Właściciel
Vader:
Bestia zatoczyła jeszcze kilka kręgów i wylądował nieopodal... Wielkie bydlę, o niezwykle długiej szyi kończącej się zębistą mordą i wyłupiastymi ślepiami. Do tego ostre pazury, długie skrzydła i lśniąca, czarna łuska... No i sam Vladimir, niezwykle bogato odziany jak na Wampira, lecz prawie na pewno połowa jego garderoby i ekwipunku to nie były takie zwykłe stroje, broń i ozdoby...
Taczka:
Jedyna tu dostępna, czyli ludzie. Nic wielkiego.
Omeg:
Może i mógłbyś tak spędzić ten czas, ale Urukowie mieli nakazane przez swego pana, że mają się Ciebie słuchać i w ogóle, więc traktowali Cię jako dowódcę, przez co już po kilkunastu minutach jeden dobijał się do drzwi karety.
Tym razem czekał, choć zeskoczył z jaszczura i sprawdził, czy aby na pewno dobrze trzyma kuferek. Głupio byłoby go trzymać odwrotnie.
Właściciel
I kuferek, i zwój trzymasz odpowiednio, zaś Wampir zszedł ze Smoka i ruszył w Twoim kierunku. O ile Drow i Orkowie klęknęli na widok władcy Kolektywu Cienia, Zbrojni i Rycerz stali niewzruszeni, acz gotowi powtórzyć gest, jeśli im każesz.
Raczej nie będą groźni, więc pojechał dalej w poszukiwaniu obozowisk czy czegoś.
Właściciel
Poza tym jednym nie znalazłeś takowych w pobliżu obozu Hordy.
Nie było takiej potrzeby, a nawet gdyby, to pancerze znacząco by to utrudniły. Nikt nie musiał wiedzieć, że on sobie zwiększył mobilność.
Otworzył drzwi i z choćby minimalną dozą uprzejmości zapytał:
- O co chodzi?
Właściciel
Vader:
- Witaj... Rycerzu. - powiedział Valescu po chwili zastanowienia, gdyż nie znał Twojego imienia lub przydomka. - Jak widzę, masz dar, o który prosiłem Twoich mistrzów?
Omeg:
- Kolacja gotowa, a jeńcy i łupy posortowani... Pan do nas dołączy? - spytał, mając na myśli zapewne posiłek, choć kto tam wie Uruka.
-Witaj, Lordzie Valescu. Tak, posiadam dar od Mistrzów. Jednakże zawartość pozostaje tajemnicą dla wszystkich tutaj zgromadzonych. Z wyjątkiem Ciebie.
-Jakoś spokojnie jest tutaj ostatnio... - Mruknął do siebie i zawrócił do obozu.
Właściciel
Vader:
- Owszem. - odparł krótko i wyciągnął w Twoim kierunku dłonie, chcąc odebrać zwój pergaminu i szkatułkę. - Możesz ich powiadomić, że zgadzam się na wszystkie punkty naszego układu.
Taczka:
Większość by to cieszyło, ale na pewno nie takich wojowniczych Orków, do tego z Hordy... Ale niestety, nijak mogłeś cokolwiek na to poradzić.
Podszedł i wręczył mu dary.
-Powiadomię ich o tym Lordzie.
Kiedy już przybył, postanowił oddać się popołudniowej drzemce, raczej jest to lepsze niż ciągłe chodzenie w kółko.
- Racja, wypadałoby coś zjeść... zaraz przyjdę.
Właściciel
Vader:
Pokiwał głową i odszedł w kierunku swej latającej bestii, więc możecie się już zbierać.
Taczka:
Owszem, pomogło zregenerować siły, zwłaszcza po stoczonej dziś walce z obrońcami kupieckiej karawany. Obudziłeś się wieczorem, głównie przez radosne okrzyki zgromadzonych w obozie Orków, Goblinów, Hobgoblinów, Orkologów, Centaurów, Ogrów, Cyklopów i Trolli.
Omeg:
Słysząc Twoją odpowiedź odszedł, nie mając już nic do powiedzenia lub zrobienia.
-Zbiórka, wyruszamy natychmiast.
Mówiąc to ruszył i wsiadł na swego jaszczura.
Poszedł sprawdzić, co się tam ciekawego dzieje.
Odczekał chwilę bez szczególnego powodu, po czym wyszedł szukając miejsca na spożycie ów posiłku.
Właściciel
Taczka:
Całość świętowała, obficie racząc się mięsiwem i goblińskim samogonem, który był jedynym dostępnym trunkiem, a także urządzając różnego rodzaju zawody i inne sposoby na rozrywkę i umilenie sobie czasu. Wszystko pięknie, ale czemu?
Vader:
//Tak właściwie to zacznę Ci w zamku jak wrócisz.//
Omeg:
Najlepiej było zasiąść przy ognisku, bo to tam mogłeś swój posiłek dostać. Sami Urukowie już się takowym raczyli, Ty zaś zauważyłeś, że kilka powozów zostało załadowanych łupami, w zamian za jedzenie, którego pozbędziecie się dziś na kolacji, a także podział jeńców na dwie grupy oraz jakiegoś trupa leżącego nieopodal ogniska, który był martwy z pewnością przez sporą ranę głowy, z której chyba widzisz mózg... Cóż, najpewniej się stawiał.
-Co się dzieje? - Zapytał się jednego z biesiadujących.
Nie oczekiwał, że obowiązują tutaj jakiekolwiek maniery, więc po prostu rozejrzał się za czymś, co nie wyglądało zbyt toksycznie i nie leżało już na czyimś talerzu, i to coś wziął.
Właściciel
Taczka:
- Wodzowie! - krzyknął w odpowiedzi, a widząc, że nie wiesz o co dokładnie chodzi, podjął: - Wodzowie przybędą do obozu!
- I pójdziem się napi**dalać! - dodał inny zielonoskóry.
Omeg:
Talerzy jako takich brakowało, jednakże jeśli chodzi o jedzenie to było nawet nieźle... Może i chleb był trochę czerstwy, ale za to mięso było nader smaczne. Jeśli to nie wystarczało, to zawsze możesz dobrać się do zapasów z tamtej karawany, w końcu musieli coś mieć, bo tylko idiocie lub samobójcy idą na pustynię bez prowiantu i wody.
Nie miał większych problemów z takim posiłkiem. Po za tym słyszał, że jedzenie z podwładnymi było czymś, co powinno się robić dla zwiększenia morale czy jakoś tak. Z uprzejmości postanowił zostać chwilę nawet po tym, jak się najadł.
-No, może wreszcie odbędzie się jakaś walka na moim poziomie... - Uderzył pieścią w dłoń symbolicznie.
Właściciel
Taczka:
Może i tak, może w końcu ruszycie na jakąś konkretną wojnę, kto wie? Tak czy inaczej, teraz warto byłoby zrobić to samo, co inni wojownicy Hordy i zacząć świętować.
Omeg:
Najwidoczniej i tym razem książki się nie myliły, Urukowie zaczęli rozmawiać na różne tematy, jednakże gdy jeden poruszył kwestię jeńców, wszyscy zamilkli i spojrzeli na Ciebie.
No to przyłączył się do biesiady i zajął się tym co inni, czyli żarciem i piciem.
Właściciel
W ten sposób miło spędziłeś czas, budząc się lekko skacowany dnia następnego.
- Nie zabijajcie ich więcej. Nie wolno marnować zasobów niepotrzebnie. Obiekty testowe są potrzebne w mojej pracy. Nie martwcie się, nie będzie trzeba ich karmić zbyt długo - oświadczył
Jak się otrząsnął, poszedł sprawdzić, czy przybyli wodzowie.
Właściciel
Omeg:
Pokiwali głowami, przyjmując to do wiadomości, jeden nawet ruszył się, aby rzucić coś do jedzenia dla jeńców.
Taczka:
Radość była zdecydowanie zbyt wczesna... Zapewne przekazał ją jakiś goniec, a więc przyjdzie Wam czekać jeszcze kilka dni, może i dłużej.
Zajął się swoim codziennym zajęciem, czyli patrolem. Osiodłał jakiegoś warga i pojechał na wschód.
Właściciel
Spokój, jedynie jakieś zniekształcone ślady na piasku w okolicy obozu, ale to chyba nic dziwnego, pewnie jakiś zwierz zapuścił się rano w okolice obozu, żeby podwędzić sobie resztki z Waszej wczorajszej uczty.
- No i dobrze. Nawet udany dzień, chciałoby się powiedzieć - wstał - Ale teraz chyba was zostawię. Czas jest cenny.
Wrócił do obozu i obrał kierunek odwrotny, czyli na zachód.
Właściciel
Taczka:
Jak na razie sprawa ma się podobnie jak wcześniej.
Omeg:
- Ruszać? - spytał dowodzący zgrają Uruk.
Skoro patrol skończony, to warto na jakieś samotne polowanie pojechać. Może spotka jakiegoś potężnego zwierza. Tak więc zrobił.
- Wypadałoby się zbierać - potwierdził - Upewnijcie się oczywiście, że wszystko jest dobrze załadowane i takie tam
Właściciel
Taczka:
Zwierza jak na razie brak. Znaczy się: Są jakieś gazele, króliki i tym podobne, ale w żadnym wypadku nie jest to potężne, więc po co zawracać sobie tym głowę?
Omeg:
Zajęli się swoimi zadaniami i już po kilkunastu minutach karawana sprawnie ruszyła dalej.
Poszukał jakiejś jaskini, być może jakiś potwór zamieszkał w którejś.
Właściciel
Jaskini było tu jak na lekarstwo, niestety. Możesz co najmniej wjechać na jedyne w okolicy wzgórze i stamtąd wypatrywać czegoś ciekawego.
Tak też zrobił i rozejrzal się.
Właściciel
Dostrzegłeś praktycznie wyschnięty wodopój i kierujące się do niego zwierzęta roślinożerne, co jest dość łakomą pokusą dla różnych drapieżników.
Poczekał aż przybiegnie jakiś mięsożerca i podjechał, żeby go zaatakować.
Właściciel
Niestety, żaden się nie pojawił. Lub pojawił, ale również czeka, aby zaatakować.
Spróbował chwycić jakiegoś zwierza i zrobić z niego przynętę.
Właściciel
Pod ręką miałeś własnego Warga, po coś innego musiałbyś udać się do oazy, ale jest to zły pomysł, bo w ten sposób spłoszysz wszystkie zwierzęta... Chociaż nie, panika pośród nich już wybuchła, tak więc nie masz się czego obawiać.
Powrócił więc do poprzedniego planu drzemania / zajmowania się byle czym.
Tak więc wyruszył dalej na poszukiwania jakiejś bestii.
Właściciel
Dzięki temu czas nie dłużył Ci się jakoś szczególnie, co pozwoliło jakoś przetrwać trasę. A fakt, że się zatrzymaliście, chyba świadczy o tym, że jesteście już na miejscu.