Karczma pod Historią

Avatar Gniotek7
Właściciel
- Podejrzewam, że ktoś kto może pracować dla Michaela, może nie być taki łatwy do przekupienia. - stwierdził Jack - Poza tym nieszczególnie widzi mi się misja, na której jako członkowie Gildii wyjdziemy na minus. - mruknął.
- Ja za to słyszałem, że zarobek przy jej posadzie wcale nie jest taki zły, jak mogłoby się wydawać. - dodał Mariok.
- Więc może... Będziemy ją śledzić? - zapytała Saki.
Czytelnik zastanawiał się przez chwilę, po czy odpowiedział.
- To nie brzmi na taki głupi pomysł, skoro jest powiązana z jakąś większą grupą, to pewnie musi od czasu do czasu kontaktować się z resztą. - przyznał.
- I niby kto miałby ją śledzić? - zdziwił się Jack. - Spójrz na nas! Zbyt się wyróżniamy!
- To akurat nie będzie stanowiło takiego problemu. - odparł mu Czytelnik, po czym po grzebaniu przez moment w jednej z toreb, wyciągnął jakiś stary zwinięty zwój, i postawił go na stole.
- Co to? - zapytała Saki.
- Zaklęcie niewidzialności, jest w stanie zadziałać nawet na trzy osoby jednocześnie, jednakże ma ograniczenie czasowe, i będziemy mieli tylko jedną szansę. - odpowiedział spoglądając na resztę.

Michael rzucił tylko okiem na wikinga, jednak nie odezwał się słowem. Przywołany natomiast przed chwilą duch, ku zdziwieniu elfki, wykonał szybki gest ręką, i za pomocą zaklęcia, przywołał lodowego atronacha, który niemal od razu pognał w stronę tunelu z którego przybyli kultyści.
- Nikogo tam nie wyczuwam. - powiedziała cicho Netvora lekko zagłuszona przez oddalające się kroki przywołańca jej sługusa.
- Jakim cudem on to zrobił? Myślałam, że to zwykły duch. - powiedziała Araniel, która najwyraźniej nigdy wcześniej nie widziała czegoś tego typu.
- Moja mała przyjaciółka jest zdolniejsza niż mogłoby ci się wydawać. - skwitował to zamaskowany z uśmiechem pod pół-maską, na co młoda dziewczyna zarumieniła się, najwyraźniej się tego nie spodziewając.
Chwilę później zza rogu dotarł do nich lodowy atronach, który jednak nie zaatakował nikogo, a stanął obok widma, jakby nigdy nic. Elfka opuściła łuk wzdychając przy tym głośno.
Co Kult planuje? Naprawdę mieliby wysłać tylko dwójkę jakiś podrzędnych uczniów? Nie, to zbyt głupie. Może...
- Sprawdzają nas. - rzucił Michael odsuwając się od ściany.
- Że co? - zapytała Araniel.
- Po mojej ostatniej walce, nie poślą na mnie nikogo nieprzygotowani, chcą zobaczyć do czego jestem zdolny zarówno ja, jak i moja towarzyszka. - stwierdził.
- A więc polują na ciebie? Cóż, w takim razie najlepszym wyjściem jest, żebyśmy się teraz rozdzielili i mieli spokój...
- Możesz spróbować. Ale to Kult. Zapewne już o was wiedzą, a skoro pomogliście mi w walce, to najpewniej was też będą chcieli się pozbyć. - odparł chowając dłonie do kieszeni od spodni i obserwując jej niezbyt pozytywną reakcję.

- No tak, zrobiło się teraz tak spokojnie, że niemal zapomniałam o tym co się działo przez ostatnie dni. - westchnęła Allease. - Więc... Może zajrzymy do kuchni? Musi tutaj jakaś być, prawda?

- Jak to mawiają, najciemniej pod latarnią! - odparł Timmy. - Uważamy, że warto zajrzeć wszędzie, bo kto wie, czy nie ominie nas jakaś wspaniała przygoda tylko przez to, że ocenimy książkę po okładce? Poza tym przygoda nie musi się koniecznie wiązać z wielkim niebezpieczeństwem i niezwykle zabójczymi ruinami albo istotami z legend, czasami piękne bywają drobne rzeczy! Opowieści, ślady zostawione przez innych ludzi, a także wiele wiele innych!

Imp chwilowo nie wracał, wyglądało więc na to, że demonolog będzie miał chwilę na odpoczynek.

Avatar Degant321
- Pomagaliśmy wam w walce, bo zaatakowali nas - zauważył Nordmarczyk - Albo głupi albo ich nie obchodzi czy ci pomagamy czy nie - dodał po chwili po czym spojrzał na drugiego trupa - Czysty, niezbezczeszczony, świeży - wymamrotał pod nosem i ruszył w jego kierunku, ustawił się obok trupa, podniósł Berdysz do góry oraz szybko sprowadził go na dół na szyje nieboszczyka, tym samym oddzielając ją od barków. Zwiadowca wtedy uklęknął przy ciele, wziął głowę w dłonie i wsadził ją do torby pod swym płaszczem, następnie wyjął strzałę z kołczana, odgarnął szaty z kultysty z okolicy jego brzucha po czym zaczął go patroszyć wcześniej wyjętą strzałą przy okazji nucąc jakąś ponurą melodię.

- Jedna szansa, limit czasowy, bardzo ryzykowne, zaczyna to brzmieć jak jakiś klimatyczny finał z jednej z tych nowel co je produkują masowo w moich stronach są pewne różnice miedzy tym scenariuszem a tymi z książki rzecz jasna, jedną z nich jest to że w książkach takie posuniecie się udaję.......

Avatar Gniotek7
Właściciel
Araniel widząc to wszystko odwróciła wzrok wyraźnie zniechęcona, Netvora przyglądała się z lekkim zainteresowaniem, najwyraźniej nic nie robiąc sobie z widoku flaków wychodzących na wierzch. Michael natomiast widocznie nie będąc zainteresowanym - albo przynajmniej nie pokazując tego - wychylił się i spojrzał w tunel z którego przyszedł, i nie widząc faktycznie żadnego zagrożenia, stanął w nim.
Stał więc teraz na środku skrzyżowania z rękami w kieszeniach od spodni ze wzrokiem skupionym gdzieś w oddali, próbując ułożyć jakiś plan. Po krótszej chwili mruknął coś sam do siebie, po czym skierował wzrok w stronę reszty.
- Proponuję udać się dalej korytarzem którym szła wasza dwójka, jednak wyjść innym przejściem, to które chcieliście wybrać, może być bardzo łatwo obstawione przez Kult. - stwierdził.
- A skąd ty niby wiesz, które chcieliśmy wybrać? - rzuciła elfka odwracając się do niego zdziwiona i lekko zdenerwowana.
- To beznadziejnie oczywiste. Znając układ tych tuneli oraz cel waszej podróży, można stwierdzić to bez problemu. - odparł bez cienia emocji.
Araniel zacisnęła pięści. Raczej nie lubiła sytuacji, w których stawała się przewidywalna.

- Co może pójść nie tak? Przecież nawet jak nas nakryją no to trudno, przecież nie pozbędą się takiej grupy osób na raz, bo Karczmarz od razu się połapie, a wtedy sami asasyni się nimi pewnie zajmą! - stwierdził Jack.
- Poza tym mamy tu parę osób znających się na skradaniu, jak dobrze rozdzielimy role, to sobie poradzimy na luzie. - dodał Mariok wyraźnie pewny siebie.
- Nie masz przypadkiem którejś z tych nowel? Chętnie rzuciłbym okiem na coś z twoich okolic. - wyskoczył nagle Czytelnik zmieniając temat, na co reszta zamilkła trochę zdziwiona.

Avatar Degant321
Nordmarczyk po wyjęciu wnętrzności z ciała kultysty, ściągnął swój płaszcz i zawinął je w nim tworzący tym samym worek.
- Ofiara dla Bogów - powiedział swym monotonnym głosem - Nie ważne wyjście, byle by na powierzchnie. Bogowie przyjmują jedynie wśród natury.

- Ehhhh no dobra może się udać ale ja zostanę tutaj, na skradaniu nie znam się ni ch*j - powiedział, po jego głosie było widocznie że był on lekko podenerwowany - A co do nowel, niestety nie mam żadnych pamiętajcie ja tu nie przybyłem na wakacje, tylko technicznie rzecz mówiąc byłem częścią operacji wywiadowczej. Co oznacza że mogliśmy wziąć rzeczy związane tylko z pracą więc żadnych nowel,książek i innych rozrywkowych przedmiotów plus wszystkie są zapisane w rodzimym języku więc nie wiem czy byś je nawet zrozumiał.

Avatar Kuba1001
- Żeby tylko jedna! - zaśmiał się Walon. - Za starych, dobrych czasów, była regularnie zaopatrywana przez naszych łowczych, chłopów i kupców, ale teraz pewnie daleko jej do dni dawnej chwały, co w sumie nie powinno być niczym dziwnym: Można powiedzieć tak o całych moich włościach... Znowu moich. Wreszcie moich.

Łucznicy nie mieli nic do powiedzenia, jedynie wpatrywali się tępo w swojego przełożonego z kuszą, na co ten machnął w końcu ze zrezygnowaniem ręką.
- Coś mi tu śmierdzi, ale... Ale... Ja pozwalam Wam przejść. - powiedział, początkowo zwykłym, a później coraz bardziej sennym i pustym głosem, co było dość dziwne. W międzyczasie Timmy kątem oka zauważył jak Gereth miarowo porusza rubinem na złocistym wisiorku i chyba coś przy tym szepcze. Niemniej, wszyscy od razu ruszyli w dalszą drogę, z czasem opuszczając wąwóz i strażników.

I tak też zrobił, zapadając szczególny stan, tak typowy dla adeptów tajemnych sztuk, coś pomiędzy snem na jawie, a medytacją, swoisty trans, który koił nerwy, regenerował nadszarpnięte rezerwy magicznej energii i odświeżał ciało oraz umysł, a przy tym pozwalał na dosyć czujne obserwowanie otoczenia, mimo zamkniętych lub przymkniętych oczu.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Michaelowi pasowała ta odpowiedź, zwiększało to w końcu szansę, że pójdą z nimi, i nie zrobią nic głupiego.
- A co Ty na to? - zapytał z pewnością siebie odwracając głowę w stronę elfki i patrząc jej prosto w oczy. Choć nie była w stanie tego dojrzeć, to zdawało się, że to wyczuła. Mruknęła coś tylko sama do siebie, po czym ruszyła w ich stronę.
- Ten jeden raz, i robię to tylko z ciekawości. - odparła unosząc z dumą głowę, po czym wyminęła go i ruszyła drogą którą zamierzali teraz iść.
Zamaskowany spojrzał więc z tylko z uśmiechem na Netvorę, na co ta opuściła głowę, nie do końca zadowolona tym, że będę towarzyszyć im żywi, po czym oboje ruszyli w drogę, a za dziewczyną, podążyło również widmo kultysty oraz lodowy atronach.

- Hmm, myślę, że to zawsze jakiś sposób by się nauczyć nowego języka. Nie chwaląc się, po tak częstym kontakcie z ogromem różnych dzieł pisanych, w pewnym stopniu potrafię pojąć sposób w jaki budowany jest język, co pozwala zrozumieć mi w jaki sposób jest on budowany. Więc gdybyś miał coś ciekawego z twoich stron, nawet jeśli sam nie rozumiesz języka w jakim jest to zapisane, to możesz się do mnie zgłosić. - odparł Czytelnik przyjaznym i spokojnym tonem. Reszta tymczasem skupiła się na sobie i zaczęli dyskutować na temat planu.

- Cóż, więc może zajrzymy do którejś, i zobaczymy w jakim są stanie? - zaproponowała kapłanka.

Timmy zmrużył oczy i ruszył za pozostałą dwójką. Czuł, że odpowiedź strzelców nie była spowodowana jego wywodem, a przynajmniej nie całkowicie. Nie był do końca pewien co Gereth zrobił, ale stwierdził, że będzie go od teraz baczniej obserwował.

Avatar Degant321
- W sumie - młody medyk zaczął - mam pewną księgę którą bym potrzebował przetłumaczyć, tyle że zostawiłem ją na przechowanie u jednego z asasynów..... taki starszy mężczyzna .... cholera już zapomniałem jego imienia .......

Nordmarczyk bez słowa ruszył za Michaelem, worek z flakami nosił pod pachą jak gdyby nigdy nic.

Avatar Gniotek7
Właściciel
- Hmm, nieszczególnie orientuję się wśród nich, mógłbyś ewentualnie zapytać Karczmarza, on ma z nimi dużo lepsze kontakty. - stwierdził Czytelnik.

Cała grupa, ruszyła więc dalej i wyglądało na to, że chwilowo nic nie będzie próbowało im w tym przeszkodzić.

Avatar Degant321
- Cóż to zaraz pójdę się do zapytać. Jednak na razie wolę się dowiedzieć kto idzie na tą misję, chce przygotować odpowiednie narzędzie na zawczasu.

Nordmarczyk w czasie wędrówki spoglądał to raz na Michaela to raz na Netvorę, był on dość ciekaw tej dziwacznej pary oraz wolał się dowiedzieć tyle ile może z obserwowania ich.

Avatar Gniotek7
Właściciel
- Cóż, nasza trójka raczej jest całkiem sprawna w skradaniu się, więc powinniśmy skorzystać ze zwoju niewidzialności. - mówiła w międzyczasie Saki patrząc na Złodziejkę oraz Marioka.
- Jest... Pewien problem - powiedział Czytelnik włączając się ponownie do ich rozmowy - Żeby to grupowe zaklęcie działało, będziecie musieli trzymać się bardzo blisko siebie, co w przypadku...
- Odpada. - rzuciła niemal natychmiast Złodziejka na co Jack przewrócił oczami, a Czytelnik kiwnął lekko głową najwyraźniej zupełnie się tego spodziewając.
- No halo! Przecież chyba nie wyrzucicie mnie z akcji z powodu jej głupiego skrzywienia! - zawołał goblin oburzony, na co Złodziejka słysząc jego słowa zacisnęła mocno pięści i zęby.
- Ależ spokojnie. - odparł mężczyzna unosząc dłonie w obronnym geście. - Prawda jest taka, że musimy mieć na uwadze, że jeśli plotki są prawdziwe, to możemy mieć do czynienia z czymś znacznie większym niż może się nam wydawać. Nie wystarczą nam osoby śledzące za pomocą niewidzialności, niewykluczone również, że zostaniecie nakryci, w takiej sytuacji potrzebujemy kogoś kto będzie pilnował naszych pleców.
- Więc co proponujesz? - zapytał Jack, który nie znając się kompletnie na akcjach tego typu, wolał podążać za czyimś planem.
- Po pierwsze, przyda nam się ktoś w okolicy Czerwonej Latarni, żeby mógł poinformować resztę o tym, że cel opuszcza miejsce pracy. - zaczął Czytelnik. - Myślę też, że może warto by było przeszukać jej pokój i rzeczy, może coś rzuci się w oczy.
- Czyli przyda nam się ktoś kto skorzysta z jej usług? - zapytał Mariok słuchając uważnie.
- Biorę tę posadę. - rzucił niemal natychmiast pirat.
- Łał, to było szybkie. - zauważyła Saki.
- Chcę mieć w tym udział, a w jakiejkolwiek innej sytuacji będę zbytnio rzucał się w oczy. Ponadto mam oko do drobnych wartościowych szczegółów, to idealna robota dla mnie. - wytłumaczył się Jack zakładając ręce.
- To nie taki zły pomysł - przyznał Czytelnik. - W takiej sytuacji, trzeba się upewnić, że kapitan będzie jej ostatnim klientem, dzięki czemu będzie mógł poinformować nasze drogie panie o tym, że cel opuszcza budynek.
- I w jaki niby sposób nas poinformuje? - zapytała sceptycznie Złodziejka.
- Ha! O to już się nie martw! - zawołał Jack wyjmując z kieszeni dwie spore jak na tutejsze standardy złote monety, po czym rzucił jedną Saki, ta złapała ją po czym zaczęła jej z ciekawości się przyglądać. - Może i wcześniej nikogo nie śledziłem, ale przekazywanie szybko i skrycie informacji przydaje się nawet na wyspach! - dodał, po czym stuknął palcem w swoją monetę, na co ta trzymana przez Saki zaświeciła się na moment jasnożółtym blaskiem.
- Hmm, to zdecydowanie się nada. - rzucił Czytelnik drapiąc się po podbródku. - W takim razie najlepiej będzie, jeśli Mariok będzie gdzieś w okolicy w pogotowiu, przynajmniej do czasu aż nie wyjdzie Limen, wtedy powinieneś się zmyć, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Jaki zasięg ma twoja broń?
- Moja broń jest w zasadzie trochę bezużyteczna od czasu walki z tym obsydianowym frajerem. - mruknął goblin. - Nie miałem czasu jej naprawić, a trochę to zajmie.
- No cóż, przyda ci się więc skombinować coś innego.
- W łuki jestem średni, ale kuszę potrafię sprawnie opanować.
- No dobra, w takim razie kiedy Saki i Złodziejka ruszą za celem, zajmiesz się osłanianiem tyłów, najlepiej ze sporej odległości, żeby cię przypadkiem nie zauważyła. Jack powinien w tym czasie się wycofać do czasu ewentualnych problemów, bo jego widok dopiero co zwróci jej uwagę.
- No dobra, a co z tobą, nie idziesz? - zapytał Mariok.
- W czasie kiedy ty będziesz osłaniać ich plecy, ja będę osłaniał twoje. Zostanę tutaj i skorzystam ze zwoju, dzięki któremu będę mógł swobodnie obserwować miasto z góry, dzięki czemu zobaczę jakieś ewentualnie podejrzane ruchy, nie koniecznie należące do samej Limen.
- Ten plan nie brzmi tak źle, brałeś udział w czymś takim już wcześniej, Czytający? - zapytała Saki ciekawskim głosem.
- W zasadzie to nie, czytałem po prostu sporo książek na ten temat. - odparł uśmiechając się lekko.

Netvora wydawała się zdenerwowana obecnością jego i elfki, obracając się niespokojnie co jakiś czas i rzucając na nich okiem. Ponadto przez cały ten czas trzymała się bardzo blisko Michaela, momentami wręcz łapiąc go za rękę. Zamaskowany natomiast wydawał sobie zupełnie niczego nie robić z ich obecności, zmierzał spokojnym i płynnym ruchem przed siebie, jakby nie biorąc pod uwagę możliwości, że mogą być jego wrogami. Najdziwniejsze chyba jednak było to, że od czasu do czasu zdarzało mu się coś mówić, jakby nie kierując tego do nikogo z pozostałej trójki. Momentami były to jakieś krótkie pomruki, ale zdarzały się wręcz pełne zdania, będące jakby odpowiedzą na jakieś pytanie. Młoda dziewczyna zdawała się nie zwracać na to uwagi, Araniel natomiast spoglądała na niego za każdym razem zdziwionym wzrokiem, jakby podążała za wariatem, ale najwyraźniej nie mając wystarczająco odwagi by zapytać.

Avatar Degant321
- Mam tylko nadzieję - zaczął Albert - że w tym przypadku powiedzenie mojego kolegi z wojska okażę się nieprawdziwe. - Skończył, w jego tonie można było słyszalny był niepokój.

Nordmarczyk nadal szedł dalej, oszacowując sytuację w której się znalazł. Mianowicie jest on sam, z trójką potencjalnie wrogo nastawionych nieznajomych. Jedna jest parszywą długouchą od siedmiu boleści, druga to małe dziecko które to bluźni przeciwko Sigrid a Trzeci to tajemniczy jegomość który na pewno wie więcej niż innym się to wydaję. Najbardziej w tym momencie martwi się o dwie rzeczy: Możliwość że Michael spróbuje go zabić jak wyjdzie z tunelu oraz to czy elfka zrobi coś głupiego. Na obecną chwilę obie możliwości wydają się prawdopodobne.

Avatar Kuba1001
Gniotek7 pisze:
- Cóż, więc może zajrzymy do którejś, i zobaczymy w jakim są stanie? - zaproponowała kapłanka.

Timmy zmrużył oczy i ruszył za pozostałą dwójką. Czuł, że odpowiedź strzelców nie była spowodowana jego wywodem, a przynajmniej nie całkowicie. Nie był do końca pewien co Gereth zrobił, ale stwierdził, że będzie go od teraz baczniej obserwował.

//Odpis dla Magnusa, jakby co.//

Skinął głową i ruszył dalej mrocznymi korytarzami zamczyska, które oświetlał mdły blask rozstawionych po ścianach pochodni. Nieliczni ludzie, jakich spotkali po drodze, zwykle mijali ich, kłaniając się w pas lub przyklękając na jedno kolano. W takich klimatach trafili do jednej z jadalni w zamku, niewielkiej, bo przeznaczonej do spotkań w rodzinnym gronie, toteż niewielki stół, przy którym stał tuzin krzeseł. Salę oświetlały pochodnie, o wiele lepiej, niż zamkowe korytarze, a murowany kominek, w którym wesoło trzaskał ogień sprawiał, że czuło się tę rodzinną atmosferę. Jednocześnie swoistego uroku temu pomieszczeniu dodawały ozdoby: Rodowe portrety, wypchane zwierzęta wszelkiej maści, zawieszone na ścianach poroża i tym podobne oraz miękkie dywany na podłodze.
- Rozejrzyj się, jeśli chcesz, ja ruszę do spiżarni. - powiedział Walon, niemalże z nostalgią rozglądając się po jadalni, którą z ociąganiem opuścił bocznymi drzwiami po kilku chwilach, zostawiając kobietę samą.

W zachowaniu, sposobie poruszania czy czymkolwiek innym, co składało się na aparycję Pozbawionego Twarzy, nic się nie zmieniło, ewentualnie potrafił to doskonale ukrywać. Niemniej, po krótkiej podróży zauważyli wreszcie, że wkroczyli na ziemie tego całego rodu Wido, zobaczyli bowiem stojącą nieopodal wioskę, a przynajmniej tak im się mogło wydawać, ustawiona wokół palisada wraz z umocnieniami ziemnymi i kilkoma wieżami obserwacyjnymi utrudniała zobaczenie czegokolwiek za ścianami pali.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Jack poprawił swój kapitański kapelusz i wyprostował się.
- Pozwolicie zatem, że wezmę się za przygotowania, i spróbuję sprawdzić godziny pracy w Czerwonej Latarni. - rzucił, po czym skierował się w stronę wyjścia.
- Aż dziwne, że nie zna całego na pamięć. - stwierdziła Saki uśmiechając się przy tym rozbawiona.
- Tak się składa, że z Jackiem tam raczej nie zaglądamy. - zaczął Mariok. - Nie żeby miało to cokolwiek wspólnego z dotychczasowym brakiem pieniędzy... No dobra, w takim razie i ja może rozejrzę się w mieście za jakąś porządną kuszą.
- Możesz spróbować w Sklepie pod Miastem Przyszłości, tamtejszy sprzedawca podobna nabył jakiś specjalny sprzęt. - podpowiedział Czytelnik wyciągając jakieś zwoje i zdmuchując z nich kurz.
- Wezmę to pod uwagę! - rzucił goblin opuszczając pomieszczenie.
- No dobrze, to może my rozejrzymy się w okolicy tej całej Latarni i znajdziemy dobre miejsce by poczekać z użyciem zwoju? - zaproponowała elfka, na co Złodziejka najwyraźniej nie mając lepszego pomysłu wzruszyła ramionami, po czym one także wyszły.
- Więc, co to za powiedzenie? - zagadnął w końcu Czytelnik kiedy zostali z chirurgiem sami w pomieszczeniu.

Allease widząc to wszystko poczęła chodzić po pomieszczeniu i rozglądać się, mając przed oczami wyobrażenie tego, jak mogło wyglądać to miejsce w momencie kiedy przy stole zebrana jest przy nim cała wesoła rodzina, dyskutująca żywiołowo o zupełnie zwykłych, codziennych sprawach. Widziała w tym coś pięknego, w dużej mierze też pewnie dlatego, że sama nigdy czegoś takiego nie doświadczyła.

- Całkiem nieźle obudowane, jak na miejsce w którym ponoć nic się nie dzieje. - stwierdził Timmy rozglądając się za bramą wejściową.

Minęła dłuższa chwila, zanim do pomieszczenia w którym znajdował się Magnus, wpadł nieco zdyszany Guhryk.
- Mój Panie! - zawołał chcąc upewnić się, że ten go słucha. - Jeden z Pańskich sługów patrolując okolicę, znalazł martwego gołębia pocztowego z przywiązaną wiadomością! - powiedział podając mu martwe mocno poobijane zwierzę. Magnus bez problemu mógł rozpoznać typowe głównie ciemno-szare upierzenie oraz czarną wstęgę za pomocą której została przywiązana wiadomość, co świadczyło o tym, że gołąb z pewnością należał do rodziny Sang pur. O dziwo jednak, za wyjątkiem złamanego skrzydła najwyraźniej w wyniku upadku, ptak nie posiadał żadnych widocznych ran które mogłyby wytłumaczyć w jaki sposób zginęło, jedynym nietypowym faktem mogło być to, że oczy zwierzęcia wydawały się zbyt martwe i puste,nawet jak na po prostu nieżyjące zwierzę.

Avatar Degant321
- "Żaden plan bitwy nie przetrwa kontaktu z wrogiem" - powiedział ponuro - fakt faktem że mówił to głównie o sytuacjach wojskowych nie zmienia jednak tego że to można to powiedzenie zaaplikować do większości sytuacji w życiu codziennym. - Dodał. Następnie zaczął szukać swojej torby lekarskiej co jakiś czas spoglądając na czytelnika
- Z doświadczenia wiem że plany jedynie działają w nowelach, mapach i oczywiście na samych planach architektonicznych ....... chociaż z tym ostatnim to nigdy nic nie wiadomo.

Avatar Kuba1001
Ano, coś w tym rozumowaniu było, ale poza tym im więcej czasu spędzała tu sama, tym dziwniej się czuła, co było chyba związane z tak dużą ilością portretów, które zdawały się jej przyglądać, a wręcz taksować ją swoim nieistniejącym spojrzeniem.

- Może właśnie dlatego nic się tu nie dzieje? - podsunął gryzoniowi Gereth i ruszył wraz z Bolgiem do wioski, a konkretniej do bramy wejściowej, która przecież musi gdzieś być.

Jedynym wyjaśnieniem tego zjawiska była Magia, ale nawet sam Magnus nie był w stanie teraz, niemalże ot tak, z miejsca, określić, jaka dokładnie, więc odłożył ptasie truchło na bok i zajął się wiadomością, ciekaw co to miało do niego nie dotrzeć z bliżej nieznanych jeszcze przyczyn.

Avatar Gniotek7
Właściciel
- Nie miewacie zbyt wielu pozytywnych tekstów, co? - zapytał Czytelnik uśmiechając się lekko, rozwijając przy tym jeden z wyciągniętych zwojów i przyglądając się mu. - Ach, zdobyłem go bardzo dawno temu, zastanawiałem się kiedy w końcu okaże się przydatny, i o to proszę, nadszedł ten dzień. - Ale starczy na razie, sam chcę rozejrzeć się jeszcze po mieście, zanim zaczniemy. - rzucił mężczyzna zwijając zwój i chowając oba z nich do torby. - Zobaczymy się później. - dodał jeszcze, po czym opuścił pomieszczenie.

Allease w pewnym momencie drgnęła lekko, jakby faktycznie czując że ktoś ją obserwuje, po czym szybszym krokiem ruszyła do spiżarni chcąc dołączyć do Walona.

Ma to jakiś sens - przyznał w myślach Timmy, po czym podążył za Gerethem.

Po rozwinięciu wiadomości od razu mógł rozpoznać po piśmie, że jest to kolejna wiadomość napisana przez Sylvaina, na pierwszy rzut oka, nie wyróżniała się raczej niczym szczególnym.
"Magnusie Goldenberg
Przed południem zostaliśmy poinformowani, że pańska matka, Baronowa Josefine von Goldenberg, nie pojawi się na jutrzejszym przyjęciu organizowanym w zamku mojego znakomitego rodu, z powodu nagłej i niezwykle poważnej choroby. Biorąc pod uwagę fakt, że na Wyspie od dawien dawna nie pojawiły się żadne poważniejsze choroby, oraz rodzina Goldenberg od wielu lat nie opuściła żadnego ważnego wydarzenia z powodu czegoś tak trywialnego jak zwykłe przeziębienie, jesteśmy niemal pewni, że nie jest to zwykły przypadek. Nie zakładamy oczywiście z góry, że musisz mieć z tym coś wspólnego, jednak znając dosyć nieprzyjemną przeszłość związaną z twoją rodziną, istnieje takie prawdopodobieństwo.
W związku z tym też, pragnę przypomnieć, byś znał swoje miejsce. Jeśli okaże się, że masz z tym coś wspólnego, albo sytuacja się pogorszy, będziemy zmuszeni, by rozmawiać w inny sposób.

~ Doradca rodu który cię zbawił, conseiller Sylvain le Sang pur."

Avatar Kuba1001
//Liczyłem, że jednak rzuci okiem na te obrazy, ale okej, zrobię to inaczej.//
Niepotrzebnie, bowiem to Walon wrócił do niej, wraz z kilkoma sługami, którzy to zostawili na blacie stołu zastawę, wino i nieco jedzenia, głównie suchego prowiantu, jak chleb, grzyby, sery i tak dalej, ale też smażonego mięsa.
- Wspaniałe, prawda? - zagadnął Walon, wskazując zamaszystym gestem na rozwieszone wokół portrety. - To nie wszyscy moi przodkowie, ale ci, którzy zapisali się złotymi zgłoskami w historii mojego rodu, w ten bądź inny sposób. Rzecz jasna, moim marzeniem zawsze było tu do nich dołączyć.

Jak zauważyli po zbliżeniu się, krótkie okrzyki uzbrojonych w łuki i oszczepy wartowników na wieżach już dawno dały znać reszcie strażników, że się zbliżają, więc pod bramą czekał już na nich solidny komitet powitalny, składający się (nie licząc wojowników na wieżach) z pół tuzina zbrojnych, z czego każdy miał na sobie solidną zbroję ze skóry, dużą tarczę z drewna, długą włócznię i jednoręczny topór bądź maczugę, co było chyba standardowym wyposażeniem prostej piechoty, gdyż już na pierwszy rzut oka było widać, że to powołani pod broń chłopi lub rzemieślnicy, a nie pełnoprawni żołnierze, choć nie wyróżniał ich sprzęt, ale postawa, wygląd czy sposób bycia.
- A Wy kto? - warknął jeden ze strażników, a na widok Bolga pozostali poruszyli się niespokojnie, osłaniając się tarczami i wyciągając przed siebie włócznie, co Okun skomentował groźnym parsknięciem, niczym byk, które poprał ściągnięciem wielkiego młota bojowego z barku i solidnym chwyceniem go dwiema zielonymi łapami.

A więc czyżby to tak? Czyżby rzeczywiście jego matka, jeśli miał prawo nazywać tak tę przeklętą jędzę, która wydała własne dziecko na śmierć, zachorowała, a on został o to obwiniony, mimo iż dowiedział się o tym dopiero teraz? Ba, czy to możliwe, że Sang-purowie ubzdurali sobie, że rzeczywiście dybie na życie swoich krewnych, aby przejąć ich władzę i bogactwa, a następnie przy pomocy swoich zdolności i demonicznych hord miałby zająć całą wyspę? Co prawda, kuszące, ale nigdy nie planował czegoś takiego na poważnie... Chyba wychodzi na to, że został zdradzony, a jeśli tak, trzeba przygotować atak prewencyjny i umocnić wieżycę, jeśli szlachcice rzeczywiście podniosą na niego dłoń.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Kapłanka przez moment obserwowała służących, po czym gdy ci wyszli, rozejrzała się uważniej i poprzyglądała obrazom.
- Znałeś osobiście którąś z tych osób? - zapytała ciekawa po chwili.

- Ależ spokojnie mości panowie! - zawołał Timmy wychodząc przed dwójkę towarzyszy z uniesionymi obronnym gestem dłońmi. - Choć na pierwszy rzut oka może to tak nie wyglądać, to przybywamy w pokojowych zamiarach!

Guhryk przyglądał się w konsternacji Magnusowi, najwyraźniej ciekawy tego co to za wiadomość, i jakby oczekując że coś powie.

Avatar Kuba1001
Pokiwał głową, wskazując na jeden z portretów, przedstawiający mężczyznę podobnego do Walona, co było raczej oczywiste, o siwych włosach, odzianego w niedźwiedzie i wilcze skóry. Co ciekawe, jego twarz szpeciła potrójna blizna, jak gdyby po pazurach wściekłego zwierza, a prawe oko zasłaniała skórzana opaska.
- Mój dziadek, Wade Vau. - wyjaśnił Walon. - Wciąż pamiętam jego historie, które opowiadał mi, gdy byłem dzieckiem... Tych blizn i utraty oka nabawił się podczas szczególnie mroźnej zimy, która dotkliwie odbiła się na naszych i sąsiednich włościach, ale najgorsze w niej było to, że głodne wilki, a nawet wybudzone z zimowego snu niedźwiedzie, zapuszczały się zbyt blisko, zagryzając i pożerając ludzi oraz zwierzęta. Dziadek zebrał pięć tuzinów wojowników i ruszył z nimi na polowanie. Po tygodniu wróciło ich ledwie czterdziestu, a musieliśmy posłać z nimi niemalże wszystkich zdrowych mężczyzn, aby zabrać skóry, futra i mięsa zabitych drapieżników. Odtąd, przez blisko dekadę, widywane były tu bardzo rzadko.

- Możecie przychodzić nawet z obwoźnym burdelem, mnie to gówno obchodzi - to wielkie i brzydkie zostaje na zewnątrz. - warknął ten sam strażnik.
- Lepiej dla Ciebie, żebyś był wtedy w środku. - mruknął w odpowiedzi Bolg, najwyraźniej ledwie się hamując.
- Ale po co te nerwy? Może porozmawiamy na spokojnie? - wtrącił Dłoń, podchodząc do strażnika, przy okazji wykonując niedbały ruch rubinowym wisiorkiem.
- Ale bez tej kupy mięcha.
- Bolg może wejść. - kontynuował niezrażony Gereth ze szczególnym naciskiem na każde słowo. - Ręczę za niego.
- Mogą... Mogą wejść. - powiedział po chwili nieco nieobecnym tonem strażnik.
- Wszyscy? - zapytał powątpiewająco jeden z jego podwładnych.
- Pewnie, że wszyscy, zakuty łbie! Przecież ten mężczyzna twierdzi, że ręczy za swojego kompana! - krzyknął i kazał otworzyć bramę, co też wkrótce uczyniono.

- Pozbądź się tego truchła. - mruknął, chowając list i wskazując na gołębia. - Daj je Treserowi, niech zbierze wszystkie Ogary i Cerbera, a potem przeszuka teren w promieniu kilku kilometrów od wieży. Później zbierz resztę Demonów, postaw je w stan najwyższej gotowości i uzbrój. No i przyślij mi tu Gwardię Ognia... Szykujemy się na wojnę, Guhryku.

Avatar Degant321
Albert na długo nie została w podziemiach, albowiem krótko po opuszczeniu ich przez czytelnika on sam postanowił że wyjdzie na powierzchnie do karczmy, w końcu ma czas i jeśli jego koledzy z gildii dowalę robotę porządnie to nie będą potrzebowali jego pomocy. W międzyczasie młody medyk postanowił zbadać co się stało z książką z którą tu przybył, pamiętał że oddał ją jakiemuś assasynowi...... ale nie pamiętał imienia tylko że to był bibliotekarz? Archiwista? .... może Abraxas będzie wiedział o kogo chodzi. A ten pewnie siedzi za ladą na górze więc hej zaczerpnie świeżego powietrza i zrobi coś pożytecznego..... jakiś to plus jest.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Allease słuchała Walona w zamyśleniu obserwując jednocześnie wskazany portret.
- Często u was zdarzały się takie problemy? - zapytała, jednocześnie z ciekawości przyglądając się przy okazji, czy wuj Walona nie postanowił przypadkiem dołączyć swojego portretu do tutejszej kolekcji.

Timmy'emu nie umknął fakt ponownego kontaktu Geretha z jego wisiorkiem, zmrużył ponownie oczy z podejrzeniem, po czym w zamyśleniu zaczął obserwować otwierającą się bramę.

Guhryk otwarł szeroko oczy kompletnie zdziwiony, najwyraźniej nie spodziewając się takiego nagłego obrotu spraw.
- Ttt-ta jest! - wyrzucił z siebie po chwili, po czym już nawet nie salutując, wyleciał przez najbliższe drzwi.

Karczmarz owszem, wciąż znajdował się za ladą w Karczmie, Elisif wraz z dzieckiem już tu nie było, najwyraźniej musiała pójść gdzieś indziej. Samotny Gniotek więc opierał się o ladę w zamyśleniu, czyszcząc przy tym jakiś kufel po piwie.

Avatar Kuba1001
Choć wykazywał podobieństwo do wszystkich tu obecnych, to w żadnym portrecie kapłance nie udało rozpoznać się jego stygnących zwłok, co raczej można uznać za plus.
- Niezbyt, ale jeśli już, to nie bywało zbyt wesoło... Najpewniej najgorsze, z czym musiał się zmierzyć, spotkało Munina Vau, protoplastę rodu Czarnego Wilka i prawdziwego rycerza z krwi i kości. - wyjaśnił, wskazując pełnym szacunku ruchem głowy na jeden z portretów, przedstawiający przystojnego mężczyznę z rysami twarzy, oczyma i kolorem włosów podobnymi do tych, które miał Walon, bo jakże by inaczej? Jednakże faktycznie, widać po nim było, że to prawdziwy rycerz, w końcu nawet uwieńczono go z mieczem długim w dłoni, hełmie pod pachą i odzianym w pełną płytę, a cały ten jego ekwipunek najpewniej kosztował tyle, co mała, dobrze prosperująca wieś...

Jak widać, bogate zabezpieczenia i fortyfikacje pozwalały wiosce się rozwinąć, gdyż poza drewnianymi chatami o dachach krytych strzechą znajdowało się tam nieco innych budynków, od tych typowo gospodarskich, jak szopy, stajnie, obory i kurniki, przez te będące domeną większych wsi i małych miasteczek: Garncarnię, garbarnię, kuźnię, a nawet skromną karczmę, do której to swoje kroki skierował Gereth, a krótko po nim Bolg.
Rzecz jasna pojawienie się gryzonia o rozmiarach wystarczających, aby szybko opróżnić każdy spichlerz, potwora, którym matki będą straszyć dzieci jeszcze wiele miesięcy i lat po tym spotkaniu oraz zamaskowanego łotra, od którego wprost emanowała pewnego rodzaju groza, wzbudziło nieliche zainteresowanie wśród tych mieszkańców wsi, którzy nie byli obecnie niczym pilnym zajęci, bądź udawali, że coś robią, chcąc przypatrzyć się przybyszom.

W takim wypadku Magnusowi nie pozostało nic, jak tylko czekać, choć czas ten poświęcił również na zatopienie się we wspomnieniach z dawnych lat, aby przypomnieć sobie, gdzie mieszkał Matthias, czy miał rodzinę i tak dalej.

Avatar Degant321
Albert podszedł do lady i zwrócił się do Abraxasa
- Szefie mam pewną sprawę do ciebie.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Kapłanka zwróciła teraz swój wzrok na portret wspomnianego.
- Wygląda na kogoś, kto poradził by sobie z wieloma problemami, co takiego mu się przytrafiło? - zapytała.

Timmy podążał za pozostałą dwójką, starając się zachować dumny krok i wyprostowaną głowę, jednocześnie rozglądając się po okolicy, i jak to miał w zwyczaju, zapamiętując przy tym rozkład budynków, ścieżek, i wszystkiego, co mogłoby się w jakiejś nagłej sytuacji przydać.

Magnus pamiętał w miarę dokładnie, że dom Matthiasa znajdował się gdzieś w wiosce na terenach rodziny Sang pur, gdzieś na granicy z lasem, choć nigdy osobiście tam nie był. Jeśli chodzi o rodzinę sługi rodu Goldenbergów, mógł z całą pewnością pamiętać, o jego siostrze, o której zdarzało mu się czasami wspominać, i wyraźnie ją kochał. Ich rodzice jednak, odeszli w wyniku choroby w trakcie dosyć ciężkiej - jak na standardy Wyspy - zimy która miała miejsce trzy lata temu. Choć oczywiście sprowadziło to ogromny ból na rodzeństwo, dosyć szybko udało im się jednak pozbierać po tej tragedii i uporządkować wspólny dom oraz wszystkie sprawy związane z tym.

Gniotkowi wyraźnie zajęła chwila zanim wybudził się z zamysłu.
- Tak? Na co tym razem wpadliście? - zapytał nadzwyczaj zbyt suchym tonem, bo po chwili orientując się w tym odchrząknął głośno, i sięgnął po butelkę wody.

Avatar Degant321
- Po pierwsze tamto nie było moim pomysłem tylko ich, szczerze powiedziawszy czekam już by powiedzieć "A nie mówiłem" ...... po drugie tu chodzi o assasynów, jednemu z nich dałem pewną książkę na przechowanie i teraz potrzebuje jej zwrotu a niestety nie pamiętam już jego imienia.

Avatar Gniotek7
Właściciel
- Hmm rozumiem, co prawda nie znam wszystkich z nich, ale kojarzę większość najważniejszych członków Bractwa. - odparł Karczmarz zaraz po tym, jak opróżnił szklaną butelkę z zawartości i schował ją za ladę. - Jeśli mi go opiszesz, to może dam radę cię nakierować. - stwierdził.

Avatar Degant321
- Taki starszy...... bibliotekarz czy tam archiwista.... ehm prawie ze łysy z takimi zakolami jak u mnichów .....

Avatar Kuba1001
- Nie należał do bogatego rodu szlacheckiego, ale i tak dobrze, że znajdował się w tej niższej warstwie szlachty, niż pośród chłopstwa czy mieszczaństwa. Gdy jego rodzice zmarli, a majątek przejęli krewni, zaopiekował się nim przyjaciel jego ojca, błędny rycerz, Fulko. Choć miał dobre serce i był honorowym wojownikiem, tępiącym potwory, dzikie zwierzęta, bandytów i inne zagrożenia czyhające na zwykłych ludzi, to nie grzeszył majętnością, bowiem za swoje usługi nie pobierał żadnych opłat. W ciągu dekady nauczył młodego Munina wszystkiego, co sam potrafił, a nawet oferował mu swój rycerski oręż i ekwipunek, gdy umierał jako ostatni przedstawiciel swego rodu. Przed śmiercią usynowił Munina, więc teraz to on z dumą nosił znak swego mentora, przyjaciela i przybranego ojca, który przedstawiał wilka. Pełną nazwę, a więc herb rodu Czarnego Wilka, zyskał dopiero po kolejnych dwunastu latach, kiedy to cudem wywinął się śmierci podczas walki z Wilkołakiem terroryzującym włości pewnego wysoko urodzonego wielmoży. Jako że wybawił z jego szponów siostrę owego władcy, a także pomścił jego dwóch braci, kilku kuzynów oraz szereg innych dalszych krewnych i przyjaciół, którzy zginęli, polując na bestię, nadał Muninowi tytuł szlachecki i nowy herb, taki jak sierść i dusza zabitego monstrum, czarny... Dopiero trzy lata później zawitał w te rejony. Początkowo miał zająć się tylko lokalnymi grasantami, ale z czasem okazało się, że sprawa ma się o wiele ciekawiej i zarazem groźniej. Otóż w miejscu, gdzie teraz stoi ten wspaniały zamek, stał niegdyś inny, mniejszy i bardziej zapuszczony, o mniej żywych lokatorach: Gniazdo uwiła sobie tu familia Wampirów, która terroryzowała lokalną ludność, zmuszając ją do składania im co miesiąc młodych kobiet i mężczyzn w ofierze. Przerwał to dopiero Munin, mordując wszystkich krwiopijców. Trzeba przyznać, że nie był już wtedy najmłodszy, chciał gdzieś osiąść, założyć rodzinę... Pomogło mu w tym uwielbienie miejscowych chłopów i skarby, jakie znalazł w wampirzym zamczysku. Zburzył je, a za złoto, srebro, klejnoty i inne precjoza postawił sobie rodową siedzibę, rozbudowywaną przez kolejnych następców, a miał ich wielu... Oczywiście, ród jako taki zaczął istnieć dopiero, gdy Munin znalazł sobie żonę, nie było to zresztą trudne, z okolic tłumnie ściągały liczne panny arystokratycznego rodu, chcące zapewnić sobie dobrą przyszłość u boku tak sławnego bohatera, jakim był Munin... Mając żonę, dzieci, bogactwa i sławę, wiódł spokojne życie... Do czasu. - powiedział Walon, robiąc niespodziewanie trwającą dłużej pauzę, zapewne po to, aby dać kapłance czas na przyswojenie sobie tych wszystkich informacji, nim przejdzie dalej.

Słusznie, w końcu nic nie wskazywało na to, aby byli tu mile widziani, więc zadbanie o ewentualną drogę ucieczki nie było głupie. Gorzej, że Timmy musiałby uważnie sprawdzić całą wioskę, bo po tych krótkich oględzinach nie znalazł innego wyjścia z tego miejsca, niż główna bramą, którą tu weszli.
Tymczasem Dłoń wkroczył do niewielkiego budynku, którego szyld, przedstawiający dwa spienione kufle, informował, że to najpewniej karczma. Budynek był oczywiście zbyt mały, aby Bolg mógł wkroczyć do środka, ale Okun zdawał się do tego przyzwyczajony, więc jedynie siadł smętnie na ziemi i czekał przed wejściem na powrót Geretha.

Mając do dyspozycji całą wiedzę, jakiej obecnie potrzebował, znów usadowił się w w fotelu i czekał na przybycie Gwardii Ognia, którą miał sprowadzić do niego Guhryk. Po kilkudziesięciu sekundach usłyszał ciężkie kroki przed drzwiami, a chwilę potem do jego komnaty wkroczyła jego duma, najpotężniejsze Demony, jakie kiedykolwiek przywołał i kontrolował, heroldzi ognia i piekieł... Tak, Gwardziści bez dwóch zdań prezentowali się bardziej niż wspaniale: Wysocy, doskonale zbudowani, odziani w pancerze z czarnej, hartowanej stali o wielkiej wytrzymałości, jakie wydawały się przyrastać do ich ciała, niczym druga skóra, z kolczastymi naramiennikami, karwaszami i rogatą koroną, elementem równie ozdobnym, co możliwym do wykorzystania w boju... Nie tylko ich wygląd mógł zachwycić każdego Demonologa, byli bowiem ostoją lojalności i wierności, niewiele innych stworów z piekieł mogło się takowymi pochwalić. Nie bez znaczenia były również ich zdolności, takie jak jazda konna, wspinaczka, walka wręcz czy przy użyciu dowolnego oręża, choć preferowali głównie swoje zaklęte miecze długie. Poza tym znali w pewnym stopniu również Magię Ognia, co sprawiało, że byli o wiele lepszymi wojownikami... Poza tym posiadali własne uczucia, osobowość, wspomnienia, a nawet wolę, choć nic nie było dla nich ważniejsze, niż wierność rozkazom swego pana i obrona jego życia... Posiadali również imiona, coś niespotykanego pośród Demonów, nawet Guhryk swoje zawdzięcza Magnusowi, a nie samemu sobie... Pierwszy zwał się Khamul, choć równie często używał pseudonimu Demonicznego Marszałka, zaś kolejny kazał mówić na siebie Morgor Zepsuty. Obaj po wejściu do komnaty klęknęli na jedno kolano i opuścili rogate głowy w dół, przez co mogli dostrzec co najwyżej rąbek szaty swego pana, ale im to wystarczało.
- Wstańcie. - zaczął Magnus, a gdy przerastający go Gwardziści wypełnili polecenie, kontynuował: - Nadciągają mroczne czasy. Jak wiecie, mamy pośród ludzkich rodów protektora, który ocalił mi życie, pozwolił zamieszkać tu i kształcić się do woli, stworzyć armię... Najwidoczniej teraz poznał się na swoim błędzie i postanowił mnie wyeliminować z obawy o swoją pozycję na Wyspie. Z tego powodu należy uderzyć prewencyjnie, wyprzedzająco... Wezwałem Was tu, aby każdemu dać ważne zadanie, które musicie wypełnić szybko i sprawnie, a następnie wrócić tu z raportem, w celu omówienia dalszych kwestii... Morgorze, masz sprowadzić do mnie Matthiasa. Nie używaj wobec niego siły czy przemocy, jeśli powiesz mu, że potrzebuję jego pomocy, sam za Tobą podąży... Nie krzywdź też jego bliskich, jeśli zajdzie taka konieczność, zabierz jego siostrę ze sobą. Wszystkich, którzy spróbują Cię zatrzymać, możesz zgładzić. Natomiast Ty, Demoniczny Marszałku, będziesz dziś pełnić rolę mojego wysłannika, herolda ognia, pożogi i samego piekła: Udaj się do rezydencji Sang-purów, zgładź tę podłą szumowinę Sylvaina le Sang pur, a reszcie członków tego rodu przekaż, że Magnus Goldenberg nie jest już ich sługą, ale panem, który słusznie sięgnie po to, co jego... Ruszajcie prędko, weźcie Zmory i niech los Wam sprzyja, starzy druhowie. - powiedział i poinstruował każdego, gdzie ma się udać. Mniej niż kwadrans później, wieżę Magnusa opuścili dwaj mroczni jeźdźcy, każdy na Zmorze, piekielnym wierzchowcu przypominającym Jednorożca, ale z najstraszliwszych koszmarów, ostatniego kręgu piekła, co poniekąd było prawdą. Przez chwilę jechali wspólnie, później się rozdzielili, i tak Khamul, Demoniczny Marszałek ruszył wypełnić swoją misję, a Morgor Zepsuty, prowadząc dodatkową Zmorę dla Matthiasa, swoją...
Tymczasem Magnus, wiedząc że to, co właśnie rozpoczął, jest już nie do zatrzymania, zaczął wizytować swoje Demony, a dokładniej to, czy są uzbrojone i gotowe do ewentualnej walki, jak kazał się o to zatroszczyć swojemu Impowi-Chowańcowi.

Avatar Gniotek7
Właściciel
- Aach, najpewniej chodzi ci o Maraliusa, to jedyny ważniejszy członek Bractwa którego znam i pasowałby do tego opisu. - stwierdził Karczmarz kiwając przy tym głową.

Allease wciągnęła w tym momencie głębiej powietrze, stała teraz z rękoma schowanymi za plecami z głębokim spojrzeniem spoglądając w oczy opowiadającego, i choć nie powiedziała nic w ów przerwie, tak wyraźnie po niej było widać, że słucha z zainteresowaniem, co skomentowała nawet Mei w głowie Walona, króciutkim chichotem.

Jako iż Timmy raczej nie miał problemu ze zmieszczeniem się w drzwiach, podążył za Gerethem i wkroczył do środka, po czym pierwszą rzeczą którą jak zawsze zrobił w takich miejscach, było nie przyjrzenie się dokładnie samemu wnętrzu, co raczej ewentualnym ludziom którzy mogli znajdować się w środku.

Wyglądało na to, że Guhryk faktycznie postarał się wszystkich poinformować. Wszystkie aktualnie przywołane demony odwiedzane przez Magnusa były już gotowe i uzbrojone lub też były w trakcie tych przygotowaniach. Wyglądało na to, że nim zza horyzontu wyłoni się księżyc, jego armia będzie zwarta i gotowa by ewentualnie ruszyć na otaczające ich ziemie.

Avatar Degant321
- no właśnie Maralius..... wiesz może gdzie mógłbym go znaleźć? Ja w tych podziemiach prędzej się zgubię niż znajdę własną rękę ....... nawet gdybym miał do niej bardzo szczegółową mapę napisaną w moim rodzimym języku.

Avatar Kuba1001
//Także ten... Skoro mogę kierować poczynaniami Gwardii Ognia, to kiedy będę mógł wprowadzić ich do akcji?//

Karczma, jak to karczma, nie wyróżniała się niczym szczególnym, zwłaszcza że był to typowo chłopski lokal, o klienteli bez wygórowanych potrzeb. Najlepszym tego przykładem jest jej prosty wystrój, ozdób było tu jak na lekarstwo, a jeśli już, to tylko jakieś myśliwskie trofea. Podobnie jak wyposażenie karczmy, równie prości byli jej klienci: chłopi, najczęściej ci, którzy nie mieli żadnej pracy na chwilę obecną lub byli regularnymi pijusami, jakich w chyba żadnej wiosce zabraknąć nie może.

- Na stare lata odezwał się w nim niespokojny duch. - podjął opowieść Walon. - To chyba zresztą jest nasza cecha rodowa... - dodał z uśmiechem. - Tak czy siak, nie zwlekał, gdy otrzymał wezwanie do upolowania jakiegoś monstrum. Zebrał drużynę najemników, łowców nagród i poszukiwaczy przygód, którzy chcieli służyć pod nim nawet nie dla pieniędzy, ale przez wzgląd na jego dawną chwałę i reputację. Wyruszyli w trzydziestu, a przez tydzień byli systematycznie mordowani przez coś, co sami mieli ponoć zgładzić. Ostatecznie zostało ich trzech, a krwawy trop zaprowadził ich do starego zamku, daleko stąd. Gdy przestąpili jego zrujnowaną bramę, słuch po nich zaginął. Po kilku dniach, ostatkiem sił, wydostał się jeden. Gdy wrócił i zdał pisemną relację z tego, co ich tam spotkało, skonał. Sam nigdy nie widziałem owej relacji na oczy, mimo że ojciec przekazywał ją synowi z pokolenia na pokolenie. Gdy zapytałem o nią mojego ojca, ten twierdził, że jestem za młody. Zapytał więc, ile lat musiałbym mieć, aby ją poznać. Odparł, że przynajmniej sto... Mam jednak swoje podejrzenia, mimo że relacja zaginęła, ponieważ kiedyś odwiedziłem ten sam zamek, wraz z moimi kompanami, których pozostawiłem dawno temu w Anubel, wyruszając tutaj.

Avatar Gniotek7
Właściciel
- Cóż, nie jestem całkowicie pewien, ale wydaje mi się, że albo wciąż znajduje się w szpitalu, albo przesiaduje w bibliotece. Jeśli chcesz, mogę się za nim rozejrzeć, i tak potrzebowałem coś tam załatwić, a jak widzisz, nie wiele osób ma w tym momencie czas na przesiadywanie w Karczmie. - zauważył Abraxas rozkładając ręce i spoglądając na chwilowo opustoszałe pomieszczenie.

- Myślisz, że warto tu zostawać? - zapytał Timmy spoglądając teraz na plecy Geretha. - Nie wygląda to na miejsce w którym dowiemy się wielu ciekawych rzeczy. Chociaż z kolei, ja nie miałbym przeciwko napiciu się czegoś. - dodał.

Allease przysłuchiwała się temu w ciszy.
- Brzmi dosyć ryzykownie, nie bałeś się, że możesz tam spotkać ów stworzenie? A faktycznie je spotkałeś? - zapytała z mieszanką ciekawości i troski.

///Przy następnym poście zrobię przeskok i opiszę sytuację u Matthiasa oraz najpewniej w okolicach zamku Sang pur, wtedy będziesz mógł ruszyć ze swoimi///

Avatar Kuba1001
- Nie wiemy o tej okolicy absolutnie nic, więc w pewnym sensie nawet te pańszczyźniane głupki są od nas mądrzejsze. - odparł mu Dłoń i zajął miejsce przy jednym ze stolików, przyglądając się badawczo innym klientom karczmy i wcale się z tym nie kryjąc, w przeciwieństwie do chłopów, którzy patrzyli i udawali, że wcale tego nie robią.

- Jestem całkowicie pewien, że nie, ale może miałem tylko wyjątkowe szczęście i to coś wciąż się tam lęgnie?

Avatar Degant321
- Dzięki Abraxas, może w końcu uda mi się wykonać to zadanie przez które tu trawiłem do tego opuszczonego przez rozsądek, boga i cholera co jeszcze miejsce....... mówię o krainie nie karczmie.... karczma jest bardzo przytulna.

Avatar Gniotek7
Właściciel
///Ha! Myśleliście, że znowu będę się lenił przez tydzień? Nic bardziej mylnego!///

Karczmarz uśmiechnął się lekko słysząc to.
- Tsaa, dzięki. Dobra, w takim razie ja zajrzę do podziemi. Wróć do mnie, jak zajmiecie się już tą waszą akcją, dam ci wtedy tę księgę. - powiedział i skinął lekko głową, po czym skierował się w stronę zejścia do podziemi.

Timmy natomiast podszedł do lady i po wskoczeniu na jedno z siedzeń które najpewniej się tam znajdowało, zagadał do karczmarza, lub kogoś pełniącego jego rolę.
- Macie tu coś dobrego? - zapytał przyjaznym głosem.

W międzyczasie powolnym krokiem zbliżać się zaczął wieczór, i choć można było to nazwać jeszcze chwilowo późnym popołudniem, tak wiadomym było, że minąć będzie musiało jeszcze tylko kilka godzin, a słońce będzie już o krok od zniknięcia za horyzontem i zostawienia tej części świata ze światłem słonecznym, wyłącznie w postaci promieni odbijających się od księżyca.

Michael z niepewnością stanął przed wyjściem z tunelu. Droga zajęła im trochę, i choć on sam nieszczególnie odczuwał upływ czasu, tak mógł rozpoznać to po Netvorze, która zmęczonym krokiem dreptała obok, trzymając go mocno za rękę, wyraźnie zdenerwowana, że w tych warunkach nie jest w stanie ożywić zwłok, które mogłyby ją ponieść. Była ona na tyle zmęczona, że w pewnym momencie przestała nawet podejrzliwym wzrokiem zerkać co moment w stronę pozostałej towarzyszącej im dwójki. Araniel wydawała się być znacznie mniej zmęczona od jej młodej towarzyszki, widoczne było natomiast to, że niezwykle wynudziła ją ta kilkugodzinna podróż. Parę razy nawet próbowała zagadać do Netvory czy wikinga, oboje jednak raczej albo ją ignorowali, albo zbywali krótkimi słowami.
Teraz jednak nadszedł koniec ich podróży przez krasnoludzki tunel. Zamaskowany podszedł do jednej ze sporych, i wyróżniających się wystających cegieł na ścianie po prawej od półokrągłego wyjścia.
- Wyjście z którego wy chcieliście skorzystać, znajdowało się nieco bliżej Anubel, jednak tak jak wspominałem, było znacznie bardziej oczywistą opcją, przez co bardziej niebezpieczną. - zaczął Michael patrząc na elfkę oraz wikinga. - Oczywiście, nie oznacza to wcale, że tutaj nasi chłodni koledzy nie mogli przygotować nam żadnej niespodzianki, szanse na to są jednak znacznie mniejsze. Wyjdziemy u podnóża góry, niedaleko jest rzeka oraz niewielki las. Miasto jest jeszcze pewien kawałek stąd, jeśli jednak dostaniecie się na szczyt góry, powinniście mieć na nie całkiem niezły widok. - wypowiedział się po czym ponownie odwrócił się do nich plecami. - Jeśli nic nie zaskoczy nas na zewnątrz, jest to pora by się rozdzielić. - dodał jeszcze tylko, po czym wcisnął cegłę wgłąb ściany, na co ona cała zatrzęsła się lekko, a kamienne wyjście zaczęło powoli zsuwać się pod ziemię, ukazując im znacznie słabsze już o tej porze światło słoneczne.
Araniel zadowolona, że wreszcie dotarli na miejsce wyciągnęła swój łuk oraz strzałę z kołczanu po czym skupiła się na wyjściu. Netvora także, choć wciąż zmęczona, puściła rękę zamaskowanego, a dookoła jej palców ponownie latać zaczęły płomienie prowadzone przez malutkie czaszki. Jak na komendę, jej widmo wraz z atronachem również wydawało się być teraz znacznie bardziej skupione niż do tej pory.

- Cóż, wydaje mi się, że w takiej sytuacji pewnie byś to znalazł, w końcu wyszedłeś stamtąd cało, a sam wspominałeś, że tych ludzi których tam wysłano... - zaczęła mówić kapłanka po czym w trakcie przestała, jakby nie chcąc dokańczać. Dla niezręcznej ciszy nie znalazło się jednak miejsce, gdyż w tym samym momencie, do sali wkroczył Alaryk, doradca Walona, widząc jednak, rozstawione na stole jedzenie, zatrzymał się w drzwiach.
- Och wybacz, nie chciałem Państwu przeszkadzać. - powiedział, kłaniając się przy tym lekko. Jednak widząc, że ci nie są w trakcie posiłku, postanowił powiedzieć o tym, z czym przyszedł - Chciałem jednak przekazać, że powrócili gońcy z wiadomościami z każdej z wiosek. Ponadto zostałem poinformowany, że mimo, że zazwyczaj o takich porach już niczego się nie organizuje, to czterech z pięciu sołtysów postanowiło przybyć jeszcze dzisiaj przed zmrokiem. Najwyraźniej wieść o Pańskim powrocie niezwykle ich pobudziła. - stwierdził z zadowoleniem w głosie. - Oczywiście jeśli to problem, mogę ich w każdej chwili odesłać i przekazać, by przybyli jutro. - dodał wyrozumiałym tonem, mimo, iż spodziewał się już, jaka będzie odpowiedź.

Matthias wraz ze swoją siostrą oraz Celestią Goldenberg, zmierzali właśnie powoli wraz z koniem ku bramie wyjazdowej. Pobyt w Saltown mimo wydarzeń mających miejsce wcześniej, przebiegł im względnie spokojnie i przyjemnie. Choć członkini rodu szlacheckiego dalej wydawała się zrozpaczona na wspomnienie widoku jej mamy i parę razy w trakcie wycieczki płakała, to dzięki wsparciu obu służących, udało się jej się całkowicie nie załamać. Chodź miasto to było głównym terenem rodziny Saltes, kompletnie nie było w nim czuć tego czasami niemalże powodującego mdłości przepychu, jaki mógł mieć miejsce w zamku rodziny Sang pur lub tym bardziej na dworze Goldenbergów. Cała trójka w trakcie zwiedzania między innymi spróbowała wspaniałych świeżo usmażonych ryb w porcie, zajrzeli do jednej z dwóch dużych uczelni znajdujących się w mieście, skorzystali z usług najwspanialszej pralni na Wyspie, a Louise dostarczyła uszyte przez siebie obrusy na targ, gdzie jej dobra znajoma sprzeda je najpewniej, po czym obie podzielą się zyskami. Celestia w momentach kiedy zapominała o swojej mamie czuła, że już od bardzo dawna nie bawiła się tak wspaniale, to była jej druga wizyta w tym mieście, jednak poprzednim razem była tu tylko ze względu na organizowane przyjęcie w rezydencji rodziny Saltes, przez co praktycznie nie zwiedziła samego miasta. Matthias również był zadowolony, w międzyczasie kiedy Celestia ku jemu zdziwieniu skupiła się na zabawie z jakimś bezdomnym brudnym psem, opowiedział swojej siostrze o tym co się wydarzyło na dworze. Louise niezwykle się tym przejęła, tym bardziej była zmartwiona myślą o ewentualnej karze, jaka mogła ich czekać, gdy wrócą na dwór wraz z panienką Goldenberg w jej teraz prawdopodobnie pierwszy raz od wielu lat ubłoconą suknią i zmęczoną, acz zadowoloną twarzą. Obietnice brata, że wszystko będzie w porządku, i że on się tym zajmie i wszystko jakoś wytłumaczy Baronowi nie do końca ją przekonywały, postanowiła jednak chwilowo o tym nie myśleć i mu zaufać.
Matthias rozmyślał więc o wszystkim co się dzisiaj wydarzyło zarówno na dworze jak i w mieście i już wyobrażał sobie, jak z samego rana opowie o wszystkim Panu Magnusowi, gdy nagle jego serce po raz drugi tego dnia praktycznie stanęło w miejscu.
Stanął przez to również i sam mężczyzna, a wraz z nim prowadzony przez niego koń, na którego grzbiecie siedziały teraz obie jego towarzyszki.
Wyczuł To. Wydawało mu się to tak bardzo abstrakcyjne i niewiarygodne, że z szoku niemalże zachłysnął się powietrzem. Jedną rękę zacisnął mocno na trzymanej uprzęży konia, a drugą chwycił się za serce. Jego oczy otwarły się szeroko, a lewe oko na krótki moment błysnęło niespokojną zielenią.
Celestia przetarła nieco zaspane oczy, po czym zmarszczyła brwi z tylko jej znanego powodu, spoglądając przy tym na Matthiasa.
- Hej, czemu stoimy? - zapytała zdziwiona.
- Braciszku? Wszystko w porządku? - spytała również Louise, siedząca z tyłu, i patrząca teraz na stojącego plecami do nich służącego Goldenbergów.
Jemu wydawało się jednak, że prawie ich nie słyszy. Jego myśli szalały teraz skacząc od jednej myśli do drugiej, co dla wiecznie opanowanego Matthiasa było podwójnym ewenementem. Ale jakkolwiek niemożliwe się to wydawało, fakty były oczywiste, to była jedna z tych rzeczy, przy których nigdy by się nie pomylił.
Część własnoręcznie wydobytej z niego demonicznej krwi, ukrytej głęboko w jego własnym domu, wyczuła zbliżające się demony. Testował to do tej pory tylko raz, zostawiając jej fiolkę w wieży Magnusa, i już wtedy odkrył, że jego demoniczna krew zachowywała swoje magiczne właściwości i związek z jej właścicielem nawet po oddzieleniu i zostawieniu w jakimś szczelnie zamkniętym naczyniu. Nie wierzył, że kiedykolwiek będzie mu to potrzebne, a jednak dla bezpieczeństwa postanowił zabezpieczyć się w razie takiej sytuacji. I o dziwo, do takowej właśnie doszło. Uczucie było na tyle przejrzyste, że jak tylko ogarnął swoje własne myśli, to natychmiast rozpoznał, że to czwórka demonicznych istot, w tym dwójka niezwykle potężna, zbliżała się w stronę jego domu, odkrywając to jeszcze prawdopodobnie zanim spostrzegł je ktokolwiek z mieszkających w tamtej okolicy ludzi.
Magnusie... Co takiego się wydarzyło, że postanowiłeś tak nagle działać, bez poinformowania mnie o tym wcześniej w jakikolwiek sposób? Przecież nie minęło nawet pół doby odkąd ostatnim razem się widzieliśmy... - pomyślał Matthias, próbując to zrozumieć. Nie było jednak czasu na rozmyślanie, cokolwiek jego Pan postanowił, zarówno on jak i sam jego służący dobrze zdawali sobie sprawę z tego, że nie było już odwrotu. Pytanie polegało na tym, czy to jedyne co zrobił Magnus? Czy wysłał gdzieś coś więcej? Czy może sam również wyruszył z wieży w stronę zamku Sang pur, albo co gorsza, dworu Goldenbergów?
Matthias zamknął na chwilę oczy i westchnął głęboko, musiał myśleć, niezależnie od planów Magnusa, to co postanowi teraz jego Służący, mogło zadecydować o przyszłości nie tylko rodu, który poprzysiągł chronić, ale i całej Wyspy.
- Mat? - wybudziła go z zamyślenia siostra stojąca obok, kładąc mu dłoń na ramieniu. Jej brat potrząsnął głową i rozejrzał się, Celestia również zsiadła z konia, najwyraźniej rozbudzona całym zajściem. Ludzie chodzący po chodniku i ulicy dookoła, także spoglądali na nich zdziwieni, za nimi jakiś wąsaty facet w wysokim kapeluszu prowadzący karocę krzyczał coś do niego, wymachując przy tym biczem. Matthias westchnął jeszcze raz głęboko, po czym spojrzał Louise prosto w oczy.
- Ufasz mi? - zapytał śmiertelnie poważnym tonem, na co ta aż drgnęła lekko.
- Oczywiście, że tak. - odparła nieco zdziwiona i niespokojna.
- W takim razie słuchaj uważnie. Weź Panienkę Goldenberg, oraz znajdźcie jakieś miejsce na nocleg, tutaj, w Saltown. Wrócę po was jak tylko wszystko załatwię, do tego czasu za nic w świecie nie opuszczajcie miasta.
- Że co? - zdziwiła się jeszcze bardziej jego siostra. - Co ty wygadujesz? O co chodzi? Co takiego nagle masz do załatwienia?
- Jakkolwiek dziwnie to dla ciebie brzmi, coś, od czego zależeć będzie nasza przyszłość. Dlatego proszę, zaufaj bratu, i zrób co mówię. - odparł poważnie.
- Ale...
- Panienko. - przerwał jej, kierując swój wzrok na Celestię. - Wyczułaś to prawda? - zapytał, na co ta otwarła nieco szerzej oczy, trochę niepewnie, ale mając wrażenie, że jej dziwne przeczucia nie były jednak takie głupie.
- Ja... Tak, ale nie rozumiem... To coś... Ma coś wspólnego z tobą?
- Co jest? O czym wy mówicie? - zdziwiła się jeszcze bardziej Lou, patrząc teraz to na niego, to na nią.
- Owszem, to coś, czego nie wyczuje nikt inny, kto nie posiada tego daru.
- Daru... Zaraz, to znaczy... To znaczy, że ty!... - niemal nie wykrzyczała z siebie ostatnich słów dziewczynka, powstrzymana jednak przez palec kucającego Matthiasa przyłożony do jej ust.
- W pewnym sensie tak. Dlatego proszę obiecaj, że zostaniesz teraz grzecznie z moją siostrą. Kiedy wrócę, wszystko ci opowiem. - powiedział wstając od niej, odwracając się, a następnie oddalając na kilka kroków.
- Zaczekaj! O czym mi opowiesz?! - zawołała głośno Celestia w jego stronę, patrząc jak ten z jakiegoś powodu kuca na ziemi. Teraz już praktycznie wszyscy na ulicy patrzyli na nich zaciekawieni, nawet kierowca karocy przestał krzyczeć, i tak samo jak Louise zamilknął, próbując zrozumieć o co chodzi.
- Wszystko. O mnie. O tym co we mnie wyczuwasz. Oraz przede wszystkim, o twoim bracie. - odparł poważnym i spokojnym tonem, mimo iż wiedział jak niezwykle ważne i nie do odwrócenia były wypowiadane właśnie słowa. Następnie zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, zacisnął swoją lewą pięść. Poczuł jak demoniczna krew szybko zaczęła pulsować mu w żyłach, jego lewe oko zabłysnęło jaskrawą zielenią, a z pleców po lewej stronie nagle wyrwało się wielkie, czarne niczym smoła demoniczne skrzydło, za pomocą którego, jakby był to jego naturalny ruch, wzbił się w niewiarygodnie szybkim tempie wysoko w powietrze, po czym nieco wolniej opadł za pomocą tego jednego ruchu po drugiej stronie murów miasta, gdzie jakby znikąd z ziemi wyłonił się jeden z piekielnych koni, takich samych jakie posiadała Gwardia Ognia Magnusa. Przełknął tylko głęboko ślinę słysząc wrzaski i krzyki dobiegające z miasta, a następnie popędził w stronę swojego domu.

///Wiem, że trochę pomieszałem kolejność odpisów, ale raczej się w tym połapiecie, po prostu chciałem by było widoczne co jest przed przeskokiem czasowym, a co mniej więcej po/w trakcie. Dla wyjaśnienia degant możesz opisać Alberta, co robił przez te kilka godzin, albo możesz to olać i przeskoczyć do tego co zrobi teraz, po tym czasie (a że zbliża się czas ich akcji, no to wiesz). Kuba, co do wątku Geretha i reszty, to założyłem po prostu, że trochę czasu spędzili idąc do wioski a potem siedząc w karczmie, więc jak ją opuszczą, to myśl o tym jakby był już wieczór.///

Avatar Degant321
Nordmandczyk podobnie do elfki, przygotował swój łuk do wystrzału. Jeśli coś na nich czeka po drugiej stronie to zostanie przywitane przez żelazny grot jego strzały. Miał także szczerą nadzieję że jakiś kultysta na nich tam czeka, bogowie w końcu lepiej patrzą na tych co im święcą więcej niż jedną ofiarę.

Avatar Kuba1001
W chwili, gdy dotarł do swego domu, Gwardzista już tam czekał. Choć Matthias widywał ich kątem oka niemalże przy każdej wizycie w dworze Magnusa, jego wygląd i tak budził grozę. Choć sam Demonolog potrafił odróżnić jednego z Gwardzistów Ognia od drugiego, jego sługa tego nie potrafił, więc może lepiej nie próbować zgadnąć, aby nie urazić przypadkiem tej potężnej istoty.
Gdy dzieliła ich odległość kilku kroków, potężny Demon skinął lekko głową przybyszowi i wsiadł z powrotem na swoją Zmorę.
- Ruszajmy, Matthiasie. Pan Magnus, chce mieć Cię przy sobie, gdy nadeszły mroczne czasy... Twierdził, że z radością mu pomożesz. - powiedział i położył ostrzegawczo dłoń na rękojeści schowanego jeszcze miecza. - I że nie będziesz się stawiać.

Rezydencja rodu Sang-pur posiadała wieże, mury i okazałą bramę, ale wieki temu pełniły one rolę obronną, teraz ledwie reprezentacyjną, ponieważ nie znalazł się nikt, kto zechciałby zaatakować tę fortecę. Z tego powodu strażnicy na wieżach i murach byli tak oniemiali z przerażenia, gdy zobaczyli to, co nadciąga. Większość nawet nie zareagowała. Tylko nieliczni kusznicy i łucznicy oddali kilka salw w kierunku nadciągającej Zmory i Gwardzisty Ognia, ale nie dało to wiele - nieliczne strzały, które dosięgnęły celu, odbijały się od demonicznego pancerza Khamula i twardej łuski Zmory, pozostałe pociski zaś zupełnie spudłowały. Mimo to niektórzy z wartowników zachowali trzeźwość umysłu i kazali zamykać wrota oraz opuścić metalową kratę. Nie dało to wiele, niesiony pędem Demon zdołał przeskoczyć mur w najniższym jego miejscu, wskakując na dziedziniec, krzesząc iskry kopytami podczas lądowania. Nie czekając, aż potwór stanie stabilnie, jego jeździec, Demoniczny Marszałek, Gwardzista Ognia imieniem Khamul zeskoczył z siodła i ruszył wprost ku wejściu do rezydencji. Bez słowa wydobył miecz, który w jego dłoni zapłonął demonicznym ogniem. Niemalże wszyscy zgromadzeni na dziedzińcu uciekli, gdzie się tylko dało. Jedynie przed wejściem dwóch strażników wciąż pełniło wartę, najpewniej stali tam tylko dlatego, że skamienieli ze strachu. Kolejnych czterech, również idących w kierunku Demona, zdawało się być nieco bardziej odważnymi, bądź głupimi, śmiałkami.
- Dajcie mi Sylvaina le Sang pur. - odezwał się Demon przerażającym głosem i machnął mieczem, wykonując efektywny młynek. - Lub zgińcie próbując mnie zatrzymać, żałośni śmiertelnicy.
- Co... Co to jest? - zapytał jeden ze stojących pod bramą strażników, szczelniej osłaniając się tarczą i kierując szpic klingi swego miecza w nadciągające monstrum.
Jego kompan jedynie powtórzył gest, ale nie odpowiedział.
Gwardzista wydał z siebie dźwięk podobny do westchnienia, który szybko przeistoczył się w mrożący krew w żyłach rechot.
- A więc śmierć. - podsumował krótko i postąpił kilka kroków naprzód.
Nim wartownicy zdążyli zrobić cokolwiek, cięcie Khamula przepołowiło ich wystawione poziomie miecze, czyniąc ten oręż bezużytecznym - klingi odpadły, w ich dłoniach zostały jedynie rękojeści. Kolejne cięcie zrobiło to samo z nimi samymi, strącając im głowy z barków. Ciała ustały jeszcze kilka sekund, nim nie upadły obok swoich głów. Wtedy Gwardzista spojrzał kolejno na każdego z otaczających go czterech strażników, a dwaj pierzchli na miejscu. Ostatnia para, stojąca po przeciwnych stronach Demona, przełknęła głośno ślinę niemalże w tym samym momencie.
Trzeci szermierz postanowił skorzystać z okazji i rzucił się na plecy Demona z dzikim wrzaskiem. Nie miał szczęścia: Demon nie był tak głupi lub niedoświadczony, żeby nabrać się na tak infantylną sztuczkę, więc chwycił klingę długiego miecza dłonią, przytrzymując ją z właściwą sobie, nadludzką wprost, siłą. Po chwili jego ręka zaczęła się czerwienić, podobnie jak metal, przez co ponownie przepołowił broń osłupiałego strażnika. Wciąż nagrzaną ręką uderzył go w pierś, przebijając się przez pancerz, skórę, kości i ciało. Gdy jego oponent padł martwy, ten odwrócił się do ostatniego strażnika i rzucił mu pod nogi poczerniałe serce swojego poprzedniego rywala. Tamten zaś, wiedząc, że nie ma już odwrotu, osłonił się tarczą, mocniej chwycił długi miecz i rzucił się do ataku. Gdy jego pierwszy cios sięgnął celu był zszokowany bardziej niż Demon, który mu na to pozwolił, bowiem taki miecz nie mógł przebić jego pancerza. Chwyciwszy jedną dłonią miecz, drugą odepchnął strażnika i biorąc potężny zamach znad głowy, obciął rękę trzymającą tarczę niemalże przy samym barku. Temperatura ostrza od razu kauteryzowała ranę, ale mimo to wojownik padł na ziemię, krzycząc przez ogromny ból, drugą dłonią przytrzymując ranę i wypuszczając z niej wcześniej miecz. Khamul tylko prychnął i kolejnym ciosem, przechodzącym na ukos przez klatkę piersiową strażnika, pozbawił go życia.
Ponownie odwrócił się w kierunku bramy i zaczął zbierać magiczną energię, którą skanalizował w mieczu. Gdy machnął nim poziomo dwa razy, wydobył z klingi całą zmagazynowaną tam energię magiczną, która w postaci fali płomieni poleciała w kierunku drewnianych wrót. Co oczywiste, szybko zostały zniszczone, przez co Demon przekroczył po ich zgliszczach próg rezydencji i znalazł się w środku.

Odpoczynek w karczmie mijał może i nie do końca przyjemnie, ale obyło się bez różnych nieprzyjemnych incydentów. Dopiero w chwili, gdy Gereth wydawał ostatnie monety, nie chcąc afiszować się z bogactwami, które dostał od Walona, usłyszał niepokojące wrzaski dochodzące spoza karczmy. Bez słowa pozostawił karczmarzowi należność, dobył swoim dwóch mieczy i ruszył twardym, szybkim i stanowczym krokiem do wyjścia.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Wraz z osuwającym się wejściem do tunelu, do całej grupy napłynął chłód, niezwykle podobny, do tego który poczuli podczas wcześniejszej walki z Kultystami. I tak o to z grotem strzały Nordmarczyka faktycznie ktoś się przywitał. Wielki kościany smok, który z mocnym uderzeniem wylądował tuż przed wejściem do tunelu, i widocznie nie zastanawiając się, cofnął nieco swój potężny łeb, by przygotować się do zionięcia. Wycofanie się zupełnie nie wchodziło w grę, jedyną opcją było spróbować przebiec niezwykle szybko obok niego - a między nim a bokami tunelu było zaledwie kilka metrów miejsca, lub być może spróbować go zaatakować czymś na tyle silnym, by powstrzymać go od wykonania ataku.

W międzyczasie do Karczmy zajrzał nieco zdyszany Mariok, wraz ze swoją nową średnich rozmiarów kuszą na plecach, najwyraźniej rozglądając się za Albertem.

- Od nich nie zdążyło jeszcze nic powrócić, myślę jednak, że jeśli ich reakcja będzie taka sama jak sołtysów, powinniśmy się tego spodziewać jeszcze tej nocy, lub z samego rana. - stwierdził Alaryk, po czym ukłonił się lekko, i opuścił pomieszczenia zamykając za sobą drzwi i chcąc wykonać nowo zlecone zadanie.

Timmy słysząc to i widząc Geretha również zerwał się z krzesła, kładąc przy tym bez namysłu złotą monetę na ladzie, która z pewnością była znacznie więcej warta, niż te kilka alkoholi których postanowił spróbować gryzoń. Nie czekając jednak na żadną reakcję, również podążył za Gerethem, gotowy by w razie potrzeby chwycić za swój miecz.

Matthiasowi dotarcie na miejsce zajęło teraz znacznie mniej czasu, niż gdyby chciał to zrobić na zwykłym wierzchowcu. Zbliżając się do domu po czym zsiadając z konia na miejscu, przez większość czasu rozglądał się, czy przypadkiem nie ucierpiał którykolwiek z mieszkańców wioski bądź ich własność. Znał tych ludzi, choć większość życia spędził poza wioską, od małego pomagając na dworze Goldenbergów, nie byli to mu zupełnie obojętni, i choć oczywiście był oddany Magnusowi, tak nie miało to nic wspólnego z oddaniem demonom które mu służyły. Zwłaszcza, że Matthias zdawał sobie sprawę, że Magnus raczej nigdy nie rozkazałby zaatakować bezbronnych, biednych mieszkańców wioski. Był więc w razie potrzeby gotowy stanąć w ich obronie, nawet jeśli mogło się to wiązać z walką z którymś z tych Gwardzistów.
Służący rodu Goldenberg nie był głupi, zdawał sobie sprawę z ich siły, nie czuł jednak strachu, stając przed jednym z nich, i widząc jego gest. Nie sądził raczej, by którykolwiek z demonów jego Pana odważył się go zaatakować, znając jednak ich naturę, był na takową ewentualność gotowy.
Mroczne czasy, które sam postanowił sprowadzić. - pomyślał bez cienia urazy Matthias, w końcu z obawą spodziewał się, że prędzej czy później do tego dojdzie.
- Gdzie jest drugi z was? - zapytał poważnym tonem, spoglądając jego zwykłym, oraz świecącym się demoniczną magią okiem, prosto w miejsce, skąd najpewniej spoglądał na świat Gwardzista, jakby ignorując to, co do niego powiedział.

Avatar Degant321
Nordmarczyk natychmiastowo po zauważeniu smoka rozpoczął sprint w kierunku wyjścia. On sam nie ma żadnej broni która mogłaby by bestii zaszkodzić z tej odległości..... ani możliwie że każdej innej....więc musi skorzystać z jedynej szansy jaką ma czyli spróbować przebiec obok bestii.

Albert w tm czasie siedział w rogu Karczmy, czytając książkę o wojnie między ludźmi a orkami. Musiał przyznać że temat był dość ciekawy, chociaż miał czasami problemy z patrzeniem na całokształt obiektywnym okiem , niektóre dla niego wydarzenia wydawała się być dość idiotyczne a niektóre jeszcze go utwierdzały w przekonaniu że magia w najlepszych przypadłych jest niebezpieczna dla otoczenia, nie ważne od intencji.

Avatar Kuba1001
- Na czym to ja skończyłem? - zagadnął Kapłankę Walon, gdy doradca opuścił jadalnię. - Ach, no tak: Kolacja. - odpowiedział sam sobie, widząc służących wnoszących potrawy na stół.

Na zewnątrz zastali widok iście podręcznikowy: Wściekły tłum chłopów z widłami, siekierami, kosami i pochodniami, który otaczał Bolga z każdej strony, nie licząc pleców, ponieważ tam znajdowała się karczma. Potężny Okun, mimo że mógłby przynajmniej jedną trzecią tego zbiorowiska wytłuc, a pozostałych tak tym przerazić, że uciekliby daleko stąd, to jednak tego nie zrobił, ale swojego wielkiego młota bojowego już dobył, wymachując nim groźnie, co trzymało wieśniaków na dystans.
Dłoń natychmiast stanął ramię w ramię, a dokładniej to ramię w biodro, ze swym masywnym kompanem, kręcąc powolne młynki swymi dwoma mieczami.
- Jeśli chcecie zrobić coś Bolgowi, będziecie mieć też ze mną do czynienia.
- Potwór! Zabić to zanim zabije nas! Sami sobie bestię do domu wpuściliśmy! - krzyczeli poszczególni chłopi z tłumu, a zrezygnowany skrytobójca pokręcił głową.
- Mógłbym ich teraz wszystkich zabić, ale mam i tak już zbyt wielu wrogów. - westchnął cicho, choć Timmy usłyszał jego słowa.

- Khamul jest zajęty. - odmruknął cicho Gwardzista. - Pan Magnus został zdradzony. Ród Sang-pur wypowiedział mu wojnę. Demoniczny Marszałek wyruszył zgładzić tych przeklętych szlachciców, aby demoniczne wojska mego Pana mogły odebrać najpierw ziemie ich rodziny, a później może i swego dawnego rodu, który Magnus powinien dziedziczyć? - zapytał nieco retorycznie i zapewne uśmiechnąłby się, gdyby spod jego hełmu widać było cokolwiek innego, niż oczy. Po chwili pognał swoją Zmorę i ruszył w dalszą drogę, tym razem powrotną, do wieży Magnusa.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Okazało się, że Michael pomyślał o tym samym, chwytając szybko Netvorę, po czym nie reagując na jej krzyk, w niezwykle szybkim tempie wystrzelił ku wyjściu, przebiegając tuż obok smoka i wydostając się na zewnątrz chwilę przed masywniejszym i wolniejszym Nordmarczykiem. Araniel widząc co robią, z lekkim opóźnieniem pobiegła tuż za zwiadowcą, dzięki czemu w ostatniej chwili udało jej się razem z resztą - z wyjątkiem istot podążających za dziewczyną - opuścić tunel tuż przed tym jak wypełniła go żrąca mgła wydobywająca się z paszczy smoka. Ten "widząc", że jego ofiary uniknęły ataku, swym powolnym cielskiem zaczął obracać się w ich stronę. Michael zdążył oddalić się na odległość z której nie groził mu atak łapami lub ogonem przeciwnika, a następnie postawił na ziemi swoją towarzyszkę i skierował na łeb smoka swój skupiony wzrok.

- Hej Albert! - rzucił Mariok stojąc w drzwiach - Leć na dół po Czytelnika i powiedz mu żeby się zbierał! Niedługo powinno się zacząć!

Allease kiwnęła głową, i zajęła najbliższe jej miejsce przy stole, z ciekawością rozglądając się przy tym po tym, co przynoszą służący.

Timmy widząc to, postanowił ponownie spróbować przejąć inicjatywę, wskakując na ramię Bolga. Stał przy tym w taki sposób, by być w stanie obserwować kątem oka Geretha.
- Te, chłopy! - zawołał głosem, który okazał się na tyle donośny, że aż trudno było sobie wyobrazić, że należy do tego gryzonia. - Powinniście zauważyć, że atakowanie tego brzydala, na pewno skończy się zamienieniem części z was w papkę mięsa i kości. Pomyślcie tylko, dajcie spokój, a wkrótce sobie stąd pójdziemy, zostawiając waszą wiochę w spokoju. Weźcie to na chłopski rozum i przyjrzyjcie się, macie małe szanse z tą kupą mięśni. - stwierdził stukając towarzysza w jego hełm. Tym razem postanowił mówić znacznie prostszym językiem, podejrzewając, że mogli by nie zrozumieć co bardziej skomplikowanych słów, przez co istniała szansa, że tylko jeszcze bardziej się zdenerwują.

Zdradzony? - coś tu Matthiasowi nie pasowało. Duma rodziny Sang pur mogła nawet i dwukrotnie przewyższać wieżę Magnusa, jednak wątpił, by ci wypowiedzieli mu wojnę tak nagle, bez jakiegoś sensownego powodu. Zwłaszcza, że groziło to przecież ujawnieniu faktu, że pomogli mu się ukryć kiedy powinien zostać skazany na śmierć. Czy to może mieć cokolwiek wspólnego z chorobą Baronowej? - Przeszło mu przez głowę. Nie zależało mu zbytnio na życiu rodu Sang pur, w końcu przysięgał bronić tylko i wyłącznie Goldenbergów, w tym oczywiście i Magnusa. Problem polegał jednak na tym, że w przypadku śmierci całego rodu, te ziemie pozostaną bez jakiegokolwiek władcy, a to nie mogło skończyć się dobrze. Jakkolwiek mocno nie był on oddany demonologowi, był pewny, że nie poradzi sobie on sam w zarządzaniu takimi dużymi ziemiami. Ani on, ani którykolwiek z jego demonów się na tym praktycznie nie znał. A taka spora część Wyspy, to coś znacznie innego niż jedna samotna wieża.
Jeszcze bardziej zmartwiły go jednak dalsze słowa demona i ton jakim je wypowiedział. Jeśli Magnus postanowiłby zaatakować dwór Goldenbergów... Matthias zostałby postawiony w sytuacji bez wyjścia i prędzej czy później musiałby zerwać swoją przysięgę, nie ważne przeciwko której stronie konfliktu.
- Nie mogę pozwolić wszystkim tak po prostu umrzeć. Nie tego chciałaby nasze siostry, Magnusie. - mruknął sam do siebie, a jego oko błysnęło ponownie zieloną energią, po czym nie zważając na Gwardzistę, dosiadł prędko demonicznego konia, i pognał w stronę zamku Sang pur.

Klimat wnętrza zamku był niemal identyczny jak na zewnątrz, i w niczym nie przypominał on dla przykładu bogatych i kolorowych wystrojów dworu Goldenbergów. Wszystko zbudowane było z ciemnych, ponurych cegieł, a jedynymi żywymi kolorami była czerwień dywanów, pokrywających większą część podłogi. Khamul znalazł się w głównym, wielkim holu, z ogromnym stalowym żyrandolem wiszącym na suficie. Przed nim, po drugiej stronie holu znajdowało się dwoje drzwi wykonanych z ciemnego drewna drzew, których tak pełno było w lasach dookoła. Bo lewej i prawej stronie od Gwardzisty były korytarze prowadzące wgłąb, które skręcały następnie idąc najpewniej wzdłuż ścian pomieszczenia po ich drugiej stronie. Bo bokach pomieszczenia znajdowały się natomiast schody prowadzące pod zaokrągleniem na górę, gdzie dokładnie nad parą drzwi naprzeciwko, znajdował się balkon będący przedsionkiem dla kolejnego piętra. Z tego balkonu właśnie, poleciało pięcioro strzał z łuków, wycelowanych z demona. Poza grupą łuczników wyraźnie zdziwionych i najpewniej również przerażonych tym, kto jest ich przeciwnikiem, znajdowała się tam jeszcze dwójka szermierzy pilnujących schodów z obu stron. Wieści o zbliżającym się zagrożeniu najwyraźniej dotarły do wnętrza zamku, o czym świadczyć mógł brak jakichkolwiek służących na widoku, a także najpewniej wywrócony w pośpiechu świecznik przy wejściu do lewego korytarza. Zakładając, że Khamul został poinstruowany po tym, gdzie najpewniej szukać Sylvaina, wiedział on, że powinien się kierować na górę, jako iż gabinet doradcy znajdował się w jednej z wież gdzieś na trzecim piętrze.

Avatar Degant321
Albert spojrzał na Marioka znad książki, po czym szybko ją zamknął i schował pod pachą, wstając przy okazji z swojego miejsca. Następnie ruszył pośpiesznym krokiem w stronę wejścia do podziemi gdzie Czytelnik prawdopodobnie się znajduje. Przy okazji zaczął rozmyślać nad potencjalnymi ranami które będzie musiał opatrywać kiedy ta akcja skończy się nieuniknioną porażką.

Nordmarczyk spojrzał na wielką bestię która to stała przed nim. Smocze kości, nawet te które są martwe od lat niezliczonych, są twarde niczym stal najwyższej jakości...... jeśli nawet nie twardsze. Je uzbrojenie nie nada się do zadania tradycyjnych obrażeń stworowi, prędzej stępi jeno ostrze swego berdysza niźli nawet zada najmniejsze zadrapanie bestii....... ale.....
- Hmmm - wymamrotał chwytając mocno długą rękojeść Berdysza, po czym zwrócił się do swych towarzyszy - Odwracać Uwagę. Mam Plan. - Powiedział znanym już wszystkim tonem wypranym z emocji wszelakich, po czym pobiegł w stronę nieumarłego stwora, a dokładniej jego szyi, gdzie zamierza wbić swoją broń między stawy bestii by następnie jej użyć jak dźwigni do oddzielenia głowy od reszty ciała.

Avatar Kuba1001
//Gnocie, jeśli nie odpisuję, to zwróć mi na to uwagę na PW, bo jeśli nie mam czasu, to Ci o tym napiszę, równie często może być tak, że albo zapomnę, albo czekam, bo myślę że to Twoja kolej.//
Albo Walon był szlachcicem, który jada wyjątkowo skromnie, albo słudzy nie mogli przygotować nic innego w tak krótkim czasie i przy takich zasobach spiżarni. Niemniej, na stole pojawiło się wino, piwo i woda, a także dziczyzna i drób, przeważnie smażone, w sosie z grzybów lub bez, do tego kiszona kapusta, ziemniaki, chleb, pasztety i tym podobne.

O dziwo, chłopi ustąpili pod tymi argumentami zdecydowanie szybko i już po kilku minutach bezpiecznie wylądowaliście na gościńcu. Czyżby Timmy był aż tak dobrym oratorem? Wszystko na to wskazuje. Jednakże podczas swojej mowy kątem oka zauważył też, że Gereth ponownie macha rubinowym wisiorkiem w chwili, kiedy gryzoń przemawiał...

- Wracaj! - krzyknął Demon i udał się za nim. Jako że obaj mieli identyczne wierzchowce, Gwardzista bez trudu zrównywał się ze Zmorą Matthiasa, możliwe że sam ją nawet spowolnił, wydając jej mentalne polecenie.
- Mam zaprowadzić Cię do pana Magnusa i to zrobię. - powiedział Demon i dobył miecza, którego klinga zapłonęła złowrogim ogniem piekielnym. - Nie stawiaj oporu. Nie zabiję Cię, ale mogę zranić na tyle, że pożałujesz tego do końca życia.

Pancerza, jaki miał na sobie Demon, nie mogły przebić byle strzały, więc jedynie prychnął i posłał w kierunku balkonu ognistą kulę o mocy odpowiednio dużej, żeby zabić łuczników na niej i ewentualnie zrzucić go w dół. Strażnikami nie miał zamiaru się przejmować, rzucił mieczem w jednego, a później wyciągnął dłoń tak, aby wracające ostrze zabiło również drugiego wartownika, który stał mu na drodze.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Kiedy dotarł na miejsce, Czytelnik siedział teraz na stole ze skrzyżowanymi nogami, czytając jakąś książkę, obok leżało kilka rozwiniętych zwojów, jakby czekających na użycie. Widząc wkraczającego do pokoju chirurga podniósł głowę i zamknął książkę.
- Czyżby pora zacząć? - zapytał, najwyraźniej się tego domyślając.

Smok widząc nadbiegając Nordmarczyka cofnął głowę, najwyraźniej przygotowując się do ponownego zionięcia w jego stronę. W tym momencie jednak z boku poleciała w jego stronę potężna błyskawica, która co prawda nie zraniła go zbytnio, wytrąciła jednak ze skupienia i spowodowała, że przeciwnik skierował się teraz w stronę Michaela, dając nieco czasu wojownikowi z berdyszem.

///Myślałem o tym, ale ostatnim razem w sumie i tak odpisałeś po degancie, więc stwierdziłem, że po prostu upomnę jego żeby odpisał :V. Następnym razem będę się bardziej upominał///
Cóż, dla kapłanki i tak najwyraźniej było to całkiem sporo, w przeszłości bywała pary razy na zamkach, jednak raczej unikała większych uczt. Nałożyła więc sobie na spokojnie niewielki kawałek dziczyzny w sosie, a do tego chleb oraz trochę kapusty. Do tego wszystkiego do popicia nalała sobie trochę wody.

Timmy widząc to zacisnął zęby nie odwracając się jednak w jego stronę. Bardzo korciło go, by coś powiedzieć, i czuł, że zaraz nie da rady się dłużej powstrzymywać, kiedy nagle cała trójka usłyszała dosyć głośny huk dobiegający zza najbliżej znajdującego się kawałka muru. Kiedy obrócili się w tamtą stronę, usłyszeli coś, co mogło przypominać donośny i wściekły, a jednak przytłumiony przez coś wrzask. Dokładnie tuż po tym, fragment muru w którego stronę spoglądali praktycznie został rozwalony na drzazgi, rozrzucając drewniane kawałki wszędzie dookoła. Mur rozpadł się od uderzenia ogromnych rozmiarów, metalowej kuli. Kuli, która została za pomocą łańcucha przypięta do pełnego, przerażającego hełmu niesionego na głowie przez monstrum, które właśnie pojawiło się w zrobionej dziurze. Był bardzo podobnych rozmiarów do Bolga, jego ciało było nienaturalnie zmutowane, z prężącymi się grubymi żyłami odstającymi od mięśni. Pozapinany był na rękach i nogach w grube metalowe kajdany, które zostały odpięte z jakiegoś szalonego powodu. Z przodu hełmu wydobywały się ciężki, i potężne oddechy potwora, a z otworów na oczy świeciła wściekła czerwień, która zdawała się być wycelowana prosto w naszą trójkę bohaterów.

- Obiecałem chronić ród Goldenbergów, i to właśnie robię! - warknął Matthias najwyraźniej nie czując strachu przed Gwardzistą. Trudno było ocenić, czy to przez to, że jakoś udało mu się przyzwyczaić do nich, czy może do jego przysięgi dawały mu taką siłę. - Nie obchodzi mnie życie Sylvaina, jednak śmierć całego rodu może zagrozić praktycznie wszystkim! Wrócę do Matthiasa dopiero wtedy gdy upewnię się, że drugi z was nie zrobił czegoś, czego nie powinien. - Wiedząc, że demonowi nie podoba się nie wypełnianie natychmiastowe rozkazów Magnusa, stwierdził, że starczy powstrzymywania się. - Mogę być psem demonologa tak samo jak ty, jednak w porównaniu co ciebie, sam wybrałem sobie obrożę i długość smyczy. - powiedział lodowatym tonem, a jego oko zaświeciło się jeszcze mocniej, zdawało się również, że można było dostrzec jakieś pobłyski mocy w okolicach żył na jego lewej ręce, jednak trudno było to dostrzec w trakcie jazdy konno.

Jako, że przeciwnicy padli martwi, zapadła cisza i wyglądało na to, że chwilowo nic go nie będzie zatrzymywać, zostało mu więc odnaleźć Sylvaina.

Avatar Kuba1001
Walon również postawił na dziczyznę w sosie grzybowym, kiszoną kapustę, ziemniaki, chleb i pasztety z borowikami, a także nie odmówił sobie odrobiny piwa. Zajął się posiłkiem od razu, jak tylko życzył Kapłance smacznego.
//No to teraz doradca, sołtysi, sąsiednia szlachta albo cokolwiek ciekawego, prawda? :V//

- Co to, do jasnej cholery, ma być?! - zapytał Gereth, choć był pewien, że nie usłyszy odpowiedzi, skoro sam jej nie znał. Niemniej, unurzał bełt w najmocniejszej truciźnie, jaką miał, załadował do kuszy i wycelował w potwora, a dokładniej klatkę piersiową, gdzie powinno być serce albo jakiś inny ważny organ. Jeśli chodzi o Bolga to ten jedynie zaczął kręcić młynki młotem, zapewne byłby wniebowzięty, gdyby potwór rzucił się na nich.

- Pies?! - warknął Demon i chwycił oburącz miecz, którym machnął zaledwie kilka centymetrów od twarzy Matthiasa. - Jak śmiesz?! Stoję znacznie wyżej niż Ty, plugawy mieszańcu!

Skoro tak to od razu udał się na górę, docelowo na trzecie piętro, gdzie powinien znaleźć szlachcica, a on - swoje przeznaczenie.

Avatar Gniotek7
Właściciel
///Teraz wyczaiłem, że w tym poście, w którym chciałem, żebyś poprawił opis demona w zamku Sang pur, usunąłeś chyba swój fragment odpisu o Walonie mówiącym do Alaryka xD///
Minęła dłuższa chwila, w trakcie której Walon wraz z Allease spędzili w ciszy i spokoju czas, spożywając posiłek. Krótką chwilę po tym, jak ostatecznie zjedli tyle na ile mieli ochotę (czyli w przypadku kapłanki dosyć niewiele), drzwi sali ponownie się otwarły, i tak samo po raz kolejny znalazł się w nich doradca rodu.
- Przyszedłem by przekazać, że przybyło pierwszych trzech sołtysów, czekają przed wejściem. - powiedział, tuż po tym jak się lekko ukłonił.

Bełt wystrzelony przez Geretha poleciał ze świstem w stronę masywnego przeciwnika i wbił się nieco nad lewą piersią, co chwilowo jednak, nie dało żadnego efektu. Bolg natomiast nie musiał długo czekać na spełnienie się jego marzenia, jako iż chwilę po tym monstrum wydało z siebie odgłos podobny do mocno przytłumionego wściekłego wrzasku, po czym zaszarżował w stronę bohaterów, ciągnąc za sobą bez najmniejszego problemu wielką metalową kulę.

- Gdyby nie ten mieszaniec, twój Pan nawet nigdy by nie dowiedział się o twoim istnieniu, a co dopiero chciałby, byś mu służył. - odparł tym samym tonem, w tej chwili był nawet gotowy walczyć z demonem jeśli zajdzie taka potrzeba. Kątem oka zauważył jednak też, że są już co raz bliżej bramy od zamku, potrzebował jeszcze tylko chwili.

W drodze z piętra pierwszego na drugie, nic nie próbował mu przeszkodzić, wieść o nietypowym gościu najwyraźniej rozniosła się wyjątkowo szybko, i większość mieszkańców lub pracujących tam osób zdążyła się pochować. Gorzej było jednak przy schodach na trzecie piętro, do których demon dotarł po krótkiej wędrówce po korytarzach, były one powiem osłonięte jakąś magiczną barierą, ewidentnie nie pozwalającą tak po prostu przez nią przejść.

Avatar Kuba1001
- Dziękuję, Alaryku. Przekaż im, że przyjmę ich w sali tronowej, tam też ich zaprowadź. - odrzekł i skinął głową Allease, aby mu towarzyszyła, a sam udał się szybkim i energicznym krokiem do wspomnianej już sali tronowej, gdzie zajął zależne sobie miejsce i usiadł wygodnie, aby przywitać gości.

Okun pokręcił głową, rozprostowując z charakterystycznym dźwiękiem kark i zamachnął się kilka razy swoim wielkim młotem.
- On jest mój. - warknął i ruszył powoli w kierunku potwora, nabierając stopniowo rozpędu, z młotem uniesionym tak, aby od razu uderzyć w potwora poziomo, od lewej do prawej, i pogruchotać mu nieco kości.

Demon również to zauważył i, o dziwo, zwolnił. Niestety, wraz z nim zwalniała też Zmora, której dosiadał Matthias, najwidoczniej posłuszna rozkazom Gwardzisty Ognia.

Nie ma takiej bariery, przez którą on nie mógłby się przebić. Spróbował najpierw kilkoma ciosami miecza, później mieczem wzmocnionym ognistą poświatą, a na koniec samą Magią Ognia, chcąc ją przeciążyć i utorować sobie dalszą drogę.

Avatar Degant321
- Ano, Mariok przyszedł i mówi że niedługa ma się to zacząć - medyk powiedział czytelnikowi spokojnie - Mam nadzieje że ten plan się powiedzie. Może jest to moją pracą ale lepiej będzie jeśli nikogo nie będę musiał łatać.

Nordmarczyk postanowił czasu nie marnować zajął się wprowadzaniem swego planu w życie. Zacisnął dłonie na berdyszu i rzucił się gardziel bestii, mierząc swój atak tak by trawił on między stawy szyjne. W myślach przy okazji począł się modlić do Wszech-ojca by ten mu wspomógł oraz sprawił że jego cios będzie celny.

Avatar Gniotek7
Właściciel
- Rozumiem, tak też uczynię. - odparł na słowa Walona, po czym nie zwlekając opuścił pomieszczenie jeszcze przed nim. Allease widząc zaistniałą sytuację, wstała od stołu i bez słowa podążyła za głową rodu. W sali, w której dane im było czekać na sołtysów, stanęła po lewej stronie od tronu Walona, a w chwili gdy do pomieszczenia wkroczyła trójka mężczyzn prowadzona przez Alaryka, założyła ręce za plecy, i poczęła przyglądać się sytuacji.
Wśród trójki ludzi zarządzających wsiami należącymi do rodu Vau, Walon rozpoznał tylko jednego z nich. Starszy już teraz mężczyzna, z niewielką ilością włosów po bokach łysej na środku głowy, spoglądał prosto w jego stronę zza pleców Alaryka, wyraźnie również rozpoznając prawowitego dziedzica. Walon dosyć dobrze pamiętał go z dzieciństwa, jako iż miał on ciepłe stosunki z jego ojcem, i często przyjeżdżał na dwór. Pozostała dwójka pozostawała jednak zagadką. Pierwszy z nich, najpewniej o co najmniej kilka lat starszy od Walona, posiadał szorstki i ostry czarny zarost, oraz skupiony i wręcz przeszywający wzrok, wyglądał na porządnego i zapartego faceta, ale trudno było powiedzieć o nim coś więcej. Drugi natomiast, wydawał się wręcz aż za młody na sołtysa. Wyraźnie młodszy i mniej dojrzały od Walona, spoglądał na niego, skierowany w jego stronę swoją wciąż gładką i zauważalnie niezmęczoną jeszcze życiem twarzą. Alaryk doprowadził ich przed oblicze Walona Vau, ukłonił się, po czym zajął miejsce po drugiej stronie tronu. Trójka sołtysów również się ukłoniła, chwilowo jednak milczeli, najpewniej czekając na głos nowego pana tych ziem.

- Ja raczej przeszkadzać wam nie zamierzam. - mruknął Timmy, zostając obok Geretha i przyglądając dwójce zbliżających się do siebie potworów.
Przeciwnik Bolga jednak nie zbliżył się na tyle blisko, by ten był w stanie wymierzyć w niego cios, bowiem zanim do niego dotarł, w trakcie biegu sprawnie uniósł ponad siebie ogromną, znajdującą się na łańcuchu kulę, która z impetem poleciała z góry prosto na Okuna.

Matthias czując co się dzieje, przyjrzał się zamkowi i odległości jaka go od niego dzieliła, po czym podjął ryzyko.
- Jeśli któryś z was psów zagryzie niewinną, myślącą istotę, osobiście go uśpię. - syknął jeszcze tylko przez zaciśnięte zęby, gdy w międzyczasie w niezwykłym tempie z jego pleców wyrosło pojedyncze, wielkie lewe skrzydło, za pomocą którego następnie ponownie wybił się wysoko powietrze zostawiając pod sobą zarówno konie jak i gwardzistę, i skierował się w stronę zamku, chcąc wylądować na murach.

Bariera okazała się być dosyć silna, ciosy samego miecza niewiele jej zrobiły, wzmocnione ostrze zaczęło już wyraźnie działać, jednak minęła by chwila, zanim byłby w stanie nim się ostatecznie przebić, magia okazała się już wystarczająca, by jej potężne uderzenie spowodowało, że bariera po prostu się rozpadła.

- Mam te same nadzieje. - przyznał Czytelnik, po czym zwinął dwa ze zwojów zostawiając je w takim stanie na stole, pozostawiając rozwinięty tylko jeden. - Nie ma w takim razie co dłużej zwlekać. Usiąść gdzieś tutaj, jak dobrze pójdzie, to nawet nie będziesz musiał wstawać. - dodał jeszcze tylko, po czym chwycił za zwój, i wymówił kilka słów w nieznanym Albertowi języku, a zwój trzymany przez Czytelnika spłonął bladoniebieskim płomieniem. W tym momencie tuż przed rzucającym zaklęcie, pojawiło się w coś przypominającego latające lustro, w którym widać było w tym momencie fragment dachu. Widok jednak prawie od razu się zmienił, dwójka mężczyzn usłyszała trzepot skrzydeł, a punkt widzenia z lustra uniósł się teraz w górę, ukazując większą część miasta, w tym i otaczającą go barierę. Chirurg mógł w międzyczasie zwrócić uwagę, że Czytelnik wykonywał w tym czasie lekkie ruchy palcami, oraz ruszał wargami układając je w jakieś niesłyszalne słowa.

Nordmarczyk zyskał na tyle czasu, że dał radę wykonać swój ruch, i z sporą siłą wbił berdysz w szyję smoka, dokładnie między stawy, tak jak planował. Broń jednak, okazała się utknąć między nimi, smok otwarł paszczę i wydobył z siebie wyraźnie stworzony przez magią ryk, i uniósł swoje cielsko z ziemi stając teraz na dwóch kościanych łapach, po czym zamachnął się parę razy swoimi wielkimi skrzydłami, powodując, że podmuch wiatry wywalił na ziemię zarówno Araniel jaki i Nietvorę. Atakujący nie miał wystarczająco czasu by próbować wyciągnąć berdysz, mógł go chwilowo puścić, lub unieść się w górę wraz z nim.

Avatar Degant321
Albert tylko się nieznacznie skrzywił na widok magi i usiadł gdzieś przy stole, po czym zaczął ponownie czytać swoją książkę.

Nordmarczyk chwycił się mocniej swej broni po czym spróbował ją pociągnąć w dół jak dźwignię. W jego ""Obliczeniach"" taki ruch powinien być wystarczjąco silny by odczepić stawy, w między którymi berdysz utknął, od siebie. Lub złamie sobie broń w pół.... nigdy nic nie wiadomo.

Odpowiedź

Pokaż znaczniki BBCode, np. pogrubienie tekstu

Dodaj zdjęcie z dysku

Dodaj nowy temat Dołącz do grupy +
Avatar Gniotek7
Właściciel: Gniotek7
Grupa posiada 18866 postów, 11 tematów i 14 członków

Opcje grupy Karczma pod ...

Sortowanie grup

Grupy

Popularne

Wyszukiwarka tematów w grupie Karczma pod Historią