Właściciel
- A będziemy coś za to mieli? - zagadnął Bordrod, gdy obaj przyswoili sobie informacje od Ciebie. Najwidoczniej trochę zajmie im odnalezienie się w swojej roli, podobnie jak Tobie, w końcu wszyscy trzej awansowaliście z miejsca szeregowych trepów na tak wysokie stanowiska.
- Więcej zgrabionych dóbr i możliwość pomiatania innymi w moim imieniu. A teraz pośpieszmy się bo nam oddział spie**oli -wyruszył w ślad za podległą mu bandą orków
Właściciel
Ruszyliście, ale o ile dogoniliście resztę oddziału, to nomadów już niezbyt. Na dodatek kończyły się Was zapasy, a wałęsanie się po pustyni bez wody i jedzenia to co najmniej słaby pomysł. Ale to Ty tu teraz jesteś dowódcą, od Ciebie zależy, co zrobicie.
Ogłosił chwilowy postój i zawołał do siebie swych zastępców.
Właściciel
Przybyli po chwili, pozostali zaś wykorzystali czas, aby odpocząć i jeszcze bardziej nadszarpnąć skurczone już zapasy.
Bez zbędnych ceregieli przeszedł do rzeczy
- Jak pewnie wiecie, prowiant się kończy, a nomadów ani widu, ani słychu. Co radzicie zrobić z tym fantem?
Właściciel
- Wracać. - odparli zgodnym chórem obaj Twoi najbliżsi doradcy i kompani z dawnych lat.
- Nie ma co się pie**olić, teraz są już małe szanse, że znowu znajdziemy jakąś wiochę, w której uzupełnimy zapasy, a to, co mamy i ledwo wystarczy na powrót do obozu Hordy. - podjął po chwili Gnoll.
- Więc jeszcze chwila przerwy i zapi***alamy z powrotem.
Właściciel
Nikt nie miał nic przeciwko, przyjęli to pewnie z niejaką ulgą, i tylko czekali, aż obwieścisz reszcie swój nowy rozkaz i dasz sygnał do wymarszu.
Więc po umówionej chwili dał rozkaz do powrotu
- Dobra chopy! Żarcie i woda nam się kończy, więc musimy zapi***alać z powrotem do obozu Hordy! Pytania?!
Właściciel
Nawet do tych debili argument mówiący o śmierci z głodu czy pragnienia na tej zapomnianej przez ludzi i Pradawnych pustyni przemówił bardziej niż skutecznie, więc szybko zabraliście się w drogę powrotną, jednakże musieliście maszerować tę resztę dnia, jaka Wam pozostała, i całą noc. Do obozu Hordy dowlekliście się dopiero nad rankiem następnego dnia.
//Wiem, że wcześniej obóz znajdował się w tym temacie, ale uznałem, że jednak lepiej przenieść go do osobnego, więc zacznę Ci, gdy go założę.//
Właściciel
Szakal:
//Pamiętam, spokojnie. To, że nie mam czasu, chęci, dostępu do laptopa albo wszystko na raz to już coś innego.//
Jurek:
Nabawiłeś się przez to złamanego nosa, gdy dosięgnął Cię celny cios maczugi trzymanej przez jednego ze Szkieletów, ale odwdzięczyłeś mu się podobnie, przez co padł na piasek nieodwołalnie już martwy. Mimo to przeciwników zdawało się wprost przybywać, a nie ubywać, ale jednak zdołaliście się przedrzeć. Inna sprawa, że ze swojego oddziału przeżyłeś tylko Ty i jeden ciężko ranny oraz dwóch innych Uruków, towarzyszących Wampirowi. Dobrze wiedząc, że jego życie jest cenniejsze od Waszych, tamci dwaj rzucili się znów do walki, aby nieco zatrzymać napór wroga, a ranny odstąpił Wampirowi swego Warga, na którym to krwiopijca zaczął pędzić jak najdalej od bitwy, najpewniej w kierunku Kresu Nadziei, żegnany kolejnymi salwami strzał, choć wszystkie były chybione.
Pozostawiony bez rozkazu, czując się trochę jakby uciekał i zostawiał swoich towarzyszy, jednak wiedząc, że nic innego nie może zrobić, w beznadziejnej sytuacji uruk również zacząl się wycofywać, starajac się utrzymać na tyle blisko wampira, by móc sprawnie ubezpieczyć jego tyły i ochronić go przed następnymi atakami.
Właściciel
//Zmiana tematu. Zacznę Ci w Kresie Nadziei, gdy będziesz na miejscu.//