Właściciel
Wiewiur:
- Chyba poszukam kogoś nie tak silnego, ale przynajmniej bardziej inteligentnego. - westchnęła i ruszyła wprost do wyjścia.
Vader:
Goblin pokiwał głową i wyszedł, sam miał w końcu sporo do załatwiania.
Taczka:
Służący wskazali Ci drogę do sali treningowej, gdzie byłaś świadkiem jak szlachcic, nagi od pasa w górę, swymi bułatami sprawnie rozbroił dwóch uzbrojonych w podobną broń oponentów, a sądząc po ilości innych zmaltretowanych w ludzi wokół, mierzył się przynajmniej z tuzinem wrogów, choć nie wiesz, czy pojedynczo, czy parami, czy naraz.
Poszła gdzieś usiąść, żeby pooglądać jego trening.
Kopnął zwłoki jednego ze skrytobójców.
-I na cholerę tu byliście? Teraz muszę sprzątać.
Właściciel
Wiewiur:
Nie spieszyło się jej, więc dogoniłeś ją nieopodal karczmy.
- Czego tu jeszcze szukasz? - zapytała, gdy zdała sobie sprawę, że idziesz za nim.
Taczka:
Bynajmniej Cię stąd nie wygonił, a nawet chyba postanowił walczyć na pokaz, bo choć mógł rozbrajać i pokonywać każdą parę wojowników, jakie wchodziły do walki w regularnych odstępach, nim wkroczą kolejne, to jednak zaangażował ich wokół siebie aż ośmiu, dopiero wtedy dając pokaz swojego szermierczego kunsztu, tym większego, gdy zdałaś sobie sprawę, że i jego oponenci używają prawdziwej broni, a nie drewnianej służącej do ćwiczeń, a także nie wydają się przejmować tym, że mogliby zrabić lub nawet zabić swego pana, o ile rzeczywiście byli jego sługami.
Vader:
Nie odpowiedzieli, dziwnie jak na zwłoki, zwłaszcza takie nieożywione... Niemniej, na szczęście nie musiałeś sprzątać sam, po chwili wrócił Goblin, choć on oczywiście nie miał zamiaru Ci pomóc, ale przywiedzeni przez niego kompani, dwóch ludzi i Krasnolud, już jak najbardziej.
- Co ograbicie to Wasze, chyba że trafi się coś bardziej nietypowego niż złoto albo broń. - wyjaśnił Goblin i zniknął za drzwiami.
- Miałem Panią ochraniać więc to robię. Taki rozkaz wydał mi mój Pan.
Właściciel
- Ale ja nie chcę Twojej ochrony, jesteś zbyt niekompetentny jak na moje standardy, więc możesz wracać do swojego pana.
Oglądała, co robi dalej, nie chciała mu za bardzo przeszkadzać.
Zabrał się więc za sprzątanie. Rasy przeciwników też go zastanawiały.
- Niestety, rozkaz moje Pana jest ponad rozkazami innych, więc będę u Twego boku. Będę też wypełniał Twoje rozkazy, które nie naruszą rozkazu od mojego Pana.
Właściciel
Taczka:
Po ponownym pokonaniu wszystkich rywali odesłał ich, dziękując za dobrą walkę, a sam przetarł spocone ciało ręcznikiem.
- I jak się podobało? - zagadnął, patrząc na Ciebie.
Vader:
Lwia część to Mroczne Elfy, około dwie trzecie, a reszta to najzwyklejsi w świecie ludzie, ale, co ciekawe, ich karnacja jest zbyt jasna jak na lokalnych.
Wiewiur:
- W karczmie świetnie wypełniłeś mój rozkaz, nie ma co. Jeśli dalej tak pójdzie, zginę nim zdążysz zauważyć.
- Chciałem się upewnić czy mam go zaatakować. W razie ataku obroniłbym Cię, wtedy chciałem wiedzieć, czy dobrze zrozumiałem rozkaz. - Odrzekł i rozglądał się dookoła.
-Przyjechali stąd z tak daleka tylko po to, by zaryzykować swoim życiem i zabić kogoś, kogo najprawdopodobniej nigdy nie spotkali. Żałosne.
Rozpoczął pracę nad przeszukiwaniem zwłok i sprawdzaniem ich kosztowności.
-Było niesamowicie... Ale nie musisz się tak popisywać.
Właściciel
Wiewiur:
Prychnęła i ruszyła dalej, w kierunku targu niewolników.
Vader:
Faktycznie, żałosn... Chwila, czy Ty aby nie robiłeś czegoś podobnego?
Kosztowności nie mieli przy sobie, najwidoczniej uznali, że wypełnione złotem mieszki i sakiewki oraz ozdoby będą im tylko przeszkadzać, w sumie słusznie. Mógłbyś co najwyżej podebrać im ich broń.
Taczka:
- Uznałem, że skoro już jesteś, mogę dać mały pokaz... Zwykle się tak nie bawię.
Właściciel
Wiewiur:
Trafiliście razem na targ, a tam Wasze drogi się rozeszły, zwyczajnie zniknęła w tłumie, co na pewno było jej zamiarem od początku.
Vader:
Ten konkretny skrytobójca miał osiem noży do rzucania, dwa długie sztylety do walki w zwarciu i parę zakrzywionych mieczy jednoręcznych oraz kilka fiolek, zapewne wypełnionych truciznami dla Smoka lub jego samego.
W takim razie szukał jej w tłumie.
Zabrał wszystko i wrzucił do torby.
-Mógłbyś może trochę bardziej na siebie uważać? Nie chcę, żebyś się zranił...
Właściciel
Wiewiur:
Miała na sobie płaszcz z kapturem, tak właściwie to wcześniej nie widziałeś jej twarzy... Równie dobrze mogła go teraz zrzucić z siebie i przejść tuż obok, wychodząc z targu...
Vader:
Udało się, w tym czasie pozostali zajęli się resztą ciał, których również pozbawili uzbrojenia, na ubytek własny, innych najemników Smoka bądź na handel, w końcu to broń doskonałej jakości, a chętnych zdolnych zapłacić za nią odpowiednią sumę na pewno nie zabraknie. Właściwie to jeśli już czegoś miałoby braknąć, to właśnie tego oręża.
Taczka:
- Nie masz się czego obawiać, gwarantuję, takie walki to dla mnie nie pierwszyzna, zwłaszcza że walczyłem już z wieloma prawdziwymi, a nie sparingowymi, przeciwnikami, od bandytów i piratów, przez potwory i dzikie zwierzęta, a ostatnio na Wampirach skończywszy.
Mimo to starał się jej szukać dalej. Może pozna ją po postawie, albo po czymkolwiek innym? Liczył na szczęście.
-Od teraz masz zacząć na siebie uważać.
Właściciel
Vader:
A i owszem. Tylko co teraz?
Wiewiur:
Po jakiejś godzinie bezowocnych poszukiwań zdałeś sobie sprawę, że najpewniej Cię opuściło, gdyż nigdzie nie mogłeś jej dostrzec, a tym bardziej znaleźć.
Taczka:
- Moja droga, dla Ciebie wszystko, zwłaszcza, że teraz zaczynam mieć ku temu powody. – odparł z uśmiechem i ubrał się. – Trening zawsze zaostrzał mi apetyt. Pieczeń z wielbłąda gotowa?
-No... Niedługo powinna być. - Poszła zobaczyć, jak wygląda pieczeń.
Właściciel
Taczka:
Gotowa i to dosłownie, bowiem służba o wszystko zadbała, nakładając ją na porcelanową i srebrną zastawę. Przy okazji jeden ze służących zapewnił Cię, że ze wszystkim sobie poradzą i nie musisz się niczym zajmować. Pora chyba przyzwyczaić się do tego, że to teraz Ty będziesz w centrum uwagi niemalże wszystkich...
Vader:
Pozbyliście się wszystkich wspólnymi siłami, rzecz jasna po uprzednim pozbawieniu ich broni, złota i wszystkiego, co przedstawiało sobą jakąkolwiek wartość.
I w ten oto piękny sposób oczyścili mu lokum. No ale cóż, trzeba mieć na uwadze jeden mały fakt: Smok musi zostać zabity, a najlepsza jakość skrytobójcy jest wtedy, kiedy do końca nikt nie wie, kim on jest.
Właściciel
Fakt, zwłaszcza że przy odrobinie szczęścia uznają to za atak któregoś ze zdesperowanych niedobitków tych, których ciała gniły teraz w palącym słońcu, a nie kogoś, kto przeniknął do ich szeregów. Jednakże mimo wszystko lepiej, żeby nie odkryli prawdy, chyba że będziesz już wtedy cholernie daleko stąd, co raczej nie wchodzi w rachubę.
Mimo to szukał jej dalej.
Tak. Dlatego trzeba szukać kolejnych możliwości.
Poszła chociaż stół przygotować, rozłożyć sztućce i talerze.
Właściciel
Wiewiur:
Ślepy upór odniósł jednak skutek, bowiem dosłownie w ostatniej chwili dostrzegłeś ją, gdy opuszczała targ jedną z bocznych uliczek.
Vader:
Ano, wypadałoby.
Taczka:
Tym również zajęli się służący, a więc Tobie pozostało tylko oczekiwanie na podanie posiłku, a także zajęcie miejsca tuż obok Zimitarry, który przy okazji odsunął dla Ciebie wysokie krzesło obite jakąś skórą.
Natychmiast udał się w jej kierunku, starając się jej nie zgubić. Bardzo dobrze, że wykonanie rozkazu ponownie staje się możliwe.
Więc trzeba dostać odznakę świetnego strażnika.
Właściciel
Wiewiur:
Fakt, a śledzenie jej nie przynosiło Ci większych trudności. Ba, nawet nie próbowała się ukryć. Najwidoczniej zgubiła ją własna pycha, gdyż nie kryła swojej tożsamości, ponieważ uznała, że już dawno wywiodła Cię w pole na targu niewolników.
Vader:
O ile gdzieś takowe rozdają.
Usiadła i czekała na pieczeń.
Właściciel
Pojawiła się po zaledwie kilku minutach: Wyglądała i pachniała smakowicie, zwłaszcza z dodatkami i na srebrnej zastawie, do której dołożono też po kieliszku jakiegoś lokalnego wina dla każdego z Was. Porcje były małe, ale poproszenie służby o przyniesienie kolejnych nie będzie raczej niczym trudnym, zwłaszcza że sporo jej tam jeszcze w kuchni zostało.
-Smacznego. - Uśmiechnęła się do Zimtarry i zaczęła jeść.
Właściciel
Skinął głową i odpowiedział to samo, zabierając się za posiłek. Trzeba przyznać, że sama nigdy nie jadłaś nic tam smacznego, a i szlachcic, z pewnością nawykły do równie kosztownych i szlachetnych dań, może z wyjątkiem swojego epizodycznego pobytu na bezludnej wysepce, o czym opowiadał Ci na swoim okręcie, nie ukrywał swojego uznania i apetytu, natychmiast przywołując służbę z kolejnymi porcjami.
Zawsze może taką ukraść. Wracając, jaka lista robótek jeszcze została?
Właściciel
Na chwilę obecną? Cóż, brak. Zapewne potrzeba przynajmniej kilku godzin, aby organizacja Smoka mogła funkcjonować jak dawniej, co daje Ci nieco czasu do przygotowania zamachu, zdobycia jakiejś pomocy od Szept lub czegokolwiek innego.
-Nie myślałam, że aż tak ci posmakuje...
Więcej pieniędzy, więc udał się na poszukiwanie jakiegoś jubilera, lub kupca biżuterii.
Właściciel
Taczka:
- Jak widać masz wiele różnych talentów, w tym kucharski oraz skromność.
Vader:
Znalazłeś takowego w centrum, wejścia pilnował jakiś orczy drab, kręcąc swoją buławą niedbałe młynki. Nic dziwnego, że ktoś tak narażony na napad wynajął sobie ochroniarza, który samym wyglądem ma pokazać potencjalnym złodziejom, że nie tędy droga.
Złodziejem dzisiaj nie był, więc ruszył do środka.
Właściciel
Ork zmierzył Cię wzrokiem, ale nie wyczuł w Tobie zagrożenia, więc nie zareagował, najwidoczniej pouczony przez swojego pracodawcę, żeby nie okładać buławą każdego, kto spróbuje wejść do środka.
Pomieszczenie było niewielkie, ale widziałeś drzwi prowadzące do innego oraz schody. Poza tym najwięcej miejsca zajmowały tu oszklone gabloty, w których zauważyłeś najróżniejszą drogocenną biżuterię. Innych klientów nie było, poza Tobą był tu tylko jubiler, osiwiały już Hobbit.