Właścicielka
Ku zdziwieniu Shina tym razem to Brian go przytulił, po czym pstryknął palcami i... coś dziwnego się zdarzyło. Shin poczuł, jakby świat zawirował i usłyszał coś jak drobniutkie dzwoneczki, po czym zrobiło mu się ciemno przed oczami.
- Cóż, przepraszam, jeśli cię nastraszyłem, ale tak jest o wiele szybciej, Shin, a widać, że się spieszysz.
Gdy Brian w końcu puścił Shina, obaj poczuli chłód i zapach siarki.
- Tylko się nie wystrasz, czy nie potknij, tu jest dość ciemno.
Zadrżał i kiwnął głową na znak, że zrozumiał.
-Jeszcze raz dziękuję.. Znasz ten zamek? Musimy znaleźć Sullego..
Właścicielka
- Posłuchaj mnie Shin. Jeśli słyszałeś kogokolwiek żartującego z Trefl, to pewnie na wschodzie. Poza tym musisz wiedzieć, o co jej chodzi. Bez tego jakiekolwiek działania w lochach nie mają sensu. - Brian mówił spokojnie, ale stanowczo.
-Czyli muszę dowiedzieć się o co jej chodzi? Muszę się z nią spotkać?- mruknął niepewnie patrząc w przed siebie, w ciemności.
Właścicielka
- No niestety. - mruknął, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Jakby chciała coś ci zrobić, to przecież będę przy tobie, nie?
Wtem usłyszeli kroki.
- Roscoe? Pani cię wzywa. Ciebie i tego Jokera.
- Dziękuję, Ross'ain. Jak tam podróż? Zresztą, pogadamy innym razem.
Brian pociągnął Shina za rękę w stronę drzwi, zza których wydobywało się złote światło.
Chłopak idzie za nim posłusznie. Drżał lekko.
-A jeżeli nie uda mi się wykonać zadania Trelf? Co zrobi z Sullym?
Właścicielka
- Nie przypominam sobie, by dawała trudne zadanie nowemu Jokerowi. Masz coś w stylu taryfy ulgowej. Pewnie to zadanie ze zdobyciem czegoś. Lubi testować ludzką siłę i cierpliwość. Tylko się lekko ukłoń przy wejściu, żeby się nie obraziła.
Powoli wszedł głównymi wrotami, kłaniając się i zdejmując na chwilę kapelusz.
Shin wszedł za nim i lekko ukłonił się patrząc w przód. Włosy wpadły mu do oczu więc poprawił je szybko. Powstrzymywał sie od przyglądania wszystkiemu. Nie chciał wyjść na ciekawskiego typka.
Właścicielka
Cała salą była przyozdobiona treflami srebrnymi i czarnymi. Poza nim i Brianem w połowie sali stał mężczyzna bez głowy i inny, ubrany w pelerynę. W końcu sali na trobue siedziała Trefl. Ubrana była w zbrojoną suknię, a na szyi miała łańcuch ze srebrnym treflem, przypominający łańcuch Sądu Najwyższego. Miała blond, niemal białe włosy. Całe otoczenie skąpane w półmroku i mgle.
- Ach, przybył. Jokerze, czy to ciebie zwą Shin?
-Tak, pani..-powiedział dość głośno nie odwracając wzroki od mężczyzny bez głowy.- Dlaczego ten mężczyzna nie ma głowy?-mruknął cicho do Briana.
Właścicielka
- Nie pyta się tak po prostu, dlaczego ktoś nie ma głowy, Jokerze. - odrzekł na to drugi strażnik ze śmiechem.
- Cisza, Kainie. Nie po to się tu zebraliśmy, żeby gadać czemu ktoś ma bądź nie ma głowy. Twoje zadanie, Jokerze.
Trefl podrzuciła zegarek kieszonkowy, który zawisł w powietrzu i zaczął głośno tykać.
- Od tej chwili masz dwie doby, Jokerze. Czterdzieści osiem godzin, w ciągu których masz przynieść tu asa pik. Inaczej twój Sully już u nas zostanie. - uśmiechnęła się tryumfalnie. - A ty, Brianie Roscoe, nie możesz go wszędzie teleportować. Byłoby za łatwo.
Spojrzał na nią z niedowierzaniem.- A-as pik!? Jak mam go zdobyć tak szybko?- jęknął.- Gdzie mam się najpierw udać?
Właścicielka
- To to ci może Brian, ta pierdoła niepospolita pomóc. A teraz idź, bo przerwałeś mi herbatę.
Mgła jakimś cudem wypchnęła Shina i Briana z sali i zatrzasnęła za nimi drzwi.
- Cóż, jednak trochę się myliłem. Na zdobycie asa pik potrzeba dokładnie dwóch dób, więc dała porządne wyzwanie. Powiem krótko - asa pik, czyli kartę Kizuki, trzeba zdobyć, znajdując wszystkie inne piki, ale z tego co pamiętam, mam chyba dwa z nich przy sobie. - zaczął przeglądać kieszenie swego płaszcza.
-Tylko dwie..- mruknął zrozpaczony.- A jeżeli nie uda mi się ich zdobyć na czas? O-ona go tu uwięzi na zawsze a ja nie będę mógł mu pomóc?- spojrzał na Briana pustym wzrokiem.
Właścicielka
- Shin, posłuchaj. - zaczął Brian, podając mu dwie karty. - Teraz masz już trzy, na dodatek o tych osób, które są najdalej od nas. W ciągu trzech dni, mając dobrego konia można objechać prawie całą Krainę, więc spokojnie. Znajdziemy wszystkie.
-Dobrze...- schował karty do woreczka.- To chodźmy szukać dalej.. Im szybciej znajdziemy wszystkie tym lepiej..-mruknął pod nosem.- Gdzie najpierw idziemy?
Właścicielka
- Hm... W sumie to.. Hm... - Brian szedł zamyślony, przechodząc korytarzami w stronę wyjścia.
Tym razem to on na kogoś wpadł. Był to blondyn, niosący garść książek. Spojrzał ze śmiechem na Briana.
- No, mam nadzieję, że tym razem was nie pomylę. Ty jesteś z cyrku, nie?
- A, dobrze prawisz, Rafael. Tylko ciekawi mnie co tu robisz, a nie w Farii.
- Wiesz, Trefl boi się dawać swym sługom książki do ręki. Muszę sam je nosić. To prawda, że zbieracie karty na asa pika?
- Prawda. Mnie przeczucie nie myli, czy ty też byłeś pikiem?
- Tsa, mam kartę jedną w kieszeni jeansów, ale wyjmijcie ją sami, bo mnie ukatrupią, jak położę na podłodze.
Spojrzał na blondyna.- Są aż tak surowi?- mruknął stojąc niepewnie za Brianem. Po dłuższej chwili podszedł do chłopaka i wyjął kartę z jego spodni, lekko czerwony na twarzy.- D-dzięki..-zająknął sie patrząc na książki, które niósł Rafael.
Właścicielka
- Nie no, przesadzam. Ale Trefl jest obrażona, jeśli na tej brudnej podłodze położy się książki. Jestem pewien, że gdyby nie ona, prawie niktby nie czytał mojego księgozbioru fantasy.
Większość książek własne brzmiała na fantasy, ewentualnie tematyka wampirza. Rafael lekko skinął głową i pobiegł w stronę głównej sali.
//Sorki, mój Internet lekko przymiera ;-;
//mój tak samo [*]//
-Czyli mamy już cztery karty.. Jeszcze dziewięć- powiedział sam do siebie.- Teraz dokąd?- powiedział spokojnie do Briana. Spojrzał na niego kątem oka.
Właścicielka
- Rafael w sumie bardzo nam pomógł. Faria byłaby nam trochę nie po drodze. Teraz wracamy do Donii, niestety już nie po czarach. - na twarzy było widać mu cień zawodu.
-Dlaczego? -spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem. Wyjął woreczek i schował do niego zdobytą kartę.
Właścicielka
- Mówiła przecież, że nie mogę cię teleportować. O, wreszcie wyjście z tego przeklętego miejsca. Jak się uda, to przejdziemy na przełaj i potem dopłyniemy jakąś łodzią przez jezioro Eldynn do Donii. - wskazał granicę, za ktorą robiło się jaśniej.
Spojrzał we wskazanym kierunku.- Dobrze.. Pośpieszmy się.. Jak juz mówiłem im szybciej tym lepiej..- westchnął i objął sie rękoma.
Właścicielka
Brian chwycił Shina za nadgarstek, po czym dość szybkim krokiem zawiódł go pod granicę.
- Mówiła o teleportacji, nie o przyspieszeniu.
W kilka minut byli pod granicą. Równie szybko ją przekroczyli, żegnając się szczęśliwie z przejmującym mrokiem.
Spojrzał na rękę trzymającą go za nadgarstek. Zaśmiał się cicho lecz dość nerwowo, zarumienił się.
//o czym on myśli....//
-Co jeszcze potrafisz..? Wiesz.. Oprócz teleportacji i przyśpieszania?
Właścicielka
//Ja ******** znowu mi usunęło
- Prawdziwy magik nie zdradza swych sztuczek, Shin - odrzekł Brian, zwalniając kroku.
Przemierzali podmokłe łąki okalające jezioro. Na wodzie było mnóstwo kaczek i łodzi z wędkarzami. Tu i ówdzie znajdowały się większe, droższe statki rekreacyjne.
//nie bulwersuj się..//
Zaczął przyglądać się wędkarzom od czasu do czasu spoglądając na Briana.
-Czym będziemy płynąć? Masz tu jakiś znajomych którzy mogliby nam pomóc?
Właścicielka
//Sorki, po siedmiu próbach na jeden post to trochę wkurza.//
- Starczy wykorzystać coś, co pewien Joker, którego kiedyś spotkałem nazwał moim fejmem. - Brian machnął ręką i szedł w stronę szuwarów nad jeziorem.
Westchnął cicho patrząc na Briana.
-Już niedaleko?- mruknąl spokojnie patrząc na szuwary.
Właścicielka
Zobaczyli śpiącego w łódce przy brzegu wędkarza. Gdy nagle się obudził spojrzał z zaskoczeniem.
- O jo ja! To pan Roscoe! Czyżby spieszyło się wam do Donii?
- Tak...
- Proszę wsiadać! To nie najlepsza łódź, ale też można nią płynąć.
Brian wskoczył do łódki i spojrzał na Shina.
Chłopak niepewnie wszedł do łódki.
-Yhh..- burknął cos o chorobie morskiej.- Nigdy nie płynąłem taką łódką..
Właścicielka
- Nie dostaniesz choroby morskiej, bo jesteś na jeziorze. - zaśmiał się wędkarz.
- Ja też ją chyba mam, ale przeżyje. Trzeba się spieszyć. Odpływajmy. - Brian odwrócił się, skrzywiony.
Odplyneli.
Wzdrygnął się lekko.
-Jak daleko będziemy musieli płynąć tą łódką? I ile to zajmie..
Właścicielka
Brian wyglądał, jakby skupiał wszytskie swe siły, by się uspokoić. Wędkarz pogwizdywał sobie wesoło, spoglądając na swych pasażerów ze śmiechem.
- No, kolego, do Donii to tak pół godziny drogi. Nie cieszysz się chociaż, że nie jesteś na terenie Trefl? Tu jest sporo przyjemniej. - mówił wędkarz.
//zmiana tematu, zacznę w Donii
Właścicielka
Psisko biegło dalej wytrwale, w pewnym momencie jednak zbaczając ze ścieżki i biegnąc na przełaj, cudem omijając bagna. Może było nawigowane w jakiś nadprzyrodzony sposób? Kto to wie. W końcu dało się poczuć mocny zapach siarki, a pies wybiegł z lasu.
Pies zatrzymał się wreszcie na jednej ciemnej uliczce w Królestwie i sapnął cicho. Wydawało się, że jest całkiem cicho, ale po chwili dało się słyszeć rozmowę.
- Boże... czemu nie wychodzi! - Shin usłyszał znajomy głos.
- Bracie, nie histeryzuj.
- Ty nie wiesz, jak to jest. Obskoczyliśmy razem całe Królestwo, nikt nie słyszał o ostatnim piku. A ja nawet nie wiem, kto nim jest! Shin niedługo przyjdzie i...
- Przecież się nie wścieknie.
- Gówno wścieknie, on się załamie! Jakbym mógł sprawić, by się jednynie wściekł, to by nie było mowy. Tu chodzi o życie, bracie.
- Poznałeś każdego pika, na pewno wiesz, kto jest czwórką i zaraz dasz Shinowi tę kartę. Macie pół godziny, z twoimi możliwościami na pewno zdążycie!
- Do jasnej cholery nie! Ja już Serafina o Snake'a nie zapamiętałem. Czuję się jakbym to ja miał zaraz umrzeć...
Shin słysząc tą rozmowę zadrżał a w jego oczach pojawiły się łzy.
-P-pół godziny.. -jęknął cicho a po jego policzku spłynęła strużka łez.- G-gdzie ostatni pik..
Właścicielka
- Bracie, nie leż w tym błocie. To ci nic nie pomoże. Wróg u bram, cel u bram, u bram czeka życie i śmierć. Mantra się spełni, coś się wydarzy. Trefl przybędzie niedługo, uda się.
- Będę leżał jak będę chciał!
Koniec końców drugi Brian pojawił się za rogiem i dostrzegł płaczącego Shina. Objął go ramieniem. Jakby w jednym momencie rozbłysły dwa światła - srebrne i purpurowe.
Shin drżał. Otarł łzy i spojrzał na światła. Jego oczy ponownie zaszły łzami.
-N-nie udało s-się..-szepnął cicho.-To koniec, wszystko zepsułem.. Sully zostanie tam sam!-usiadł na ziemi.
Właścicielka
- Hahaha! I co Kizuko! To koniec! W dwadzieścia minut nie odnajdziecie ostatniej karty! Poddajesz się? A może zniczysz moje lochy, dla tego parszywego wypi**dka?
Shin usłyszał trzepot ogromnych skrzydeł.
- To nie koniec, Trefl. Mantra się spełni, a kraty będą jak będą. Zobaczysz.
Kizuka znów zatrzepotała skrzydłami.
- Brian! Brian do cholery! BRIAN!! - krzyczał ktoś z oddali.
Po dłuższej chwili słychać było jego sapanie i bieg. Brian trzymający Shina wyciągnął rękę i schwycił coś w dłoń, po czym dał Shinowi.
Spojrzał na rzecz trzymaną przez Briana.
-Hmm..?- wziął od niego tą rzecz a drugą ręką wytarł łzy sprawdzając co to.
Właścicielka
- Nie! NIE! Schaiße! Niemożliwe!
Była to... czwórka pik. Jej doręczyciel padł na ziemię wyczerpany. Kizuka chwilę później stała przy nich. Brian za to zajął się niemal zemdlonym z zaskoczenia bratem. Ciemnowłosa wyłoniła z palców energię drobną jak pajęczyna, a w jej dłoniach pojawiła się karta. As pik. Wsunęła ją w dłoń Shina, po czym spojrzała wymownie na Trefl. Król zdegustowany klasknęła w dłonie, a Sully pojawił się tuż przy nich. Był brudny i wystraszony, nie wyrzekł ani słowa, tylko podbiegł do Shina i zawisł mu na szyi. Trefl za to postanowiła się ulotnić.
Shin przytulił mocno chłopaka.
-S-Sully!- mruknął do niego cicho a po jego policzku spłynęła łza.- N-nic ci nie jest?
Właścicielka
- Ni-nic. Nie my-myślałem, że po mnie wrócisz, Sh-shin. - szeptał Sully, drżąc.
Brianowie i Dagger zostawili ich samych, jedynie Kizuka stała w pobliżu, o ile nie zniknęła sama.
- Ty-tyle dla mnie zro-zrobiłeś... - szeptał przez łzy.
-A miałem cie zostawić!? T-to przeze mnie ona cię porwała!- ścieśnił uścisk.- D-dla ciebie zrobiłbym wszystko..-mruknął ze łzami w oczach.
Właścicielka
- Wcale nieee... to na pewno przez mojego pecha byłooo... Ale tam ciemno było. Najciemniej jak się da! A Trefl przychodziła i mówiła, że cię zabiła! - Sully rozryczał się na dobre, nadal wisząc na Shinie.
Jęknął cicho.
-Nigdy bym nie dał się zabić z myślą,że nadal byś był tam uwięziony.-Shin również wybuchnął płaczem.-P-przepraszam cię za wszystko..
Właścicielka
- Na waszym miejscu nie zostawałabym w takim miejscu. Jeden raz mogę wam zaproponować, by was przenieść w konkretniejsze i przyjemniejsze miejsce. Co wy na to? - głos Kizuki wyrwał ich na chwilę ze szlochów.
Shin skinął lekko głową nadal nie puszczając Sullyego.
-D-dziękuję ci Kizuka..-mruknął cicho.