-Chętnie bym się tam zatrudnił, jeśli dawaliby za robotę coś na ząb. No i średnio spodziewałem się piekarni w takich warunkach, ale tam to musi być ciepło.
Właściciel
- W sumie to przed naszym planem możesz iść się zatrudnić, jakby nie było miejsca, to powiedz tylko kto tam pracuje, to zaraz się jedno zwolni.
-Jasna sprawa, wytwarzanie żywności zawsze jakoś mnie ciekawiło, u siebie nawet ogród miałem, ale znudziło mnie w końcu pielęgnowanie tych wszystkich warzyw.
Właściciel
- I nic dziwnego, rzeczywiście można przy tym pie**olca dostać.
-Pracowałeś tak kiedyś? Szczerze mówiąc nie spodziewałbym się.
Właściciel
- Miałem kiedyś farmę. - rzucił obojętnie. - Mam w ch*j barwne życie.
-To czego ty w życiu nie robiłeś?
Właściciel
- Hmmm... - zastanowił się i potarł w zamyśleniu podbródek. - Chyba nigdy nie pracował jako karczmarz, a zawsze chciałem tego spróbować.
-Całkiem ciekawa robota, idzie usłyszeć wiele rzeczy, dobrze zarobić, a nawet jak burda w karczmie to za uszy wynieść kogo.
Właściciel
- Chyba jak to się wszystko skończy to dotrzymam Wam trochę towarzystwa, a później otworzę swój lokal. A jak dasz radę mnie stąd wyciągnąć, będziesz pić na mój koszt do końca życia.
-No to trzymam cię za słowo, bo pić to ja lubię!- Zaśmiał się jeszcze gromko.
Właściciel
- A nie widać po Tobie. - mruknął, skończył skromny posiłek i schował to tam, gdzie było wcześniej.
-Piję przeważnie dla smaku, więc rzadko kiedy sięgam po piwo, przeważnie to wypijam tę ryżówkę.
Właściciel
- Hę? - spytał, intensywnie marszcząc brwi. - A czy z tym to się je?
-Średnio miałem dostęp do winogron, chmielu czy innych takich, więc pędziłem alkohol z ryżu, mogę powiedzieć, że nie było to aż takie złe.
Właściciel
- Uwierzę jak spróbuję. - odrzekł, ale nie powiedział nic więcej, bo strażnik wreszcie otworzył Waszą celę.
-No to co, śniadanko?- Powiedział patrząc się na orka.
Właściciel
Uznał to chyba za pytanie retoryczne, bo nie odpowiedział, a jedynie opuścił swoją celę.
No i takowym było, nie czekał na nic, więc zeskoczył z łóżka i udał się za nim.
Właściciel
I udałeś się, drogę do stołówki znałeś, więc trafiłeś tam bez problemów. Orka zobaczyłeś dopiero po chwili, sapał z wysiłkiem i wlepił gniewny wzrok w jakiegoś cherlawego człowieka, który stał bezradnie z pustą tacą. Pustą, bo jej zawartość znajdowała się właśnie na spodniach Orka. Po minie człowieka widać było, że był bardzo wystraszony i na pewno nie zrobił tego umyślnie. Ale to na pewno nie powstrzyma tego zielonego wku*wa.
Rozejrzał się też pierw czy nie był to jakiś cwaniaczek, który popchnął tego cherlaka, by ten dopuścił się tego wszystkiego. Skoro jednak zdarzyło się to w pełni przypadkiem to nie ingerował w to wszystko, jedynie za strażnikami się rozejrzał.
Właściciel
Strażnicy byli, ale również nie mieli zamiaru ingerować. Człowiek mamrotał coś, zapewne przeprosiny, ale argumenty te nie trafiały do Orka. Mimo że jego oponent drżał ze strachu, skomlał i był cały blady, on wyprowadził mocny cios w brzuch, który szybko sprowadził go do parteru Gdy już tak leżał, to zielony wykonał pojedynczy kop, pozbawiając go sporej części zębów. Później wyszedł ze stołówki, zapewne by zmienić spodnie i ubrać inne.
Cóż, pozostało mu czekać na jego powrót, by nie jeść serwowanych tutaj większości rzygowin na talerzu.
Właściciel
Zajęło mu to dobry kwadrans, ale wrócił.
-Cóż, sam bym nie załatwił tego pokojowo, nie biorą nikogo na tortury czy inne gówna za taką bójkę?- Spytał orka, gdy ten już wrócił.
Właściciel
- Mnie nie. - odpowiedział, może zbyt ostro niż zamierzał, ale widać, że gniew mu do końca nie minął.
-No i dobrze, ty tutaj nie zawiniłeś.
Właściciel
Skinął nieznacznie głową i poszedł po jedzenie.
Nie stał tak tylko zrobił to samo, wypadałoby coś z rana zjeść.
Właściciel
Dostaliście to samo co ostatnio.
Co prawda nie było to coś stricte śniadaniowego, ale lepsze to, niż wymiociny szefa kuchni. Zasiadł przy orku i zajadał posiłek.
Właściciel
Udało Ci się zjeść to bez problemów.
//Heh, myślałem, że odpisałem.//
-No to co teraz tu robić, iść w końcu tam do tego klubu?
Właściciel
- Możesz iść, mamy jeszcze godzinę nim nas znów nie zamkną w celach.
-No to widzę mnóstwo tutaj czasu na rekreację.- Powiedział śmiejąc się, a następnie ruszył do tego klubu sportowego walki.
Właściciel
Drogę już znałeś, więc trafiłbyś bez problemu. Ale mimo to Ork postanowił Ci towarzyszyć, więc tym bardziej nie było problemów.
No to teraz spojrzał czy ktoś już nie zajmuje ringu i nie obija sobie mordy, lepiej widzieć czy tam nie używają jakichś więziennych prowizorek.
Właściciel
Wszystko wyglądało w miarę czysto, a obecnie tłukł się niezwykle postawny człowiek i zwinny Elf, obecnie ten drugi unikał druzgocących ciosów pierwszego.
Możliwie zastąpi, któregoś z obu, najlepiej też bez używania jego mocy.
Właściciel
W końcu człowiek chwycił w swe wielkie łapska Elfa i uniósł go na wysokość swojej twarzy.
- Będzie bolało! - powiedział i się zaśmiał. W odpowiedzi Elf splunął mu w twarz. Tamten zabrał wtedy od niego prawą dłoń, zwinął ją w pięść i uderzył delikwenta prosto w twarz, a ten poleciał na drugi koniec ringu i leżał, wydawałoby się, że bez życia.
Postarał jakoś przyjrzeć się człowiekowi myśląc jak takiego będzie można pozbawić przewagi siły.
-Może wypada uderzać w kolana? Jeden prawidłowy kop powinien pozbawić go w ogóle możliwości chodzenia...- Powiedział pocierając dłonią o podbródek.
Właściciel
Człowiek podszedł do Elfa i kopnął go kilka razy w żebra, dość lekko, by sprawdzić, czy żyje. Gdy już okazało się, że tak, to kopnął go jeszcze raz, tym razem mocniej, w twarz i wyrzucił z ringu.
-Zgaduję, że to oznacza zmianę przeciwnika?- Powiedział patrząc się na tę górę mięsa.
Właściciel
- Albo ktoś dołączy do niego, albo on zejdzie i wejdzie jakaś inna para.
-Czyli znajdzie się tam miejsce dla weterana.- Powiedział wchodząc na ring i jednocześnie rozruszał ramiona.
Właściciel
- Następny? - spytał wielkolud i uniósł broń. Następnie uderzył pięścią w otwartą dłoń i zaśmiał się, przyjmując postawę obronną.
-Jo, następny.- Powiedział, a następnie przyjrzał się nogom mężczyzny, by określić ich wytrzymałość.
Właściciel
Widać, że nie należał do tych, co opuszczają dzień nóg na siłowni. W końcu coś musi utrzymać tę górę mięśni na górze, nie?
Odpowiedni cios w kolano i tak pozbawi go zapału. Przemyślał też jak bardzo może mu utrudniać poruszanie się i wykonywanie manewrów te całe mięso.