-Poczekaj. Psujesz efekt.
Właściciel
- Niby jaki? - spytał, ale rzeczywiście zamilknął, gdy sołtys wrócił do wieśniaków, a Ci powolnie i niechętnie zaczęli składać przed Wami daninę w postaci różnorakich płodów rolnych, ale nie tylko: Owoców, warzyw, zboża, mięsa, beczek, narzędzi, drewna i tym podobnych.
Spojrzał się z ukrytą drwiną (no bo zza materiału, którym przysłaniał sobie oczy) na towarzysza.
Właściciel
- Wygrałeś tę rundę. - powiedział z niemałym zirytowaniem i zaczął ładować z resztą zapasy na wóz.
Właściciel
Wzbudziłeś tym zapewne jakieś podejrzenia, w końcu jak na ślepego całkiem nieźle radziłeś sobie z lokalizowaniem towarów, podnoszeniem ich i układaniem na wozie.
Jeżeli ci jeszcze nie zauważyli, to radził sobie całkiem dobrze z tymi czynnościami już przez pewien czas.
Właściciel
Ale i tak było to podejrzane... Niemniej, znów zapakowaliście się na wóz i ruszyliście w drogę powrotną do zamku.
Ilyana
Po długiej i męczącej podróży nareszcie przybyła do Hammer, gdzie Lorn obiecywał jej ponowne spotkanie. Oczywiście używała tygrysa jako rumaka, bo raczej nie miała ochoty iść piechotą. Zeszła więc z niego i podeszła do bramy.
Czekał na wozie, aż dojadą.
Właściciel
Vader:
Wróciliście, a osiłki wzięły się za rozładowywanie daniny, zaś Tawb ruszył zdać raport swemu panu.
Taczka:
- Imię, nazwisko, miejsce pochodzenia, statu społeczny i cel przybycia do miasta? - spytał jeden ze strażników, który wraz ze swym kompanem zastąpił Ci drogę. No i nie był to byle jaki strażnik, ale prawdziwy Paladyn Srebrnej Dłoni w pełnej okazałości.
-Naprawdę to wszystko muszę wam mówić? - Mruknęła. - Niech pomyślę... Ilyana Stormbreaker, pochodzę z tej wielkiej pustyni, no i przybyłam tu, żeby się spotkać ze znajomym.
No cóż, samemu odszedł na bok.
Właściciel
Taczka:
- A kim jesteś? - drążył wciąż temat Paladyn.
- Czym się zajmujesz. - podpwoiedział Ci drugi.
Vader:
Poszło sprawnie, a po chwili wóz, zapasy, konie i draby znaleźli się we właściwych miejscach, więc tę kwestię wypadku masz z głowy.
Pytanie teraz, ile czasu minie do kolejnego poboru zapłaty w tamtej wiosce, bo to jego limit czasowy.
Właściciel
Jeśli chcesz poznać odpowiedź na pytanie to najpierw wypadałoby je komuś zadać...
To nie było pytanie, tylko odgórny limit, którego obecnie nie chciał wiedzieć.
-A, no dobra... Jestem tropicielką.
Właściciel
Vader:
Marzenia czasem się spełniają, bo rzeczywiście nie wiesz.
Taczka:
- Masz coś przeciwko rutynowej procedurze przebadania Cię Magią Światła?
Właściwie, to ma jeszcze coś do roboty?
Właściciel
Vader:
No nie, dopóki jego pracodawca lub ktoś z jego ludzi nie zadecyduje inaczej.
Max:
- Masz coś przeciwko przebadaniu Cię Magią Światła przed wejściem do miasta?
Ślepiec
Czyli odpoczywał.
Mam? Spytał się w myślach ducha?
-A ma to jakieś skutki uboczne?
Właściciel
Vader:
Przez jakiś czas owszem, ale później pan zamku przywołał Cię do swojej sali tronowej.
- Doszły mnie wieści o tym, co wydarzyło się podczas ściągania daniny. - zaczął enigmatycznie, bębniąc palcami o podłokietnik swego siedziska.
Taczka:
- Jeśli nie ma się związku z Magią Zła to nie, ewentualnie jakieś pozytywne jak odświeżenie organizmu.
Max:
Nastała ta chwila, w której muszę powiedzieć, że sam tego nie wiem.
-Raczej im nie zaprzeczę, panie.
-No dobra... - Powiedziała lekko podejrzliwym tonem.
- Jasne, czemu nie?
Powiedział, wzruszając ramionami. -Jak sądzisz, co może się zadziać?
Właściciel
Vader:
- Zaintrygowało mnie to i proponuję Ci stałą posadę: Chłopi mają już dość moich osiłków, więc co Ty na to, abyś zajął się zbieraniem danin ze wszystkich moich wiosek?
Max, Taczka:
//Odpis dla obu, bo to tak samo będzie wyglądać w każdym wypadku.//
Paladyn pokiwał głową i zdjął swoją pancerną rękawicę, aby wykonać kilka dziwnych ruchów dłonią, a później położyć Ci dłoń na czole. Po chwili zabrał ją, a miejsce to zaczęło emanować bardzo przyjemnym ciepłem, które powoli rozchodziło się na całe ciało, aż do koniuszków palców u stóp.
- Nie widzę żadnego skażenia Magią Zła, witamy w Hammer. - rzekł wojownik Srebrnej Dłoni, wpuszczając Cię do miasta i nakładając z powrotem rękawicę.
Nieco zdziwiony wszedł do miasta. Pytanie. Miałeś za życia jakieś związki z magią zła?
Skoro była już w mieście, to przydałoby się odpocząć, więc poszukała jakiejś taniej karczmy.
-Mogę się tym zająć, jednakże ktoś musi mnie powiadomić, kiedy zbierać daniny. Sam i tak miałem to zaproponować, panie.
Właściciel
Max:
Zabicie jakiegoś Maga Krwi się liczy?
Taczka:
W oczy od razu rzucała się charakterystyczna karczma, bo pomalowana na czarno, w przeciwieństwie do wykonanych z białego kamienia budynków w mieście o nazwie "Czarnoskrzydły," acz była też "Smocza Jama," "Szczękogryz" i kilka innych.
Vader:
- Będą Ci towarzyszyć Ci sami ludzie, co wcześniej.
Chodziło mi bardziej o uprawianie, niźli tępienie.
Dobra... tablica ogłoszeń, jest gdzieś tu?
Udała się więc do Czarnoskrzydłego.
Właściciel
Max:
Nie zrozumiałeś, ale niech będzie...
Było pewnie kilka, ale najbliższa była niedaleko bramy, którą dopiero co tu wszedłeś.
Vader:
Machnął ręką i odesłał Cię, kończąc tym samym audiencję.
Taczka:
O ile na zewnątrz było bardzo oryginalnie, to w środku panował wystrój klasyczny dla niemalże każdej karczmy w całym Verden, jeśli nie Elarid lub w ogóle Tym Wymiarze.
Chyba już zrozumiałem... Ruszył więc w jej kierunku.
To teraz tylko gdzie się udać?
Podeszła do karczmarza.
-Najtańsze co masz do jedzenia... I wody do tego.
Właściciel
Max:
Trafiłeś tam bez problemu, ale o dziwo, nie znalazłeś zbyt wielu zleceń, zwłaszcza takich, które opiewają na zabijanie potworów. Czemu? Cóż, to dość proste: Czemu kasa miasta miałaby ucierpieć, poprzez płacenie złota bandzie najemników, jeśli Paladyni Srebrnej Dłoni stacjonujący na miejscu mogą bez problemu zabić każde monstrum, a do tego szybciej, niż jakikolwiek najemnik oraz, a właściwie to przede wszystkim, za darmo?
Taczka:
- Wodę to mogę dać za darmo. - odparł, kręcąc sumiastego wąsa i przyglądając Ci się uważnie, aby później wręczyć Ci napełniony nią kufel. - Ale do jedzenia to mogę Ci najtaniej dać suchary, suszone mięso czy coś takiego, ogółem nic gotowanego ani smażonego. - wyjaśnił jeszcze.
Vader:
Właściwie to nie masz wielkiego wyboru, jak tylko wrócić do swojej komnaty... Choć, biorąc pod uwagę fakt, że działasz obecnie niczym jakiś podwójny agent, sprawdzenie obrony zamku lub chociaż zwiedzenie go jest złym pomysłem, ale mógłbyś również opuścić jego mury i udać się do chłopów, aby powiadomić ich o obecnym statusie misji, więc zdecydowanie masz spory wybór.
To jakie w takim razie były do wyboru?
Co złego byłoby w sprawdzeniu zamku?
Napiła się wody, po czym wytarła usta rękawem.
-A smażone, to ile by mnie kosztowało?
Właściciel
Max:
Coś prostego, od pilnowania straganu, przez pomoc ze szkodnikami, na pracy fizycznej skończywszy... Najciekawiej zaś wyglądało zlecenie opiewające na ochronę karawany kupieckiej przed potworami, bandytami i innymi najemnikami podczas jej podróży do Kasuss i Gilgasz, ewentualnie też podczas identycznej drogi powrotnej.
Vader:
Akurat nic, to byłoby bardzo na miejscu, co najmniej ktoś mógłby się zastanowić, czemu aż tak zebrało Ci się nagle na zwiedzanie... Ale wykręcenie się wymówką nie byłoby trudne, dla przykładu taką, że nic nikomu przecież nie powiesz, bo jesteś ślepy.
Taczka:
- Między dziesięć a czterdzieści złota. - wyjaśnił karczmarz po chwili zastanowienia i przypomnienia sobie cen danych potraw. - Bo mamy takie proste, smażone mięso, ale też takie inne dania, bardziej... Emmm... Wytrawne. Czy jakoś tak.
No to pozwiedzał więc. Wymówka w stylu, że ocenia pozycje obronne zamku też nie jest zła. Opowieść może do tego też dać.
-No to ja chcę najprostsze i najtańsze, smażone mięso.
Właściciel
Vader:
Kilku strażników miało Cię co prawda na oku, ale pozostali nie przejęli się tym i możesz wziąć się za zwiedzanie zamku i jego pozycji obronnych.
Taczka:
- No to dziesięć złota. - odparł, wedle ustalonego wcześniej cennika, i krzyknął do kucharzy, aby zajęli się przygotowaniem Twojego posiłku. Później wyciągnął dłoń po monety.
A więc, jak się one reprezentowały?