Karczma pod Historią

Avatar Kuba1001
Doskonale, Guhryku. To wszystko. - przekazał Magnus Impowi, jak zawsze dając mu tę swobodę wyboru czy zostanie do końca rozmów, czy też odleci, jak zwykle porywając w locie nieco pieczywa, które lubił z bliżej nieznanego Demonologowi powodu. Jednakże liczył, że Demon odleci, czego nie dał mu po sobie poznać, ponieważ nie lubił, gdy ktokolwiek wiedział, że targają nim takie emocje jak smutek, a tak właśnie było.
Smutek zawsze był tylko stadium przejściowym dla wściekłości, kiedy to cudem powstrzymywał się od wydania swym podwładnym rozkazu spalenia jakiejś wioski do gołej ziemi. Na całe szczęście tym razem nie wpadł w gniew, pozostał dłużej przy tym pierwszym stanie. Dlaczego mu to zrobili? Oczywiście, nie mogli wiedzieć, że zranią Magnusa, w końcu umarli nic nie czują, ale była to dla niego olbrzymia strata. Jednakże sam fakt, że jego siostra, malutka Celestia, miała zdolności magiczne, był co najmniej intrygujący. Cóż, lepiej, że smutek zastąpiła ciekawość, niż złość, prawda?
- Dziękuję, Matthiasie. Jeśli to wszystko, to możesz odejść, ale mam do Ciebie pewną prośbę: Spróbuj dowiedzieć się jak najdyskretniej wszystkiego o postępach mojej siostry w akademii oraz tego, jak się tam czuje. Ach, zapomniałbym: Nie pamięta mnie, prawda?

Gereth wreszcie wybrał, a mianowicie drewnianą szkatułkę, w której zawartość wpatrywał się niezwykle intensywnie, dopóki nie zamknął wieka z trzaskiem.
- Bolg, przestań. - upomniał Okuna, który nadgryzał okazały rubin, acz zabójca nie był pewien, czy to po to, aby sprawdzić jego prawdziwość, czy może poczciwy mięśniak naprawdę myślał, że jest on jadalny. Tak czy inaczej, Bolg posłuchał rozkazu swego rozmówcy, jak zawsze zresztą, i schował klejnot do kieszeni.
Poza tym, co znalazł w szkatułce, Pozbawiony Twarzy zabrał też kilka kamieni szlachetnych, złoty wisiorek, elegancki sygnet i napełnił sakiewkę złotymi monetami.
Timmy mógłby wybierać i przebierać godzinami, nie tylko dlatego, że bez pomocnej dłoni Bolga nie dostałby się do przedmiotów na samej górze, tam na dole także miał wszystko, co pasowało do jego kryteriów: Pierścienie, sygnety, kolczyki i wisiorki, a tym nawet sznury pereł, na pewno cennych, skoro stąd do morza było bardzo daleko. Ale jeśli to go nie kręciło, zawsze mógł postawić na klasykę, jak Okun, i wybrać po prostu monety ze złota i srebra lub kamienie szlachetne. Jednakże uwagę gryzonia przykuła też srebrna brosza inkrustowana złotem, w kształcie nietoperza o rozłożonych skrzydłach, z rubinami w charakterze oczu.

Zdziwił go nieco ten rumieniec, zaczął nawet obawiać się tego, jak kapłanka zrozumiała jego pytanie.
- Uważam, że teraz Twoje zdolności najlepiej przydadzą się rannym, na pewno jacyś są, a wszyscy zasługują na opiekę, nawet jeśli będą musieli później trafić do lochu...
Lochy zamku Vau zawsze przerażały Walona, mimo iż stały puste całe jego dzieciństwo i lata młodzieńcze. Ale może to właśnie dlatego? Cóż, teraz wylęgło z nich wiele osób, głównie kupców i innych przetrzymywanych dla okupu czy też wieśniaków wtrącanych tam dla zabawy złego szlachcica. Ponownie cele zapełniły się, gdy trafili tam jego żołdacy, których Walon będzie musiał sprawiedliwie ukazać i przywrócić do służby, wygnać bądź skazać na pobyt tam na dłużej, a na śmierć w najgorszym wypadku. Na szczęście to może poczekać, zwłaszcza że wielu od razu zmieniło stronę, gdy usłyszało kim jest i po co tu przybył. Zadziwiające, ilu jeszcze prawych ludzi wałęsa się po tym świecie, czyż nie?
Rozmyślania szlachcica siedzącego na tronie przerwało pojawienie się osoby, która niepewnie weszła do sali tronowej.
- Alaryku! - krzyknął wesoło Walon, od razu zrywając się z miejsca. - Cieszę się, że znów Cię widzę! Ani trochę się nie postarzałeś.
Była to przesada, i to gruba, ale liczył, że sędziwy doradca doceni jego żart, tak jak to robił, gdy obaj byli młodsi. Służył najpierw Mininowi, ojcowi Walona, później miał doradzać jemu, ale zamiast tego musiał znosić tak długiego towarzystwo zdradzieckiego krewniaka prawowitego następcy tronu. A teraz nareszcie służyć będzie temu, komu powinien.
Wyglądał, jak człowiek, ale wielu w to wątpiło, uważając, że swe, według wieśniaków, którzy dożywają zwykle mniej niż pół wieku, nadnaturalnie długie życie posiadł dzięki obecności w swych żyłach elfickiej krwi, warzeniu specjalnych mikstur lub nawet konszachtom z siłami nieczystymi, w co Walon oczywiście wątpił.
Doradca odziany był w prosty strój, bowiem nigdy nie lubił unosić się pychą i pokazywać, że kiedyś był chłopem i zawsze o tym będzie pamiętać. Jedynie niedźwiedzie futro na plecach było oznaką jego stanu i funkcji, podobnie jak drewniana laska zakończona rzeźbioną głową wilka, herbu rodziny Vau. Jak już zostało powiedziane, był stary, garbił się, miał bujną, acz siwa, brodę, podobnie jak wąsiska. Do tego zmarszczki na twarzy i powolny chód. Jedynie oczy, małe, rozżarzone jak węgielki, ale urzekające błękitną głębią spod krzaczastych brwi, pokazywały, że na duchu zawsze czuł się, czuje i będzie czuć, równie młodo, jak swój pan, jeśli nie bardziej.

Avatar darcus
- Tamci byli w miarę inteligentnymi i nauczonymi ogłady istotami. - Rzekł Xardon, najwyraźniej domyślając się, co Jeździec ma na myśli. - Przynajmniej jak na standardy piekła... - Prychnął. - ...ale to... - Rzucił jeszcze raz okiem na drzemiące monstrum w dole. - To jest Cerber, Wielki Żmij. Jak wygłodniały pies, który pragnie tylko szczekać, a kiedy opróżni miskę zapada w letarg, tak i demon Cerber, który stróżuje nad tymi duszami, nie raczy się wieloma myślami w swej prostocie. - Rzucił mag, po czym utworzył w dłoni eteryczne ostrze, jakby na coś się szykował.

- Nikt nie zabrania mu iść z nami. Jeśli jest na tyle arogancki, że uważa, iż może przeżyć tutaj sam, to jego sprawa. - Rzekła Natalie, nagle posmutniawszy.

Istota, słysząc głos Elisif, ucichła i odwróciła się. Wtedy kobieta ujrzała jej oczy. Puste, jałowe ślepia, w których nie było widać ani krzty z dziewczynki, którą istota była jeszcze tego samego dnia.
- Nie wiem na co liczysz, ale to się nie uda. - Rzucił Nova, podchodząc do Elisif w powietrzu i patrząc na nią przez barierę, a przy okazji roztapiając swym ciepłem nadchodzącą zamieć. Tymczasem mroczna istota, wpatrując się bez wyrazu w Elisif, zaczęła kołysać się w przód i w tył, nucąc znów kołysankę.

Głód odpowiedział orkowi uśmieszkiem, ale kiedy ten odszedł, Jeździec zmarszczył brwi, odprowadzając wojów wzrokiem.
- Trzeba będzie wyjść na zewnątrz. - Rzekł cicho do brata, kiedy orkowie się oddalili.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Zaraza w odpowiedzi na to wyciągnął z pleców swoje żądło.
- Jak dla mnie bez różnicy, liczy się to, że będziemy się z nim znowu próbowali pozabijać nawzajem. - stwierdził.

- No tak, oczywiście że to głupie z jego strony... Ale... Mimo wszystko jest jednak częścią naszej drużyny, co nie? - zapytał niepewnie, jakby obawiając się odpowiedzi.

Elisif zacisnęła pięści, nie wiedziała czy nie wierzy, czy nie chce uwierzyć w to co mówił mężczyzna. Chciała po prostu żeby Gorgoron wróciła do niej... W końcu obiecała, że będzie się nią opiekować, niezależnie od wszystkiego. Czując jak rozpacz powoli zaczyna ściskać ją za gardło, wydarła się po raz kolejny.
- Gorgoron! Wiem, że gdzieś tam jesteś! Wróć do nas! - wraz ze słowami, do oczu napłynęły jej łzy. - Nie możesz dać się temu opanować!
Strażnicy znajdujący się na murach, przyglądali się temu nieco zdziwieni, dlaczego Pani Elisif nazywa to monstrum imieniem swojego dziecka? Z jakiegoś powodu jednak woleli chwilowo nie interweniować, jakby się trochę bali.

- Co? Coś ty znowu wymyślił? - zapytał Wojna nie do końca rozumiejąc, i obserwując jak mgła po drugiej stronie bariery już prawie sięgnęła wysokości murów, wyglądało na to że jeszcze moment, a zasłoni całą okolicę, zżerając przy tym wszystko, co wejdzie z nią w kontakt.

Imp słysząc, że odsyła również tego pół-człowieka - gdyż tak wolał go nazywać w głowie, gdyż brzmiało to bardziej obraźliwie - uniósł się w powietrze, pochwycił długą wystającą z torby bagietkę i wyleciał przez drzwi ku nikomu innego nieznanej lokacji.
Matthias natomiast ukłonił się głęboko.
- Oczywiście, postaram się dowiedzieć wszystkiego czego tylko będę w stanie. Co do Pańskiego pytania jednak... - tutaj wyprostował się. - Wydaje mi się, że jakieś wspomnienia związane z Paniczem mogły pozostać w głowie panienki Celestii, trudno jednak określić jak wiele, i jak dokładne one są. Nigdy nie poruszałem przy niej tego tematu, jako iż nie chciałem wzbudzić podejrzeń.

Timmy zagarnął po drodze sporą garść pierścieni którymi wypełnił sobie kieszenie, oraz wypełnił dwie sakwy złotem, które następnie przypiął sobie do pasa. Kiedy ujrzał jednak broszę, podbiegł do niej czym prędzej i wyciągnął ze sterty innych drogocennych rzeczy.
- To wygląda na wyjątkowe. - mruknął sam do siebie wyraźnie zadowolony.

Allease nie odpowiedziała na głos widząc że do sali wkroczyła nowa osoba. Podobał jej się jednak pomysł zajęcia się teraz rannymi, w końcu to było to, co potrafiła najlepiej.

Avatar Kuba1001
- Tak, słusznie... W takim razie nie próbuj, ogranicz się do tego, co zawsze, i pytań o akademię, o których mówiłem wcześniej. - powiedział Magnus, odprawiając go gestem, bo nie miał nic do dodania, a więc Matthias mógł wyjść, rzecz jasna, jeśli sam nie miał żadnych pytań, uwag ani tym podobnych.

Jako iż Gereth i Bolg już się zaopatrzyli, to wyszli ze skarbca, na zewnątrz czekając tylko i wyłącznie na swego nowego kompana.

Skoro tak, to dał jej na to swoje ciche przyzwolenie, zwłaszcza że musiał porozmawiać teraz z doradcą, na którego odpowiedź czekasz.
//Bo to chyba Ty powinieneś go kontrolować.//

Avatar Gniotek7
Właściciel
- Jeśli jeszcze mógłbym. Jako iż pańska rodzina dała mi dzisiaj wolne, chciałem spędzić ten czas ze swoją własną siostrą. Czy będzie problemem jeśli wrócę dzisiaj trochę później niż zazwyczaj? - zapytał kłaniając się lekko.

Timmy dołączył do nich chwilę później, zabierając ze sobą oczywiście swoją najnowszą zdobycz, którą postanowił przypiąć do własnego ubioru.
- Zwarty i gotowy! - zawołał wyraźnie zadowolony.

Allease, omijając doradcę, opuściła pomieszczenie, i udała się w stronę lochów, gdzie jak podejrzewała, mogła trafić na potrzebujących.
///Osobiście wolałbym nie brać się za prowadzenie wszystkich twoich postaci pobocznych, jako iż sam jak wiesz mam trochę już do sterowania :L, myślę że spokojnie sam zajmować się takimi mniejszymi postaciami, dzięki czemu też wątek będzie płynął nieco szybciej, i nie będziesz musiał czekać na każde drobne zdanie.

Avatar Kuba1001
- Oczywiście, że nie. Doskonale się spisałeś, jak zwykle zresztą, więc możesz wziąć sobie wolne. - powiedział do przyjaciela, chcąc go nie tyle odprawić, co rzeczywiście wynagrodzić jakoś to wszystko, co mu zawdzięczał od tylu lat.

- W takim razie czas już na nas. - powiedział Gereth i ostatni raz rzucił okiem na zamkowe korytarze, aby ruszyć w kierunku wyjścia. Bolg, o dziwo, nie podreptał od raz za nim, ale podrapał się sękatym palcem po łbie, co było tym łatwiejsze, że wypchany złotem hełm ściskał pod pachą. Po chwili popatrzył na odchodzącego skrytobójcę i nowego kompana, a później chwycił go i usadził sobie na prawym barku.
- Szefo nie lubi, jak go coś opóźnia. - wyjaśnił Okun, a następnie zaczął wyciągać nowi, żeby dogonić Dłoń.

//Ale jego akurat mógłbyś sterować, bo doradca przedstawiłby mi teraz sytuację na włościach i w ogóle opisał włości, a ja nie chcę z niczym przeholować i mieć spokój z wymyślaniem wątków, bo przyznam, że nie mam pomysłu na nic wielkiego. Także jego mógłbyś poprowadzić, z innymi, mniej ważnymi poradzę sobie we własnym zakresie.//

Avatar Gniotek7
Właściciel
- Dziękuję, w takim razie wrócę później, i życzę paniczowi miłego dnia. - rzucił Matthias, po czym udał się w stronę wyjścia.

- Łoho! To mi się podoba! - zawołał Timmy chwytając się mięśni Bolga swoimi pazurzastymi łapkami, by przypadkiem nie zlecieć.

Avatar Kuba1001
Nie tyle mięśni, co prędzej elementów zbroi płytowej w tym konkretnym miejscu. Po kilku chwilach Okun zrównał swój krok z Gerethem, ale że ten milczał dłuższą chwilę, a Bolg zbytnio nie lubił ciszy, zagadnął nowego kompana:
- Jak to jest, że taki kurdupel jest najemnikiem?

Magnus spędził chwilę w ciszy, zastanawiając się nad kilkoma sprawami, aby później pozbyć się tych myśli z głowy i zagadnąć z uśmiechem do Sukkuba:
- Zdaje się, że zostaliśmy sami...

Avatar Gniotek7
Właściciel
- Hej hej! Po pierwsze, to wcale nie jestem taki mały, to po prostu ty jesteś przerośnięty... - mruknął Timmy udając gniew. - A po drugie, ja wcale nie jestem najemnikiem, określiłbym to raczej jako... Poszukiwacz przygód! Bogactwa jakie ze sobą wyciągnęliśmy ze skarbca, to tylko taki dodatek! - stwierdził rozglądając się po okolicy.

- Na to wygląda. - stwierdziła namiętnie przesuwając palcami dłoni po twarzy Magnusa i zatrzymując je na moment na wargach. Do czegokolwiek mogło teraz dojść, lepiej było zostawić to w tajemnicy.

Michael wiedział że nie zajmie mu to długo. Netvora była po prostu typem dziewczyny, którą facet taki jak on mógł naprawdę szybko namówić do współpracy. Siedział z nią teraz na jakimś zamrożonym wzgórzu Myrthany, obejmując prawym ramieniem, i gładząc ją swoją kościaną dłonią po włosach. Wyglądało na to, że ponownie zasnęła, i jedynie łażące po okolicy zombie, dawały znak o jej istnieniu.
Mogłaby być moją córką. - pojawiła mu się w głowie nagła myśl. - Na pewno kochałbym ją bardziej niż tego niewdzięcznego bachora, którego ludzie śmią nazywać moim synem. W zasadzie to nie taki głupi pomysł. Pasujemy do siebie i mam wrażenie, że do szczęścia wystarczyłaby nam nasza własna obecność. Szczęście... - tutaj jego myśli na moment się zatrzymały, a on sam poczuł się jak chłopiec który wrzucił kamień to studni, i czeka na odgłos zderzenia się z dnem. Ale nie doczekał się tego. Wiedział że nie będzie mu to dane, tak długo, jak nie zrealizuje swojego planu. Tylko co wtedy? - pomyślał nie pierwszy raz. Czy naprawdę będę spełniony? Co jeśli nawet po tym wszystkim czegoś będzie mi brakować? - zapytał również po raz kolejny sam siebie. Chociaż tak naprawdę nie musiał, mimo iż wiedział, że z pomocą Atlasa mógłby osiągnąć niemalże życie wieczne, tak nie chciał tego. Wiedział, że jeśli nie znajdzie jakiegoś nowego sensu, czegoś, czego mógłby się chwycić, to najpierw zakończy swoje plany, a potem własny żywot.

Avatar darcus
- W takim razie... - Westchnął Xardon, po czym zeskoczył, po drodze łapiąc się żyły i ześlizgując się po niej prawie na sam dół, gdzie puścił się, lądując na zaskakująco twardym 'jęzorze' z hukiem. Cerber, który znajdował się teraz bezpośrednio przed nim, drgnął niespokojnie.

- To idź, przekonaj go. Albo zostań z nim. - Natalie skarciła Smakosza krytycznym spojrzeniem. - Rozejrzyj się. Nie przetrwamy tutaj. - Dodała, już nieco bardziej wyrozumiale.

Nova pokręcił głową z wyrazem zażenowania, po czym wycelował w istotę, którą Elisif miała za swą córkę, a następnie rozgrzał swą dłoń do takiej temperatury, że jasność przez nią wytwarzana na moment oślepiła wszystkich patrzących. W tym momencie buchnął z niej ogień tak potężny, że mógłby w mgnieniu oka spopielić średniej wielkości budynek. Kiedy jednak płomienie wygasły, okazało się, że... Istota dalej siedzi w miejscu, kołysząc się i nucąc. Nic się jej nie stało.
- Czy to wystarczy, żeby ci pokazać, jak bardzo to wcale nie jest osoba do której się zwracasz? - Zapytał Terrestian, zakładając ręce.

- A to, że te półgłówki mają za mało rozumu, żeby spojrzeć w górę. - Rzucił pogardliwie Głód, spoglądając na mgłę, po czym zniknął, rzucając niebieskim światłem. Pojawił się przy północnej bramie miasta, gdzie rozłożył ręce, znów świecąc na błękitno. W tym momencie dookoła zaczęła pojawiać się podobna siła jak ta, którą wcześniej złapał atronachy, ale na dużo większą skalę. Próbował w ten sposób złapać mgłę i wypchnąć ją z powrotem w górę. Widać było jednak, że w pojedynkę nie poradzi sobie ze zrobieniem tego wokół całego miasta.

Avatar Kuba1001
- Bolg robi to do złota, bo za złoto można kupić piwo, pieczonego dzika i inne takie... - powiedział Okun i zerknął szybko na Dłoń. - No i dla szefo Geretha, tak kazać dług życia.

Tajemnicą za to nie jest to, że nasz Demonolog spędził dość przyjemne chwile.
//Nie wiem czy odpowiednio zrozumiałem Twój post, ale ja wziąłem to jako pominięcie pewnych scen i przeskoczenie dalej. No, chyba że nie to miałeś na myśli.//

Allease musiała pokonać kilkadziesiąt metrów zamkowych korytarzy, aby natrafić na ciężkie drzwi prowadzące do lochu, pilnowane przez jednego z żołnierzy Walona, który tylko obdarzył ją przelotnym spojrzeniem i otworzył wejście, w końcu wiedział, że pomagała jego panu odzyskać władzę, niby jak miałby jej nie wpuścić?
Reszta drogi nie była już tak przyjemna, bądź co bądź lochy to lochy: Pełne pajęczyn, szczurów i pająków, a do tego cuchnące i wilgotne. Po zejściu na dół i przywitaniu przez strażników, rogata kapłanka zobaczyła obraz nędzy i rozpaczy: Zamknięci w celach mężczyźni byli młodzi, silni i zdrowi, ale niezwykle ponurzy, pozbawieni broni i wszystkiego, poza odzieniem. Cały zabrany ekwipunek leżał nieopodal, gdzie segregowało go kilku żołnierzy Walona. Większość zamkniętych w celach nie była ranna, co najwyżej lekko, ale znalazło się kilku nieprzytomnych, z paskudnymi ranami głów, brzuchów i kończyn, którymi ludzie Walona bynajmniej nie mieli zamiaru się zająć, dla nich byłoby lepiej, gdyby zginęli, skoro i tak czekać ich będzie najpewniej śmierć z ręki kata lub wieloletnie, jeśli nie dożywotnie, więzienie, skoro odnieśli rany, to walczyli i stawiali opór, broniąc zdradzieckiego wuja i jego władzy.
Znacznie gorzej przedstawiała się sprawa dopiero co oswobodzonych: Kupcy, za których zły pan zamku chciał uzyskać okup, byli co najwyżej wychudzeni, ale nic więcej, w końcu włos im z głowy nie mógł spaść. Gorzej, i to zdecydowanie, mieli ci podróżni, którzy nie byli się w stanie wykupić, oraz chłopi wtrąceni do lochu dla zabawy. Oni wszyscy byli chudzi, wynędzniali, brudni, chorzy i często ranni, nosząc na ciele nie tylko ślady otarć łańcuchów, ale i drewnianych pałek lub batów.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Zaraza podążył za nekromantą, przenosząc się nieco ciszej za pomocą mocy.

Smakosz najwyraźniej chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zamilkł nieco spłoszony, po czym smętnym krokiem ruszył po schodach na górę.

Elisif nie wiedziała co powiedzieć. Przecież wiedziała, że to co widzi, nie jest całkowicie jej córką, ale przecież było jej częścią. A ona najbardziej bała się tego, czy Gorgoron będzie potrafiła sama do niej wrócić... Załamana oparła się o flanki i nie odezwała się już słowem, widząc jak żrąca mgła całkowicie zasłania jej widok sięgając już murów i zaczynając opadać poniżej ich.

- Dług życia powiadasz? - zapytał Timmy przyglądając się chwilę Gerethowi. - To brzmi jak ciekawa historia.

///Tak, dobrze zrozumiałeś .-.///

Na twarzy Allease malował się wyraz wielkiego smutku, ale nawet na to nie dała sobie czasu, gdyż widząc ile jest do zrobienia, stwierdziła że nie ma co zwlekać, zwłaszcza że pragnęła uzdrowić wszystkich, niezależnie od tego co miało się potem z nimi stać. Na sam początek przywołała sporych rozmiarów kulę światła, która uniosła się do sufitu, oświetlając znacznie wyraźniej niż zwykłe pochodnie całe lochy, przy okazji też, osoby znajdujące się w pomieszczeniu, mogły poczuć coś w rodzaju lekkiego ukojenia, które choć oczywiście nie mogło równać się z tym co czuły niektóre osoby w gorszym stanie, tak wciąż zdawało się być pomocne. Następnie kapłanka ruszyła przed siebie i poczęła brać się najpierw za osoby, będące w najgorszym stanie.

Avatar Kuba1001
//No to jakieś przewijanko czy co?//

- Bolg być malutki, gdy pan Gereth go znaleźć. - zaczął historię Okun, pokazując dłońmi swe wymiary, mniej więcej sporego, ludzkiego dziecka. - Bolg nie pamięta rodziców, całe życie na targu niewolników, aż pojawił się pan Gereth, kupując Bolga. Od tej pory Bolg podróżować z nim i chronić, zwłaszcza że raz pan Dethan uratował mu życie... Bolg musi teraz spłacić dług, a jeśli nie da rady, będzie przeklęty. Albo przekaże go dzieciom, jeśli będzie mieć.

//Mejbi bejbi Walon i doradca?//

Zarówno kula światła, jak i sama obecność kapłanki podziałały kojąco na wszystkich tu zgromadzonych, zastępując spokojem zdziwienie czy też smutek bądź strach. Wszyscy profilaktycznie schodzili jej z drogi, jedynie któryś z wartowników ośmielił się zastąpić ją na chwilę i podrapać się po głowie.
- Ja to bym im pozwolił zdechnąć. - wyznał w końcu, wzruszając ramionami, i otwierając drzwi do celi, gdzie leżeli nieprzytomni lub ledwo przytomni strażnicy, dawni poplecznicy nie tego Vaua, co trzeba, wszyscy poranieni: Jeden miał paskudną ranę głowy po cięciu miecza Walona, kolejny krwawił z ran wywołanych celnymi pchnięciami Geretha, a jeszcze inny cierpiał katusze przez złamaną rękę, której to nabawił się podczas konfrontacji z Bolgiem. We wszystkich wypadkach dochodziły też mniejsze rany, nie tak ważne jak te główne.

Avatar Gniotek7
Właściciel
///ugh, to naprawdę jest coś, co mogłeś zrobić sam///
Minęło trochę czasu zanim Magnus wraz ze swym Sukkubem skończyli poświęcać sobie czas. Demonica wyglądała na zadowoloną opuszczając pomieszczenie, a i Demonolog musiałby być naprawdę wybredny żeby mieć narzekać.

- A więc tak to u was działa? - zapytał Timmy nieco zdziwiony. - Poza tym moment... Z kim niby Ty miałbyś mieć dzieci?

- Ostatnim razem byłeś chyba mniejszy, Walonie Vau. - stwierdził doradca z uśmiechem na twarzy podchodząc bliżej starego znajomego. - Nawet nie wiesz jak wiele razy zastanawiałem się, czy jeszcze cię zobaczę.

- Nie jestem całkowicie pewna, czy miałbyś takie samo zdanie, gdybyś to Ty był na ich miejscu. - powiedziała z chłodem tak niespodziewanym, że mogło się wydawać że nawet przywołane przez nią światło na chwilę pobladło, po czym nie marnując więcej czasu na strażnika, wzięła się za człowieka ze zranioną głową, klękając przy nim i kładąc mu ostrożnie jedną dłoń na ramieniu, a drugą na danie. Z dłoni kapłani po ciele rannego zaczęło przepływać światło, które z niezwykłą prędkością zaczęło łagodzić wszelki ból i zasklepiać rany.

Avatar Kuba1001
//Pisałem Ci już, że minie trochę czasu, nim przyzwyczaję się do pisania tu, inne PBF'y z reguły nie pozwalają na taką samowolkę.//
Oczywiście, że nie narzekał, nigdy nie narzekał. Cóż, ale to by było na tyle, jeśli chodzi o przyjemności, pora zabrać się za pracę, a więc zaczął od medytacji, aby wysondować, ile mu jeszcze magicznej energii pozostało, ergo: Ile Demonów mógłby jeszcze przyzwać.

- Na pewno nie z Tobą. - parsknął Bolg i nim nie wybuchnął śmiechem, Timmy nie mógł być pewien, czy aby nie zirytował się tym pytaniem na serio. - Odkąd Bolg zacząć podróż z panem Gerethem, cały czas w drodze... Nie było kiedy. Ale jakby się tak zatrzymać gdzieś na dłużej? Zresztą, Bolg nie może mieć dzieci z byle kim. - dodał, i gryzoń ponownie nie był pewien: Miał na myśli ograniczenia rasowe czy jednak miał aż tak wyrafinowany gust kobieciarza?

- Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo tęskniłem. Chętnie opowiem Ci wszystkie moje historie i wysłucham Twoich, ale doskonale wiesz, że musimy najpierw zająć się sprawami moich włości. Jak więc wygląda teraz sytuacja, Alaryku?

Strażnik nie odezwał się, nawet by nie próbował. Choć mężczyzna wciąż był nieprzytomny, zauważyłaś na jego twarzy widok ulgi, a i rany pięknie się goiły.
- Nie będę nic dłużny ani Tobie, ani temu psiemu synowi. - usłyszała nagle kapłanka. Te słowa wypowiedział jedyny przytomny żołdak, ten ze zmiażdżoną kończyną. - Tak czy siak mnie zabije, więc po co to? Żeby wziąć nas na litość? - dodał z pogardą i o mało nie splunął w stronę Allease, ale najwidoczniej nie miał tyle siły lub samozaparcia, tudzież ból był zbyt duży.

Avatar darcus
Cerber znów drgnął, po czym głośno wciągnął powietrze przez swoje niedorośnięte nozdrza. Przez chwilę wydawałoby się, że nic się nie stanie, jednak okazało się, że jest to cisza przed burzą. Za chwilę bowiem przerośnięte wargi rozchyliły się i wychynęły z nich trzy łby, które wyglądały tak, jakby zostały stworzone tylko i wyłącznie do konsumowania. Miały wielkie szczęki i brak było na nich narządów zmysłów, a dookoła głównych paszcz znajdowały się mniejsze, przy środkowej głowie trzy, przy pozostałych po cztery. Całość zdawała się nie być pokryta skórą, a jedynie mięsem i, gdzieniegdzie, rzadkim włosiem. Wzdłuż szyj potwora ciągnęło się kilka ropiejących ran. Prawa głowa Cerbera zaczęła pochłaniać garść wrzeszczących ludzi, których ten zagarnął dłonią z jednego ze stosów, a pozostałe dwie kłapnęły na siebie, jakby się o coś kłóciły. Chwilę później monstrum jednak skierowało swoją uwagę na podróżników, unosząc swoje łby i warcząc, wywalając swoje przydługie jęzory.

Natalie czekała, aż zbierze się reszta, żeby ruszyć za nimi.

Tymczasem jednak z pozycji Elisif dało się dostrzec efekty, chwilowo samotnych, działań Głodu.

Avatar Gniotek7
Właściciel
///Musi też minąć trochę czasu, zanim ja przyzwyczaję się, że w innym PBF'ach wygląda to jednak nieco inaczej :L, bo od takowych raczej trzymałem się daleko///
Demonolog wyczuł raczej to co zawsze. Jako iż był początek dnia, a on nie używał mocy zbyt dużo, wciąż był w stanie osiągnąć swoje do tej pory odkryte limity, co było dosyć imponującymi liczbami, patrząc na to że spędził dziesięć lat w wieży, bez dostępu do zbyt wielu ksiąg związanych z magią, za wyjątkiem tych podstawowych, oraz paru nieco bardziej zaawansowanych, którego udało się przynieść Matthiasowi.

Timmy zagwizdał głośno.
- Cóż, wygląda więc na to, że szybko sobie kogoś nie znajdziesz, z tego co widzę to Gereth nie lubi zostawać nigdzie na długo. Łatwiej byłoby ci spłacić ten dług i zamieszkać gdzieś sam... Chociaż... Ze znalezieniem dla ciebie miejsca mogłoby być nieco gorzej. - stwierdził gryzoń.

- Oczywiście, najpierw praca. - powiedział, powtarzając wielokrotnie wypowiadane przez ojca Walona słowa. - Cóż, od twojej ostatniej wizyty na tych ziemiach zmieniło się dosyć sporo... - przyznał Alaryk wyjmując z kieszeni jakieś zwinięte papiery i zaczął je przeglądać. - Z każdej z wiosek twój wuj zbierał ogromne podatki, przez co wśród ludu panuje tej ogromna bieda. Część ludzi próbowało zbiec i poszukać innego miejsca do zamieszkania, ale większość o których wiadomo została schwytana i wrzucona do lochów lub dokonano na nich egzekucji jako przestrogi dla innych. Najgorzej jest jednak z dwoma wioskami położonymi najdalej od dworu... Doszło w nich bowiem do małych nieudanych rewolucji, przez co zostały one praktycznie zrównane z ziemią i ograbione z zupełnie wszystkiego przez ludzi wuja, już prawie nikt tam nie mieszka, z wyjątkiem ludzi, którzy i tak nie mieli gdzie się podziać. Tak więc z pięciu posiadanych przez pański ród wiosek, dwie wymagają praktycznie całkowitej odbudowy, a pozostałe trzy dużego wsparcia od twojej strony, i z pewnością zmniejszenia podatków, gdyż trzymanie ich na aktualnym wysokim poziomie spowoduje, że niedługo ród Vau będzie miał pod swoją dyspozycją dwór, i pięć ruin. - zakończył doradca, zwijając papier. Alaryk nie bał się raczej wplatać własnego zdania do przekazywanych informacji, jako iż znał Walona, przynajmniej tego z przeszłości, na tyle, że wiedział że prędzej mu za to podziękuje, niż go skarci.

- Nie przyszłam tutaj by zaciągać długi. - odparła łagodnie kapłanka wstając od uleczonego człowieka i podchodząc do przytomnego żołdaka i klękając przy nim. - Przyszłam, ponieważ uważam że każda żywa istota, niezależnie od popełnionych błędów, powinna doświadczyć w życiu jak najmniej bólu, zwłaszcza jeśli mają to być ostatnie godziny jej życia. - powiedziała, kładąc dłonie na zmiażdżonej kończynie, a ta, o dziwo, mimo iż przy aktualnym stanie kości wydawałoby się, że nadaje się tylko do amputacji, zaczęła się powoli regenerować, a kość zrastać, i ponownie formować do stanu sprzed zmiażdżenia. Kiedy leczenie się zakończyło, człowiek poczuł błogi spokój, tak jakby do przegranej walki nigdy nie doszło. Sam zrobił się przy tym niezwykle śpiący, czując, jakby nie wyspał się porządnie już od bardzo, bardzo dawna. W tej chwili nawet kamienna podłoga celi, wydawała się mięciutka i wygodna.
Allease wstała z ziemi uśmiechnięta, i poczęła rozglądać się za następnym, najbardziej potrzebującym.

Zaraza przyglądał się potworowi, wyjątkowo powstrzymując się przed rzuceniem czegoś, zamiast tego wyciągnął żądło nad głowę, i przygotował się do kolejnej walki.

W pomieszczeniu w tym momencie poza Natalie została już tylko Med, która z opuszczoną głową, orientując się że wszyscy czekają pewnie na nią, ruszyła powolnym krokiem w stronę schodów.

W tym samym momencie, jak tylko Głód pojawił się poza barierą, i zaczął korzystać z Kamienia, z impetem z mgły - co było niezwykle trudne do przewidzenia lub zauważenia, jako iż była ona już poniżej poziomu murów - wleciał w niego stworzony z runów smok z całą siłą, że praktycznie wgniótł go w ziemię, a sam w niej zniknął. Chwilę później natomiast pojawił się obok Wojna.

Avatar Kuba1001
Skoro tak to skończył medytację i zatarł dłonie, aby później przystąpić do rysowania odpowiedniego kręgu kredą na podłodze, a zaraz później specjalnych symboli. Wszystko po to, aby trzymać przyzwanego Demona w ryzach, dopóki nie zdoła przeciągnąć go na swoją stronę, w końcu najgorsze, co może spotkać każdego Demonologa to zabicie przez własnoręcznie przyzywaną piekielną kreaturę. Gdy skończył, od razu zaczął inkantację przyzywania.

- Bo...? - zapytał zdezorientowany Bolg. - Że co? Że jak mnie zobaczą, to zaczną spi***alać, bo jestem Okunem?

Walon złożył palce dłoni w piramidkę i zatopił się we własnych myślach na dłuższą chwilę.
- Dobrze. Poślij kilku ludzi do każdej wioski, dla bezpieczeństwa z kilkuosobową eskortą zbrojnych, aby powiadomili wszystkich mieszkańców, że ich zły pan zginął, ja wróciłem i przejąłem władzę, a także zacznę odbudowę tych ziem... Niech wiedzą, że zacznę od inwestowania w same wioski oraz na jakiś czas wstrzymam całkowicie obowiązek płacenia podatków, aby mogli stanąć na nogi. Poza tym ich bliscy, którzy trafili do lochów, wrócą do nich po odzyskaniu sił, a jeśli do tej pory zginęli, to rodzina otrzyma stosowną rekompensatę... Poza tym chcę jak najszybciej widzieć u siebie sołtysów każdej z wiosek. Na chwilę obecną to tyle, Alaryku, przekaż rozkazy i wróć później do mnie, mam jeszcze jedną sprawę niecierpiącą zwłoki.

Z tych zgromadzonych w celi został jeszcze jeden, obficie krwawiący przez celne pchnięcia sztyletów Dłoni, a poza nim i liczni, mniej potrzebujący, na zewnątrz celi.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Cóż, w międzyczasie nie działo się nic, co mogłoby mu przeszkodzić, w międzyczasie coś tylko huknęło gdzieś na dolnym poziomie wieży, ale to pewnie był jeden z sposobów na zabicie czasu jego Impa.

- No cóż, to chyba najlepsza rzecz z tych które sobie wyobrażałem. - mruknął Timmy wzruszając ramionami, przy czym zachwiał się i lekko i ponownie chwycił zbroi towarzysza.

- Oczywiście, zajmę się tym natychmiast. - stwierdził doradca, po czym skłonił się lekko, i szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia.

Allease wzięła się więc od razu za krwawiącego człowieka, kładąc po dłonie na klatce piersiowej. Chwilę później po całym jego ciele przepłynęła żółta poświata, gojąca wszelkie rany, i łagodząca ból.

Tymczasem Matthias zdążył już opuścić tereny w okolicy wieży, które objęte były specjalnym zaklęciem maskującym. Zaklęcie rzucił jakieś dziesięć lat temu pewien członek rodziny Sang pur, który nadzorował sekretną budowę wieży, a następnie upewnił się, że nikt przypadkowo jej nie znajdzie. Oczywiście sama rodzina nigdy nie przyznała by się, że ma z tym cokolwiek wspólnego, ale też i nie musiała. Na tej wyspie żyją bowiem tylko trzy osoby, które są w stanie dojrzeć wieżę, lub zezwolić komuś na zauważenie jej. Pierwszą i najbardziej oczywistą, był sam Magnus Goldenberg, właściciel wieży i ten, dla którego została stworzona. Drugą, był jego najbardziej oddany, służący ale też i przyjaciel, Matthias Dévoué. Trzecim, i tym którego najbardziej obawiał się Matthias, był Blaise Sang pur, bliski kuzyn samego comte Charlesa, i jednocześnie mag, który rzucił ów zaklęcie. Z Charlesem był ten problem, że człowieka nie można było zabić, gdyż wtedy zaklęcie przestało by działać, jednocześnie porwanie go i zamknięcie, również nie wchodziło w grę, gdyż był zbyt ważnym członkiem rodziny Sang pur. Chwilowo jednak nie było o co się martwić, rodzina Sang pur wciąż żyje w przekonaniu, że jeśli przyjdzie co do czego, to Magnus wynagrodzi im ich pomoc, i w potrzebie wesprze swoimi sługusami. Poza tym nie mogli tak po prostu wyjawić obecności Magnusa, w końcu jak wytłumaczyliby się z tego, że wiedzieli o tym - a przynajmniej część tej rodziny - przez cały czas? Wieża Magnusa wraz ze wszystkimi jej mieszkańcami była więc bezpieczna, do czasu jak nie doszłoby do czegoś, co postawiłoby Sang pur w sytuacji bez wyjścia, i musiałoby dojść do konfliktu. Ale co niby takiego miałoby się zdarzyć na tej spokojnej wyspie?
Matthias właśnie wjechał w głębszy obszar lasu, gdzie oficjalnie kończyły się ziemie rodziny Goldenberg, i zaczynały Sang pur. Rodzina której służył, nigdy nie potrafiła zrozumieć, czemu służąca im rodzina Dévoué nie przeprowadzi się gdzieś bliżej dworu, by nie musieć dojeżdżać taki spory kawał drogi. Nie rozumieli jednak, że po nocowaniu tak często na dworze w pokojach dla służby, dobrze było w dni wolne udać się gdzieś jak najdalej od niego, by móc odetchnąć w spokoju i odpocząć od tej szlacheckiej aury unoszącej się dookoła dworu.
Poza tym Matthias lubił ten mroczniejszy i chłodniejszy klimat jaki panował w tej okolicy. Nie przeszkadzało mu też zupełnie, że dom jego rodziny znajdował się tuż na granicy jednej z wiosek, gdzie zaczynał się gęsty i ciemny las.

Avatar Kuba1001
//Znów muszę się tu zatrzymać: Opisywanie przyzywania i Demonów oraz kontrolowania ich to moja działka czy Twoja?//

Dzięki temu skończyła z ostatnim żołdakiem w celi i jednocześnie może pomóc innym, bo choć nie aż tak pilnie potrzebującym, jak przed chwilą trójka tych mężczyzn, to jednak wymagających fachowej opieki kapłanki.

- Cholera, żebym tylko tam dobrze wywijał berłem jak mieczem albo kuflem pełnym piwa. - westchnął Walon Vau, głaszcząc Mirda po głowie.

Bolg nie odpowiedział, ale Timmy miał niejasne przeczucie, że gdyby nie wpływ Gerteha i ogółem większe obycie tego Okuna niż innych przedstawiciele tejże rasy, to być może teraz zostałby już zeżarty. Cóż, wpływ na wszystko mógł mieć też fakt, że wszyscy znaleźli się już dawno poza włościami Walona, na gościńcu otoczonym przez ciemny i mroczny las, który pewnie nawet wielką kupę mięśni, jaką był Bolg, przyprawiał o gęsią skórkę.

Avatar darcus
Lewa głowa kłapnęła głośno, po czym rzuciła się na podróżników nawet nie bacząc na to, że z taką siłą sama może się rozbić na ziemi.

Natalie w pierwszym odruchu chciała odezwać się do Med, co dało się spostrzec po tym, jak otworzyła usta, biorąc wdech, jednak powstrzymała się i ruszyła za drużyną bacząc na otoczenie.

- Cholera jasna... - Mruknął obolały Głód, podnosząc się susem przy pomocy telekinezy. - Niech szlag tych śmiertelnych idiotów... - Zaklął pod nosem, po czym rozejrzał się. Mgła opuściła się niebezpiecznie nisko...
- Apokalipsa jeszcze nie nadeszła. Rady może już nie ma, ale to nie znaczy, że pakt można sobie ot tak złamać. - Rzekł już nieco głośniej, spoglądając na Wojnę. - Jesteśmy Jeźdźcami. Bierzmy się do roboty. - Dodał, po czym rozłożył znów ręce, tym razem oprócz łapania mgły, tworząc również wokół siebie barierę, by być pewnym, że nie zaskoczy go znów żaden smok.

Avatar Gniotek7
Właściciel
///Żeby nie skończyło się na tym że opisuję wszystko, to twoja, ja będę coś najwyżej dodawał gdyby działo się coś wykraczającego w tych sytuacjach poza normę///

Kapłanka kontynuowała więc, chodząc od rannego do rannego i lecząc ich z ran. Minęła dłuższa chwila, zanim udało jej się wreszcie skończyć. Po wszystkim stanęła po środku tego wszystkiego rozglądając się i upewniając, że wszyscy zostali uzdrowieni. Co prawda nie były to może najpotężniejsze zaklęcia jakich musiała w życiu używać, wciąż jednak, od dawna nie używała swojej mocy w takich ilościach, przez co była nieco zmęczona.

- Przez to, że żyłeś z dala od ziem twojego rodu, to raczej nikt nie oczekuje, że od początku będziesz podejmował same świetnie decyzje. Ale jestem pewna, że z czasem nauczysz się wszystkiego, i będzie z ciebie dobry władca. - Walon usłyszał w głowie słowa Mei. - W każdym razie musiałbyś się naprawdę bardzo, bardzo mocno postarać, by być gorszym od swego wuja - dodała nieco żartobliwie.

Timmy wyraźnie schylił się nieco bardziej, przybliżając się do pancerza Bolga.
- Wiecie, jesteśmy świeżo po całkiem dobrej przygodzie. Więc nikt nie będzie miał za złe, jak w tym podejrzanym mrocznym lesie nic na nas nie wyskoczy. - powiedział cicho, samemu nie wiedząc do kogo dokładnie kieruje te słowa.

Zaraza odskoczył za pomocą mocy bardziej w lewo, chcąc przy tym nie przybliżać się do kolejnych głów.

Na schodach raczej nie działo się nic ciekawego, kiedy jednak jako ostatnia dotarła, ujrzała rozglądających się Bliźniaków i Smakosza. Med dopiero co wyszła na górę, więc nie zorientowała się o co chodzi. Natalie jednak nie powinna mieć problemu z tym by zwrócić uwagę na to, że nie było śladu ani po wargach, ani po Blecku.
W tym momencie poczuła jakiś nowy zapach, który o dziwo nie był niczym związanym raczej ani z ich grupą, ani z tymi stworami które na potykali do tej pory. Kobieta mogła wyczuć, że zapach ten przypomina, najprawdziwszego z krwi i kości, żywego krasnoluda.

W tym samym momencie całe podłoże w ich otoczeniu, sięgając aż do bariery, zabłysnęło mocnym światłem na błękitno, i nim Wojna zdążył dołączyć do brata w odpychaniu mgły, rozsypała się niczym cienki lód, ukazując przepaść głęboką na jakieś kilkadziesiąt metrów, na której samym dole, znajdowały się standardowo grube i ostre lodowe kolce. Jeździec w ostatniej chwili wyciągnął miecz i wbił go w ścianę wielkiej dziury, ratując się od upadku.
W tym samym momencie otoczyła ich na moment czarna mgła, z której po chwili wyszli... Najpewniej Kultyści.
Najpewniej, gdyż wyglądali inaczej niż jacykolwiek spotkani do tej pory. Ich szaty były ciemniejszego, niemal identycznego jak żrąca mgła koloru, ponadto były wyraźnie pokryte jakimś pobłyskującym od czasu do czasu na biało zaklęciem. Tym samym zaklęciem pokryte były również ich rękawiczki, oraz wyglądające jakby były zrobione w połowie z metalu, a w połowie z lodu maski, który wraz z resztą stroją, zasłaniały całkowicie ich ciało.
Nim jednak można było się im dokładnie przyjrzeć, wszyscy - a było ich około dwudziestu - poczęli posyłać wszelkich rodzajów zaklęcia, rzucać w przeciwników soplami lodu, przywoływać fale, tworzyć atronachy, czy w razie potrzeby osłaniać się wytrzymałymi, lodowymi ścianami. Wyglądało na to, że są bardziej skupieni i nieco mniej dumni niż typowi kultyści.

Avatar Kuba1001
Na całe szczęście nie musiała męczyć się dalej, bowiem wygląda na to, że wszyscy ranni zostali uleczeni, a więc jej praca tutaj już skończona.

Co fakt, to fakt. - odparł w myślach, już z przyzwyczajenia, choć był sam w komnacie, nie licząc Mirda, więc mógłby odpowiedzieć na głos. Ale po tym, jak o mało nie uznali go wtedy w karczmie w Anubel za wariata to miał jakieś opory przed takim kontaktowaniem się z Mei.

- Rabusie, wilki... Głodny jestem. - westchnął Bolg, nie zgadzając się z opinią swego kompana. - Zjadłbym znowu dzika, są pyszne, lepsze niż inne mięcho.

Po otwarciu portalu pierwszym Demonem, jakie wyczuł Magnus, był ten, co zawsze: Siepacz, który zwykle jako pierwszy zgłaszał się na jego służbę, lecz Demonolog zawsze mu odmawiał. Czemu? Cóż, mimo potęgi tego stwora, objawiającą się nie tylko siłą i wytrzymałością na nienaturalnym poziomie, ale i nadnaturalnymi zdolnościami, jego kontrolowanie byłoby właściwie niemożliwe, podobnie jak utrzymanie w ryzach żądzy siania śmierci, chaosu i zniszczenia, na co Magnus zwyczajnie nie mógł sobie pozwolić. Jeszcze. Dlatego też wciąż odprawiał stwora z kwitkiem, choć i na niego przyjdzie pora.
Pomniejszy Diabeł był kolejnym Demonem, którego propozycję Magnus odrzucił. Znów z racji nieobliczalności oraz jeszcze większej żądzy mordu na ludziach, których to stworzenie nienawidziło bardziej, niż jakikolwiek inny Demon, choć przyczyny nie były żadnemu Demonologowi znane, a bynajmniej żaden nie zapisał ich w księgach, które posiadał Magnus, toteż i on poszedł o odstawkę, zwłaszcza po tym, co niegdyś wyczytał, jakoby jeden z Pomniejszych Diabłów został przyzwany przez jakiegoś Demonologa, a później zabił go, wypuszczając z piekieł wiele innych potworów, z jakimi palił, mordował i niszczył wszystko na swojej drodze przez okrągłe sześć miesięcy, nim nie pozbyli się go odpowiedni ludzie... Taaak, taka ewentualność nie uśmiechała się Magnusowi, więc w przeciwieństwie do Siepacza, ten Demon nigdy nie zostanie przez niego wezwany.
Ze wszystkich spotkanych Demonów najciekawszym chyba był Rojnik, specyficzny Demon, który potrafił wytwarzać mniejsze, latające straszydła, bardzo przydatny w boju i posłuszny, ale kosztowny w utrzymaniu, mowa tu głównie o zapewnieniu mu odpowiednich warunków do życia oraz pokarmu.
Na sam koniec pojawił się znany Magnusowi Demon, jeden z pierwszych, na jakie zwykle pozwalając sobie Demonolodzy: Cerber. Piekielne psisko było nie tylko wierne i służyło za strażnika, ale i nie wymagało wiele wygód lub pokarmu, a do tego sprawdzało się podczas tropienia czegokolwiek, z racji świetnego węchu, pozwalającego też wyczuwać Demony i inne istoty nadprzyrodzone.
Magnus zaczął przyzywać do swej wieży najpierw Cerbery, najlepiej kilka, a później zastanowił się, czy zdoła zapewnić odpowiednie warunki do życia Rojnikowi?

Avatar Gniotek7
Właściciel
Allease westchnęła więc i przetarła czoło.
- Jakbym jeszcze była potrzebna, to szukajcie mnie w okolicy Walona. - powiedziała kierując się do strażnika, i jakby zupełnie nie zwracając uwagi na to że pominęła zarówno jego tytuł jak i nazwisko. Co mogło wydawać się dziwne dla pracujących dla niego ludzi. Następnie zadowolona z siebie, opuściła lochy i postanowiła że zanim wróci do właściciela tego dworu, rozejrzy się po nim trochę.

- Jak już masz chwilę spokoju, to chciałam zapytać... Tak sobie pomyślałam, czy wieczorem, jak znajdziesz trochę czasu, to czy nie moglibyśmy zajrzeć do biblioteki, chciałam się tam rozejrzeć za paroma księgami. - rzuciła po krótkiej ciszy Mei.

Timmy nic nie odpowiedział, ale najwyraźniej nie musiał, gdyż za niego zrobił to brzuch, burcząc niezwykle głośno.

Już przy pierwszym Cerberze Magnus zauważył jednak coś dziwnego, przywołany stwór wyglądał na zdenerwowanego i wąchającego wszędzie dookoła. Wyglądało to niezwykle podobnie, do tego co kiedyś udało ujrzeć się demonologowi w mieście rodziny Saltes, i przypominało to psa który wyczuł innego psa, i bardzo, ale to bardzo go nie lubił.
Co do samego Rojnika sprawa była natomiast trudna do określenia, głównie przez to, że nie w księgach posiadanych przez Magnusa nie było zbyt wiele na temat tego, jakich dokładnie warunków potrzebuje ów demon. Jeden cytat jakiegoś dawnego łowcy demonów wspominał coś o owadach, jednak nie wiadomo było czy wystarczą obojętnie jakie owady, czy może jakiś konkretny gatunek? Tym bardziej nie dało się stwierdzić o jakich ilościach była mowa, w okolicznych lasach w końcu żyło sporo zwierząt i owadów, ale przecież nie mógł wysyłać tam demona, a przynajmniej mogło się to źle skończyć...

Avatar Kuba1001
Już sam fakt, że miał być karmiony owadami dyskwalifikował Rojnika na starcie, taki stwór musiał potrzebować dużo pokarmu, więc owady z pewnością konsumowałby setkami. Cóż, szkoda, ale ryzykować na pewno nie będzie.
Niezbyt to pocieszające, także wstrzymał się z przyzywaniem drugiego Cerbera, a tego, który już się pojawił spróbował nie tylko usidlić, ale i uspokoić, ciekaw o co dokładnie chodzi... Czyżby o innego demona z wieży Magnusa czy o niego samego?

Bolg nie zdążył zwrócić uwagi Gerethowi, nim ten ostatecznie skapitulował i zezwolił na postój na polanie nieopodal gościńca, gdzie to wielkolud odstawił gryzonia na ziemię i wszedł w las, po chwili wracając ze sporym naręczem wszelkiej maści gałęzi, drwa, kory, huby i tym podobnych, z których pomocą Dłoń rozpalił ogień. Chwilę później skrytobójca zostawił trzymaną do tej pory przy sobie skrzynkę, którą zabrał ze skarbca Walona, a następnie sam udał się w leśne ostępy, najpewniej po to, aby zdobyć coś do jedzenia dla całej trójki.

Oczywiście, sam też chciałem tam później zajrzeć. - odparł Walon, znów w myślach. Również tym razem był to dobry ruch, gdyż wchodząca do sali tronowej kapłanka mogłaby się nieco zdziwić, widząc mówiącego do siebie szlachcica.
- I jak poszło? - zagadnął Vau, spoglądając na Allease. - Dość szybko się uwinęłaś.

Avatar darcus
///Przenoszę do tego posta pewien fragment napisany jakiś czas temu, bo trochę się ociągałem z kontynuowaniem go, a zamierzam trochę nadgonić.///

Głowa uderzyła z impetem w ziemię, wywołując wstrząs i oddzielając od siebie podróżników. Zaraza znalazł się w położeniu, które pozwoliło mu dość szczegółowo dojrzeć ropiejące rany na boku szyi potwora, które mogły okazać się słabym punktem... Łeb jednak podniósł się zbyt szybko, by to wykorzystać. Z drugiej strony spadł z niego Xardon, który najwyraźniej zadziałał zbyt pochopnie, jednak szczęśliwie przetoczył się i skoczył na nogi, podpierając się dłonią o podłoże, gdy nagle coś na nim przykuło jego uwagę. Zaraza jednak nie mógł długo się przyglądać, bo w tym momencie środkowa głowa Cerbera drgnęła w konwulsji i zwymiotowała na niego czymś płynnym i zielonym, co przypominało kwas...

- Jest tu gdzieś krasnolud... - Szepnęła Natalie, tylko tak głośno, by usłyszała ją reszta drużyny, po czym zaczęła się rozglądać, usiłując zmysłem węchu i wzroku zlokalizować źródło zapachu.

- W dupę Absaloma... - Warknął Głód, który był na samym środku bariery, więc raczej nie zdołałby złapać się ściany. Zamiast tego wykorzystał moc Kamienia Przestrzeni by unieść się mniej więcej w połowie upadku i zacząć lewitować na wysokości poprzedniej pozycji. Nie było mu jednak dane przyjrzeć się powodowi tego całego zamieszania, bo w tym momencie posypały się na niego zaklęcia rzucane przez napastników. Zamiast jednak przystąpić do kontrataku, Głód osłonił się mniejszą bańką, która była tylko tak wielka, by go całkowicie otoczyć, a następnie złożył dłonie i skrzyżował je na piersi, na co większa, stworzona przez niego wcześniej bariera, skurczyła się gwałtownie, zabierając ze sobą po drodze wszystko i wszystkich na swej drodze, a następnie spychając do dziury poniżej. Zarówno napastnicy, jak i Wojna, mieli niewiele czasu na reakcję.

Nordmar, daleko na północy. Kilkaset metrów dalej zaczynało się dawne Państwo Orków, a to miejsce było ostatnią przystanią przed rozległym pasmem wysokich gór, które stanowiło naturalną granicę między dwoma krajami. Już tutaj było niezwykle zimno i wiał potężny wiatr, nic dziwnego więc, że orkowie opuścili miejsce, w którym było prawdopodobnie jeszcze gorzej. Nawet oni... Ale nie on. Łysy, brodaty mężczyzna, którego lewa połowa twarzy była pokryta tatuażami, a prawa bliznami, siedział teraz niemal na samym skraju klifu wystającego ponad rozległą rozpadlinę i medytował. Za jego plecami majaczyła sylwetka chaty. Mieszkał tu nie bez powodu. To miejsce było najtrudniej dostępnym w całym kraju, a on nie pragnął gości. Nawet jednak mimo tego, przychodzili do niego. Czasem po radę, czasem po szkolenie, a jeszcze innym razem by odebrać mu zasłużoną sławę największego wojownika w całym Nordmarze. No właśnie. O wilku mowa... Już od dobrych minut wojownik słyszał śnieg trzeszczący pod lekkimi krokami na kamiennych schodach prowadzących w to miejsce. Kroki, którym towarzyszył delikatny stukot obijającej się o ciało broni. Ktokolwiek tu zmierzał, nie miał pokojowych zamiarów. W pewnym momencie kroki ucichły. Wojownik uśmiechnął się pod nosem i otworzył oczy, a potem wstał i odwrócił się, chwytając za jednoręczny topór, który miał zawsze u boku. Przed nim stał młody, postawny człowiek w czarnym płaszczu i drewnianej masce mającej upodobnić go do goryla, która bardziej niż lodowe pustkowia Nordmaru, przywodziła na myśl trawiaste stepy Sarmakandy. Uzbrojony był w pięknie zdobiony, długi miecz o czerwonej rękojeści, który zapewne pochodził z jeszcze innego kraju. Obaj wojownicy przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Nie padły żadne słowa... W pewnym momencie po prostu ruszyli na siebie.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Demon wydawał się chwilowo nie zwracać uwagi ani na Demonologa, ani na pozostałe ze swoich głów - co ponoć mogło się zdarzyć - zamiast tego cała trójka wspólnie rozglądała się i węszyła w poszukiwaniu źródła zapachu.

Timmy usiadł na trawie i westchnął głęboko obserwując rozpalane ognisko.
- Ach, mam tylko nadzieję że nie przyniesie szopów ani niczego takiego. - mruknął gryzoń rzucając okiem za znikającym między drzewami Gerethem.

- Jestem przyzwyczajona do takiej pracy, po kataklizmie jaki dotarł do świata z którego pochodzę. - powiedziała Allease wzdychając lekko. - Tutaj jednak to co robię przynajmniej będzie miało jakieś znaczenie... Poza tym kiedy widzę tylu potrzebujących, to ręce same palą mi się do roboty. - dodała uśmiechając się lekko.

Natalie wyczuła, że zapach ten dochodzi prawdopodobnie gdzieś z wyższego poziomu, czy to mogła być ta wystająca ze ściany jaskini kamienna chata, do której prowadziła prosta droga jedną z kamiennych ścieżek? Wyglądało na to, że jej drzwi nie zostały otwarte przez żadnego ze stworów, a przynajmniej chwilowo były zamknięte.

Wyglądało na to, że ci Kultyści radzili sobie sprawniej niż większość, spotykana do tej pory, czyżby jakiś specjalny oddział? Część Kultystów sprawnie zdążyła zastąpić swoje miejsce lodowymi odpowiednikami, które spadły w dół i rozpadły się w kontakcie z kolcami. Kilku innych praktycznie zamieniło się w śnieżny pył. Jedynie trójkę udało się wepchnąć do dziury, pierwszy z nich jednak, otoczył się czymś w rodzaju lodowej bariery, za pomocą której zgniótł kolce, zanim spadła pozostała dwójka. Wciąż jednak, dziura była dosyć spora, przez co mimo iż pozostali dwaj zdążyli utworzyć nieco warstwy śniegu na dole tuż przed uderzeniem, to potłukli się mocno, a jeden z nich wydał z siebie krótki jęk, najwyraźniej łamiąc rękę.
Sam Wojna natomiast przeniósł się mocą kamienia w ostatniej chwili na zewnątrz bariery, musiał jednak szybko paść na ziemię, gdyż żrąca mgła właśnie sięgnęła ich głów.

Szczur był w sumie zadowolony, w pierwszy dzień jedynymi zajęciami, były lekcje które miały ich zapoznać z pewnymi panującymi zasadami, tym jak powinni traktować innych uczniów, i jakimiś tam równie nieistotnymi pierdołami, mógł więc już teraz w zamyśleniu opuścić Akademię, i udać się pod swoje ulubione drzewo w okolicach wioski. Nie wiedział czemu lubi tu siedzieć, w zasadzie nie przepadał za bardzo ani za wioską, ani tym bardziej za dziećmi bawiącymi się często w okolicy. Ale w zasadzie i tak za bardzo nie miał gdzie się udać. Nie miał w końcu domu, więc Masil postanowił że zamieszka w jednej z chat na pograniczu wioski, co nie bardzo podobało się ani jemu, ani mieszkańcom. Wszak wszyscy wiedzieli kim kiedyś był... Ponadto część mieszkańców wioski musiała uciekać z domów właśnie przez Kult... Zresztą nie obchodziło go to, on nie miał z tym nic wspólnego, nie był nikomu nic winny.
Westchnął głęboko, po czym usiadł pod drzewem i wyciągnął magiczną kopię notatek jego kolegi z ławki. Stwierdził, że może warto będzie rzucić na to okiem, zwłaszcza na wszystkie informacje odnośnie Celestii Goldenberg...
- Dlaczego szukacie informacji na mój temat? - Szczur usłyszał nagle znajomy i z miejsca znienawidzony głos młodej dziewczynki.
Nawet nie podnosząc głowy, mruknął tylko.
- Marcus, mógłbyś pójść wyrzucić śmieci, bo chyba zaczynają gadać...
Rycerz nie odpowiedział nic, zamiast tego wyciągnął swój dwuręczny miecz dokładnie w tym samym momencie kiedy złoci strażnicy Celestii zrobili to samo.
- Zapłacisz za swoje słowa plugawy synu! - warknął jeden z nich i ruszył gniewnie przed siebie. Pozostała dwójka zapewne zrobiłaby to samo, ale wciąż jedną ręką musieli trzymać suknię swojej pani.
- Stać! - krzyknęła Celestia, na co rycerz zatrzymał się w pół-kroku. - Odpowiedz na moje pytanie, - teraz ponownie skierowała się w stronę dawnego kultysty - dlaczego szukacie informacji na mój temat?!
Szczur uniósł głowę spoglądając z pogardą zarówno na nią, jak i jej służących, którzy stali praktycznie w rozkroku między lizaniem jej stóp a chęcią zabicia jego i Marcusa.
- Zaraz... - jego wyraz jednak szybko zastąpiło zdziwienie. - Skąd ty w ogóle o tym wiesz? - zapytał.
- Idioto! - krzyknęła nieco piskliwie dziewczynka. - Naprawdę myślisz, że nie było was słychać w sali?! Dało się usłyszeć praktycznie każde słowo!
- Cholera, wyraźnie nie opanowałem aż tak dobrze sztuki niesłyszalnej rozmowy... Zresztą mniejsza, czyżby cię to denerwowało? - spytał teraz z wyrazem głębokiej satysfakcji. Zrobił to nieświadomie, a już udało mu się rozwścieczyć swoje największe nemesis.
- Oczywiście że tak! - odparła wściekła Celestia, na co nawet jej strażnicy się nieco zdziwili. - Pewnie zbieracie informacje dla Kultu żeby potem zaatakować mnie i moją rodzinę!
Szczur najpierw się trochę zdenerwował, że znowu z góry ktoś chce go łączyć z przeszłością, po czym niemal nie parsknął śmiechem.
- Naprawdę myślisz, że Kult obchodzi ktoś taki jak... - w tym momencie poczuł jak jego serce niemalże stanęło.
Kult... To tam widział tego chłopaka! Albo nie jego... Ale kogoś bardzo, bardzo podobnego... Czy to możliwe że...
Zerwał się z miejsca tak szybko, że o mało się nie wywalił.
- Marcus! Dopilnuj żeby ta czwórka błaznów za mną nie lazła! - krzyknął, po czym przywołał portal, i przeniósł się z jego pomocą kilkadziesiąt metrów dalej, po czym ruszył sprintem w stronę Akademii.
- Czekaj! - krzyknęła Celestia z mieszanką złości i zdziwienia. - Nie skończyliśmy rozmowy!
- Mamy go złapać, Pani? - zapytał jeden z rycerzy, wyraźnie bardzo chętny by to zrobić.
- Nie... - mruknęła spuszczając głowę i rzucając przy tym okiem na Marcusa, który teraz stał obserwując jej strażników, i nie będąc pewnym czy schować broń, czy może jednak będą chcieli spróbować z nim szczęścia. - Cholera... - dodała po czym słysząc takie brzydkie słowo z jej własnych ust, zasłoniła je. - Wracamy do domu. - szepnęła przez dłonie, na co jej złoci rycerze schowali miecze. Marcus widząc to zrobił to samo, po czym widząc że do walki nie dojdzie, a dawnego kultysty nie dogoni, wbił swój miecz w ziemię, i usiadł pod drzewem.
Ten chłopak mówił że po zajęciach idzie do biblioteki... Może wciąż tam jest! - przeleciało przez głowę Szczura, zbliżającego się do schodów Akademii.

Avatar Kuba1001
Zakończył przyzywanie i zamknął portal, odsuwając się nieco, aby obserwować poczynania Cerbera, ciekaw, co aż tak go zaniepokoiło.
- Węsz? - rzucił polecenie dość niepewnie, ciekaw reakcji lub jej braku.

- To by był taki... No... Kanybalizm? - zapytał, używając podłapanego kiedyś od Dłoni słowa. - Czy są po prostu niesmaczne?

- Myślę, że przez jakiś czas nie będziesz narzekać na brak zajęć, bowiem mój doradca, Alaryk, powiedział mi, że wiele wiosek jest w opłakanym stanie, być może i ich mieszkańcy będą potrzebować Twojej pomocy.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Cerber wydawał się go zupełnie ignorować, zamiast tego podszedł do drzwi, i naskoczył na nie próbując je otworzyć, co jednak nie wyszło, gdyż te były otwierane do środka.

- Co? Kanibalizm? Nie porównuj mnie do tych brudnych zwierząt! - zawołał zdenerwowany Timmy. - Są wredne, cwane i śmierdzą. Kto by pomyślał że mógłbym zjeść coś takiego!

- Cóż, w takim razie udam się tam jak tylko nadarzy się okazja. - stwierdziła Allease zakładając ręce.

W międzyczasie Matthias dojechał wreszcie do wioski Le Bout, w której to mieszkał wraz z siostrą. Zatrzymał konia pod niewielkim drewnianym dachem, pogłaskał go po brązowej grzywie i zsiadł. Lubił swojego rumaka, w zasadzie gdyby nie dostał go w podarku od rodu Goldenbergów, to podróżowanie po wyspie byłoby niezwykle niewygodne. Oczywiście, Magnus mógł w każdej chwili przywołać mu nieco bardziej imponującego z wyglądu wierzchowca, nie mógł go jednak póki co używać z wiadomych powodów.
Kiedy tylko skończył przywiązywać konia i nalał mu wody do koryta, następnie jak zawsze rzucił okiem na wiecznie zasłonięte okno swojego pokoju, które wychodziło prosto na miejsce postoju dla konia, po czym ruszył do drzwi.
Widząc, że klucz nie będzie potrzebny, otwarł je i powoli wszedł do środka.
Nie było to raczej nic imponującego, i nie wyróżniało się na tle innych drewnianych chat znajdujących się w wiosce. Jego rodzinie raczej nigdy nie zależało na bogato urządzonym mieszkaniu, gdyż większość uważała, że starczy im bogactw już w miejscu pracy, i dobrze jest mieć jakieś schludne miejsce, gdzie można by odpocząć od całego tego dobrobytu. Matthias i jego siostra nie potrafili kiedyś tego zupełnie zrozumieć, teraz jednak, kiedy ich rodziców już z nimi nie ma, a oni stali się dorośli, zaczęli zgadzać się z tym stwierdzeniem, mimo iż przez to niektórzy - zarówno z wioski jak i dworu - uważali ich za dziwaków.
W środku widokiem, który witał go jako pierwszy, i tak było i tym razem, była siostra siedzącego do niego plecami przy sporym drewnianym stole, i szyjąca kolejny obrus, które dzięki materiałom dużej wartości, sprzedawała później w portowym mieście Saltown.
- I jak, powiedziałaś jej? - zapytał Matthias zamykając drzwi za sobą i podchodząc nieco bliżej.
- Komu i o czym? - odpowiedziała pytaniem jego siostra, nie podnosząc nawet głowy znad obrusu.
- No wiesz, czy powiedziałaś Pani Emely o tym co do niej czu...
- Weź! - zawołała siostra kładąc obrus na kolanach i obracając do niego swoją zarumienioną w tym momencie twarz. - Nie pyta się kobiet o takie rzeczy bez zapowiedzi! To... Delikatna sprawa... - dodała cicho, odwracając ponownie głowę. W zasadzie jeśli spojrzeć by na rodzeństwo jednocześnie, to aż trudno było uwierzyć, że nie są bliźniakami. Bardzo podobne łagodne twarze, z których jego siostry była oczywiście bardziej kobieca, choć również z oznakami ciężkiej pracy. Niemal identyczne długie, czarne i proste włosy, które tylko w przypadku siostry rozchodziły się nieco bardziej na boki. Nawet ich oczy, wydawały się być identyczne.
Matthias uśmiechnął się, kierując się w stronę kuchni. Choć jego zdaniem siostra była zbyt wstydliwa, to doskonale rozumiał w jakiej sytuacji się znajduje. Nie było tutaj nawet problemem to, co mogłaby pomyśleć Pani Emely, gdyż to byłby najprawdopodobniej najmniejszy kłopot. Prawdziwym problemem było to, że wyznanie miłości kobiecie z jednego z najbardziej szanowanych rodów szlacheckich na wyspie, i to takiego rodu, który od lat pielęgnuje swoją manię na punkcie czystej krwi, przez jednego ze służących, i to na dodatek drugą kobietę... Było to po prostu niewyobrażalne dla nikogo. Wielokrotnie wyobrażał sobie, jak źle mogłyby się potoczyć losy jego rodziny, lub w ogóle jakiejkolwiek rodziny, gdyby doszło do czegoś takiego... Zwłaszcza, że ojcem Pani Emely jest Arnold von Goldenberg, brat samego Barona Dietmara von Goldenberga, co przy jego twardym podejściu, jeszcze tylko pogarszało sprawę.
Mimo tego wszystkiego jednak, wierzył, że jego siostrze kiedyś się to uda, a on, zrobi wszystko by jej pomóc.
- Słuchaj Lou, masz jakieś konkretne plany na dzisiaj? - zapytał wychodząc z kuchni i spoglądając na siostrę, która właśnie skończyła obrus.
- W zasadzie to tak. A co, chcesz mnie wziąć na randkę? - zapytała uśmiechając się.
- Najpierw musiałbym stracić swój symbol męskości i zmienić nazwisko, zbyt dużo zachodu... Pomyślałem po prostu, że ułatwiło by ci to sprawę, w końcu wiesz, że prowadzę konia lepiej od ciebie. - odparł również uśmiechnięty, zakładając ręce.
- To zwykły dar! Zero własnych umiejętności! - odparła podchodząc i stukając go lekko w ramię, na co obaj się zaśmiali. Zawsze lubili sobie dogadywać, to zazwyczaj był ich normalny sposób na rozmowę. W zasadzie zmieniali to, tylko jeśli musieli pogadać o czymś naprawdę na poważnie.
- Tak, tak. To jak, dokąd chcesz się udać? - zapytał zakładając ręce.
- W zasadzie to najpierw chciałam wrócić na dwór by coś szybko załatwić, a potem... Myślałam, że skoro też masz dzisiaj wolne, to może zajrzelibyśmy do Saltown? Dawno tam nie byliśmy! Mogłabym sprzedać swoje obrusy, potem spotkalibyśmy się z paroma starymi znajomymi, i moglibyśmy razem powłóczyć się po mieście.
- Jak dla mnie brzmi świetnie. - odparł zadowolony Matthias. Sam w sumie chętnie ponownie zajrzałby do tego miasta, to była kolejna z tych rzeczy, które naprawdę lubił w tej wyspie.
- No dobrze, w takim razie ja idę się przebrać, i możemy ruszać! - zawołała również zadowolona, po czym pobiegła schodami na poddasze, gdzie znajdowały się ich łóżka oraz szafy z ubraniami.
Brat Louise westchnął lekko i usiadł przy drewnianym stole, i zaczął spoglądać przez okno na wioskę.
- Swoją drogą ty też byś mógł! Chodzenie ciągle w tych samych ubraniach jest naprawdę wieśniackie! - zawołała jego siostra z góry.
- Przynajmniej nie spędzam godziny zastanawiając się nad tym co ubrać. - odparł obserwując jak jakiś chłop garbuje skórę na stojaku przy jednej z chat.

Avatar Degant321
W tym samym czasie gdzieś w lesie, na terenach praktycznie już nie istniejącego królestwa Myrthany, na kłodzie, obok niedawno rozpalonego ogniska, siedział człowiek. Na jego głowie spoczywał hełm udekorowany jelenimi rogami, jego ciało było zakryte grubym, granatowym płaszczem spod którego w tym momencie jedynie wystawała głowa oraz jego dłonie ubrane w płytowe rękawice. W nich spoczywała mapa terenów, na których się mężczyzna obecnie znajdował. To w niej utkwiony był jego wzrok, skupiony szukający czegoś. Po paru dłuższych chwilach osobnik zwinął mapę i schował ją gdzieś pod płaszczem, następnie wstał z kłody oraz wziął swoją broń: Berdysz oraz łuk. Wtem ruszył dalej swoją drogą, mamrocząc przy okazji pod nosem o "Paru dniach drogi", "Stolicy" oraz "Pustkowiach"

Avatar Kuba1001
Postanowił pomóc nieco piekielnemu pieskowi, otwierając drzwi i idąc w ślad za nim.
Guhryku, przybywaj. - zarządzał w myślach od Impa-Chowańca, licząc że on, jako Demon, może wiedzieć coś więcej na ten temat.

- Uspokój się, bo jeszcze Ci futro zacznie wypadać. - powiedział Bolg i zaśmiał się, przerywając w chwili, gdy dostrzegł powracającego Geretha, który to niósł na plecach całkiem okazałą sarnę, do której kopyt przywiązał dodatkowo dwa zające. Cóż, szykuje się całkiem przyjemna kolacja, a przynajmniej dla większości.

Walon skinął głową i rozłożył się wygodniej na tronie, niewiele więcej mógł zrobić do jego powrotu.
//Dawaj, Gniotkę, wejście smoka.//

Avatar Gniotek7
Właściciel
Imp pojawił się chwilę później, dokładnie w momencie kiedy pies wybiegł z pomieszczenia i zaczął wąchać po wieży.
///To dobry moment żebyś ją opisał, zwłaszcza że kontynuowanie bez tego będzie dosyć ciężkie///

Timmy który na gotowaniu znał się raczej kiepsko, siedział póki co i obserwował resztę.

///Nie prowokuj :L///
Allease nie widząc prawdopodobnie nic innego do roboty, podeszła do jednego z okien pomieszczenia, i poczęła spoglądać przez nie na niebo. Minęła dłuższa chwila, zanim w drzwiach ponownie pojawił się doradca Walona.
- Wszystko załatwione, wiadomości wraz z ludźmi zostały wysłane, trochę pewnie jednak czasu minie, zanim sołtysowie się zbiorą. - stwierdził Alaryk podchodząc bliżej.

Avatar Kuba1001
- Jesteś Demonem, Guhryku, na pewno znasz swoich pobratymców lepiej ode mnie: Powiedz mi, o co może mu chodzić? - zapytał, wskazując na Cerbera.
Cóż, wieża jak to wieża, z zewnątrz kamienna konstrukcja pnąca się w górę, zakończona spadzistym dachem w kształcie stożka. Ciekawiej jest oczywiście w środku: Na parterze jest skromny hol, poza schodami na górę i drzwiami właściwie pusty, jeśli nie liczyć kilku żyrandoli pełnych świec oraz pochodni, zapalanych zwykle za pomocą Magii Ognia przez Impa, Sukkuba lub innego uczynnego Demona. Wspomniane wcześniej drzwi prowadzą do lochów, w których znajdują się cele nawet dla tuzina osób, gdzie jest ciemno, wilgotno i ogółem śmierdzi oraz jest nieprzyjemnie. Wynika to poniekąd z faktu, że samo pomieszczenie nie było nigdy wykorzystywane, a przynajmniej nie zgodnie z przeznaczeniem.
Wyżej, pnąc się po schodach, można trafić na eleganckie pomieszczenie będące czymś na kształt skrzyżowania jadalni, salonu i gabinetu wraz z przylegającą do tego pomieszczenia kuchnią. Znajduje się tam biurko do pracy, wraz z zapasem papieru, pergaminu, świec, atramentu i piór do pisania, a także okazała biblioteczka, kominek, dwa fotele przy nim, stół z dwunastoma krzesłami, rzeźby, obrazy, trofea myśliwskie, dywany, skóry, futra... Magnus przyjmuje tu zwykle mniej spoufalonych z nim gości, na przykład szlachciców. Wyżej znajdują się kwatery Demonów, gdzie te stwory spędzają wolny czas, śpią, jedzą i ogółem odpoczywają, gdy ich pan nic od nich nie chce. Na kolejnym piętrze znajduje się znacznie rozleglejszy gabinet i biblioteka Magnusa, miejsce z którego czerpie on całą swoją wiedzę odnośnie Demonów z licznych ksiąg, zwojów, woluminów i traktatów naukowych, a także zapisuje własne obserwacje, pamiętniki, listy i tym podobne. Wyżej znajdują się znane już wszystkim prywatne komnaty Magnusa, a wiec sypialnia połączona z miniaturowym gabinetem, a obok spiżarnia, balkon i toaleta. Na samym końcu wieży, właściwie to już na poddaszu, znajduje się gołębnik, jedyne okno na świat pana wieży, który to przyjmuje z jego pomocą gołębie od swych mocodawców, odczytuje listy od nich i wysyła swoje.

Gereth, wraz z Bolgiem, sprawnie oskórowali zwierzynę i w ten sposób najlepsze partie mięsa piekły się już nad ogniem po kilkunastu minutach, których doglądał zabójca, zaś Okun ruszył pozbyć się resztek, które do niczego już się nie przydadzą, a mogą jedynie niepotrzebnie nęcić drapieżniki, takie jak wilki, których jest tu pełno, w końcu są zwierzęciem rodowym i herbowym Walona Vau oraz reszty jego rodziny.

- Informuj mnie o postępach i wszelkich wiadomościach. - polecił od razu i wskazał na rogatą kapłankę. - To jest Allease, z chęcią pomoże nam w odbudowie włości, a dokładniej mówiąc to w niesieniu pomocy rannym i chorym wieśniakom... Moja kolejna prośba dotyczyłaby wspomnienia czegoś o naszych sąsiadach, na pewno sporo się zmieniło od chwili, gdy stąd wyjechałem wiele lat temu.

Avatar Degant321
Tymczasem w podziemiach Anubel, a dokładniej w pokoju należącym do Złotej Gildii, Albert Becker, medyk za granicy, powoli traci swój rozum. Nie ma on pojęcia co się stało, ani z jakiego powodu ale ziemia się trzęsie, jest tu cholernie zimno i ponoć kult atakuje miasto, on nie był przygotowany do takie obrotu wydarzeń i po prostu zwiał do pokoju gildii gdzie się schował pod stołem, zamknął oczy i skulił się w kłębek.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Zaraza sprawnie wyskoczył do góry chcąc uniknąć kwasu, a następnie za pomocą skoku przeniósł się za Cerbera. Teraz wiedząc że stwór jest raczej mnie opancerzony niż "pies" z którym walczyli poprzednio, nie był jednak pewien czy atakowanie go żądłem to dobry pomysł, w końcu cholera wie, co wypełnia wnętrza tego plugawca. A z doświadczenia podejrzewał, że to mogę być najróżniejsze rzeczy, z którymi w kontakt lepiej było nie wchodzić.
Lądując na wielkim cielsku przeciwnika, po czym dobył miecza zabranego po walce z Antonim, i z całej siły wbił go w przeciwnika.

- Myślę że... - zaczął zastanawiać się, patrząc jak demon ruszył w stronę schodów. - Może nie chodzi o to że czuje demona ale... Wyczuwa psy? W końcu ten twój cały treser ma ich całkiem sporo, czyż nie Panie? - zapytał z nutą dumy w głosie, jakby rozwiązał najtrudniejszą zagadkę świata.

Timmy siedział na kamieniu obserwując piekące się mięso i machając swoimi małymi nogami. W pewnym momencie spojrzał w stronę Geretha.
- Więc... Skoro i tak już mamy postój, to może powiesz jaki mamy plan? - zapytał, ciekawy czym się teraz zajmą.

- Hej Albert, chcesz coś zjeść? - zapytał Jack wchodząc wraz z Czytelnikiem i Mariokiem do środka. Wszyscy poza wciąż mocno zmęczonym goblinem nieśli talerze wypełnione po brzegi jedzeniem, a obok Czytelnika unosił się spory zwój, na którym spoczywała taca z kilkoma kuflami piwa i sporą butelką rumu. Wszystko to umieścili na stole i usiedli przy nim, jakby nie działo się nic nadzwyczajnego.
- Reszta powinna niedługo przyjść, dobrze będzie zjeść wspólnie. - stwierdził Czytelnik wyjmując z jednej z toreb jakąś książkę. - Szkoda tylko że nie bardzo wiemy gdzie podział się Gniotek. W końcu to nasz lider, powinien być tutaj z nami...
W tym samym momencie dopiero co zamknięte drzwi otwarły się z hukiem, a w nich stanął Karczmarz nieco zdyszany, i trzymający w dłoniach Vitę.
- Miałem nadzieję, że ktoś tu będzie... - rzucił z mieszanką ucieszenia i zmartwienia na twarzy.
- O, szefie! Akurat załatwiliśmy trochę żarcia... - powiedział Jack po czym zorientował się, że w sumie obsłużyli się bez wiedzy Karczmarza. - O... Oczywiście za wszystko oddamy!
- To nie ważne. - odparł. - Mam w zamian prośbę, mogę zostawić u was na chwilę córkę? Stwierdziłem, że nie mogę siedzieć tam sam z Vitą w podziemiach więc wyszedłem, a jakiś strażnik poinformował mnie że Elisif siedzi załamana na murach, i nie chce się stamtąd ruszyć. Muszę ją zabrać. - powiedział na jednym tchu wchodząc dwa kroki głębiej.
Czytelnik słysząc to wstał i podszedł do Abraxasa.
- Oczywiście że tak, pod warunkiem że ona sama nie ma nic przeciwko. - stwierdził uśmiechając się lekko i spoglądając na Vitę. - Co ty na to, drogie dziecko? Chcesz żeby wujek Czytelnik coś ci poczytał? - zapytał łagodnie. Na co Jack westchnął głęboko.
- I tyle z męskiego wieczoru... Hej Albert! Ruszyłbyś się stamtąd w końcu! Mamy wspaniałą wołowinę!

Avatar Degant321
- JA NIE CHCĘ UMIERAĆ - Wrzasnął medyk ze z pod stołu. Widocznie cała ta sytuacja mu nie służyła.

Avatar Kuba1001
- Ogary są poniekąd Demonami, zwłaszcza te po przemianie, ale może i masz rację? - zapytał i samemu się zastanowił, a następnie ruszył za Cerberem, ciekaw czy przypuszczenia Impa są prawdziwe.

- Nasza praca u Walona Vau już dawno skończona, nic nie trzyma nas na jego włościach. - odparł powoli Pozbawiony Twarzy, zastanawiając się chwilę nad odpowiedzią. - Zaczniemy od znalezienia odpowiednio cichego kąta, w którym przemyślimy nasze dalsze posunięcia, bo osobiście planuję tylko dwie drogi: Taki sam żywot najemników i łowców nagród jak dotychczas lub coś znacznie... Hm, powiedzmy, że większego.

Avatar darcus
Vita w tym czasie zdążyła zasnąć i w tej chwili niespokojnie machała rączkami przez sen.

Miecz Zarazy prześlizgnął się po skórze bestii jakby ta była ze skały. Było to niezwykle dziwne, bo Zaraza czuł pod stopami jej miękkość. W tym momencie jedna z głów odwróciła się, wykrzywiając się w nienaturalny sposób i kłapnęła na Jeźdźca, chcąc złapać go w największą ze swych paszcz.

- Idźcie dalej, pójdę to sprawdzić. W razie czego krzyczcie. - Powiedziała nieco lekkomyślnie Natalie, po czym, wiedziona zapachem, przybrała swą zmienioną formę trzaskając kośćmi i warcząc nieco z bólu, a następnie skokami i długimi susami przeniosła się do potencjalnego źródła krasnoludziej woni.

- Rób to co ja! - Rzucił Głód do Wojny, po czym, nie dekoncentrując się w procesie otoczenia się eteryczną bańką, skoncentrował swoje pozostałe siły na ponownym złapaniu okolicznej mgły i wypchnięciu jej z powrotem w górę. Tym razem ze zdwojoną mocą.

Wojownik z Nordmarskich gór stanął, dysząc, nad swym przeciwnikiem. A raczej jego nieruchomym truchłem leżącym na czerwonym od krwi. Chwycił za swój topór wystający z klatki piersiowej odzianego na czarno młodzieńca i wyciągnął go. Wtem oślepił go szkarłatny błysk. Woj zatoczył się do tyłu i upadł. Prędko jednak opamiętał się i chwycił mocniej broń, gotów do obrony. To co się działo wymagało jednak większej finezji niż zwykła, brutalna siła. Broń przybysza, leżąca w zaspie obok, a wytrącona wcześniej podczas walki, nagle rozjarzyła się jasnym światłem. Wojownik wstał zdziwiony, podchodząc bliżej w nagłym geście braku rozwagi. Coś kazało mu wyciągnąć rękę i chwycić rękojeść nietypowego miecza. Kiedy tylko jednak jego opuszki palców zetknęły się z materiałem okalającym metal, nagle jego umysł przeciął zupełnie nieoczekiwany powrót wspomnień. Zobaczył swój płonący dom, swoją rodzinę cierpiącą i umierającą z rąk bandytów oraz samego siebie, zupełnie niezdolnego do zapobieżenia tym wydarzeniom. Wydarzeniom, po których, mimo iż minęło już tyle czasu, nigdy tak naprawdę się nie otrząsnął. Natychmiast odskoczył jak poparzony od klingi, przerażony tym, czemu właśnie poświadczył. Na to miecz uniósł się z zaspy, obrócił w powietrzu wiedziony jakąś niewidzialną siłą i wystrzelił w stronę wojownika. Ten odruchowo uchylił się, jednak ostrze nie zatrzymało się. Poleciało dalej i wbiło się prosto w pierś świeżo zabitego przeciwnika. W tym momencie dookoła rozeszła się fala uderzeniowa eksplozji jakiejś eterycznej energii wywołanej tym wydarzeniem. Wojownik odleciał kilkanaście metrów, uderzył się w głowę i stracił przytomność.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Karczmarz wraz z Czytelnikiem uśmiechnęli się lekko, po czym pierwszy przekazał dziecko temu drugiemu. Gniotek skinął głową na pożegnanie, po czym wybiegł z pomieszczenia i bez zamykania drzwi ruszył w stronę wyjścia z podziemi.
Czytelnik odwrócił się i wraz z dzieckiem usiadł ponownie przy stole. Jack przewrócił oczami najwyraźniej nie zadowolony, po czym schylił się i zajrzał pod stół.
- Nic ci się nie stanie, w końcu nad całym miastem jest teraz chroniąca nas... - zaczął mówić kiedy nagle poczuł dłoń Czytelnika na ramieniu.
- To słaby pomysł, żebyś o tym wspominał. - szepnął, przez co piratowi przypomniało się, że Albert chyba nie jest fanem magii.
- Noo tak czy siak, asasyni i paladyni nas ochronią, w podziemiach jesteśmy niewiarygodnie bezpieczni. - rzucił ponownie schylając się pod stół.

- Cholera... - syknął Zaraza szybko przenosząc się mocą przed przeciwnika, i jednocześnie zwinnie omijając atak.

Natalie docierając do drzwi mogła wyczuć, że zapach stał się znacznie intensywny. Gdzieś za tymi drzwiami na pewno był jakiś co najmniej do niedawna żywy krasnolud... Albo może nawet kilka krasnoludów?

Drugi Jeździec jako iż widocznie mieli chwilę spokoju z Kultystami wsparł Głód w jego działaniach, dzięki czemu mgła zaczęła unosić się powoli ku górze. W tym momencie kawałek dalej pojawiła się ponowie grupa Kultystów, która już miała atakować, jednak jakby w połowie zatrzymali się, i ponownie rozsypali w powietrzu.
W tym momencie oboje wyczuli, że coś się zmieniło, tak jakby obok nich niewidocznie wykorzystane zostało jakieś potężnie zaklęcie.
Co prawda większość osób z powodu mgły i zamieci nie była w stanie tego zobaczyć, jednak liście całego wielkiego drzewa Masila znajdującego się zarówno ponad miastem jak i barierą, poczęły zmieniać kolor na poprzedni, fioletowy. Cóż, w każdym razie nie musieli tego widzieć, wyraźnie znać o tym coś innego.
Potężny, wzmocniony niewiarygodnie magicznie głos Masila, mocniejszy nawet jeszcze bardziej niż kultystę przedmówcę, uniósł się teraz ponad miastem z taką siłą, że dało się go nawet usłyszeć w częściach podziemi, w tym pokoju Złotej Gildii.
- To miasto oraz wszelcy jego mieszkańcy, są w tym momencie pod moją protekcją. Wszelkie istoty chcące jego zagłady nie będą przeze mnie tolerowane. Zaklęcie obronne zaraz zacznie działać, dlatego też przekazuję, żeby wszyscy którzy walczą dla dobra Anubel, wrócili pod barierę, gdyż w innym wypadku nie obiecuję, że będą mieli jakiekolwiek szanse by przeżyć. Proszę wybaczcie mi że się mieszam, ale pozwólcie mi to załatwić. Zresztą... I tak już nie macie wyboru. - dodał na koniec nieco mrocznym i dominującym tonem. Po czym na swoje oczy wszyscy ujrzeli potężny fioletowy błysk, który przebił się nawet przez mgłę, zamieć, czy zasłony w oknach. Wszyscy podatni na magię z pewnością wyczuli, że nadchodzi coś potężnego...

Przywołany demon zaczął kierować się w dół wieży, wkrótce stało się jasne, że najpewniej zmierza w stronę lochów, które było świetnym miejscem na tresera, do trzymania swoich psów i karmienia ich.

- Nie wiem jak zazwyczaj działacie. - zaczął Timmy patrząc po nich. - Ale jak dla mnie powinniśmy się rozwijać. Dlatego to coś większego, brzmi dla mnie niezwykle zachęcająco. - stwierdził zacierając swoje niewielki futrzane ręce.

- Kto by pomyślał, że twoim celem będą po prostu dwie książki. - stwierdził wesoły Atlas.
- Z twoich "ust" faktycznie brzmi to strasznie trywialnie. - stwierdził Michael stojąc w śniegu, i obserwując gigantyczną zamieć otaczającą stolicę. Tuż obok niego stał zombie nieco wykrzywiony, trzymający na rękach jego nową towarzyszkę, Netvorę, która tym razem jednak nie spała, a obserwowała razem z zamaskowanym zamieć.
- A więc, jaki masz plan? - zapytała dziewczyna, rzucając okiem na jego zasłoniętą twarz.
- Nie znosisz Akademii, prawda? - zapytał, sam patrząc na jej ubrudzoną, młodą twarz.
- Nawet w niej nie byłam, ale wiem że nie zniosłabym tego miejsca. - odparła z gniewem w głosie.
- A gdybyś tak miała możliwość jej zaszkodzić? Jej, oraz człowiekowi którą ją zbudował?
- Tak długo jak jestem daleko, nie obchodzi mnie to miejsce.
- Ale wiesz, że właściciel Akademii to cholernie uparty człowiek, prawda? Tacy ludzie jak on cię nie zrozumieją, i będą cały czas chcieli, byś czuła się ich zdaniem lepiej, i zamieszkała w bezpiecznym szczęśliwym miejscu. - rzucił z pogardą z zamaskowany.
- Czemu miałabym tam zostać? Dobrze mi tutaj z moją umarłą rodziną. - mruknęła zdenerwowana patrząc na zombie podążające za nimi, oraz przez moment na samego Michaela.
- W takim razie najlepiej jakbyśmy zabrali mu coś, dzięki czemu przestanie nas prześladować, co ty na to? - zapytał patrząc z zainteresowaniem przez gogle na twarz dziewczyny.
- Co takiego niby? - zapytała pokazując jak na tacy rosnące zaciekawienie, co niezwykle odpowiadało zamaskowanego.
- Coś, co jesteś w stanie zrobić tylko ty, udając się do Akademii.
- Chcesz żebym tam poszła?! Żartujesz sobie ze mnie?! - krzyknęła oburzona.
- Pomyśl o tym. Zapewniam cię, że dzięki tej rzeczy zdobędziesz naprawdę wielu przyjaciół, takich jakich lubisz, - próbował uspokoić i przekonać ją Michael.
- Niby w jaki sposób? - zapytała.
- Nie chcę zanudzać cię szczegółami, ale na razie w skrócie powiem ci, że chodzi o pewną bardzo ważną dla właściciela Akademii księgę. W tej księdze jest lista naprawdę wielu osób, to dzięki niej ten zły koleś cię znalazł.
- I niby po co ci ona? - zapytała, nie do końca rozumiejąc.
- Cóż, po pierwsze, dla twojego świętego spokoju. Dzięki temu będziemy mieli znacznie więcej czasu dla siebie, i nikt nam nie będzie przeszkadzał. Po drugie, dzięki tej księdze sam będę mógł znaleźć parę osób, z którymi muszę coś załatwić.
- Co takiego załatwić, i z kim? - pytała dalej.
- Czy ona musi zadawać tyle pytań? - mruknął Atlas niezadowolony, Ale Michaelowi to nie przeszkadzało, wiedział, że każde takie pytanie powiększa jej zainteresowanie. A rosnące zainteresowanie, zwiększa szansę, że uda mu się ją namówić do wykonania swojej części planu.
- Nazwijmy to na razie w uproszczeniu, problemami rodzinnymi. - odparł zamaskowany wbijając wzrok w zamieć. W zasadzie jej nie okłamywał, jego plan, oczywiście zupełnie przypadkowo, miał pewien związek z jego przeszłością, oraz... Jego własnym ojcem.

Avatar Degant321
Albert powoli wychylił głowę z pod stołu kiedy usłyszał Jacka mówiącego że coś jest nad całym miastem, miał już zapytać pirata o co mu chodziło....... ale wtedy pojawił się Masil. Jego głos dało się usłyszeć w podziemiach a Albert, niestety, posiadał opanował w stopniu mistrzowskim zdolność potrzebną każdemu uczniowi, mianowicie chodzi tu o zdolność słuchania. Jeżeli ktoś myślał że Albertowi szajba bardziej odwalić już nie może, srogo się mylił. Albowiem w momencie kiedy Masil skończył mówić, młody wyskoczył z pod stołu niczym sprężyna, przy okazji także, przypadkowo rzecz jasna, walną Jacka prost w twarz swoim łokciem. Na twarzy cudzoziemca rysował się wyraz czystej zgrozy która była to jeszcze bardziej widoczna....... albo raczej słyszalna, dzięki faktowi że Albert począł krzyczeć jak opętany. Jego wrzaski były niezrozumiałe, ale nie wiadomym było czy to dlatego że krzyczał coś w obcym języku, czy po prostu panika tak odjęła mu od umysłu że nie był on w stanie sklecić zdania które by przynajmniej dawało pozory bycia....... no właśnie zdaniem. Jednakże nim ktokolwiek mógł złapać młodzieńca ten pobiegł do najbliższego wyjścia i w głąb tuneli.

Avatar Kuba1001
Pierwotne instynkty pierwotnymi instynktami, ale w końcu mógł je zwalczyć, prawda? Cóż, przynajmniej spróbował, chcąc zmusić Cerbera do posłuszeństwa, w tym wypadku zatrzymania się w miejscu.

- Więc postanowione. - powiedział Gereth, ściągając pierwszy kawałek zajęczego mięsa, a gdy i Timmy dostał swoją porcję, tym razem sarninę, miał dziwne przeczucie, że nawet gdyby wyraził inne zdanie, to Dłoń postawiłby najpewniej na swoim.

Avatar Gniotek7
Właściciel
W momencie kiedy Albert dotarł do wyjścia i otwarł drzwi by jak najszybciej zwiać z pomieszczenia, wpadł prosto na złodziejkę z takich impetem, że wywrócił się na ziemię. Ta przez chwilę zrobiła się niemal czerwona ze wściekłości, i prawdopodobnie już stłukła by chirurga na kwaśne jabłko, ale widząc jego stan, westchnęła tylko głęboko. W tym samym momencie, Albert poczuł że zrobił się nagle niezwykle śpiący, czuł, że jego kończyny odmawiają posłuszeństwa, i nawet to co przed chwilą się działo, i to co słyszał, zdawało się nie mieć znaczenia wobec wizji zdrzemnięcia się na tej niezwykle wygodniej i przytulnej podłodze...
Cóż, z swojej pozycji nie był też on w stanie raczej dojrzeć, że Czytelnik właśnie rzucił na niego zaklęcie snu.

Okazało się to o dziwo całkiem trudne, tak jakby wrogość w stosunku do innego psa-demona była niemal równie silna co próby powstrzymania go przez Demonologa. Choć widocznie zwolnił teraz, to jednak wciąż próbował przeć naprzód, co przypominało teraz psa na smyczy który usilnie próbuje biec.

Timmy zadowolony więc wziął się za swoje jedzenie, zastanawiając się przy tym o jaką większą rzecz może chodzić Gerethowi.

- Bardzo miło mi Panią poznać. - stwierdził Alaryk kłaniając się nisko, na co Allease z uśmiechem kiwnęła głową na przywitanie. Następnie doradca zwrócił się ponownie w stronę Walona. - Cóż, co do ogólnej sytuacji, to aż tak wiele nie zmieniło się od czasów sprzed panowania twojego wuja. Oczywiście, nasze aktualnie stosunki z większością rodów są teraz w praktycznie opłakanym stanie, zwłaszcza jeśli chodzi o rodzinę Wido. Przez cały ten czas, twój wuj prowadził z nimi dosyć częste konflikty, w wyniku których cały czas byliśmy niemal na granicy prawdziwej wojny. Myślę jednak, że skoro to ty ponownie stałeś się głową rodu, to wszystkie te relacje są do naprawienia, i rodziny puszczą w niepamięć niektóre waśnie spowodowane poprzednim władcą. - wypowiedział się Alaryk, nie spuszczając przy tym z oka swojego słuchacza.

Avatar Kuba1001
Wykorzystał to, aby wejść do lochów przed nim i zamknąć je szczelnie od wewnątrz. Następnie ruszył na poszukiwania Tresera.

Biorąc pod uwagę fakt, że nie wiedział o nim praktycznie nic, to nie mógł zbyt wiele ustalić. Cóż, zawsze można zapytać.

- Tego się obawiałem, oni zawsze uwielbiali machać szabelką... Ponownie poślij gońców, tym razem najlepiej z eskortą kilku zbrojnych. Niech udadzą się do siedzib każdego z trzech sąsiednich rodów i przekażą im, że wróciłem na tron, uzurpator został zabity, a także jestem gotów podjąć rozmowy z nimi wszystkimi, tutaj, u nich lub na neutralnym gruncie.

Avatar Degant321
- Nie, nie, nie, nie, nie NIE - Krzyknął Albert próbujący się wstać z ziemi, jednak jego ciało odmawiało mu posłuszeństwa, prawie po tym jak udało mu się wstać to się wywrócił z powrotem wywrócił, tyle że tym razem na przednią część swego ciała niż na plecy. Krótko po tym medyk próbował się jeszcze odczołgać ale szybko stracił przytomność.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Cerber chwilę po tym dopadł do drzwi i próbował ja otworzyć łapami lub popychając je łbami. W końcu zaczął warczeć niezadowolony. Imp latał dookoła niego, przyglądając mu się.
///Szczerze, wolałbym żebyś sterowaniem treserem zajął się sam, i tak zapowiada się że będę miał w tym momencie za dużo na głowie///

Stwierdził jednak chwilowo, że poczeka aż wszyscy - w tym on sam - spokojnie zjedzą. Będzie jeszcze czas żeby poznać jego plany, a do tego czasu mógł pozwolić rozwijać się jego wyobraźni.

- Rozumiem. - odparł kłaniając się lekko. - Miejmy nadzieję że pozostałe rodziny najpierw będą zadawać pytania, a dopiero potem strzelać. - dodał. - Jest jeszcze coś, czym powinienem się zająć?

Czytelnik westchnął nieco uspokojony, a złodziejka weszła do środka przechodząc obok nieprzytomnego Alberta. Tuż za nią weszła Saki, spoglądając trochę zaniepokojona na chirurga. W międzyczasie widząc że Czytelnik zajęty jest trzymaniem dziecka, sam wstał niechętnie i przeciągnął Alberta po czym oparł go o ścianę.
- A wy czemu nie pomagacie na zewnątrz? - zapytała złodziejka siadając przy stole jak najdalej od reszty.
- Cóż... Chyba wyszło na jaw, że mieliśmy jakieś powiązania z Michaelem, i nie do końca nam ufają. Stwierdzili żebyśmy się zamknęli u siebie i nie przeszkadzali. - rzucił Mariok, który dowiedział się o tym chwilę temu od pozostałych dwóch mężczyzn.
- W sumie nie ma co się im dziwić. - stwierdził Czytelnik. - Ostatnio przysporzył dosyć sporo kłopotów miastu.
Reszta kiwnęła lekko głową, i wzięli się za jedzenie i picie.

Avatar Degant321
Albert będąc pod wpływem zaklęcia mógł tylko spać........ co oczywiście robił.

TYMCZASEM

Tajemniczy wojownik noszący hełm z Jelenimi rogami powoli przemierzał las, w ręku miał swój łuk podczas gdy z jego pleców wisiał berdysz. Szedł on powoli ale pewnie i o dziwo dość miękko jak na człowieka jego rozmiarów. Powietrze było chłodne chociaż on prawie tego nie czuł z powodu grubego płaszcza oraz faktu jego pochodzenia. Dom...... opuścił go już parę dobrych dni temu na rozkaz Rady, ale do tej pory jeszcze nie spotkał nikogo żywego, znaczy się spotkał wieśniaków o niebieskich oczach z których źle patrzyło ale on raczej nie klasyfikował ich do krainy żywych. Nawet zwierząt niewiele widział a jak już jakieś widział to nie były one w dobrym stanie. Zima przyszła zbyt szybko, wiele zwierząt nie było na nią gotowe, nie zrobiło zapasów. Wtem od jego przemyśleń nad stanem świata naturalnego w Myrthanie oderwał go dźwięk wydobywający się z pobliskiego krzaka. Wojownik natychmiastowo nałożył strzałę na łuk i wycelował go w zarośla. Ku jego zdziwieniu spomiędzy gałęzi wysunęła się głowa królika, szczerze powiedziawszy on raczej spodziewał zobaczyć jakiegoś wilka lub może lisa. Jednakże nie ma to większego znaczenia jakie zwierze by wyskoczyło za krzaków, w końcu on też musi coś zjeść czyż nie? Z taką myślą wypuścił cięciwę a ta posłała strzałę prosto w królika, który to nie miał szans uciec. Po zabiciu zwierzęcia, usunięcia strzały z niego i przywiązania go do pasa, wojownik ruszył dalej przed siebie.

Avatar Kuba1001
//Nie powiem, żeby mi na tym zależało, ale niech będzie.//
- Panie? - usłyszał Magnus za plecami, a gdy odwrócił się w tym kierunku dostrzegł Tresera, Demona niemalże jak człowieka, choć przypominał go głównie posturą, resztę skrywała czerwona zbroja i hełm. - Przyszedłeś zobaczyć nowe okazy, panie? - zapytał z nutą radości w głosie, co rzadko spotykało się u Demonów, ale on zawsze był dumny ze swoich pupili i wciąż bolało go to, że nie mógł ich użyć w bardziej konkretnych zadaniach.
- Nie tym razem. - odparł Demonolog. - Zamknij swoje Ogary i zaczekaj tu ze mną, podczas przyzywania Demonów trafiłem na Cerbera, który zdaje się okazywać wrogość Twoim pupilom, więc chcę, żebyś go...
- ... zgładził? - dokończył Treser, kładąc dłoń na rękojeści miecza. Nawet Magnus nie mógł czuć się w pełni bezpieczny grożąc jego Ogarom, więc co dopiero jakiś podrzędny Demon.
- Wytresować. - sprecyzował Demonolog. - Uważam, że to będzie odpowiednie wyzwanie dla kogoś o Twoich zdolnościach.
Zagranie na dumie Demona sprawdziło się i już po chwili wszystkie Ogary były zamknięte, a Treser gotowy, więc Magnus odsunął się nieco i otworzył drzwi.

- Słyszałeś kiedyś o Bando-Gorze? - zapytał Gereth, wpatrując się w gwiazdy ponad sobą, na mrocznym niebie, lecz fakt, że Bolg, co było niespotykane, zupełnie go zignorował, sugerował, że to pytanie skierowane było właśnie do kurduplowatego najemnika.

- Poniekąd... Oczywiście sprawy wszystkich rodów obchodzą mnie równorzędnie, ale wiesz coś może o Fendrelach, zwłaszcza Balianie, Aenor i Nabie? Dawno ich nie widziałem, a muszę przyznać, że były to moje jedyne bratnie dusze poza Tobą, Alaryku.

Avatar Gniotek7
Właściciel
Cerber z powodu otwartych drzwi niemal wleciał do pomieszczenia, po czym rozglądając się przez chwilę wściekle i widząc że pozostałe psy tą zamknięte, zawarczał głośno, po czym rzucił się z kłami w stronę Tresera, najwyraźniej czując że to on jest właścicielem psów. Tuż za nim wleciał zainteresowany Guhryk przyglądając się sytuacji.

Timmy podrapał się przez chwilę po głowie, najwyraźniej próbując coś sobie przypomnieć, po czym wzruszył ramionami.
- Raczej nie bardzo. - stwierdził dokańczając swoją porcję.

- Cóż, ostatnimi czasy nie słyszałem o nich zbyt wiele, z pewnych jednak źródeł za czasów kiedy rządził tutaj twój wuj udało mi się dowiedzieć i zapamiętać parę rzeczy. - zaczął Alaryk spoglądając w stronę okna i próbując sobie przypomnieć wszystko co do tej pory słyszał o tym rodzeństwie. - Najciekawsza powinna być chyba informacja, że Nab został wysłany do pewnej akademii magicznej, i wrócił niezwykle uzdolniony! Podobno opanował całkiem dobrze dwie różne szkoły magii, co jest rzadkością ponoć nawet wśród magów. Jego siostra Aenor również radzi sobie całkiem dobrze, i do tej pory nie odrzuciła swojego zamiłowania do gry na lutni, w czym ponoć jest teraz naprawdę świetna! Co do Baliana, słyszałem że z każdym dniem okazuje się być co raz bardziej podobny do swojego ojca, co powinno być dla Pana dobrą wieścią, patrząc na to jak dobre stosunki posiadała głowa rodu Fendrelów z Pańskim ojcem. Mimo tego jednak, wciąż nie udało mu się znaleźć dla siebie żony, ale plotki mówią, że ponoć ma kogoś na oku. - wypowiedział się, mówiąc o wszystkim co udało mu się spamiętać i przypomnieć z informacji docierających do nich przez te lata. Allease przysłuchiwała się temu wszystkiemu w zamyśleniu, rzucając przy tym okiem na Walona.

Tymczasem wojownik podróżujący przez zniszczoną Myrthanę, jako iż był zwiadowcą, z pewnością mógł wyczuć teraz czyjąś obecność. W zasadzie to mógł być niemal pewny, że ktoś go obserwuje...

Minęła krótka chwila zanim fioletowy błysk wydobywający się z drzewa całkowicie zgasł. W tym momencie do uszu wszystkich znajdujących się zarówno w mieście jak i podziemiach - co z pewnością obudziłoby Alberta gdyby nie fakt że zaklęcie snu okazało się być naprawdę potężne - dotarł potężny, jeszcze głośniejszy od głosu Masila, mrożący krew w żyłach nieco zdeformowany smoczy ryk.
- Głód! Lepiej się stąd wynośmy, zostawmy to temu całemu Masilowi! - krzyknął Wojna, widząc (a raczej słysząc) że lepiej będzie się póki co wycofać.
Drugi z Jeźdźców wyglądał jakby rozważał przez chwilę kilka możliwości, po czym zaklął pod nosem i wraz z Wojną przeniósł się za pomocą Kamienia z powrotem do miasta, pozwalając żrącej mgle ostatecznie opaść w pełni na ziemię.
Wyglądało na to że zrobili to w odpowiednim momencie, gdyż chwilę później miejsce w którym dopiero co stali zostało niemalże zalane morzem fioletowego ognia, który wydobył się z paszczy wielkiego, eterycznego smoka, który właśnie zjawił się na zewnątrz miasta, i począł atakować wszystko, co znajdowało się poza barierą otaczającą Anubel. Choć z powodu otaczającej wszystko mgły i zamieci trudno było go właściwie dojrzeć, to w wyniku ciągle przebłyskującej energii z której stworzone była ta, można było podejrzewać, że może on być niemal tak ogromny, jak sama korona wielkiego drzewa znajdującego się nad miastem... Co mogło tłumaczyć, skąd on tak właściwie się wziął...

W tej samej chwili chłopak w rękawiczkach któremu udało znaleźć się tyle informacji na temat Celestii Goldenberg, spacerował po wymiarze Masila, przechodząc akurat obok wieży władcy wymiaru. W tym samym momencie, poczuł jakieś dziwne ciepło wydobywające się z jego kieszeni. Zmarszczył brwi i wyciągnął stamtąd zwinięty, zapieczętowany zwój. Był to magiczny przedmiot, przygotowany specjalnie dla wszystkich uczniów i nauczycieli Akademii, którzy mieszkali poza jego wymiarem. Wystarczyło jedynie zerwać pieczęć, by przenieść się do połączonego zaklęciem innego zapieczętowanego zwoju, które umieszczone zostały w domach ludzi uczęszczających do Akademii. Korzystanie ze zwojów było objęte kilkoma istotnymi prawami ustalonymi przez Masila, z powodu których, zakazane było korzystanie z nie swoich zwojów, kradzież ich, lub korzystanie z nich w celach które zagrozić mogłyby wymiarowi lub jego mieszkańcom. W najlepszym wypadku za coś takiego można było zostać wyrzuconym z wymiaru lub Akademii.
Tymczasem chłopak zorientował się, że to ciepło jest identyczne jak to, która odczuwa się po zerwaniu pieczęci. Oznaczało to, że ktoś chce się przenieść, ale do niego, a jedyną osobą która mogła to zrobić, wydawał się.
- Tata? - zapytał sam siebie chłopak nieco zdziwiony. - Myślałem że jesteś teraz w pracy... No cóż, Masil chyba nie powinien mieć nic przeciwko twojej wizycie... - pomyślał, po czym nie widząc przeciwwskazań, zerwał pieczęć.
W tym momencie stało się coś dziwnego, w normalnej sytuacji powinien on ujrzeć osobę, która chciała się do niego przenieść, zamiast tego poczuł, że coś go potrąciło nagle, na co ten upadł na ziemię, tylko że... Niczego nie widział. Po krótkiej chwili ujrzał jak drzwi od wieży Masila otwierają się nagle, po czym zamykają, pieczęć zdążyła ostygnąć...
Chłopak przetarł oczy próbując zrozumieć co się właśnie stało. Co ja właśnie zrobiłem?
Nie mogą znaleźć logicznej odpowiedzi na to, ponownie zerwał pieczęć - która najwyraźniej regenerowała się za każdym razem, kiedy doszło do teleportacji - po czym zniknął, najprawdopodobniej przenosząc się do swojego domu.

Avatar Degant321
Przez pewną chwilę jeszcze szedł, ktoś lub coś go obserwuje, pytanie tylko w jakich zamiarach? Cóż czas się dowiedzieć. Zwiadowca w grubym płaszczu przygotował strzałę i nagle stanął w miejscu.
- Wiem że tam jesteś - powiedział, jego głos był spokojny, pozbawiony strachu.

Avatar Gniotek7
Właściciel
W tym momencie wojownik usłyszał kobiecy głos poprzedzony głębokim westchnięciem, który wydobył się spomiędzy niewielkiej grupki drzew, które w wyniku mrozu dawno straciły liście.
- I w takich sytuacjach kobieta zastanawia się czy jej lata świetności już przeminęły, czy trafiła na wyjątkowo przebiegłego wilka. - powiedziała Araniel wychodząc spomiędzy drzew i stając jakieś trzydzieści metrów od wojownika. Była dosyć wysoką elfką, której najwyraźniej mimo niezbyt grubego ubioru, mróz nie wydawał się kompletnie przeszkadzać. Na jej plecach spoczywał długi drewniany łuk ozdobiony jakimś obwiązanym orkowym amuletem, oraz kołczan pełen stalowych strzał.

Odpowiedź

Pokaż znaczniki BBCode, np. pogrubienie tekstu

Dodaj zdjęcie z dysku

Dodaj nowy temat Dołącz do grupy +
Avatar Gniotek7
Właściciel: Gniotek7
Grupa posiada 18866 postów, 11 tematów i 14 członków

Opcje grupy Karczma pod ...

Sortowanie grup

Grupy

Popularne

Wyszukiwarka tematów w grupie Karczma pod Historią