Wzruszyła ramionami. -Tiki prosiła, żebym pozwoliła jej jeszcze tu zostać, aby mogła się trochę z nas pośmiać. Niezbyt miłe, ale przynajmniej była szczera. Powiedziałam jej, że może innym razem...- powiedziała z rozbawieniem, a Tiki pokazała jej język i odleciała nie wiadomo gdzie.
Właścicielka
- Przynajmniej teraz jest trochę spokoju. Na pewno jie jesteś głodna? Musiało minąć trochę czasu... - mruknął z lekką troską.
-Hmm... W sumie to jednak mogłabym coś zjeść. Nie wiem tylko co...- stwierdziła po chwili namysłu. Diabełek, który wcześniej był z Tiki zanurkował w podłogę i zniknął.
Właścicielka
Chłopak podszedł do lodówki i zajrzał do środka. Gargulec usiadł na lampie i obserowował pokój.
- Hmm... mogą być kanapki?
- Nieco tu pustawo, hehehe. - zachichotał gargulec.
-A z czym..?- zapytała, przekrzywiając lekko głowę. A za Strange stanął ludzki cień w materialnej formie z zakrwawionym tasakiem w ręku i szepnął coś dziewczynie do ucha. -Nie. Nie chcę sushi. Ross'ain? A może ty byś chciał? MK chce się na coś przydać...- powiedziała.
Właścicielka
- Jak nie z łososia to chętnie. Mam tu ser, kilka szynek i pomidory. - wyciągnął na stół wspomniane rzeczy, a z chlebaka kilka świeżych kromek.
Na koniec kostkę masła z porzuconym przez gargulca nożem. Ross'ain spojrzał w górę i przewrócił oczami.
- Penemue, złaź stamtąd.
Gatgulec zeskoczył i zaczął smarować chleb masłem.
Właścicielka
- Może być, nigdy tych ku... istot nie lubiłem żywych. - mruknął kończąc kanapki dla Strange. - Proszę.Smacznego. Penemue, tobie ser szkodzi, lepiej go zostaw. - mruknął odsuwając gargulca od kanapek.
-Dzięki...- wzięła jedną kanapkę i zabrała się za jedzenie. A cień wyciągnął jakieś mięso, które faktycznie chyba należało do syreny, a następnie wziął dwie katany, których można by przysiąc, że wcześniej nie miał i zaczął szatkować mięso z zawrotną wręcz prędkością, po czym przyrządził z niego tyle sushi, że starczyłoby do wykarmienia niezbyt licznej familii. Strange nawet na sushi nie spojrzała. Jak już powiedziała wcześniej - Po prostu nie miała apetytu.
Właścicielka
Ross'ain spróbował sushi i uśmiechnął się z uznaniem.
- Mam nadzieję, że nie sprawi to, że będę miał głos jak operowa diva. Całkiem dobre.
Gargulec również trochę zjadł.
- Penemue, ty w ogóle przestajesz być głodny?
- Nieee
- Tak poza tym dziękujemy za tą nową potrawę, Strange.
Uśmiechnęła się lekko. -Drobiazg. MK sam bardzo chciał przyrządzić jakąś syrenę. Już w moim świecie ich bardzo nienawidził, dlatego kazał nazywać się Mermaids Killer, w skrócie MK. Znaczy, wtedy nie był zbytnio materialny i jego próby rozpłatania mi telewizora na kilka części swoimi katanami, kiedy oglądałam Małą Syrenkę spełzały na niczym, ale wtedy też tak jakby ze mną był...- wzruszyła ramionami, kończąc tą kanapkę i sięgając po następną.
Właścicielka
- Miło. Przynajmniej święty spokój z tymi piejącymi babami. - zostawił część sushi. - Może Lost się skusi. Ja się już chyba najadłem, cóż. Ona i tak śpi niewiele więcej od ciebie,więc pewnie tu wróci.
Ross'ain otworzył szerzej okno i wyjrzał za nie. Lampy uliczne dawały mało światła, ale widoczne z daleka punkciki wyglądały niemal ja gwiazdy, z tym, że były na ulicy.
Skończyła jeść i podeszła do okna. -To latarnie tam w oddali czy coś innego?- zapytała, spoglądając na maleńkie punkciki. A MK wcisnął się między nich i wyskoczył przez okno, po czym wylądował na ziemi i odbiegł gdzieś, najpewniej uzbrojony w swe katany zwalczać syreny...
Właścicielka
- Latarnie, lampy, w slumsach ogniska. Wszystko daje tak samo mało światła i tylko daje taki gwiezdny efekt. Podoba ci się? - zapytał, spoglądając na nią z zaciekawieniem.
Gargulec wskoczył do zlewu i tam zasnął, więc zapadła chwilka ciszy.
Skinęła głową. -Ładnie to wygląda. Trochę... Nastrojowo.- stwierdziła w lekkim zamyśleniu, wpatrując się w owe punkciki. Nastrojowo, romantycznie... Dla niej to słowa zamienne.
Właścicielka
- Nawer takie miejsce ma swój urok. - westchnął cicho. - Mam nadzieję, że Lost nie natchnie się swoim "snem" i nie zacznie gadać głupot nad uchem. Ma to do siebie, że chce wszystkich jak najszybciej uszczęśliwić i zeswatać. Czasem nie jestem pewnien, ile ma lat.
-Staruszką na pewno nie jest...- stwierdziła, odprowadzając wzrokiem pogromcę syren, znikającego właśnie na horyzoncie. Kilka nimf, które wcześniej tańczyły, przysiadło na sąsiednim dachu, plotkując o czymś po cichu, a istoty z rogami i nietoperzymi skrzydłami stały na dole i recytowały jakieś wiersze miłosne, kierowane do niezauważających tych modłów nimf...
Właścicielka
- Cóż, z początku brzmi jak dzieciak, wieszałaby nad nami serduszka i w ogóle, ale potem staje się małym zboczkiem i cóż, mówi bardzo szczerze pytając o różne takie rzeczy. - Strange mogła zauważyć na jego policzkach rumieniec.
-Różne takie, znaczy że jakie? W sensie te takie?- przekrzywiła lekko głowę. A Tiki znów pojawiła się na jej ramieniu i pstryknęła ją w ucho, po czym coś do niej szepnęła, na co ta pobladła chwilowo, a moment później oblała się rumieńcem. Tiki zachichotała pod nosem.
Właścicielka
- Spójrz na paradoks - Lost nawet nie widziała pewnie kogokolwiek poza sobą nago, a wymądrza się jak *ekhem* kurtyzana z dziesięcioletnim doświadczeniem. Najgorsze jesy to że jako cel takiej gadki obiera właśnie mnie, tłumacząc mi że skoro jestem samotny to na pewno nic nie wiem.
Zakryła usta dłonią, ledwie tłumiąc śmiech. -Moim zdaniem właśnie taka osoba samotna może więcej takich rzeczy widzieć i wiedzieć. Nie wiem jak się to robi w tym świecie, chodzi do klubów czy co, ale u nas głównie osoby samotne zaglądają w ciemne strony internetu i czego się naoglądają to nawet sam diabeł pewnie nie chce wiedzieć...- powiedziała, a Tiki zachichotała.
Właścicielka
- Wiem, że w Internecie bywają takie rzeczy, że rozwaliłbym komputer, sam to znam. Dlatego jestem szczególnie szczęśliwy, że u nas tego nie ma.
Skinęła głową, a Tiki zaczęła jej szeptać coś z zapałem do ucha, na co ta się lekko uśmiechnęła i odszępnęła jej coś. Wróżka jednak chyba poczuła się obrażona, bo ponownie pokazała jej język i odeciała, po chwili znikając gdzieś za oknem...
Właścicielka
- Ta twoja Tiki to trochę obrażalska jest, prawda? - mruknął Ross'ain.
Gargulec zwany Penemue pobiegł trochę za wróżką i zaczął ją wołać.
Uśmiechnęła się, ukazując przy tym zęby. -Wiesz, każdy by się obraził, gdyby na propozycję treningu rzucania nożami otrzymał odpowiedź: Oczywiście, ale pod warunkiem, że to ty będziesz celem...- powiedziała z lekkim rozbawieniem. A Tiki siedziała sobie obrażona na sąsiednim dachu, mamrocząc coś pod nosem.
Właścicielka
- O, czyli z Ciebie jest nożownik, tak? - uśmiechnął się Ross'ain, spoglądając za okno.
Penemue wyrył coś na kształt kwiatka i trzepotając mizernymi skrzydełkami, poleciał do wróżki i wręczył jej ten koślawy prezencik.
Skinęła głową. -Nożownik, jeździec, szermierz, aktor i akrobata. Moi rodzice mieli dużo pieniędzy. Zanim wykryto u mnie Alicję chodziłam regularnie na odpowiednie lekcje z najlepszymi, hobbystycznie uczęszczając też na strzelnicę i zajęcia z kreatywnego pisania. Później też to robiłam, ale nieco mniej regularnie, ze względu na konieczność spotkań z terapeutami i innymi takimi...- powiedziała, lekko przejeżdżając opuszkami palców po nożu, który nosiła przy pasie. A Tiki przyjęła kwiatek i uśmiechnęła się lekko, oblewając się rumieńcem. W jej dłoniach prezencik zaczął się przemieniać i po chwili trzymała prawdziwy, pachnący kwiatek...
Właścicielka
- Ja to wpierw zajmowałem się siostrą, też bardzo dużo trenowałem z nożami, trochę taekwondo i innych takich. Potem zaczęło się wariatkowo, u mnie to wykryli, a potem tu trafiłem i w ogóle. Dla ciebie to pewnie nic ciekawego.
Penemue uśmiechnął się do Tiki i usiadł koło niej.
Zaśmiała się. -Nieciekawe to było oglądanie mojego ojca umierającego po przedawkowaniu narkotyków. Jak nie masz problemów z mówieniem o tym to wal śmiało...- powiedziała. A Tiki nuciła sobie pod nosem jakąś piosenkę. Coś jak London Bridge Is Falling Down, ale z innymi słowami...
Właścicielka
- Cóż, moja siostra już była na jakiś tam dziwny zespół chora, więc gdy zdiagnozowali co nieco u mnie, to się załamali. Zwiałem z chaty, bo było widać, jak na mnie patrzyli. Ojciec miał nadzieję, że przejmę jego zakład zegarmistrzowski i będę rodzinną chlubą... Potem się pociąłem i tak się znalazłem w Krainie. Później wku*wiał mnie taki jeden knypek, Hunter i przez to, że go zabiłem wszedłem do Talii. Gdybym miał jakiś sposób, żeby przestać być Treflem...
Penemue zaczął wystukiwać rytm do piosenki Tiki.
Zamyśliła się lekko. -Ja tam bym chciała być jakąś kartą. Jak nie mam wyboru nie muszę się wahać. Nie miałabym więc co się zastanawiać nad tym czy wracać czy nie wracać...- powiedziała wpatrując się w przestrzeń za oknem. A słowa piosenki Tiki stawały się nieco wyraźniejsze i można było usłyszeć, że to co śpiewa jest na melodię London Bridge, ale... Jest po japońsku. A przynajmniej w większości, bo od czasu do czasu powtarzało się angielskie zdanie.
//London Bridge is falling down, falling down, falling down.
London Bridge is falling down, My Fair Lady.
Tetsu to hagane de tsukure, tsukure, tsukure.
Tetsu to hagane de tsukure, My Fair Lady.
Tetsu to hagane ja magaru, magaru, magaru.
Tetsu to hagane ja magaru, My Fair Lady.
Kin to gin de tsukure, tsukure, tsukure.
Kin to gin de tsukure, My Fair Lady.
Kin to gin ja nusumareru, nusumareru, nusumareru.
Kin to gin ja nusumareru, My Fair Lady.
Rou to ishi de tsukure, tsukure, tsukure.
Rou to ishi de tsukure, My Fair Lady.
Rou to ishi de kuchihateru, kuchihateru, kuchihateru.
Rou to ishi de kuchihateru, My Fair Lady.
London Bridge is falling down, falling down, falling down.
London Bridge is falling down, My Fair Lady...
Właścicielka
- Skąd znacie tą piosenkę? - mruknął cicho Ross'ain. - Jest piękna i kojarzę ją z jakiegoś anime. Poza tym to jedna z niewielu melodii, których Trefl się boi, poza wszelkimi pozytywkami.
Wzruszyła ramionami. -Koleżanki często to śpiewały na podwórku. Tiki to podłapała i później po nocach nie dawało jej to spokoju. A co za tym idzie nie dawało to spokoju i mi kiedy śpiewała mi to nad uchem. Ciągle to od niej słyszę. To jej sposób aby się odstresować...- stwierdziła. A wróżka powtarzała swoją pieśń i powtarzała. Pewno nadal była zła na Strange...
Właścicielka
- Mamy jakieś śniadanie? - mruknęła tuż za nimi Lost. - Ooo, sushi! - mruknęła i wzięła się za jedzenie. - Śniło mi się że chciałeś mi zrobić siostrzyczkę, Ross'ain. - uśmiechnęła się promiennie.
Chłopak strzelił facepalma.
- Ciekawe jak miałem ci ją zrobić, skoro nazywasz mnie braciszkiem.
- No, magicznie. Razem ze Strange. - odpowiedziała najspokojniej.
Uśmiechnęła się lekko, wyszczerzając przy tym zęby. -Zabawne. A mi się śniło że powiedziałaś coś co miało troszkę więcej sensu. Ale nie martw się, w obu przypadkach to zwykły sen..!- powiedziała, po czym raz jeszcze wyjrzała na Tiki. A wróżka po chwili urwała piosenkę i spojrzała Strange prosto w oczy, po czym się uśmiechnęła pogodnie. Pogroziła jej zaciśniętą pięścią, ale poza tym nie wyglądała już na obrażoną. A wręcz przeciwnie...
Właścicielka
- Ale była z was taka szczęśliwa para czarodziejów. - rozmarzyła się Lost. - A wracając, szkoda że nie widziałeś, jak Strange rzuca. Po prostu takie łaaaał. Ciekawe kiedy ja będę coś łaaał umieć. - mruknęła pochłaniając syrenie mięso jak najęta.
-Przede wszystkim powinnaś się zacząć uczyć, aby coś potrafić...- powiedziała i wzruszyła ramionami. Zerknęła na pochłaniane przez Lost mięso. -Smakuje?-
//Właśnie sobie przypomniałam, że zapomniałam odpisać... *Facepalm*
Właścicielka
- Bardzo. To syrenina, czy wszystkie ryby tak smakują? - zapytała, a widząc zdziwione spojrzenie chłopaka dodała. - Kiedyś ugryzłam syrenę w ogon, jak nie chciała mi odpowiedzieć, jak tak ładnie śpiewać.
- Ćwiczyć, Lost, ćwiczyć...
-Syrenina. MK zrobił. To taka biegająca ludzka sylwetka, niedawno wyskoczył przez okno i pobiegł zwalczać syreny gdzieś daleko stąd...- rzekła w zamyśleniu, wyglądając przez okno.
Właścicielka
- Łaaa... jaki fajny to musi być koleś. Oj, nie zostało nic dla was... - spojrzała na pusty talerz na którym niedawno było sushi. - Co dzisiaj porobimy?
Wzruszyła ramionami. -Może ruszymy dalej po karty..?- zaproponowała.
Właścicielka
- Dobry pomysł. Najlepiej chodźmy na dwór Trefl, tam na pewno zdobędziemy karty. Lost, pamiętaj, zachowuj się, żeby nie było jak ostatnio.
Ross'ain ogarnął kuchnie i przymknął okno, po czym powoli skierował się do wyjścia.
Uśmiechnęła się lekko pod nosem, wzięła Nobu na ręce i ruszyła za nim już bez słowa.
Właścicielka
Gdy wyszli, było równie ciemno jak.wcześniej, ale kręciło się trochę więcej mieszkańców. Ross'ain szedł przodem, wymijając ludziska.
A Strange starała się za nim nadążyć, nie potknąć się o nic, nie upuścić Nobu, ani na nikogo nie wpaść. W jej przypadku było to naprawdę wielkie wyzwanie, praktycznie niemożliwe w wykonaniu.
Właścicielka
Nobu profilaktycznie sam zeskoczył na ziemię i zaczął iść obok dziewczyny. Strange rzeczywiście kilka razy się potykała, ale czarnowłosy w idealnym momencie ją łapał.
-Niezdara ze mnie...- stwierdziła ze śmiechem po którymś tam potknięciu, widocznie nie biorąc na poważnie ewentualności, że kiedyś mogłaby się w ten sposób zabić, albo trwale okaleczyć. Carpe diem, po prostu. A Tiki leciała równolegle do nich, starając się pozostać niezauważona, ale coś jej chyba nie wychodziło, bo wszędzie za sobą zostawiała błyszczący turkusowy pyłek.
Właścicielka
-Zdarza się, Strange.
W końcu dotarli pod zamczysko, gdzie Ross'ain zagadał w innym języku strażnika, po czym cała czwórka została wpuszczona do środka.
Już się nie odezwała, a przynajmniej na razie. Tiki spróbowała za nimi wlecieć. Udało jej się?
Właścicielka
W środku było nawet mroczniej. Lost wzięła Nobu na ręce i z lekkim podenerwowaniem tuliła go do siebie. Ross'ain był bardzo obeznany w okolicy, więc szybko dotarli na salę tronową.
- Ocho, czyżby kolejny Joker? Mały uroczy zbieracz kart? - zapytała postać siedząca na tronie. - Może się przedstawisz?