- Nie należał do bogatego rodu szlacheckiego, ale i tak dobrze, że znajdował się w tej niższej warstwie szlachty, niż pośród chłopstwa czy mieszczaństwa. Gdy jego rodzice zmarli, a majątek przejęli krewni, zaopiekował się nim przyjaciel jego ojca, błędny rycerz, Fulko. Choć miał dobre serce i był honorowym wojownikiem, tępiącym potwory, dzikie zwierzęta, bandytów i inne zagrożenia czyhające na zwykłych ludzi, to nie grzeszył majętnością, bowiem za swoje usługi nie pobierał żadnych opłat. W ciągu dekady nauczył młodego Munina wszystkiego, co sam potrafił, a nawet oferował mu swój rycerski oręż i ekwipunek, gdy umierał jako ostatni przedstawiciel swego rodu. Przed śmiercią usynowił Munina, więc teraz to on z dumą nosił znak swego mentora, przyjaciela i przybranego ojca, który przedstawiał wilka. Pełną nazwę, a więc herb rodu Czarnego Wilka, zyskał dopiero po kolejnych dwunastu latach, kiedy to cudem wywinął się śmierci podczas walki z Wilkołakiem terroryzującym włości pewnego wysoko urodzonego wielmoży. Jako że wybawił z jego szponów siostrę owego władcy, a także pomścił jego dwóch braci, kilku kuzynów oraz szereg innych dalszych krewnych i przyjaciół, którzy zginęli, polując na bestię, nadał Muninowi tytuł szlachecki i nowy herb, taki jak sierść i dusza zabitego monstrum, czarny... Dopiero trzy lata później zawitał w te rejony. Początkowo miał zająć się tylko lokalnymi grasantami, ale z czasem okazało się, że sprawa ma się o wiele ciekawiej i zarazem groźniej. Otóż w miejscu, gdzie teraz stoi ten wspaniały zamek, stał niegdyś inny, mniejszy i bardziej zapuszczony, o mniej żywych lokatorach: Gniazdo uwiła sobie tu familia Wampirów, która terroryzowała lokalną ludność, zmuszając ją do składania im co miesiąc młodych kobiet i mężczyzn w ofierze. Przerwał to dopiero Munin, mordując wszystkich krwiopijców. Trzeba przyznać, że nie był już wtedy najmłodszy, chciał gdzieś osiąść, założyć rodzinę... Pomogło mu w tym uwielbienie miejscowych chłopów i skarby, jakie znalazł w wampirzym zamczysku. Zburzył je, a za złoto, srebro, klejnoty i inne precjoza postawił sobie rodową siedzibę, rozbudowywaną przez kolejnych następców, a miał ich wielu... Oczywiście, ród jako taki zaczął istnieć dopiero, gdy Munin znalazł sobie żonę, nie było to zresztą trudne, z okolic tłumnie ściągały liczne panny arystokratycznego rodu, chcące zapewnić sobie dobrą przyszłość u boku tak sławnego bohatera, jakim był Munin... Mając żonę, dzieci, bogactwa i sławę, wiódł spokojne życie... Do czasu. - powiedział Walon, robiąc niespodziewanie trwającą dłużej pauzę, zapewne po to, aby dać kapłance czas na przyswojenie sobie tych wszystkich informacji, nim przejdzie dalej.
Słusznie, w końcu nic nie wskazywało na to, aby byli tu mile widziani, więc zadbanie o ewentualną drogę ucieczki nie było głupie. Gorzej, że Timmy musiałby uważnie sprawdzić całą wioskę, bo po tych krótkich oględzinach nie znalazł innego wyjścia z tego miejsca, niż główna bramą, którą tu weszli.
Tymczasem Dłoń wkroczył do niewielkiego budynku, którego szyld, przedstawiający dwa spienione kufle, informował, że to najpewniej karczma. Budynek był oczywiście zbyt mały, aby Bolg mógł wkroczyć do środka, ale Okun zdawał się do tego przyzwyczajony, więc jedynie siadł smętnie na ziemi i czekał przed wejściem na powrót Geretha.
Mając do dyspozycji całą wiedzę, jakiej obecnie potrzebował, znów usadowił się w w fotelu i czekał na przybycie Gwardii Ognia, którą miał sprowadzić do niego Guhryk. Po kilkudziesięciu sekundach usłyszał ciężkie kroki przed drzwiami, a chwilę potem do jego komnaty wkroczyła jego duma, najpotężniejsze Demony, jakie kiedykolwiek przywołał i kontrolował, heroldzi ognia i piekieł... Tak,
Gwardziści bez dwóch zdań prezentowali się bardziej niż wspaniale: Wysocy, doskonale zbudowani, odziani w pancerze z czarnej, hartowanej stali o wielkiej wytrzymałości, jakie wydawały się przyrastać do ich ciała, niczym druga skóra, z kolczastymi naramiennikami, karwaszami i rogatą koroną, elementem równie ozdobnym, co możliwym do wykorzystania w boju... Nie tylko ich wygląd mógł zachwycić każdego Demonologa, byli bowiem ostoją lojalności i wierności, niewiele innych stworów z piekieł mogło się takowymi pochwalić. Nie bez znaczenia były również ich zdolności, takie jak jazda konna, wspinaczka, walka wręcz czy przy użyciu dowolnego oręża, choć preferowali głównie swoje zaklęte miecze długie. Poza tym znali w pewnym stopniu również Magię Ognia, co sprawiało, że byli o wiele lepszymi wojownikami... Poza tym posiadali własne uczucia, osobowość, wspomnienia, a nawet wolę, choć nic nie było dla nich ważniejsze, niż wierność rozkazom swego pana i obrona jego życia... Posiadali również imiona, coś niespotykanego pośród Demonów, nawet Guhryk swoje zawdzięcza Magnusowi, a nie samemu sobie... Pierwszy zwał się Khamul, choć równie często używał pseudonimu Demonicznego Marszałka, zaś kolejny kazał mówić na siebie Morgor Zepsuty. Obaj po wejściu do komnaty klęknęli na jedno kolano i opuścili rogate głowy w dół, przez co mogli dostrzec co najwyżej rąbek szaty swego pana, ale im to wystarczało.
- Wstańcie. - zaczął Magnus, a gdy przerastający go Gwardziści wypełnili polecenie, kontynuował: - Nadciągają mroczne czasy. Jak wiecie, mamy pośród ludzkich rodów protektora, który ocalił mi życie, pozwolił zamieszkać tu i kształcić się do woli, stworzyć armię... Najwidoczniej teraz poznał się na swoim błędzie i postanowił mnie wyeliminować z obawy o swoją pozycję na Wyspie. Z tego powodu należy uderzyć prewencyjnie, wyprzedzająco... Wezwałem Was tu, aby każdemu dać ważne zadanie, które musicie wypełnić szybko i sprawnie, a następnie wrócić tu z raportem, w celu omówienia dalszych kwestii... Morgorze, masz sprowadzić do mnie Matthiasa. Nie używaj wobec niego siły czy przemocy, jeśli powiesz mu, że potrzebuję jego pomocy, sam za Tobą podąży... Nie krzywdź też jego bliskich, jeśli zajdzie taka konieczność, zabierz jego siostrę ze sobą. Wszystkich, którzy spróbują Cię zatrzymać, możesz zgładzić. Natomiast Ty, Demoniczny Marszałku, będziesz dziś pełnić rolę mojego wysłannika, herolda ognia, pożogi i samego piekła: Udaj się do rezydencji Sang-purów, zgładź tę podłą szumowinę Sylvaina le Sang pur, a reszcie członków tego rodu przekaż, że Magnus Goldenberg nie jest już ich sługą, ale panem, który słusznie sięgnie po to, co jego... Ruszajcie prędko, weźcie Zmory i niech los Wam sprzyja, starzy druhowie. - powiedział i poinstruował każdego, gdzie ma się udać. Mniej niż kwadrans później, wieżę Magnusa opuścili dwaj mroczni jeźdźcy, każdy na Zmorze, piekielnym wierzchowcu przypominającym Jednorożca, ale z najstraszliwszych koszmarów, ostatniego kręgu piekła, co poniekąd było prawdą. Przez chwilę jechali wspólnie, później się rozdzielili, i tak Khamul, Demoniczny Marszałek ruszył wypełnić swoją misję, a Morgor Zepsuty, prowadząc dodatkową Zmorę dla Matthiasa, swoją...
Tymczasem Magnus, wiedząc że to, co właśnie rozpoczął, jest już nie do zatrzymania, zaczął wizytować swoje Demony, a dokładniej to, czy są uzbrojone i gotowe do ewentualnej walki, jak kazał się o to zatroszczyć swojemu Impowi-Chowańcowi.