- No to ciekawe. Gdzie ten szpital?
Zapytał patrząc na drogę.
Właścicielka
- Chyba powinniśmy zająć się ważniejszymi sprawami. - westchnął. - Jeśli się weźmiemy, może odnajdziemy tego "wujka".
Sully odłożył książkę i przytulił się do Shina.
- Całkiem niedaleko. W sumie na końcu tej ulicy. - wskazała budynek, który jako jedyny był całkiem biały i nie obrastały go wokół dęby, tylko gęsty bluszcz.
- No to odwiedźmy go.
Ruszył w stronę szpitala i zatrzymał wóz gdzieś w pobliżu.
Szatyn również go przytulił.
-Na pewno go znajdziemy..-mruknął cicho.
Właścicielka
- Ale z was urocza parka... - mruknęła Shani. - Powodzenia, chłopaki. Na pewno znajdziecie to czego szukacie.
Kama zeskoczyła z wozu i przeciągnęła się.
- Idziemy? Miałam nadzieję dowiedzieć się, co mu dają zanim spierdziela za szpitala...
- Oczywiście.
Zsiadł z wozu i wszedł do budynku szpitala razem z wampirką.
-Dziękujemy..-Shin uśmiechnął się lekko i spojrzał na Sullyego.-Chodźmy.. Musimy znaleźć kogoś, kto jedzie do Dese..
Właścicielka
Kama szła szybko i nawet nie zauważyła, gdy wpadła na kogoś.
- Oho, ktoś miał w planach mnie odwiedzić i w kij nie zdążył. Brawo, Kama. - zaśmiał się Deus, przeczesując dłonią włosy.
- Ty cholero, ponoć byłeś pocięty jak ser, a wychodzisz po kilku godzinach?
- Takie już moje magiczne sekrety. - przystawił palec do ust.
Deus wyglądał całkiem żywo, spod niedbale zapiętych ubrań widać było jeszcze opatrunki. Wyglądał by całkowicie normalnie, gdyby nie fioletowe ślady na szyi.
Właścicielka
- Coś czuję, że szybko kogoś takiego znajdziemy... - westchnął Sully, po czym wyszedł razem z Shinem z biblioteki.
Na ulicach było trochę ludzi, gdzieś na końcu ulicy widać było kilka wozów.
- Miło cię widzieć żywego. - Powiedział uśmiechnięty. - Nie masz mi za złe że pożyczyłem wóz?
Chłopak skinął tylko lekko głową.
-Może zapytamy kogoś czy mógłby nas podwieźć?-spojrzał na wozy i ludzi.
Właścicielka
- Niby czemu miałbym mieć? Przecież ani go nie zepsułeś, ani nic. Nie było problemów z tym wariatem? - zapytał, ziewając.
Kama tylko przybiła mu piątkę, po czym gdzieś poszła.
Właścicielka
- Wartałoby... Czekaj, chyba widzę Deusa. Co on tu robi? - zdziwił się Sully, idąc w tamtą stronę.
Rzeczywiście, w oddali zobaczyć można było chłopaka o niebieskich włosach i swym firmowym, dziarskim uśmiechu.
-Co on tutaj robi?-Shin ruszył za Sullym wpatrując się w niebieskie włosy Deusa.-Może tez ma Jokera?
- Był trochę ciężki, ale poza tym nic. Bardziej mnie ciekawi dlaczego dałeś mu się tak pociąć?
Właścicielka
- A się zamyśliłem, jak przez jakiś czas pomagałem w Riv i się nim zajmowałem, to od tamtego czasu jakoś za często bagatelizuję, że ktoś mnie tnie. Głupie przyzwyczajenie. - mruknął, przypadkiem ścierając fioletowe ślady z szyi.
Wtem usłyszeli, że ktoś podbiega do nich.
- Deus? Co tu porabiasz? - sapnął chłopaczek o ciemnych włosach.
- Sam bym cię o to zapytał, Sully. Wyciągnęli cię od Trefl, co?
- No ba, przedwczoraj. - odetchnął chłopak. - Nie jedziecie może do Dese?
- To się jeszcze zobaczy, co nie Lawrence?
Shin podszedł do nich w milczeniu.
-Przed wczoraj.. Mi się wydawało, że już dawno..-westchnął w myślach.
- Właściwie to chciałem jechać do Fallen, zobaczyć smoki. No chyba, że Dese jest po drodze czy coś.
Powiedział spoglądając na dwóch nieznajomych.
Właścicielka
- No, jednak Dese to niezbyt po drodze. - mruknął chłopaczek, który uprzednio zaczepił Deusa. - Szkoda, psze pana. Oj, nie przedstawiłem się. Jestem Sully.
Deus poczochrał Sullyego po włosach i zaśmiał się.
- Wieczny dzikus z ciebie. Nie możecie nikogo znaleźć?
- No, nie za bardzo. - mruknął nieco ponuro. - Najwyżej poszukamy gdzieś indziej.
- Cóż Sully, zawsze możesz razem ze swoim kolegą jechać najpierw do Fallen, a potem ewentualnie do Dese. No chyba że masz tam jakieś ważne sprawy do załatwienia.
Właścicielka
- Shin, co o tym myślisz? - uśmiechnął się Sully. - W sumie sam dawno nie widziałem żadnego smoka.
Deus stał w milczeniu, obserwując pozostałych z zaciekawieniem.
Szatyn skinął lekko głową milcząc. Zaczął bawić się swoją rękawiczką czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
- No i fajnie, ruszamy teraz czy jutro z z samego rana? Ja wolałbym z rana, bo to dłuższa podróż z tego co widziałem na mapie.
Właścicielka
//Niech ten Shin coś wreszcie powie ;-;
-Możemy poczekać do rana..-westchnął cicho i zwiesił głowę patrząc w ziemię.
Właścicielka
- No, to postanowione. - mruknął Deus i się uśmiechnął. - Shin, nie jesteś na pogrzebie, rozchmurz się trochę, okej?
Sully pobiegł do szatyna i klasnął mu przed oczami.
- No, Shinuś, nie smuć się tak.
-Nie o to chodzi..-podniósł lekko głowę.-Źle się czuję..-mruknął cicho i kichnął.
Właścicielka
- Wobec tego idźcie do przychodni. - Deus wskazał budynek za sobą. - Nie powinno być kolejek.
Sully spojrzał wyczekująco na Shina, po czym pociągnął go w tamtą stronę.
- Normalnie jak przedszkolaki. - mruknął pod nosem Deus, gdy odchodzili.
-Ejj.. Nie trzeba.. Wszystko ze mną w porządku..-Shin próbuje wyrwać Sullyemu. Zadrżał lekko.-Puść..
Właścicielka
Sully zatrzymał się, ale spojrzał na Shina uważnie, kładąc mu dłonie na policzkach.
- Shinuś, powiedz mi co się stało, proszę, bardzo proszę.
- No to jedziemy do Rafiego, czy masz jeszcze jakąś miejscówkę?
Zapytał Deusa idąc razem z nim.
Jego policzki były dość ciepłe.
-N-nic.. Przecież mówię..-mruknął cicho starając się nie patrzeć na Sullyego.
Właścicielka
- Pensjonatów tu pełno, możemy się zatrzymać tam, gdzie tylko masz ochotę. Jak chcesz, to idź do Rafiego, mi to całkiem obojętne. - wzruszył ramionami Deus, po czym zwolnił nieco kroku.
- Uch... no dobrze... - westchnął Sully, zabierając ręce. - Ja... ja chyba się przejdę. Może wróć do pensjonatu i odpocznij.
Ciemnowłosy nie czekał na odpowiedź Shina, poszedł przed siebie ze spochnurniałą miną.
- No to do Rafiego. Ucieszy się z naruszania przestrzeni osobistej.
Po tych słowach udał się do biblioteki Rafaela.
Właścicielka
- Pewnie, że się ucieszy. Zawsze narzeka, że nie ma do kogo gęby otworzyć. - zaśmiał się niebieskowłosy, idąc za Lawrencem.
W bibliotece tym razem Rafi grał z Shani w szachy. Gdy Lawrence wszedł, tylko na chwilę spojrzeli w jego stronę, po czym wrócili do gry.
Szatyn wyciągnął lekko rękę ale zaraz ją schował. Odwrócił się i ruszył do pensjonatu lekko drżąc. Obrócił się i spojrzał na plecy Sullyego. Zaczął biec do niego, gdy dobiegł przytulił go mocno.
-P-przepraszam..-mruknął cicho.
- Część Rafi, Shani. Nie obrazisz się jeśli przenocuje tu jeszcze raz.
Zapytał podchadąc do szachownicy.
Właścicielka
- Miałeś odpoczać, pewnie przeziębiłeś się w Riv albo jak płynęliśmy barką. - odrzekł Sully, wtulając się w Shina. - Mi też zdarzają się gorsze dni, nie martw się, będzie dobrze. To gdzie pójdziemy?
- Spoko. Chcesz już tam iść, czy może coś poczytać? - spytał Rafael, spoglądając na Lawrenca.
Shani patrzyła w szachownicę dłuższą chwilę, po czym przestawiła jedną z figur.
- Haha, szach-mat, nareszcie! - zaśmiała się. - Miło was widzieć. - dodała, spoglądając też na milczącego z tyłu Deusa.
-Sam nie wiem..-zasłonił buzię, by nie kichnąć na Sullyego.-Gdzie chciałbyś pójść?-uśmiechnął się do niego promiennie.
- Dzień jeszcze młody...- Zastanowił się przrz chwilę - Masz coś Lovecrafta?
Właścicielka
- Ech, tak to daleko nie zajdziemy. Chodźmy do kawiarni, napijesz się herbaty ziołowej i będzie ci lepiej, co? Nie mam zamiaru patrzeć, jak narobisz sobie grypy.
Szatyn skinął lekko głową.
-Chodźmy w takim razie..-westchnął cicho, na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.-Herbata dobrze mi zrobi..
Właścicielka
- Będzie na piętrze, na prawo od takich grubych ksiąg podpisanych "Encyklopedia Elfinika". - odparł Rafi, zbierając figury szachowe spowrotem.
Właścicielka
Sully zabrał Shina do pobliskiej kawiarni i zamówił dwie ziołowe herbaty.
- No, nareszcie się uśmiechnąłeś. Tak mi jakoś źle, gdy się smucisz.
- Dzięki.
Poszedł w miejsce wskazane mu przez Rafaela i rozejrzał się za książkami.
Właścicielka
Cóż, za bardzo rozglądać się nie musiał, gdyż cały regał podpisany "Lovecraft" był dosyć widoczny. Część półek była lekko zgięta od przepełnienia. Książek było sporo, od około pięciu wydań "Zewu Ctuhulhu" przez inne, bardzo znane książki, do wydań historii słabiej znanych, a nawet kilku, o których Lawrence w ogóle nigdy nie usłyszał.
Zabrał książka i zszedł z powrotem na dół by poszukać jakiegoś siedziska.
Właścicielka
Wokół była swoista czytelnia - tu i tam krzesła, fotele, taborety i puchate poduchy do siedzenia. Na jedynej kanapie leżał Deus, czytający sobie "Zbrodnię doskonałą".
Usiadł na pierwszym lepszym fotelu i wziął się za lekturę.
Właścicielka
//I teraz ty i degant przez trzy godziny będziecie tylko pisać "czyta dalej" ;_;
Nic mu nie przeszkadzało w lekturze, słychać z dworu było, że gwałtownie się rozpadało.