- No dobrze, dobrze. - stwierdził, uśmiechając się pogodnie.
Właścicielka
- A mogę buzi na dobranoc? - zapytał z ciekawością. Penemue rozwalił się na leżącej z boku poduszce, rozłożył skrzydełka i ostatecznie zasłonił nimi sobie oczy.
- Ależ oczywiście, że dostaniesz~ - mruknął czochrając jego włosy.
Właścicielka
Rosie spuścił nieco głowę i wystawił język.
- Nie jestem kotkiem. - mruknął cicho. - Za to jestem wyższy! Pół centymetra ale wyższy.
- Ejejej! Czy ty próbujesz mi powiedzieć, że jestem niższy? - stwierdził udając obrażonego. Wydął usta zakładając ręce na piersi.
Właścicielka
- Nie. Niższy jest Penemue. Ty jesteś urokliwszy. - uśmiechnął się szeroko.
- Eh weź go popchnij na łóżko. - podszeptał Yukkiemu Penemue. - Ciekawe czy się zdizwi.
Szarooki wzruszył ramionami i zrobił tak, jak mu podpowiedział gargulec - popchnął Rosiego na łóżko.
Właścicielka
Łóżko aż zaskrzypiało, a Rosie jakby nagle zdrętwiał. Trwało to chwilkę, ale wyglądało nieco dziwnie. Jednak otrząsnął się w końcu i spojrzał w sufit.
- No dobra, pewnie jestem niższy, wygrałeś.
Yukki uśmiechnął się ni to zwycięsko, ni to wyglądając na zdziwionego. Usiadł na kraju łóżka patrząc na niego.
- Czemu tak nagle zdrętwiałeś Rosie? - zapytał po chwili.
Właścicielka
- Nic, po prostu się nie spodziewałem. - westchnął cicho i przesunął się na bok łóżka. - Nie idziesz spać?
Poprawił okulary wyraźnie nad czymś myśląc.
-Tak bardzo śpiący nie jestem...
Właścicielka
Rosie wsunął się pod kołdrę westchnął ciężko i odwrócił się plecami do Yukkiego.
- Dobranoc. - mruknął.
Chłopak westchnął cicho, odłożył okulary i również wsunął się pod pierzynę. Objął Rosiego, kładąc głowę na jego plecach.
Właścicielka
Rosie wzdrygnął się, ale już spał. Yukki szybko zasnął, a sen przeniósł go na ciemne korytarze treflowego więzienia. Zobaczył przed sobą Eleazara, jednak inaczej ubranego i uczesanego. Może to przeszłość?
Włożył łapki do kieszeni, rozglądając się dookoła. Jak on nie lubił tego miejsca... Zadrżał nieznacznie.
Właścicielka
Eleazar szedł korytarzami, nucąc "dla Elizy". Wtem jednak zatrzymał się przed jedną z cel.
- Rano ta cela była otwarta, teraz jest zatrzaśnięta. - mruknął cicho, przerzucając w dłoniach klucze, po czym ją otworzył. - Była także pusta...
Szarooki cały czas szedł za nim. W końcu gdy wampir się zatrzymał on to samo poczynił, zerkając mu przez ramię, by spojrzeć kto jest w celi.
Właścicielka
Eleazar jednak nie zatrzymał się w drzwiach, wszedł do środka. Na podłodze w kącie leżał ktoś zawinięty w szmatę, a na dźwięk kroków wampira jeszcze się skulił. Wampir klasnął w ręce i zapłonęły dwie pochodnie. Kolejnym szczegółem była krew na podłodze. Wampir podszedł tam i kucnął z wyraźnym zmartwieniem na twarzy.
Yukki również wszedł do środka. Uważnie przyglądał się skulonej postaci.
Właścicielka
Postać zaczęła szlochać, gdy Eleazar podniósł szmatę. Chłopak leżący na ziemi był bardzo poraniony, a twarz miał zapuchniętą od płaczu.
- Zabij mnie... - wyszeptał, ale wampir zignorował te słowa, bo położył mu dłoń na policzku i starł łzy.
Po dłuższej chwili Yukki mógł rozpoznać, kim był ten chłopak. Rosie...
Szarooki widocznie zdziwiony, zbliżył się jeszcze bardziej.
- R-Rosie... - mruknął cicho patrząc na zmasakrowanego chłopaka.
Właścicielka
Eleazar jakby przestał się ruszać.
- Yukki... - mruknął Rosie. - C-co ty robisz w moim śnie?
Chłopak jako tako podniósł się do siadu i starł krew z rąk.
Szarooki poprawił okulary i westchnął lekko zdziwiony.
- S-sam nie wiem.- stwierdził niepewnie, wzruszając ramionami.
Właścicielka
- Podobno śni ci się ktoś, gdy o nim dużo myślisz. - uśmiechnął się lekko. - Ale to ciekawe, że śni nam się moja przeszłość... - zamyślił się na chwilę. - Chyba ten sen przestał być koszmarem.
- To już dobrze, że nie jest koszmarem. - uśmiechnął się niepewnie. - Ale też mnie zastanawia czemu twoja przeszłość nam obu się śni...
Właścicielka
- Raz śniła mi się twoja. Mi moja przypomina, jak jestem wdzięczny Eleazarowi. - uśmiechnął się. - Uratował mi życie...
- Racja. - zerknął na wampira. - A co ci sięo mnie śniło, jeżeli mogę zapytać?
Właścicielka
- Chyba to, jako podróżowałeś z Gino, a potem spotkałeś... tych dwóch. - Rosie lekko zadrżał, patrząc na swoje rany. - Jak ja bym chciał o nich zapomnieć...
- J-ja tak samo... - -mruknął cicho, wzdychając.
Właścicielka
Rosie westchnął ciężko.
- Przez takie sny pamiętam prawie wszytsko, co robili. Przynajmniej do ciebie Elu przyszedł na czas. - Rosie mówił jakoś tak nie pewnie, jakby nie wiedząc, jak odpowiednio dobre słowa. Powoli wstał, nieco się chwiejąc. Cały czas spoglądał Yukkiemu w oczy, może po to, by na niego nie patrzył?
Po chwili okularnik odwrócił wzrok, jednak podszedł do Rosiego i objął go, by ten się nie przewrócił.
Właścicielka
- Dziękuję. - westchnął cicho Rosie, uśmiechając się. - Jesteś wspaniały, Yukki.
- Gdzie tam. - zaśmiał się. - Daleko mi do doskonałości~!
Właścicielka
- Z pewnością bliżej niż mi. - droczył się Rosie i cmoknął go w policzek.
Chwilę później obaj się obudzili. Jak się okazało, nie byli w domu. Jechali wozem pełnym rzeczy z ich domu. Nadal nie było, z nimi Eleazara, a Woźnica nie wyglądał znajomo.
- Ymm... Ro-Rosie..? - Yukki zląkł się. - K-kto to? Gdzie my jedziemy...?
Właścicielka
Rosie potrząsnął głową, jakby próbując się dobudzić.
- Nie mam pojęcia, obudziłem się równocześnie z tobą. - odparł i rozejrzał się. - Hmmm... widziałem już tego faceta, ale nie dowiedziałem się, kim jest. Wiem tyle, że dobrze zna się z Eleazarem i nie jest sługą Trefl. Hej ty...
Woźnica wciąż ich ignorował, wyglądał dość ponuro. Sądząc po stroju, mógł być wampirem rzędu Eleazara.
- Za dużo się nie dowiedzieliśmy... - okularnik skulił się, patrząc na swoje nogi.
Właścicielka
- Ale to... coś dziwnego się dzieje. Te rzeczy... są z mieszkania Eleazara. - mruknął dziwnie Rosie i wyciągnął spomiędzy nich lornetkę. - A w twierdzy... brakuje trzech wież. To bez sensu, może to jakiś następny sen.
- No wiesz... Mam taką nadzieję, że to kolejny sen. - mruknął odwracając się do tyłu.
Właścicielka
Dojeżdżali do jakiejś zabudowy, nieco zrujnowanej.
- Wedle mojego rozumowania jesteśmy w Ruinach Kier... - mruknął cicho. - Ale po co?
W końcu wóz zatrzymał się przed budynkiem, przy którym kręciło się dwóch chłopaków. Starszy z nich podszedł do woźnicy.
- Co mi tu wieziesz? - chłopak był nawet nieco podobny do Rosiego, ale miał bliznę wyglądającą jak poszerzenie uśmiechu i ciemnoniebieskie oczy. - Mogę ich wziąć, jak mi powiesz co tam się stało. - dodał, widząc, że tamten niezamierza odpowiadać.
- Powiem, jak Mattias będzie coś wiedział konkretnego. - mruknął, po czym po prostu zeskoczył z wozu i poszedł z koniem do stajni.
Yukki uważnie przysłuchiwał się ich rozmowie. Nic z tego nie rozumiał i szczerze, martwił się o Eleazara..
Właścicielka
- Jeff... - mruknął Rosie.
- Ross'ain, alem Cię dawno nie widział. - zaśmiał się Jeff. - Ej, Robby, chodź tu, są graty do noszenia. Rozgośćcie się w tym naszym... domostwie.
- Umm... Po co zostaliśmy tutaj przywiezieni...? - mruknął cicho.
Właścicielka
- Ni cholery nie wiem. - wzruszył ramionami. - Sądząc po tym, że kawała twierdzy nie widać, musiało tam być gorąco. A ten tam, Itamar, znając życie to niczego bez braciszka nie powie. - machnął ręką.
- Może... - Yukki poprawił okulary wzdychając. Chwycił łapkę Rosiego, by dodać sobie otuchy.
Właścicielka
Rosie zszedł z wozu, ciągnąc lekko za sobą Yukkiego. Zawołany Robby okazał się być dzieciakiem, może dwunastoletnim. Od razu Jeff podał mu kilka rzeczy i zaznaczył, gdzie ma je zanieść.
- Nie sądziłem, że w tej okolicy da się mieszkać. - mruknął Rosie.
- Ja też nie. - odparł Jeff. - Ale jest całkiem przyjemnie. Może herbaty? Twój... kolega wygląda, jakby miał zemdleć...
- N-nie prawda! - mruknął dziecinnie. Oczywiście był strasznie blady, naprzeciw własnym słowom nie czuł się zbyt dobrze.
Właścicielka
Jeff przewrócił oczami, po czym, nie bacząc na reakcję Yukkiego, wziął go na ręce i zaniósł do środka, po czym położył na kanapie.
- No, bo się nam jeszcze pochorujesz. Robby! Jesteś! Umiesz parzyć ziołowe herbatki?
Okularnik westchnął cicho. Oczywiście gdy tylko Jeff go dotknal, oblał się rumieńcem.
- Nie będę chory. - stwierdził jednak nagle zakaszlał cicho.
Właścicielka
- Jak nie Robby to Deus, jak nie Deus to...
- Yukki. - podsunął Ross'ain, głaszcząc naszego choruszka po włosach.
Jeff na chwilę zniknął i wrócił z kubkiem parującej herbaty.
- Zaczął się chorobowy sezon, jak się okazuje. - westchnął Jeff, po vzym profilkatycznie odciągnął dzieciaka od Yukkiego.