Właściciel
Skoro tak, to maszerujecie.
//Dać Ci tego NPC, czy nie dawać: Oto jest pytanie.//
- Pewnie, że nie? Na kogo ja wyglądam? Na pie**olonego generała? Jestem prostym facetem z pustyni.
Wampir
Marsz nie był konieczny, gdyż nie zamierzał ich przemęczać. Po prostu wędrowi.
///Nigdy więcej nie dam się nabrać na posty :Masz arty, zobacz czy możesz stworzyć z nich NPC.
Rycerz
-Ma się rozumieć oficerze.
Wrócił do swoich, przy okazji oddając lunetę facetowi.
-To ja ruszam powiadomić dowódzę.
Właściciel
Vader:
//Czyli NPC.//
No i idziecie.
Skinął głową i odszedł ze swoimi, aby zapewne zrobić to samo.
Vader
Wampir
///Ty tylko niewinnych ludzi stresujesz.
Rycerz
Ruszył z powrotem na gadzie do swoich.
Właściciel
Nie zmienili swojej pozycji, więc znalazłeś ich i wypada zdać teraz raport.
//To co, znasz Magię Wody lub Ognia? :V//
Nagle poczułeś się dziwnie... Czułeś się obserwowany, a do tego drobinki piasku zaczęły latać w jedną i drugą stronę, choć nie było nawet najmniejsze wiaterku.
Rycerz
-Klasyka. Miasto całkiem duże jak na standardy Plugawych Ziem, otoczone linią murów, wież, bram i umocnień na około pół kilometra przed samym miastem. Posiadała grube mury i smukłe wieże z piaskowca, zaś po nich kręcili się kusznicy, łucznicy i żołnierze obsługujący balisty oraz skorpiony. To jak, atakujemy?
Wampir
-Ruszajcie przodem.
Następnie, kiedy ci się oddalili odpowiedział głosem, który starał się być jak najspokojniejszy.
-Jeżeli szukasz, lub szukacie swojego celu, to oto jestem i tutaj stoję.
Właściciel
//Vader, ale to kopiuj-wklej mnie zabolało.//
- Działamy według planu.
- Jeśli wypuścisz tych ludzi, odejdziesz żywy. - odparł inny głos.
Rycerz
//Wybacz. Nie zawsze mam ochotę na pisanie.
-Ten, będę w drugiej linii.
Wampir
-Wbrew pozorom oba wybory mogą zakończyć się tak samo. Pytanie, z kim mam przyjemność prowadzić negocjacje.
Właściciel
Twój mistrz zebrał Was wszystkich wokół siebie, a później zaczął rysować sztyletem na piasku, zapewne Wasz plan działania.
- Zwę się Pustynnym Aniołem, Ty zaś powinieneś odstąpić, wampirzy pomiocie.
Rycerz
Obserwował i starał się powstrzymać pokusę nad zniszczeniem planu stopą.
Wampir
-To czyny miały określać, kim jesteśmy. Rasa miała być tylko elementem. Obaj o tym wiemy, prawda? Wypuszczę ich, lecz gdzie wrócą? I gdzie uciekną, gdy zjawią się silniejsi?
Właściciel
Wtedy on zrobiłby z Tobą to samo. No, mniej więcej. W końcu odsunął się, abyście mogli podziwiać jego dzieło.
- Będą pod moją opieką, dopóki nie wrócą do siebie.
Rycerz
Obejrzał plan.
Wampir
-Wrócą, w to nie wątpię. Na to się zgodzę Pustynny Aniele. Zastanawia mnie jednak, czy włożysz kij w mrowisko.
Właściciel
- Jeśli mnie do tego zmusisz, to tak.
Przedstawiał on miasto oraz Waszą taktykę: Najpierw ze skrzydeł atakowali koczownicy, po nich od frontu szturmowali Zbrojni i kilku Rycerzy, reszta zaś miała niepostrzeżenie dostać się do miasta z przeciwnej strony.
Wampir
-Dlaczego miałbym ciebie zmuszać do tego, skoro mógłbym ci pomóc w tym?
Rycerz
-A jak już się dostaniemy, to rzeź. Fajnie, mi się podoba.
Właściciel
//Nie łapię co nawijasz.//
- Nie do końca. Najpierw zbieramy wszystkich mieszkańców na placu. No, prawie wszystkich. Zapędzić ich tam jak najwięcej, zabić każdego, kto nie będzie mieć tego znamienia. Później poszukamy tej osoby, zabierzemy ją ze sobą i wybijemy resztę.
///To jest propozycja wystawienia na tarczę strzelniczą wyższego rangą Wampira.
Rycerz
-Trochę mniej fajnie, ale da się zrobić.
Właściciel
- Nie dam się tak łatwo zastraszyć, krwiopijco.
- Doskonale. To której grupy chcesz należeć?
Rycerz
-Ta, która więcej zabija.
Wampir
-Nie zamierzałem ani straszyć, ani obrażać ciebie. Mam rozwinąć swoją propozycję?
Właściciel
- Czyli wchodzisz od tyłu. Ja poprowadzę szturm od frontu.
- Jeśli uważasz, że to coś zmieni w Twoim położeniu, to proszę.
Rycerz
-Gra.
Wampir
-Pozwolisz mi odejść, a ja postaram się wystawić na twój zasięg wampira wyższego rangą.
Właściciel
- Mam jakąś gwarancję? Bo wątpię.
- W takim razie szykujcie się, atakujemy za godzinę.
Rycerz
-Ja jestem gotowy.
Wampir
-Kwestia zaufania.
Właściciel
W odpowiedzi usłyszałeś śmiech.
- Naprawdę uważasz, że Ci zaufam? Wampirowi?
- Ale mamy ze sobą kilkuset żołnierzy, których również trzeba zaznajomić z planem.
Właściciel
Omeg:
Podróż z Kresu Nadziei do tego posterunku, o którym wspominał Kettlos, była dość przyjemna, właściwie przez większość czasu spałeś. No, ale w końcu nadszedł czas, żeby się obudzić i tak się stało: Zostałeś wytracony ze snu i równowagi przez gwałtowne zahamowanie karety, którą to podróżowałeś, zaś na zewnątrz słyszałeś masę najróżniejszych przekleństw i komend w wykonaniu Orków oraz inne, bardziej wojownicze, okrzyki oraz coś jakby... tętent kopyt?
Wampir
-Ja zaufałem mutantowi. Jesteśmy siebie warci.
Rycerz
-Tak, tak. Ma się rozumieć.
Przetarł oczy i wychylił głowę z karocy, aby zorientować się co się dzieje na zewnątrz.
Właściciel
Vader:
- I...? Nasza mentalność się różni, i to właśnie o to mi chodzi.
Wszyscy się rozeszli, aby przekazać rozkazy, Ty zaś zostałeś sam.
Omeg:
Pierwszym, co dostrzegłeś, były trupy goblińskich służących oraz orkowych strażników, z obciętymi głowami, przeszyte strzałami, oszczepami lub włóczniami. Później zaś dostrzegłeś sprawców tego zamieszania, czyli około tuzina Centaurów noszących dumnie na piersiach i proporcach symbol Klanu Krwawego Kopyta. Połowa z nich uzbrojona była w łuki, z których ostrzeliwała w ciągłym biegu wszystko, co żywe. Pozostałych sześciu uzbrojonych było w kilka oszczepów, włócznię i miecz, acz większość straciła tę pierwszą broń, a nawet i drugą, walcząc jedynie pojedynczą klingą. Początkowo Orkowie dostawali sromotny wpierdziel, ale szybko ustawili linię defensywy opartą o powozy, gdzie też skryli się ich strzelcy wyposażeni w dwuręczne kusze, których celne strzały pięciu z sześciu łuczników oraz jednego z walczących w zwarciu. Chwilę później przed powóz wysypały się posiłki Orków, wspierając niedobitków jeszcze walczących z Krwawym Kopytem, a że byli uzbrojeni w długie miecze, szerokie tarcze i uniwersalne halabardy szybko poradzili sobie z większością wrogów, jedynie para Centaurów zdołała uciec, z czego jeden był ocalałym łucznikiem, który odwrócił się i wypuścił strzałę na ślepo, trafiając Twoją karetę, niedaleko wystawionej z niej głowy.
Ze stoickim wręcz spokojem Raelag wyszedł z karety.
- Odnoszę wrażenie - powiedział dostatecznie głośno żeby pobliscy orkowie go usłyszeli - że nie jesteśmy w tych okolicach mile widziani
Rycerz
Czekał, nie mogli tego robić ponad 10 godzin.
Wampir
- Praworządny dobry, neutralny dobry, chaotyczny dobry, praworządny neutralny, neutralny, chaotyczny neutralny, praworządny zły, neutralny zły, chaotyczny zły?
Właściciel
Omeg:
W Twoim kierunku ruszył dowódca oddziału Orków, który po drodze splunął na każde truchło Centaura.
Widać, że właśnie powstrzymał się przed najbardziej typową dla Orków odpowiedzią, jaką mógł Ci teraz zasugerować na Twe stwierdzenie, a mianowicie: "Pie**olisz?," jednakże nie uczynił tego.
- Psy. - mruknął. - Podobno jesteśmy z nimi spokrewnieni. No, przynajmniej zwykli Orkowie. - powiedział z niemałą dumą, jakby on i jego towarzysze byli tymi lepszymi lub niezwykłymi. - To Klan Krwawego Kopyta, wojują z nami, ale nie tylko z nami. Z każdym właściwie.
Vader:
No nie, bo po blisko godzinie wszystko było już gotowe.
- Dobro to dobro, a zło to zło. Tak samo jak biały to biały, a czarny to czarny. Tak postrzegam świat, bez odcieni szarości.
Wampir
-Problem zaczyna się wtedy, kiedy oba mieszają się ze sobą.
Rycerz
Dołączył do swojej grupy.
Właściciel
I tak się stało, teraz pozostaje Wam czekać na rozpoczęcie dywersji i całej operacji.
- Problem jest właśnie taki, że nigdy się nie mieszają.
Rycerz
Czekał więc.
Wampir
-Ojciec, który zabił kogoś po to, by pomścić swoją rodzinę. Służący, który zdradzieckim sztyletem zabija Tyrana uwolniając tym samym bezbronnych cywili. Ktoś, kto okrada bogatych, by biedni mieli włożyć coś do garka. Dziecko, które ukradło jedzenie, by mieć co jeść. Zło z dobrem zawsze się może zmieszać.
Właściciel
I w końcu atak ruszył, sądząc po dzikich krzykach koczowników oraz marszowym kroku Zbrojnych.
- Nie w moim mniemaniu. I nie w tym wypadku.
Rycerz
To nie jego oddział, czekał.
Wampir
-Nigdzie nie stwierdziłem, że jestem szary.
Właściciel
Lecz w końcu zauważyłeś swój oddział, który właśnie szykował się do drogi.
- Nigdzie też nie stwierdziłeś, że jesteś żywy. I dopilnuję, aby tak pozostało.
On był gotowy, więc tylko do nich dołączył.
-Gdyż? Cywile żyją. To, czego chciałeś.
Właściciel
- Teraz żyją, ale gdy zabierzesz ich na miejsce przeznaczenia, może być o wiele gorzej.
Oni mieli jaszczury, wypada więc wziąć swojego.
- No cóż, w takim razie chyba pozostaje nam się cieszyć, że sobie z nimi radzicie. Spodziewacie się że wrócą?
Właściciel
- Te psy zawsze wracają. Dlatego trzeba się zbierać, jak zastaną nas w otwartym polu i w większej liczbie to mamy przesrane.
- Brzmi jak rozsądna taktyka - odparł Raelag, po czym wrócił do kabiny karety
Właściciel
Orkowie właściwie tylko na to czekali, gdyż nie zdążyłeś się nawet wygodnie usadowić na swym miejscu, kiedy pojazd ruszył tak szybko, jak tylko pozwalał na to teren i wierzchowce.
Chwycił się czegoś, żeby nie zostać wyrzuconym na ścianę w razie skrętu bądź nagłego postoju.
Właściciel
Był to dobry ruch, bowiem pośród Wampirów wygląd i prestiż się liczą, a posiniaczona twarz lub złamany nos takowe psują. Niemniej, w końcu zatrzymaliście się, tym razem mniej gwałtownie niż ostatnio.
Ponownie wyszedł z kabiny, tym razem z pochyloną głową i dłonią na sztylecie.
Właściciel
Jakiekolwiek użycie broni nie było konieczne, konwój zatrzymał się nie z przyczyny ataku Centaurów lub ludzkich koczowników, ale przez silną grupę Orków na olbrzymich Wargach, którzy zapewne przybyli Was ochronić, wesprzeć w walce i wskazać drogę, choć możesz być tego pewnym tylko po rozmowie z przywódcą, czyli Orkiem, który rozmawia z dowódcą Twej straży.
Wampir
-Dlatego dzięki twojemu rozkazowi zostali uwolnieni.
Rycerz
Oczywistym było, że również dosiadł swojego.
Właściciel
- Tak po prostu?
I pojechaliście kawałek, teraz zapewne czekacie na swój moment, a Ty możesz obserwować bitwę lub dla pewności sprawdzić swój ekwipunek.
Wampir
-To, że wypełniam rozkazy nie znaczy, że chce mi się je wypełniać w imię życia i śmierci. Znajdę inne zajęcie.
Rycerz
Ufaj swoim mieczom, więc obserwował bitwę.
Zaczekał na stosowny moment, po czym podszedł do przywódców.
- Przepraszam, omawiacie coś istotnego? Gdyż niektóre rzeczy chyba powinienem wiedzieć.