-Mhm..-uśmiechnął się szeroko czując woń jedzenia.-Uwielbiam omlety!-zaśmiał się radośnie.
- To jak, ruszamy? Tylko nie zapomnij, że będziemy potrzebować też broni, bo ja na polowania z gołymi pięściami nie chodzę.
Właścicielka
- Dostaniemy w Milanie, spokojnie. A jak bardzo masz ochotę go zabić, to potrzebujemy kozła ofiarnego. Karta musi istnieć a bez kozła ty byś nią został na stałe. - mruknął Deus, wiążąc włosy i dopinając koszulę.
- Wobec tego chodźmy! - zaciągnął Shina do środka i posadził przy pierwszym stoliku, po czym zatopił wzrok w menu.
Chłopak również chwycił menu zaczął je przeglądać.
-Na co masz ochotę Sully?-spojrzał na niego zza menu.
- Nie mam zamiaru go zabić, co najwyżej spacyfikować na czas jego podróży powrotnej do Riv.
Właścicielka
- Łohoho... tego to się nie spodziewałem. Jakoś każdy wolał go zabić. - mruknął Deus. - No, to w Milanie zgarniemy wszystko.
- Na omleta z szynką! - powiedział z iskierkami w oczach.
- Zabijnie nigdy nie było moim ulubionym... rozwiązaniem problemu. Zawsze łatwiej było, kazać komuś samemu wleźć do bagażnika niż samemu go wkładać.
Po tych słowach ziewnął i przeciągnął się.
-To mój ulubiony!-szatyn uśmiechnął się do chłopaka.
Właścicielka
//Zabijanie i omlety. Wyśmienite połączenie <3
- Co zamawiacie?
- Dwa omlety z szynką!
- Uhm, ciszej trochę, piętro wyżej śpi moja córeczka.
- Ojoj, przepraszam.
- No cóż, jak się obracam wśród zabójców, to tak już przyzwyczajenie.
- Tylko mi opisz jak wygląda nieprzytomna podróbka Jeffa.
- Ćś. Chodź Lawrence, zbieramy się.
Deus wyszedł najspokojniej z budynku, a Rafael zajął się swymi sprawami.
- Do następnego razu Rafi.
Rzucił biblitekarzowi na pożegnanie i udał się za Deusem
//polecam ~
Zaśmiał się cicho karcąc Sullyego wzrokiem. Odłożył menu i położył ręce na stole.
Właścicielka
Kelner odszedł spokojnie do kuchni, a Sully w ciszy wyczekiwał na posiłek, z zacieszem na mordce.
Deus szedł spokojnym krokiem w stronę miejsca, gdzie wczoraj zostawili wóz. Zagadał spotkanego elfa o konia, po czym dalej szedł, czasem oglądając się za Lawrencem. Gdy doszli na miejsce, ktoś właśnie przyprowadzał konia.
Shin uśmiechnął się do niego pogodnie.
-Wyglądasz jak dziecko, które dostało prezent na święta..-zaśmiał się.
Wsiadł na kozioł wozu i poczekał na wymianę konia.
Właścicielka
Deus wskoczył na kozioł, wcześniej dziękując elfowi za pomoc, po czym popędził konia. Wóz ruszył przez ulicę.
- Przesadzasz, po prostu lubię szynkę. To aż takie dziwne? Ty też się zacieszasz.
Kelner po paru minutach przyniósł dwa parujące omlety i życzył Shinowi i Sullyemu smacznego.
Shin mruknął coś w stylu "dziękuję" i zaczął jeść.
-Chyba nigdy nie byłem taki głodny..-mruknął wcinając swojego omleta.
- Daleko ten Milan?
Powiedział poprawiając się na siedzisku.
Właścicielka
//Jest w końcu mega zmęczony po takich szalonych xd
Sully nie odpowiedział, zapewne znając zasadę, by nie mówić z pełnymi ustami. Zajadał się bardzo smakującym mu omletem.
Właścicielka
- Ze trzy godziny drogi? Trochę kawałek jest, ale da się przeżyć. - Deus wyjechał na główną drogę, a wymijając kilka naprawianych dziur, jechał dalej.
//to właśnie miałam na myśli :v
Szatyn już prawie kończył swojego omleta. Zaczął się rozglądać szukając czegoś, na czym mógłby zawiesić wzrok.
- Czyli jesteś miejscowym playboyem, tak?
Zapytał układając się wygodniej w siedzisku.
Właścicielka
- No, powiedzmy, że tak. Ale to raz na jakiś czas. Nie chcę być takim zbokiem jak Jeff. - mruknął, powoli wyjeżdżając z miasta.
Sully już skończył jeść, wyjadywał teraz wszystkie smakowite okruszki z talerza. W drzwiach do kuchni zobaczył kelnera, tulącego małą dziewczynkę do snu.
Uśmiechnął się lekko patrząc na dziewczynkę. Dojadł końcówkę jedzenia i westchnął.
-Pyszne..
- A kim jest ten cały Jeff? Jakiś dawny znajomy, czy jeszcze przyjaciel?
Właścicielka
- Zbok-gwałciciel, okazjonalnie morderca, zawsze pijak. I mój najlepszy kumpel. Przy nim jestem wyrafinowany jak królowa angielska. No i fajno. Ty... to mi przypomniało, że swojej karty ci chyba nie dawałem...
- Mówisz pyszne wpatrując się w dziecko. To brzmi dziwnie. -skrzywił głowę Sully, po czym zachichotał. - Hmm... ciekawe jak ty wyglądałeś, jak byłeś taki mały...
Spojrzał na niego zaskoczony.
- Tak coś czułem, że masz karte. Przecież zmiennokształtny niebieskowłosy lovelas nie mógł jej nie mieć.
Powiedział po czym wysunął ręke po karte.
Burknął coś pod nosem, że to nie jest śmieszne, powstrzymując uśmiech.
-Mały ja? Nie mogę sobie tego wyobrazić..-westchnął cicho.
Właścicielka
- No, zajebiście mnie podsumowałeś. - burknął jakby urażony, po czym dał mu z kurtki kartę.
//Patuuuś, jest obrazek z małym Shinem, mój licznik uroczości ma error
- To dopiero było urocze dziecko! - zachichotał Sully. - Nie żebyś teraz nie był mega uroczy... - uśmiechnął się szeroko.
- Chyba się nie obrazisz. - rzekł chowając kartę do płaszcza razem z innymi. - Oprócz tego i faktu że grasz na skrzypcach to wiem o tobie stosunkowo mało.
//gdzie!? ;0; podeślij linka do obrazqaaa
-Esz ty..-zaśmiał się cicho. -Idziemy dalej?
Właścicielka
- Okej okej. W sumie też mało o tobie wiem, co się będę kłócić. - Deus powiedziawszy to, zamilkł na dłuższą chwilę.
Wyjechali z głównej zabudowy na drogę, również otoczoną nienaruszoną, makową łąką.
- No pewnie... Muszę przecież oddać książkę, Rafi pewnie się za nią stęsknił, hehe. Jego biblioteka jest chyba niedaleko. - podniósł się lekko z miejsca w zamyśleniu.
Chłopak również się podniósł. Jeszcze raz spojrzał na dziewczynkę uśmiechając się pogodnie.
-Kim jest Rafi..?-westchnął cicho powstrzymując ziewanie.
Właścicielka
- No, tym... bibliotekarzem. Ja oddam książkę... a ty byś... czekaj! Nie wiesz kto to, a masz jego kartę? Bez karty Rafaela nie mógłbyś mieć karty Kizuki...
- Można u was tak po prostu sadzić mak, jak widzę...
Skomentował widząc kwieciste pole.
Właścicielka
- Po tym, co można ćpać z Elfiego Lasu, to mak to się tylko na kwiatek nadaje. Po prostu żaden lokalny ćpun się z takowym kwiatkiem nie męczy.
- Może to i lepiej...
Po tych słowach znowu zamilkł podziwiając krajobraz.
-W takim razie chodźmy, podziękuję mu jeszcze raz.-zaśmiał się cicho.
Właścicielka
Deus już nic nie mówił, jedynie pilnował, by koń nie zbaczał w pole. Słońce lekko wystawało zza chmur, lekki wietrzyk wprawiał w ruch kwiaty, a w oddali leciały żurawie.
Nie doceniasz życia, póki go nie stracisz...
Pomyślał Lawrence urzeknięty okolicą.
Właścicielka
Wóz podskakiwał na wystających kamieniach, a Deus mamrotał coś pod nosem zamyślony. Ptaki przelatywały tu i tam, niektóre coś śpiewały.
Sully wyszedł z knajpki i poczekał na Shina, po czym wspólnie ruszyli do jednej z bibliotek, upstrzonej z wierzchu grubym bluszczem.
//Dobranoc
Wciąż podziwiał piękny krajobraz Krainy.
Jeśli nie uda mi się wrócić, to zamieszkam gdzieś tutaj.
//Dobranoc :3
//// Może zmiana tematu?
Spojrzał na bibliotekę.
-Wielka jest..-westchnął.
//dobranoc
Właścicielka
//Jakoś nie miałam pomysłu, co dać pomiędzy Farią a Milanrm, ale już mam
Faria pozostawała coraz dalej za nimi, teren przy drodze znów się zrobił trochę podmokły, a wokół kręciło się więcej kaczek i bocianów.
//Zmiana tematu, kontynuujesz w Dolinie rzeki Hiai
- Wcale nie jest taka duża, w porównanii do aleksandrowej. Co, Sully, przyszedłeś mi oddać tą książkę? Byłem pewny, że ci się ugotowała. Zapraszam. - rzekł Rafi, stojąc w drzwiach.
Shin wszedł ostrożnie do biblioteki. Zaczął się rozglądać.
-Rafi jak tam życie?-szatyn zwrócił się do chłopaka.
Właścicielka
- Jakoś leci, jak gołąb z zespołem Downa. Dopiero co manatki zebrała inna ekipa. Szczerze, to dziwię się, że na siebie nie wpadliście. Deus z Lawrencem, jakimś innym Jokerem. Tsa, ładnie was tu ostatnio. - zwrócił się do Shina.
-Yhm..-chłopak skinął głową i zaśmiał się.-Strasznie dużo jest Jokerów..-stwierdził cicho.-A tylko jednego spotkałem.. Jokerzy mogą połączyć w jakiś sposób siły i współpracować szukając kart?
Właścicielka
- No pewka... - mruknął, pokazując Shinowi gazetę z artykułem na pierwszej stronie.
Artykuł miał tytuł "Dwie Jokerki i ich waleczny pies łapią Werona! Seyo wreszcie bezpieczne!".
- Te tu - wskazał dziewczyny na wiarygodnym rysunku. - One połączyły siły i razem zbierają.
-Woo..-mruknął z podziwem.-Trafiły aż do gazety? Niesłychane..-mruknął wpatrując się w rysunek.