Doskonale, Guhryku. To wszystko. - przekazał Magnus Impowi, jak zawsze dając mu tę swobodę wyboru czy zostanie do końca rozmów, czy też odleci, jak zwykle porywając w locie nieco pieczywa, które lubił z bliżej nieznanego Demonologowi powodu. Jednakże liczył, że Demon odleci, czego nie dał mu po sobie poznać, ponieważ nie lubił, gdy ktokolwiek wiedział, że targają nim takie emocje jak smutek, a tak właśnie było.
Smutek zawsze był tylko stadium przejściowym dla wściekłości, kiedy to cudem powstrzymywał się od wydania swym podwładnym rozkazu spalenia jakiejś wioski do gołej ziemi. Na całe szczęście tym razem nie wpadł w gniew, pozostał dłużej przy tym pierwszym stanie. Dlaczego mu to zrobili? Oczywiście, nie mogli wiedzieć, że zranią Magnusa, w końcu umarli nic nie czują, ale była to dla niego olbrzymia strata. Jednakże sam fakt, że jego siostra, malutka Celestia, miała zdolności magiczne, był co najmniej intrygujący. Cóż, lepiej, że smutek zastąpiła ciekawość, niż złość, prawda?
- Dziękuję, Matthiasie. Jeśli to wszystko, to możesz odejść, ale mam do Ciebie pewną prośbę: Spróbuj dowiedzieć się jak najdyskretniej wszystkiego o postępach mojej siostry w akademii oraz tego, jak się tam czuje. Ach, zapomniałbym: Nie pamięta mnie, prawda?
Gereth wreszcie wybrał, a mianowicie drewnianą szkatułkę, w której zawartość wpatrywał się niezwykle intensywnie, dopóki nie zamknął wieka z trzaskiem.
- Bolg, przestań. - upomniał Okuna, który nadgryzał okazały rubin, acz zabójca nie był pewien, czy to po to, aby sprawdzić jego prawdziwość, czy może poczciwy mięśniak naprawdę myślał, że jest on jadalny. Tak czy inaczej, Bolg posłuchał rozkazu swego rozmówcy, jak zawsze zresztą, i schował klejnot do kieszeni.
Poza tym, co znalazł w szkatułce, Pozbawiony Twarzy zabrał też kilka kamieni szlachetnych, złoty wisiorek, elegancki sygnet i napełnił sakiewkę złotymi monetami.
Timmy mógłby wybierać i przebierać godzinami, nie tylko dlatego, że bez pomocnej dłoni Bolga nie dostałby się do przedmiotów na samej górze, tam na dole także miał wszystko, co pasowało do jego kryteriów: Pierścienie, sygnety, kolczyki i wisiorki, a tym nawet sznury pereł, na pewno cennych, skoro stąd do morza było bardzo daleko. Ale jeśli to go nie kręciło, zawsze mógł postawić na klasykę, jak Okun, i wybrać po prostu monety ze złota i srebra lub kamienie szlachetne. Jednakże uwagę gryzonia przykuła też srebrna brosza inkrustowana złotem, w kształcie nietoperza o rozłożonych skrzydłach, z rubinami w charakterze oczu.
Zdziwił go nieco ten rumieniec, zaczął nawet obawiać się tego, jak kapłanka zrozumiała jego pytanie.
- Uważam, że teraz Twoje zdolności najlepiej przydadzą się rannym, na pewno jacyś są, a wszyscy zasługują na opiekę, nawet jeśli będą musieli później trafić do lochu...
Lochy zamku Vau zawsze przerażały Walona, mimo iż stały puste całe jego dzieciństwo i lata młodzieńcze. Ale może to właśnie dlatego? Cóż, teraz wylęgło z nich wiele osób, głównie kupców i innych przetrzymywanych dla okupu czy też wieśniaków wtrącanych tam dla zabawy złego szlachcica. Ponownie cele zapełniły się, gdy trafili tam jego żołdacy, których Walon będzie musiał sprawiedliwie ukazać i przywrócić do służby, wygnać bądź skazać na pobyt tam na dłużej, a na śmierć w najgorszym wypadku. Na szczęście to może poczekać, zwłaszcza że wielu od razu zmieniło stronę, gdy usłyszało kim jest i po co tu przybył. Zadziwiające, ilu jeszcze prawych ludzi wałęsa się po tym świecie, czyż nie?
Rozmyślania szlachcica siedzącego na tronie przerwało pojawienie się osoby, która niepewnie weszła do sali tronowej.
- Alaryku! - krzyknął wesoło Walon, od razu zrywając się z miejsca. - Cieszę się, że znów Cię widzę! Ani trochę się nie postarzałeś.
Była to przesada, i to gruba, ale liczył, że sędziwy doradca doceni jego żart, tak jak to robił, gdy obaj byli młodsi. Służył najpierw Mininowi, ojcowi Walona, później miał doradzać jemu, ale zamiast tego musiał znosić tak długiego towarzystwo zdradzieckiego krewniaka prawowitego następcy tronu. A teraz nareszcie służyć będzie temu, komu powinien.
Wyglądał, jak człowiek, ale wielu w to wątpiło, uważając, że swe, według wieśniaków, którzy dożywają zwykle mniej niż pół wieku, nadnaturalnie długie życie posiadł dzięki obecności w swych żyłach elfickiej krwi, warzeniu specjalnych mikstur lub nawet konszachtom z siłami nieczystymi, w co Walon oczywiście wątpił.
Doradca odziany był w prosty strój, bowiem nigdy nie lubił unosić się pychą i pokazywać, że kiedyś był chłopem i zawsze o tym będzie pamiętać. Jedynie niedźwiedzie futro na plecach było oznaką jego stanu i funkcji, podobnie jak drewniana laska zakończona rzeźbioną głową wilka, herbu rodziny Vau. Jak już zostało powiedziane, był stary, garbił się, miał bujną, acz siwa, brodę, podobnie jak wąsiska. Do tego zmarszczki na twarzy i powolny chód. Jedynie oczy, małe, rozżarzone jak węgielki, ale urzekające błękitną głębią spod krzaczastych brwi, pokazywały, że na duchu zawsze czuł się, czuje i będzie czuć, równie młodo, jak swój pan, jeśli nie bardziej.