.
Wampir
Czekał.
Właściciel
//Upsik.//
- W takim razie zostaw ich i odejdź.
Faktycznie, było wesoło. A weselej zrobiło się, gdy Rycerze zniszczyli bramę, a do środka wlały się hordy koczowników.
Rycerz
-Już ruszamy?
Wampir
-Już ich zostawiłem, teraz jedynie czekałem na pozwolenie.
- Miło poznać. Co to za krótsza trasa o której mowa?
Właściciel
- Idź i módl się do jakiegokolwiek bóstwa, abyśmy się nigdy więcej nie spotkali.
- Jeszcze nie. Dajmy im chwilę.
Wampir
Odszedł. Bóstwa i tak nie istnieją.
-Doobra.
//Chyba żadna z tych odpowiedzi nie była do mnie
Właściciel
Omeg:
//Ano nie było, bo przegapiłem Twój post.//
- Prosto jak w mordę strzelił przez Plugawe Ziemie.
Vader:
Skoro tak to co teraz zrobi? Gdzie się uda? Czym się zajmie?
W końcu Twój mistrz, przewodzący grupie, dał znak, jednocześnie dając jaszczurowi sygnał do pełnego galopu.
Ożywi martwe tematy, a teraz do Miasta Ahlorian.
Duszył za nim z tą samą prędkością.
- Aha. I jakie jest ryzyko, że zginiemy po drodze?
Właściciel
Vader:
Czy Wampira na pewno tam dobrze przyjmą?
Duszyłeś jak cholera, omijając miasto od zachodu, aby później wejść na tyły.
Omeg:
- Praktycznie żaden, oczyściliśmy teren już wcześniej.
Wampir
///O ile w Trenten mogą być problemy, to już Imperawes traktuje wszystkich neutralnie, a w Mieście Zefirów uczą się tacy jak on w Szkołach Czarnoskrzydłych, więc... wiem co mówię jako ich twórca. Chyba że coś się zmieniło.
Rycerz
Mniejsza z duszeniem się, bo klawiatura telefonowa ssie. Jechał by zafundować sobie niezłą rozrywkę.
Właściciel
//Planowałem, żebyś zahaczył po drodze o inne miasto, w którym Wampiry nie są tak tolerowane, ale zmieniłem zdanie. Zacznę, gdy będziesz na miejscu.//
W takim razie pora ruszyć magiczną dupę i przyłączyć się do reszty Rycerzy, formując pociski na tyle duże i potężne, aby zrobić wyrwę w murze.
- Więc nie widzę problemów z planem. Dziękuję za wsparcie i do zobaczenia - powiedział, po czym skierował się z powrotem w stronę karety
Wampir.
///Ok.
Rycerz
A więc się za to zabrał.
Właściciel
Vader:
Wasze połączone siły mogło zatrzymać naprawdę niewiele, a jeśli już, to na pewno nie jakiś nędzny mur z pustynnego piaskowca: Został on zniszczony w głośnej i efektywnej eksplozji, czyli tak, jak lubicie.
Omeg:
Gdy tylko wsiadłeś, ta ruszyła wraz z resztą konwoju, zmieniając kurs tak, aby podążyć za przewodnikami na Wargach.
A więc pora na przygodę! Ku murom, ku morderstwom!
Właściciel
I wjechaliście do środka, budząc zasłużony lęk pośród tych mieszkańców miasta, których tu zastaliście. Oczywiście, większość uciekła, nieliczni zaś stali niczym skamienieli z przerażenia.
A więc na początek szukał osób bez znamienia. Szukali kogoś ze znamieniem, więc ci bez niego to ofiary.
Tak więc czekał, aż coś jeszcze pójdzie nie tak
Właściciel
Omeg:
O dziwo godziny wlokły się, a poza tym nic ciekawego się nie działo, czyli raczej nic się nie stanie.
Vader:
Żaden z tych, których tu zastaliście, takowego nie posiadał.
Czyli będą trupami? Jeżeli tak, to ściął pierwszego, a jego głową rzucił w drugiego.
Więc o ile nie musiał się odlać ani nic w tym stylu, wrócił do spania.
Właściciel
Vader:
Z całej grupy, którzy nie uciekli od razu, przeżył tylko ten, któremu rzuciłeś głowę ściętego kompana, reszta zginęła od Magii i oręża innych Rycerzy.
Omeg:
W końcu wybudziłeś się, gdy kareta zatrzymała się. Ile czasu minęło? W zasadzie dość ciężko określić.
Zbliżył się do niego.
-Oddaj główkę!
Przetarł oczy i wyszedł na zewnątrz
Właściciel
Vader:
Z ochotą pozbył się jej, odrzucając czerep Tobie.
Omeg:
Pierwszym, co zauważyłeś, była wykonana z piaskowca wieża, drugim zaś zachodzące powoli słońce.
-Źle! Twoją!
Odciął mu łeb.
Na początek znalazł sobie przytulne miejsce aby opróżnić pęcherz. Kiedy to było z głowy, obejrzał wieżę z paru stron.
Właściciel
Vader:
//Nie mam pojęcia czemu, ale strasznie mnie to rozbawiło ;-;//
Poszło to równie łatwo jak wcześniej.
- Strach. - mruknął Twój mistrz i odetchnął głęboko przez nos. - Całe to miasto nim cuchnie. Pora uwolnić od niego mieszkańców, nieprawdaż?
Omeg:
Nie było tu żadnych krzaków, ale Orkowie mieli to gdzieś, w końcu każdy w życiu ch*ja widział. Niemniej, wieża jest wysoka i strzelista, wykonana z okolicznego piaskowca. Właściwie to nie jest zbyt duża czy szeroka, przypomina cienki walec zakończony odsłoniętą platformą obserwacyjną oraz blankami.
- Dobrze być, ku*wa, w domu. - powiedział Gord, opierając pięści o biodra i wpatrując się w wieżę.
-Oczywiście, że się godzę z tą szlachetną ideą.
Podniósł głowę nieszczęśnika, którego zetnął.
-Monroe też się godzi.
I na potwierdzenie pokiwał ściętą głową.
Właściciel
Twoje chore poczucie humoru spodobało się chyba innym, bowiem zaśmiali się, choć na krótko.
- Dobrze, wiecie co robić? - spytał dowodzący grupą, a później, nie czekając na odpowiedź, pognał w miasto, podobnie jak inni.
Ruszył również, trochę w innym kierunku, by zyskać więcej własnych ofiar. Oczywiście Monroe zabrał ze sobą.
Właściciel
Nie wykazywał zbyt żywego zainteresowania podróżą, Ty zaś spotkałeś, jak na razie, tylko żebraków, inni woleli siedzieć w domu podczas oblężenia.
Sprawdzał, czy mają znamienia. Brak tego oznacza, że to nie oni są celem. Czyli można ich rozpruwać.
Właściciel
Każdy z nich zginął... Może to nawet lepiej? Niemniej, ta ulica oczyszczona.
Ruszył w stronę jakiegoś dużego domu.
Właściciel
Tutaj właściwie takich nie było, każdy wyglądał jednakowo.
A więc z buta wszedł do najbliższego.
-Bum skarbie, nie spodziewałaś się mnie tak wcześnie!
Jak sytuacja z ludźmi?
Właściciel
W pokoju, do którego wparowałeś, nikogo nie ma.
- Tak... to powinno zapewnić nam jakiś zakres ochrony.- Raelagowi wieża zbytnio nie imponowała, ale nie dawał tego po sobie poznać - Jak długo mamy tu zostać?
Ile drzwi oprócz wyjściowych?
Właściciel
Omeg:
- Przynajmniej przez tę noc.
Vader:
Brak.
Właściciel
Jeszcze jak! Piwnica, kuchnia i salon na parterze, a i na piętrze coś się pewnie znajdzie.
- Gdzie sugerujecie mi nocować?
Właściciel
Vader:
Wszystkie drzwi były otwarte, a jednocześnie pomieszczenia za nimi - puste.
Omeg:
- Mamy kwatery. Pod ziemią w sensie.
Postarał się zablokować drzwi do piwnicy, a następnie ruzył na piętro.