- Hej, zwolnijcie trochę, musimy pogadać! - Sapał Morley, zostając w tyle.
- Może później... - Odparł od niechcenia Xardon i przyspieszył kroku. Wkrótce irytujące widmo pozostało w tyle. Niedługo potem, manewrując przez korytarze i przechodząc kilka poziomów wyżej, podróżnicy dotarli do półokrągłej sali. W połowie podłoga podnosiła się o kilka metrów, a można było na nią wejść przez rampę pośrodku pomieszczenia. Po bokach stały posągi przedstawiające wybitne postaci ze świata śmiertelników, jednak najbardziej robiący wrażenie był ten, który stał pośrodku. Dało się go obejść bez problemu z obu stron, by przejść po rampie, ale tak czy siak był spory. Przedstawiał siedzącego na tronie, marsowego mężczyznę w bogatych szatach i wyjątkowo, jak na swoją funkcję, wysokiej koronie w cylindrycznym kształcie. Na drugim końcu pomieszczenia, tym, który był płaską stroną półokręgu, nie było ściany, jednak z pozycji towarzyszy było widać tylko skały u sufitu jaskini. Aby dojrzeć więcej, trzeba było wspiąć się na drugi poziom pomieszczenia. W tym momencie krzyki słyszalne wcześniej przez podróżników były całkowicie wyraźne.
- Oszustwo!... Łakomstwo!... Herezja!... - Było to za każdym razem pojedyncze słowo, po którym następowało silne uderzenie i chwila ciszy.
Xardon zlustrował posąg władcy pośrodku komnaty. - Minos. - Skomentował. - Jesteś gotowy? - Zapytał Zarazy, spoglądając na Jeźdźca.
Natalie widząc to rzuciła ostrze na ziemię, wzruszając tylko ramionami i marudząc pod nosem coś o prymitywach. Weszła do poprzedniego pomieszczenia, omiotła wzrokiem wargi, po czym spojrzała na resztę grupy.
- W porządku? - Zapytała czuło, co stało w sporym kontraście do jej zachowania wobec Blecka.
Młodszy ze strażników spojrzał na starszego. Ten tylko pokręcił głową, na co tamten schował miecz i wycofał się. Bardziej doświadczony z mężczyzn znów zabrał głos.
- Brutus Corvo, kapitan tutejszej straży. Właśnie wydałem dekret nakazujący wygnanie z miasta tego człowieka, a teraz pójdę do koszar by przelać go na papier. Nalegam więc, byście zeszli nam z drogi. - Rzekł poważnie, nie wyrażając ani nutki strachu przed orkami.